Ryzykant. Wojciech Bojanowski – zdolny reporter na specjalnych warunkach
Problemu ze swoim poukładaniem Bojanowski jest świadom: „Chciałbym, żeby inaczej wyglądał mój workflow i system pracy. Lubię nagrywać, być w akcji, lubię planować. A mam problem później z zebraniem tego do kupy, ze zmontowaniem” (fot. Tomasz Gzell/PAP)
Siedmiokrotnie nominowany do Grand Press, trzykrotnie nagrodzony za reportaże, Dziennikarz Roku 2017, laureat Nagrody Radia Zet im. Andrzeja Woyciechowskiego, Nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej, a także innych wyróżnień.
Wojtek Bojanowski to bardzo zdolny, wciąż jeszcze młody człowiek – mówi Adam Pieczyński, wieloletni redaktor naczelny TVN 24. – Z umiejętnością daną niektórym tylko dziennikarzom docierania do rozmówców, spraw, do których innym się nie udaje dotrzeć. Wojtek jest połączeniem wrażliwości i determinacji. Jest człowiekiem, którego można byłoby porównać do czołgu – jego gąsienice nie rozdeptują ludzi, sprawnie nimi manewruje – opisuje Pieczyński.
Talentu odmówić mu nie można. Niedawno stracił stanowisko szefa zespołu projektów specjalnych TVN 24 po przeprowadzeniu wewnętrznego postępowania działu compliance dotyczącego jego relacji z podwładnymi.
JEDYNAK
Wojciech Bojanowski – kończący w tym roku 40 lat – urodził się w Bytomiu, a wychował w blisko 40-tysięcznym Knurowie na Górnym Śląsku. Jego ojciec prowadzi tam zakład lakierniczy, chciał, żeby syn jedynak poszedł w jego ślady. On wybrał jednak dziennikarstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. W liceum startował w olimpiadach.
„Nie potrafię siedzieć w miejscu, ale na tym polega chyba dziennikarstwo? To chyba najfajniejszy zawód świata” – mówił w 2012 roku Bojanowski, odbierając przyznawaną przez studentów nagrodę MediaTory w kategorii InicjaTor, w której dziennikarze są nagradzani za pokazywanie, że można inaczej.
Na studiach pisał do uczelnianego pisma „WUJ – Wiadomości Uniwersytetu Jagiellońskiego”. Poszedł na staż do TVP 3 Kraków, do „Kroniki”. „Wszedłem z buta i zapytałem ochroniarza: Przepraszam, a kto tu przyjmuje do pracy? On odpowiedział: pan Janek. Poprosiłem, żeby pan Janek zszedł i zapytałem go, czy jakiś staż by się dla mnie nie znalazł. Powiedział, żebym przyszedł następnego dnia” – opowiadał „Press”.
– Pamiętam, że przyszedł młody chłopak na staż i zaproponował na tamte lata temat nieoczywisty: prostytutka w akademikach – mówi Sławomir Mokrzycki, który kierował wtedy „Kroniką” TVP 3 Kraków. – To go nieźle ustawiało w redakcji – dodaje i opowiada: – Podawałem później jego przykład studentom. Na pytanie, jak zacząć, mówiłem, żeby zaproponować taki temat, wtedy inaczej na was patrzą.
Wojciech Bojanowski zrobił również śledczy materiał o skandalu przy wyborze rektora Akademii Ekonomicznej. „Jednak mi tego materiału nie puścili, bo rektor był czyimś znajomym. Obraziłem się na nich śmiertelnie, ale swoją metodę dostawania się do redakcji stosowałem w innych miejscach” – mówił „Press”.
Zaczął przyjeżdżać do Warszawy na staże, do „Rzeczpospolitej”, „Newsweeka” i „Gazety Wyborczej”.
UCZEŃ RYDZYKA
Będąc w „Gazecie Wyborczej”, napisał wcieleniowy reportaż o studiowaniu na Wyższej Szkole Komunikacji Społecznej i Mediów w Toruniu, założonej przez o. Tadeusza Rydzyka. Naukę na uczelni opisał w artykule „Byłem uczniem ojca Rydzyka”, który ukazał się w „Dużym Formacie” w grudniu 2005 roku.
– Przeżywał, że jest trochę w roli szpiona, żył z tymi ludźmi, mieszkał w akademiku, musząc ukrywać prawdziwe intencje. Był młodziutkim chłopakiem. Poradzenie sobie z tym byłoby trudne nawet dla starego, doświadczonego reportera – mówi wieloletni reporter „Dużego Formatu” Jacek Hugo-Bader. – Chyba praca pod przykrywką nie trwała tak długo, jak było to zaplanowane. Tekst powstał, został doceniony, świetnie mówiło się o Wojtku, że jest przyszłością polskiego reportażu – wspomina Hugo-Bader. I dodaje: – Z satysfakcją dzisiaj patrzę, jak dobrze mu idzie i jakie zacne tematy robi. Błahych spraw nie dotyka.
Na warszawskich stażach nie miał początkowo gdzie się zatrzymać, więc spał w namiocie. „Miałem kilka miejsc. Lecz szybko się przekonałem, że na przykład Pole Mokotowskie nie jest najlepsze, bo stamtąd przeganiali. Zęby myłem w redakcyjnych ubikacjach, a dziennikarze zaczynali mnie podpytywać, o co chodzi. Szybko też zaczęli mnie zapraszać do siebie” – opowiadał w „Press”.
W 2006 roku na stażu w „Newsweek Polska” napisał reportaż o bezdomnym Hubercie H., który znieważył ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Mężczyznę z Katowic zaprosił do swojego programu telewizyjnego Tomasz Lis, zapewniono mu nocleg w hotelu i 3 tys. zł za występ. „Wpadłem na pomysł, żeby spędzić z nim noc w hotelu, wysłuchać jego historii. Udało się” – mówił Bojanowski w 2022 roku w podcaście Martyny Wojciechowskiej „Dalej”. Dziennikarz uznał, że jednak czegoś w tej historii brakuje i spędził drugą noc z Hubertem H. tam, gdzie sypiał, czyli na dworcu w Katowicach. Zakolegował się z nim i jego dwoma przyjaciółmi. Zbliżała się wigilia, więc zaprosił całą trójkę do swojego rodzinnego domu.
DEAL ŻYCIA
Później Wojciech Bojanowski postanowił spróbować swoich sił w telewizji. Udało mu się spotkać z Michałem Samulem, który był wtedy szefem redaktorów w TVN 24, czyli osób, które na miejscu w newsroomie m.in. przycinają tzw. setki. Dziś Samul jest redaktorem naczelnym TVN 24.
Bojanowski wspominał w „Press”: „Dał mi jakąś depeszę po angielsku do przetłumaczenia. Obawiał się, czy nie jestem jakimś kolekcjonerem staży, bo mu się wieloma pochwaliłem. Zaproponował, że mogę przez jakiś czas popracować za darmo. Po tygodniu stwierdziłem, że mnie na to nie stać. Więc gdy zaproponował mi 2000 złotych, wydawało mi się to dealem życia”.
Był redaktorem, później również dziennikarzem serwisu Tvn24.pl. „Ta praca to jest spełnienie moich marzeń. Być w miejscach, w których rzeczywiście dzieje się coś ważnego. To jest niesamowita przygoda. Jak zaczynałem tutaj pracę w 2006 roku, to w życiu nie spodziewałem się, że tyle rzeczy mnie spotka” – mówił w 2021 roku w programie „Nasze 20-lecie”.
W listopadzie 2008 roku jechał w konwoju wiozącym prezydentów Polski i Gruzji, który został ostrzelany na górskiej drodze w Gruzji prowadzącej do granicy z Osetią Południową.
„Jest ciemno, nasz samochód wyprzedza całą kolumnę i nagle słychać strzały. W pewnym momencie facet z wielkim karabinem każe nam się położyć na ziemię” – relacjonował w programie „Nasze 20-lecie”. „Widzę z tej perspektywy, że zaczynają się zapalać komórki i dziennikarze zaczynają się kontaktować ze swoimi redakcjami, więc robię to samo, dzwonię do reżyserki i pamiętam głos, który mówi do mnie: „Wojtek, słuchaj, mów tylko o tym, co widzisz, mów tylko o tym, co wiesz na 100 procent, nie ma przestrzeni na to, żeby pozwalać sobie na jakieś domysły, żeby pozwalać sobie na mówienie o tym, co ci się wydaje, mów tylko i wyłącznie, co się dzieje, za 10 sekund jesteś na antenie” – opowiadał i przyznał: „Dla mnie to było takie pierwsze mocne dziennikarskie doświadczenie”.
Kiedy w 2011 roku Tomasz Sekielski ruszał z magazynem reporterskim „Czarno na białym”, w jego zespole znalazł się Wojciech Bojanowski. W pierwszym roku pracy w programie zrobił m.in. reportaże o Jarosławie Kaczyńskim, którego odwiedził w biurze poselskim, pokazał też jeden dzień życia Andrzeja Leppera.
Anna Kulbicka-Tondel, która pracowała z Bojanowskim w „Czarno na białym”, pamięta, że był niezwykle pracowity. – Każdy z nas chciał zrobić taki materiał jak Bojan. Miał polot, odwagę i pomysły. Mieliśmy jednak świadomość, że nie mamy jego osobowości i takiej jak on przebojowości – opowiada Kulbicka-Tondel.
***
To tylko fragment tekstu Macieja Kozielskiego. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”. Przeczytaj go w całości w magazynie.
„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.
Czytaj też: Nowy Press: Chaciński o kulturze, której brak, a także Bojanowski, Nałęcz, CPK oraz Ziobro mediom
Maciej Kozielski