Biedroń odcina się od kontaktów ze Szmydtem i oskarża innych. Wyjątkowa hipokryzja
Sędzia Tomasz Szmydt często gościł w roli eksperta w programach Wojciecha Biedronia w telewizji wPolsce.pl (screen: wPolsce.pl)
Wojciech Biedroń, autor mediów związanych z braćmi Jackiem i Michałem Karnowskimi, stara się umniejszyć wagę swoich kontaktów ze zbiegłym na Białoruś sędzią Tomaszem Szmydtem. Sugeruje, że to ówczesna opozycja oraz "zblatowane z nimi media współpracowały z agentem lub współpracownikiem służb wrogiego państwa". Zapomina, jak pomagał Szmydtowi i jego byłej już żonie Emilii Sz. "Małej Emi" szczuć na sędziów, którzy sprzeciwiali się niszczeniu sądownictwa? To mu przypomnijmy - pisze Mariusz Kowalczyk.
"Tomasza Szmydta poznałem we wrześniu 2018 roku. Wiedziałem, że pracuje w Krajowej Radzie Sądownictwa. Kolejny sędzia, z którym dziennikarz, zajmujący się tą dziedziną, miał jakiś kontakt. Rozmawialiśmy kilkakrotnie. Powstało kilka artykułów. Sprawiał wrażenie nowoczesnego prawnika, bez doktrynalnego zacietrzewienia. Był jednym z tych, którzy chcą zmieniać polskie sądownictwo. Wcześniej należał do skrajnie upolitycznionego stowarzyszenia »Themis«. Kilka publikacji i wywiadów, to jedyny »dorobek« tej znajomości, która realnie trwała dwa - trzy lata. W 2019 roku byłem pewien, że stał się ofiarą »afery hejterskiej«, którą wykreowała jego była żona oraz zainteresowane zmianą ówczesnej władzy media” - pisze Wojciech Biedroń w serwisie Wpolityce.pl. Natomiast w telewizji wPolsce.pl nazywa Szmydta "moim informatorem”.
Przypomnijmy, że tzw. afera hejterska wybuchła w sierpniu 2019 roku, gdy Onet opisał, jak grupa sędziów kierowana przez ówczesnego wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka zbierała haki na niezależnych sędziów, a następnie rozprowadzała w usłużnych mediach oczerniające ich materiały. Sędziowie hejterzy założyli dwie grupy dyskusyjne w komunikatorach internetowych - "Kasta/Antykasta” i "Niezłomni”. Do obu należał Szmydt, a do tej ostatniej "Mała Emi”, wtedy żona Szmydta.
Wojciech Biedroń współpracował z tymi grupami, co wynika z zapisu jego rozmów w komunikatorze internetowym z "Małą Emi”, do których w 2019 roku dotarł "Presserwis”. Na podstawie informacji i dokumentów od Emilii powstał propagandowy tekst Wojciecha Biedronia "UJAWNIAMY. Tak się »oczyszcza« kasta sędziowska! Awans i śmieszny wyrok za wypadek drogowy spowodowany przez sędzię z Rybnika”, który ukazał się w serwisie Wpolityce.pl 16 lipca 2018 roku. Biedroń przed publikacją przekazał tekst do wglądu Emilii. 16 lipca 2018 roku o godz. 18.14 Biedroń napisał do niej: "Za kilka minut wrzucę Ci tekst. Przeczytaj na szybko i daj znać. Chciałbym go opublikować dzisiaj ok. godz. 19.00. OK?”. O 18.39 Emilia odpisała: "Artykuł super!!! Masz tylko kilka literówek ;)”.
Biedroń w swoich artykułach cytował sędziego Tomasza Szmydta jako eksperta od sądownictwa. Ten usłużnie formułował lub potwierdzał tezy rządzącej wtedy Zjednoczonej Prawicy lansowane przez Biedronia i media Karnowskich o tym, że sędziowie broniący sądownictwa przed upolitycznieniem robią to dla własnych interesów i m.in. dlatego, że sami są upolitycznieni. Wojciech Biedroń w tym samym celu wielokrotnie zapraszał Szmydta do swoich programów w telewizji wPolsce.pl.
Mało tego. "Gazeta Wyborcza” opisała niedawno, jak Wojciech Biedroń pomagał Szmydtowi w atakowaniu dziennikarki "GW” Ewy Ivanovej. Jesienią 2019 roku Szmydt złożył do Centralnego Biura Antykorupcyjnego donos, zarzucając dziennikarce, że otrzymywała od zaprzyjaźnionych sędziów informacje z toczących się postępowań o klauzulach "zastrzeżone” i "poufne”. Biedroń opisał tę sprawę w serwisie Wpolityce.pl twierdząc, że "Ivanova próbowała werbować sędziego na informatora, ten jednak nie skorzystał z propozycji spotkania, a potem "w humorystyczny sposób korespondował z dziennikarką”. Według niego Ivanova "miała się oburzyć na formę rozmów i poinformowała o nich Prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego".
Co na to "GW”? "To nieprawda: dziennikarka nie składała propozycji spotkań, zadawała pytania w sprawie afery hejterskiej, nie złożyła także zawiadomienia do prezesa NSA, a korespondencja sędziego z dziennikarką nie miała charakteru humorystycznego" - czytamy w "GW”.
Ostatecznie prokuratura odmówiła prowadzenia śledztwa w tej sprawie i stwierdziła, że Szmydt nie miał przesłanek do zawiadamiania CBA.
Współpraca Biedronia ze Szmydtem była długa i obfita. Szmydt przestał był potrzebny Biedroniowi, gdy m.in. wraz ze swoją żoną zaczęli w innych mediach opowiadać o kulisach i szczegółach funkcjonowania grupy hejterskiej "Kasta”.
Teraz Biedroń pisze, że Szmydt był jego zwykłym informatorem, a wypromowały tego sędziego "media III RP”, mając na myśli niezależne media, w których Szmydt opowiadał o patologicznych praktykach, do jakich dochodziło wśród sędziów na wysokich stanowiskach z nadania Zjednoczonej Prawicy.
Biedroń posuwa się do insynuacji, że niezależne media współpracowały z agentem obcych służb. "Czy to wtedy ktoś przejął go i zaczął wykorzystywać, jako narzędzie agenturalne? A może stało się to wcześniej? Na to pytanie nie znam odpowiedzi. Tę powinny nam przedstawić służby specjalne. Przedstawią? Nie sądzę. Musiałyby wprost przyznać, że posłowie dzisiejszego rządu koalicji 13 grudnia i zblatowane z nimi media, współpracowały z agentem lub współpracownikiem służb wrogiego państwa" - pisze Biedroń.
Media związane z Karnowskimi zaczęły mieszać odbiorcom w głowach, że jeżeli się je oskarża o kontakty z Tomaszem Szmydtem, to inne media są tak samo umoczone, bo też z nim rozmawiały. Ale tu nie ma żadnej symetrii. Biedroń, który był stałym komentatorem propagandowej Telewizji Polskiej w czasach rządów PiS, do perfekcji opanował warsztat propagandysty. Jednym z narzędzi w nim wykorzystywanych jest ukrywanie propagandy za parawanem dziennikarstwa. To dlatego Biedroń nazywa Szmydta "moim informatorem”, jakby był on zwykłym informatorem dziennikarza, który kontaktując się z nim otrzymuje informacje, dzięki którym może ujawniać nieprawidłowości i przestępstwa.
Ale Szmydt nie był informatorem Biedronia. Szmydt był jego współpracownikiem. Biedroń nie rozmawiał ze Szmydtem, żeby ujawniać nieprawidłowości. Rozmawiał z nim, by nagłaśniać propagandowe tezy potrzebne wtedy Zjednoczonej Prawicy.
Zarzuty, że dziennikarze innych mediów rozmawiali ze Szmydtem, są absurdalne. Oni rozmawiali z tym sędzią w celu ujawnienia patologii na szczytach polskiego sądownictwa obsadzonego przez partyjnych urzędników i sędziów.
Praca dziennikarzy polega na ujawnianiu patologii. Wojciech Biedroń oraz jego koleżanki i koledzy jednak tego nie zrozumieją.
Mariusz Kowalczyk