Dziennikarze przed komisją ds. wpływów rosyjskich. Wysokie kary za odmowę zeznań
Wiceszef MON Wojciech Skurkiewicz chce, aby przed sejmową komisją ds. zbadania wpływów rosyjskich stanęli dziennikarze (fot. Wojciech Okluśnik/East News)
Komisja badania ds. wpływów rosyjskich może służyć również do dyskredytacji dziennikarzy niezależnych od obozu rządzącego oraz ich informatorów. – Za odmowę złożenia zeznania ustawodawca przewidział relatywnie wysokie kary: do 20 i 50 tys. zł. To może wywołać efekt mrożący, Przypuszczam, że w obawie przed tą sankcją dziennikarze złożą wyczerpujące odpowiedzi na pytania komisji nawet w sytuacji, gdy nie będzie jasne, czy zostali zwolnieni z tajemnicy dziennikarskiej – mówi dr hab. Marcin Górski, adwokat, radca prawny, profesor na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego.
Postulat przesłuchania dziennikarzy przed sejmową komisją ds. badania wpływów rosyjskich zgłosił wiceszef MON Wojciech Skurkiewicz. "Moim zdaniem również powinno wielu dziennikarzy stanąć przed komisją, którzy mają również w swojej działalności pewnego rodzaju naleciałości prorosyjskie, między innymi dziennikarze, którzy współpracowali z takim portalem jak Telegraf (chodziło mu zapewne o serwis Telegram, ale pomylił nazwy – przyp. red.)" – mówił w poniedziałek w Sejmie.
"Przed komisję może być wezwany każdy"
Obserwatorzy nie mają wątpliwości, że celem komisji ds. badania wpływów rosyjskich jest zdyskredytowanie lidera Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska i polityków opozycji, a nie zdobycie istotnych informacji o wpływach Kremla w Polsce. Po serii agresywnych wypowiedzi polityków PiS do dziennikarzy (w ubiegłą sobotę prezes PiS Jarosław Kaczyński w reakcji na niewygodne pytanie reportera TVN 24 Mariusza Grzymkowskiego nazwał go przedstawicielem Kremla) komisja powołana na potrzeby kampanii wyborczej może służyć również do dyskredytacji dziennikarzy, którzy krytycznie opisują działania polskich władz i podległych im służb.
Czytaj też: Dziennikarze i publicyści wybierają się na marsz 4 czerwca – jako obywatele
Specjalista z zakresu teorii i filozofii prawa prof. Marcin Matczak w rozmowie z „Presserwisem” zaznaczył, że łatwo wyobrazić sobie dziennikarza krytycznie piszącego o działaniach MON, którego komisja wezwie, sugerując, że działa na korzyść Rosji Putina.
– Niestety, pojęcie wpływów rosyjskich nie zostało należycie zdefiniowane przez ustawodawcę. Dlatego przed komisję może być wezwany praktycznie każdy. W 2011 roku byłem na konferencji w Petersburgu, więc można podejrzewać, że byłem – a może stale jestem – pod wpływem Rosji – ironizuje mec. Marcin Górski.
W jego ocenie komisja ds. zbadania wpływów rosyjskich jest swojego rodzaju sądem specjalnym, który decyzją administracyjną może orzec o winie, nie dając żadnego prawa do obrony osobom posądzanym o uleganie wpływom rosyjskim.
Marcin Górski zaznacza, że od orzeczonych przez komisję środków zaradczych można odwołać się do wojewódzkiego i naczelnego sądu administracyjnego. – Na tej drodze na prawomocny wyrok trzeba czekać około trzech lat. Tymczasem uznanie kogoś publicznie za osobę ulegającą rosyjskim wpływom oznacza śmierć cywilną, infamię. Dotyczy to również dziennikarzy, których władza może zechcieć wyeliminować z życia publicznego – dodaje.
Dziennikarzy będą pytać o wszystko
Górski zauważa, że ustawodawca przewidział wysokie kary za bezzasadną odmowę składania zeznań przez osoby wezwane przez komisję – za nieobecność lub uchylanie się od odpowiedzi komisja może wymierzyć grzywnę do 20 tys. zł, a gdy to nie poskutkuje – 50 tys. zł. – Celem jest tu wywołanie efektu mrożącego, który ma zmusić przesłuchiwanych do ujawnienia wszystkich faktów i źródeł informacji – mówi ekspert.
Czytaj też: SDP przyznało tytuł Hieny Roku 2023 Marcinowi Gutowskiemu i Ekke Overbeekowi
Dodaje: – O zwolnienie z tajemnicy dziennikarskiej komisja będzie musiała każdorazowo występować do sądu. Niestety, z praktyki wynika, że sądy w tego typu przypadkach udzielają takich zgód szybko i bezrefleksyjnie. Bez świadomości, że instytucja tajemnicy dziennikarskiej ma kluczowe znaczenie dla sprawnego funkcjonowania mediów i demokracji – podkreśla.
Marcin Górski zauważa, że ewentualna zgoda sądu na zwolnienie z tajemnicy dziennikarskiej dotyczy konkretnych okoliczności, zdefiniowanego tematu i czasu. – Jednak z dotychczasowych doświadczeń sejmowych komisji śledczych wynika, że jej członkowie lekceważyli tego typu ograniczenia. Tak będzie zapewne i tym razem. Dziennikarzy będą pytać o wszystko. A ci w lęku przed wysokimi karami mogą nie wytrzymać presji i ujawnić osobowe źródła informacji, nawet w sytuacji, gdy nie będzie jasne, czy są zwolnieni z dotrzymania tajemnicy dziennikarskiej – przewiduje Górski.
Pod tym linkiem znajdą Państwo materiał o tajemnicy dziennikarskiej z istotnymi przepisami.
Zaznacza, że od decyzji sądu o zwolnieniu z tajemnicy dziennikarskiej w związku z przesłuchaniem przed sejmową komisją ds. wpływów rosyjskich przysługuje prawo do złożenia zażalenia w ciągu 7 dni od daty doręczenia pisma. – W ten sposób można zyskać na czasie – doradza Marcin Górski. – Dziennikarze wezwani przed komisję powinni skorzystać z pomocy zawodowych pełnomocników. W tego typu sytuacjach wiele kancelarii deklaruje wsparcie pro bono – dodaje Marcin Górski.
W piątek 2 czerwca Andrzej Duda ogłosił przygotowanie projektu nowelizacji ustawy o powołaniu komisji ds. badania wpływów rosyjskich. Zmianom mają zostać poddane między innymi ścieżka odwoławcza od decyzji komisji (mają być one rozpatrywane przez sądy powszechne), jej skład oraz zlikwidowanie "środków zaradczych".
Czytaj też: Spot PiS wykorzystujący Holokaust: żadnych granic w kampanii, chamskie mordobicie
(JF, 02.06.2023)