Po komisji mobbingowej w "GW": Klich-Siewiorek prosi o wyjaśnienie, czym są "zachowania niepożądane"
– Jeśli zdarzyło się, że komuś odmówiłam publikacji tekstu bez podania przyczyny – albo czekał na tę publikację zbyt długo – przepraszam – mówi Aleksandra Klich-Siewiorek (fot. mat. prasowe)
Werdykt komisji ds. przeciwdziałania dyskryminacji i mobbingowi w Agorze rozczarował pracowników uważających, że padli ofiarą przemocy. Aleksandra Klich-Siewiorek, była wicenaczelna „Wyborczej”, wobec której kierowano zarzuty, również nie jest nim usatysfakcjonowana.
Jak podaliśmy we wczorajszym „Presserwisie”, specjalna komisja powołana w Agorze do wyjaśnienia zarzutów wobec Aleksandry Klich-Siewiorek ustaliła, że doszło z jej strony do zachowań niepożądanych, ale nie może być mowy o mobbingu czy dyskryminacji.
Klich-Siewiorek: "Nikogo nie mobbowałam"
Byli dziennikarze i redaktorzy „Gazety Wyborczej”, uważający się za ofiary mobbingu ze strony Aleksandry Klich-Siewiorek, są rozczarowani takim werdyktem komisji. Łukasz Długowski, były autor "Gazety Wyborczej", który jako jeden z pierwszych sformułował zarzuty pod adresem Klich-Siewiorek, podkreśla, że była wicenaczelna „Wyborczej” stosowała wobec podwładnych przemoc. A użycie w wysłanym przez Agorę komunikacie sformułowania "zachowania niepożądane" to korporacyjny bełkot.
Czytaj też: Poniedziałkowe wydania dzienników Polska Press po apelu Owsiaka. Niektórzy napisali o WOŚP
Aleksandra Klich-Siewiorek w rozmowie z „Presserwisem” informuje, że od dyrektora ds. pracowniczych Agory Łukasza Sowińskiego dostała komunikat, w którym przeczytała: „Komisja ds. przeciwdziałania dyskryminacji i mobbingowi, która badała informacje dotyczące Pani zachowań, nie stwierdziła, aby doszło do mobbingu lub dyskryminacji wobec osób, które stawiały Pani takie zarzuty”.
– Sprawa jest oczywista: nikogo nie mobbowałam ani nie dyskryminowałam. W świetle tego werdyktu jest jasne, że zarzucający mi mobbing mijali się z prawdą – komentuje Aleksandra Klich-Siewiorek.
Druga część komunikatu nie jest już tak korzystna dla byłej wicenaczelnej „Gazety Wyborczej”. Dyrektor ds. pracowniczych Agory informuje w niej, że „komisja ustaliła, że dochodziło do zachowań wobec niektórych osób, które komisja uznała za niepożądane. Z uwagi na rozwiązanie stosunku pracy z Pani inicjatywy, komisja nie rekomendowała podjęcia przez pracodawcę w związku z ww. zachowaniami żadnych działań następczych (w tym naprawczych czy dyscyplinujących)”. Należy dodać, że Aleksandra Klich-Siewiorek w listopadzie 2022 roku odeszła z Agory i 1 marca br. ma objąć stanowisko dyrektorki Powiatowej i Miejskiej Biblioteki w Rybniku.
Lista zarzutów dotyczących metod pracy
– Napisałam do dyrektora Sowińskiego prośbę o wyjaśnienie, co kryje się za sformułowaniem „zachowania niepożądane” – mówi Aleksandra Klich-Siewiorek. – Komisja nie umożliwiła mi odniesienia się do zarzutów. Bardzo jestem wdzięczna i dziękuję wszystkim, którzy mnie w tym czasie wspierali i wciąż to robią, w tym pracowniczkom i pracownikom „Gazety Wyborczej” zeznającym w mojej sprawie. A także tym, którzy chcieli wystąpić w mojej obronie, lecz komisja ich nie wezwała. Wiem o co najmniej kilku takich przypadkach – dodaje.
Czytaj też: Ruszy proces w sprawie dziennikarza dyscyplinarnie zwolnionego z PAP za wcześniejsze zeznania w sądzie
Byli pracownicy Agory niechętni Aleksandrze Klich-Siewiorek mają długą listę zarzutów dotyczących metod jej pracy. Uważają, że odmawiała publikacji tekstów bez podania przyczyn, wysyłała redaktorom teksty krótko przed deadline'em, lekceważyła prośby o poprawę warunków pracy.
– Starałam się nie wysyłać tekstów do redagowania krótko przed deadline'em. Chyba że działo się coś ważnego i pilnego – mówi była wicenaczelna „Gazety Wyborczej”.
Aleksandra Klich-Siewiorek podkreśla też, że nie odpowiadała za politykę płacową samodzielnie. – Decyduje o tym całe kierownictwo redakcji – zaznacza.
– Jeśli zdarzyło się, że komuś odmówiłam publikacji tekstu bez podania przyczyny – albo czekał na tę publikację zbyt długo – przepraszam. W gazecie, w której wszyscy chcą publikować, zdarzało się, że zamówione teksty u wielu redaktorów, nie tylko u mnie, czekały na druk zbyt długo – dodaje.
Wojciech Orliński: "Klasyczny dupochron"
– Przyjmuję przeprosiny, choć nie ukrywam, że żal mi tych wszystkich tekstów, które „Wyborcza” zamówiła, ale nigdy nie wydrukowała – mówi Wojciech Orliński, były dziennikarz i publicysta "Wyborczej", były założyciel i przewodniczący związków zawodowych w Agorze działających w ramach NSZZ "Solidarność". – Przestały być aktualne, najczęściej nadają się do kosza – ubolewa.
Czytaj też: Paweł Czado, dziennikarz sportowy Interii, kończy pracę. "Mam pusty bak"
W jego ocenie werdykt komisji ds. przeciwdziałania dyskryminacji i mobbingowi to przykład działania pozorowanego. – Klasyczny dupochron, na który można się powołać, że coś zostało w tej dziedzinie zrobione. Choć faktycznie nie zostało zrobione nic – komentuje Wojciech Orliński.
Uważa, że Agora wyszła z błędnego założenia, że kwestię mobbingu można wyjaśnić i problem rozwiązać, badając zarzuty wobec jednej redaktorki z kierownictwa „Wyborczej”. – Problemem jest przyzwyczajenie do zachowań mobberskich, ich tolerowanie. A nie lista grzechów pojedynczej osoby – zaznacza Wojciech Orliński.
W jego ocenie problem mobbingu można rozwiązać, zmieniając prawo pracy, które w dzisiejszym kształcie nie zabezpiecza pracowników przed działaniami przemocowymi ze strony przełożonych. – Jednym z rozwiązań jest, zastosowana w Niemczech, zmiana charakteru działów HR. W Polsce są pasem transmisyjnym zarządów firm. Nie reprezentują interesów pracowniczych. Tymczasem u naszych zachodnich sąsiadów pracownicy mają prawo do głosowania wotum zaufania dla szefów działów HR. Dlatego muszą się oni liczyć z zatrudnionymi i nie mogą sobie pozwolić na lekceważenie skarg dotyczących mobbingu czy dyskryminacji – przekonuje Wojciech Orliński.
Czytaj też: SkyShowtime w Polsce za 24,99 zł miesięczne
(jf, 31.01.2023)