Płatna weryfikacja na Twitterze raczej się nie sprawdzi. "Niepoważny pomysł"
Opłata za weryfikację konta na Twitterze, czyli za niebieski znaczek, ma wynosić 8 dolarów
Nowy właściciel platformy Twitter Elon Musk zapowiedział wprowadzenie opłaty w wysokości ośmiu dolarów miesięcznie za zweryfikowane konta na Twitterze – poinformowała we wtorek agencja Reutera. – To się raczej nie sprawdzi – oceniają rozmówcy "Presserwisu". Ale być może sprawdzą się inne płatności.
Stanisław Marcin Stanuch, analityk danych internetowych, jest sceptyczny. – Musk strzela sobie w stopę. W tej chwili ok. 423 tys. kont użytkowników Twittera jest zweryfikowanych, ale przynajmniej mamy pewność, że nikt się pod nich nie podszywa. Wątpię, by ktoś chciał zapłacić za to, by się uwiarygodnić. Wyobrażam sobie raczej, że nie zabraknie chętnych, którzy za osiem dolarów podszyją się pod znanego polityka czy opiniotwórczego dziennikarza, by wypuścić całą serię fake newsów, choćby dla zgrywy – przewiduje złowieszczo.
Płacenie za niebieski znaczek niepoważne
Stanuch uważa, że pomysł z płatną weryfikacją kont nie dojdzie do skutku. – Musk się przekona, że niewielu chce płacić i sam się z tego wycofa. Ale mogą być chętni na płatne treści premium dostępne na Twitterze – dodaje.
Czytaj też: Kupno Twittera przez Muska nadzieją prawicy. Zwolnieni szefowie dostaną 122 mln dol. Musk będzie CEO firmy
Joanna Sosnowska z działu gospodarczego "Gazety Wyborczej", redaktorka Wyborcza.pl/Technologie, współautorka (wraz z Sylwią Czubkowską ze Spider's Web) podcastu "Techstorie" w Tok FM, wątpi, czy sprawdzi się pomysł płatności za weryfikację konta. – Płacenie za niebieski znaczek to raczej pomysł niepoważny. Ale być może przyjmą się inne płatności, na przykład za treści premium lub konkretne dotarcie – mówi Joanna Sosnowska.
Zastanawia się, czy Elon Musk, żądając opłat za weryfikację kont, nie otwiera drogi do wprowadzenia płatnego dostępu do Twittera. – Wprowadzenie modelu subskrypcyjnego mogłoby się przyjąć, bo Twitter ma rzesze użytkowników, a tonie w długach. To naturalne, bo social media muszą bazować na emocjach, bo od emocji buzują użytkownicy. Gdyby jednak emocje były moderowane, reklamodawcy byliby bardziej skłonni do umieszczania swoich budżetów na platformie – wywodzi Sosnowska, używając fachowego terminu brand safety.
– Elon Musk, kupując Twitter, wchodzi do świata wielkiej polityki i globalnych powiązań. Co zrobi na przykład, gdy Chiny, gdzie silną pozycję ma jego Tesla, poproszą grzecznie, by zakazał żartowania w tweetach z Kubusia Puchatka, do którego porównywany jest chiński przywódca? – pyta retorycznie Sosnowska. I podkreśla: – Musk będzie potrzebował całej armii specjalistów, ale nie od technologii, tylko prawników.
"Nie ma innej piaskownicy"
Jakub Wątor, redaktor Spider's Web, przypomina, że Elon Musk nigdy nie ukrywał, iż po przejęciu Twittera będzie dążył do jego monetyzacji.
Czytaj też: Z Twittera odchodzą kolejni menedżerowie. Nie czekają, aż Elon Musk ich zwolni
– I słusznie, bo mimo wielkiej popularności ta platforma w ogóle na siebie nie zarabiała, nie była ogarnięta biznesowo. Elon zabiera się za te płatności po swojemu – najpierw była mowa o 20 dolarach za weryfikację, ale podczas dyskusji ze Stephenem Kingiem, który oprotestował tak wysoką opłatę, zapytał go, czy osiem dolarów będzie kwotą do zaakceptowania – opowiada Wątor.
We need to pay the bills somehow! Twitter cannot rely entirely on advertisers. How about $8?
— Elon Musk (@elonmusk) November 1, 2022
Jego zdaniem taki sposób prowadzenia biznesu sugeruje, że Musk lubi spektakularnie zmieniać zdanie. – Nie wykluczam, że Twitter jest na dobrej drodze, by stać się superaplikacją, która będzie rozbudowywana o kolejne usługi i funkcjonalności, w tym bardzo pożądaną przez wielu możliwość płacenia za jego pośrednictwem. To byłoby ciekawe, mielibyśmy coś jak chiński WeChat, który jest wielofunkcyjnym narzędziem w telefonie. Do tej pory takiego pomysłu nie było, platformy komunikacyjne tylko kopiowały od siebie kolejne nowinki. Musk kupił medium społecznościowe, by przekształcić je w coś w rodzaju wielofunkcyjnej superaplikacji. Inna sprawa, czy taka jest nam potrzebna? – zastanawia się Wątor.
Czytaj też: Zmarła Julie Powell – blogerka kulinarna, pierwowzór postaci filmu "Julie i Julia"
Łukasz Warzecha, publicysta bardzo aktywny na Twitterze, za niebieski znaczek chętnie zapłaci, chociaż jako właściciel zweryfikowanego konta oczekuje, że cena będzie dostosowana do możliwości Polaków. – Nie bardzo mi się chce wierzyć, by w Polsce wielu użytkowników było stać na płacenie ośmiu dolarów miesięcznie. To jakieś 40 złotych, a umówmy się – Twitter to nie VoD. Ceną do przyjęcia byłoby 20 złotych, i że za tę kwotę będzie można korzystać z dodatkowych funkcjonalności – kalkuluje Warzecha.
Przyznaje też, że Musk jako prywatny przedsiębiorca ma prawo dyktować warunki. – A nie mamy tu konkurencyjnego rynku – nie przeniosę zabawek do innej piaskownicy, bo innej piaskownicy nie ma. Zapłacę więc. Ale pamiętajmy, że Musk bardzo często zmienia zdanie, być może zmieni je także w sprawie płatności za weryfikację konta – kończy Warzecha.
Czytaj też: Fala zwolnień w mediach. Czas przygotować się na chude lata
(DOR, 03.11.2022)