Wydawcy lokalni powinni myśleć o paywallach. Mogą na tym wygrać też w papierze
Treści z wolsztyńskiego tygodnika "Na Temat" będą publikowane wyłącznie za paywallem (screen: Na Temat)
Treści lokalnego "Na Temat – Tygodnika Nadobrzańskiego" z Wolsztyna w województwie wielkopolskim nie trafiają do internetu, co dało wzrost sprzedaży wydania papierowego. Wkrótce materiały wrócą do serwisu, ale dostępne będą jedynie za paywallem. Paywalle w niewielkich mediach lokalnych to rozwiązanie coraz częściej rozważane wśród wydawców. A może też jedyna szansa na przeżycie na rynku.
– Już z końcem ubiegłego roku wygasiliśmy bezpłatną część serwisu. Przygotowaliśmy na to czytelników. Model, który chcemy wprowadzić, składa się z zamkniętych treści, bez żadnych darmowych materiałów – stwierdza Łukasz Rogalski, redaktor naczelny tytułu.
"Bezpłatny portal stawał się nieatrakcyjny"
Od stycznia, czyli od momentu znacznego ograniczenia informacji w sieci, sprzedaż papierowego tygodnika – którego drukowany jest w nakładzie 7-8 tys. – wzrosła o prawie 30 proc. Serwis płatny czeka teraz na weryfikację ze strony operatorów kart płatniczych. To już ostatni etap prac, które zakończą się w najbliższych tygodniach. Łukasz Rogalski liczy, że w ciągu pierwszego roku od jego uruchomienia uda mu się osiągnąć poziom 1 tys. subskrybentów.
Czytaj też: Krakowska urzędniczka wygrażała dziennikarzowi bloga Krowoderska.pl
Od kilku miesięcy zmiany przechodzi też redakcja, dziennikarze muszą bowiem nauczyć się nowych zasad pisania. – Tekst musi być odpowiednio skonstruowany. Nie może być oparty na zasadzie odwróconej piramidy – gdzie wszystkie najważniejsze informacje da się zebrać w pierwszym akapicie. Najważniejsze informacje trafiają w środek, a nawet na koniec artykułu, co powoduje, że odbiorca chce wejść głębiej w materiał, a co za tym idzie – zapłacić za niego – wyjaśnia Rogalski.
Rogalski dodaje: – Prowadziliśmy wcześniej bezpłatny serwis internetowy, powiązany z reklamami Google. Cieszył się wzięciem na lokalną skalę. Jednak próby monetyzacji tamtej wersji serwisu i bałagan, jaki na stronie tworzyły reklamy Google, powodowały, że portal stawał się nieatrakcyjny – tłumaczy naczelny.
Bezpłatny serwis przynosił "Tygodnikowi Nadobrzańskiemu" – który zatrudnia w redakcji, biurze reklamy i kolportażu osiem osób – przychody na poziomie 5-8 tys. zł miesięcznie. Płatny serwis z 1 tys. subskrybentów, których pozyskanie zakłada Rogalski, przy miesięcznej cenie na poziomie 12 zł (nie ma jeszcze ustalonej ceny, ale tyle kosztuje miesięczny dostęp do serwisów tygodników lokalnych z ceną okładkową powyżej 4 zł) przyniesie wydawcy około 12 tys. zł miesięcznie.
Trudny proces pozyskiwania świadomych czytelników
„Tygodnik Nadobrzański” nie ma na polskim rynku szczególnie wielu przykładów, na których mógłby się wzorować. Teksty w tym modelu publikuje "Gazeta Radomszczańska" (z Radomska w woj. łódzkim). Jej wydawca Andrzej Andrysiak wprowadził system płatności dwa lata temu. Korzystał wtedy z doświadczeń portalu Złotowskie.pl, jednego z pionierów sprzedaży treści lokalnych w internecie.
Czytaj też: Netflix: "Wielka woda" obejrzana w 10 mln gospodarstw domowych na świecie
Mariusz Leszczyński, współwydawca i redaktor naczelny serwisu Złotowskie.pl oraz tygodnika "Aktualności Lokalne" (z wielkopolskiego Złotowa) informuje "Presserwis", że w szczytowym momencie miał 250 subskrybentów. Inflacja – jak sądzi, to jest powód – sprawiła, że część zrezygnowała i we wrześniu liczba prenumeratorów cyfrowych spadła do 170-180. Nie zamierza jednak z paywalla rezygnować, a nawet poszerza ofertę.
Inną politykę ma "Nowa Gazeta Trzebnicka" wydawana w Trzebnicy na Dolnym Śląsku, która płatne artykuły udostępnia wyłącznie w specjalnej aplikacji na Android i iOS.
Treści z tygodników, choć poza swoim portalem, odpłatnie udostępnia też "Nowy Łowiczanin" (z Łowicza w woj. łódzkim) Większość wydawców lokalnych stawia jednak na zdobywanie jak największych zasięgów i związanych z tym przychodów z reklam.
– Odbiorca treści lokalnych w większości trafia do nas przez Facebook – zauważa Bogdan Rojkowicz z mieleckiego wydawnictwa Korso na Podkarpaciu, wydającego kilka serwisów lokalnych. – To odbiorca, który nie chce się angażować w rejestrację, chce szybkiej informacji. Proces pozyskiwania świadomych czytelników treści lokalnych wciąż jest u nas trudny. I będzie trudny, póki czytelnicy nie będą mieli świadomości, że treści darmowe mają często niską jakość – dodaje Rojkowicz.
Czytaj też: Jak hartował się TVN. Początki były fatalne, "chrzaniło się wszystko"
(PAR, 17.10.2022)