Grupa wsparcia. Czy dziennikarze zamiast relacjonować kibicują na wojnie?
Do polskich mediów wdarł się optymizm. „Putin przegrał, taka prawda” (fot. Pixabay.com)
Polscy dziennikarze stracili dystans i zamiast relacjonować, to kibicują na wojnie. Może jest to jednak usprawiedliwione? Jeśli odpada bezstronność, pozostaje rzetelność.
W 27 dniu wojny w Ukrainie w radiu Tok FM trwa audycja „Sabat symetrystów”. Rozmawiają Grzegorz Sroczyński, Galopujący Major oraz ich gość Marcin Meller. Na dzień dobry cytat z artykułu, który dopiero co ukazał się w „Gazecie Wyborczej”. Zachodni eksperci oceniają: rosyjska inwazja została zatrzymana, Ukraina wygrywa starcie z potężnym sąsiadem. Takiego zdania jest choćby amerykański politolog Eliot Cohen.
Sroczyński: „To jest bardzo pocieszające. Nie wiem, czy mój mózg nie działa tak, że z tego całego natłoku wyławia pozytywne informacje (…). Wydaje mi się niemożliwe, by Ukraińcy wygrali tę wojnę”.
Meller: „W pewnym sensie emocjonalnym jestem jak ty. Szukam pozytywnych przesłanek, ale boję się w nie uwierzyć”.
„Jak wody potrzebujemy wszelkiego rodzaju pocieszeń, że wreszcie popędzimy kota temu cholernemu imperium” – podsumował Sroczyński.
I takich pocieszeń na pewno mogą dostarczyć polskie media.
„PUTIN PRZEGRAŁ, TAKA PRAWDA”
Rosyjska agresja na Ukrainę sprawiła, że polskie media początkowo weszły na zupełnie nowe tory. Telewizyjne i radiowe ramówki zostały przebudowane, z portali i gazet praktycznie zniknęły inne tematy. Dziennikarze telewizyjni przypięli do marynarek błękitno-żółte wstążki, a na ekranach telewizorów niemal natychmiast pojawiły się dynamicznie zmontowane klipy pokazujące okropieństwa wywołanej przez Putina wojny i okazujące wsparcie dla walczących Ukraińców. W redakcjach próżno było szukać osób, którymi nie targałyby potężne emocje. „Nasze życzenie jest takie, żeby Ukraina była wolnym krajem, nie poddała się i wygrała. Marzymy, żeby Kijów nie został podbity” – mówiła Monika Olejnik w „Kropce nad i”. Rozmowę z ukraińskim dziennikarzem Żenią Klimakinem i prof. Olgą Hnatiuk ze Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego zakończyła łamiącym się głosem i ze łzami w oczach.
Tymczasem pierwsze godziny wojny nie były dla Ukraińców zbyt pomyślne. Na południu rosyjska armia szybko parła naprzód, na północy podeszła pod Kijów i Charków. Na budynki, najpierw strategiczne, a zaraz potem już zwykłe, mieszkalne zaczęły spadać rakiety i bomby. W pewnym momencie wydawało się, że inwazja może zakończyć się w ciągu kilku dni. Potem jednak uruchomiona przez Kreml machina wojenna wyraźnie się zacięła, a ta ukraińska się rozkręcała. Władze w Kijowie nie zostały uprowadzone przez desant rosyjski i przetrwały, z większych miast Rosjanie zdołali zająć tylko Chersoń, zaś blitzkrieg, który najpewniej planował Putin, powoli zaczął przeradzać się w wojnę pozycyjną.
Do polskich mediów wdarł się optymizm. „Putin przegrał, taka prawda. Nie będzie w stanie utrzymać kraju nawet wtedy, gdyby go zajął” – podkreślał w wywiadzie dla Wirtualnej Polski płk Maciej Matysiak, ekspert Fundacji Stratpoints i były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Rozmowa ukazała się 4 marca. Trzy dni później gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych, oceniał na antenie Radia Zet: „Rosjanie gonią resztkami sił. Jeśli nie zmobilizują nowych na terenie Rosji, to będą mieli poważne problemy (…). Myślę, że w ciągu pięciu dni ta wojna się rozstrzygnie”.
***
To tylko fragment tekstu Łukasza Zalesińskiego. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”. Przeczytaj go w całości w magazynie.
„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.
Łukasz Zalesiński