Partnerka Protasiewicza na sześć lat trafi do białoruskiego więzienia
Sofia Sapiega jest Rosjanką, rozważano jej ekstradycję (screen: YouTube/Niezależny Serwis Wiadomości 2)
Białoruski sąd na sześć lat pozbawienia wolności skazał Sofię Sapiegę, partnerkę Romana Protasiewicza, tak jak i ona zatrzymanego w maju ubiegłego roku. Dysydent i opozycyjny dziennikarz najprawdopodobniej nadal przebywa w areszcie domowym.
Jego partnerka Sofia Sapiega została przez sąd w Grodnie skazana na sześć lat kolonii karnej za podżeganie do nienawiści i nielegalne gromadzenie lub rozpowszechnianie danych innych osób. Ma również zapłacić grzywnę w wysokości 167,5 tys. rubli białoruskich (ok. 219 tys. zł) oraz opłaty sądowe. Wyrok nie jest prawomocny.
Białoruskie media: "6 lat to najniższy wyrok"
Sapiega od 20 października przebywała w areszcie domowym, choć w innym miejscu niż jej partner. Proces Rosjanki rozpoczął się 28 marca, toczył się za zamkniętymi drzwiami. W odróżnieniu od większości procesów politycznych w białoruskich sądach nie została umieszczona w klatce bezpieczeństwa.
Czytaj też: Wróżbici. Dlaczego dziennikarze uważali, że wojny w Ukrainie nie będzie?
Partnerka Protasiewicza od dłuższego czasu współpracowała ze śledczymi. Pomimo aresztowania występowała w mediach państwowych, m.in. przyznając się do współprowadzenia kanału na Telegramie, który ujawnił dane białoruskich funkcjonariuszy.
Wystąpiła już z prośbą do prezydenta Łukaszenki o ułaskawienie. Jak sugerowały białoruskie media, wyrok sześciu lat pozbawienia wolności był najniższym, na jaki mogła liczyć.
Rosjanka Sofia Sapiega i Białorusin Roman Protasiewicz 23 maja ub.r. wracali z Grecji do Wilna, kiedy białoruskie służby wymusiły lądowanie samolotu linii Ryanair w Mińsku. Oboje aresztowano. Według przewidywań Protasiewiczowi początkowo mogła grozić kara śmierci, ale przebywa w zamknięciu, a reżim wykorzystuje go propagandowo.
Oświadczenia Protasiewicza wygłoszone pod przymusem
Decyzji w sprawie losów Romana Protasiewicza nadal nie podjęto. Protasiewicz także występuje w białoruskich mediach. Zdaniem jego rodziny i innych znających go osób wszystkie dotychczasowe oświadczenia wygłosił pod przymusem. Reżim Łukaszenki znany jest z torturowania więźniów – podkreślają byli współpracownicy dziennikarza, przedstawiciele białoruskiej opozycji oraz obrońcy praw człowieka.
Czytaj też: Decyzja o zablokowaniu stron wRealu24 jest legalna, ale "skandaliczna"
Na początku lutego Protasiewicz udzielił wywiadu rosyjskiej niezależnej redakcji Znak, w którym z szacunkiem wyrażał się o białoruskich funkcjonariuszach struktur siłowych. Twierdził, że podczas przesłuchania oferowano mu „herbatę i ciasteczka". Przekonywał też, że nikt nie jest w stanie zastąpić Aleksandra Łukaszenki na stanowisku prezydenta. W negatywnym świetle przedstawiał białoruską opozycję i przyznawał się do stawianych mu zarzutów, za które grozi do 15 lat więzienia. Jest oskarżony m.in. o "organizację masowych zamieszek", "podżeganie do niezgody społecznej" oraz "upublicznianie danych funkcjonariuszy struktur siłowych".
Roman Protasiewicz jest współzałożycielem krytycznego wobec dyktatury Aleksandra Łukaszenki kanału Nexta. Władze białoruskie już jakiś czas przed zatrzymaniem uznały go za terrorystę.
Czytaj też: TVP powtórzyła dokument Marcina Tulickiego o Tusku "na specjalne życzenie widzów"
(MAC, 09.05.2022)