Dział: INTERNET

Dodano: Marzec 05, 2022

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Patryk Michalski z WP: Wrócę do Ukrainy, by opowiadać historie ludzi

Patryk Michalski: "Ludzie na miejscu mieli świadomość, że jesteśmy w tym razem. Nie dzwoniłem do nich z wygodnego fotela w redakcji. Dlatego też tak ważne jest, aby tam byli dziennikarze". (screen: TT/PatrykMichalski)

- Adrenalina powoduje, że działa się tak, jak trzeba. Wcześniej nad tym się nie zastanawiałem, bo na wojnie nigdy nie byłem. Ona mnie tam zastała - mówi nam Patryk Michalski z Wirtualnej Polski, który relacjonował z Kijowa pierwsze dni wojny, a teraz - po powrocie do Polski - zastanawia się kiedy i jak tam wróci. Rozmawia Barbara Erling.

Gdzie Cię zastała wojna?

Byłem w hotelu Ukraina. Wróciłem tam około północy, poszedłem jeszcze na spacer, wydawało się, że wszystko wygląda całkiem normalnie. Otwarte były bary i restauracje. Jednak co chwilę nadchodziły nowe informacje. Było wystąpienie sekretarza stanu USA, który zasugerował, że zanim skończy się noc, może dojść do inwazji. Później nadeszła informacja, że zostaje zamknięta przestrzeń powietrzna. I wystąpienie Putina, które postawiło kropkę na i. Chwilę po wystąpieniu słychać było strzały. Następnie zobaczyłem relację CNN. Ci dziennikarze byli w innym hotelu, z którego wyraźniej słychać było ostrzał. W czasie relacji na żywo założyli kamizelki i hełmy. Nagrałem krótką relację, aby odnotować ten moment, bo nie wiedziałem, jak długo będę miał internet. Sprawdziłem, czy wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy mam w jednym miejscu - dokumenty, wodę, apteczkę, na wypadek zejścia do schronu. Chwilę później zawyły pierwsze syreny, trzeba było zejść do schronu. Po wyjściu z niego poszedłem do miasta. Unosił się dym, a na kurtkę spadały mi fragmenty białego popiołu. Najważniejsze instytucje rządowe, ambasady paliły dokumenty, aby zabezpieczyć się na wypadek wtargnięcia Rosjan. Sklepy wokół już były zamknięte.

Kto zdecydował o powrocie do Polski?

Razem z Mateuszem Chłystunem z RMF chcieliśmy wyjechać z Kijowa, bo nie mieliśmy warunków, aby zostać tam dłużej, gdyby trwało oblężenie. Wiedzieliśmy, że nie będziemy w stanie stamtąd relacjonować, jeśli wciąż będziemy siedzieć w schronie. Później nastąpił zbieg okoliczności. Byliśmy w miejscowości, w której żyła pewna matka z dziećmi. Bardzo chciała wyjechać do Polski. Miała samochód, ale nie miała prawa jazdy. Spakowaliśmy się więc do auta razem z Wiką i jej dwiema córkami i wyruszyliśmy. Pracowaliśmy jeszcze trochę z drogi, ale zmierzaliśmy już w stronę granicy, żeby ją przywieźć do kraju.

Czytaj też: Przerażające wideo: ekipa Sky News ostrzelana.
„Nasz świat do góry nogami”

Jak się poznaliście z tą kobietą?

Dostałem kontakt do ludzi z Białej Cerkwi od znajomych z Wirtualnej Polski. Oni mieli nam podpowiedzieć, co robić, pomóc organizacyjnie, logistycznie, w razie czego dać nocleg. I to oni skontaktowali nas z Wiką.

Gdzie teraz jest Wika?

Jest w Krakowie. Ma załatwione mieszkanie, jest w bezpiecznym miejscu z dziewczynkami.

Pierwszy raz pracowałeś na wojnie. Czego dowiedziałeś się o sobie?

Dowiedziałem się, że człowiek ma w sobie mechanizmy, które pozwalają mu dobrze sobie radzić w sytuacjach nieprzewidywalnych. I da się wtedy normalnie pracować. Ta adrenalina powoduje, że działa się tak, jak trzeba. Wcześniej nad tym się nie zastanawiałem, bo na wojnie nigdy nie byłem. Ona mnie tam zastała.

Uruchamia się w ludziach coś na kształt instynktu przetrwania?

Tak, masz świadomość, że trwa wojna, słyszysz wybuchy, samoloty latają ci nad głową. Wydaje się, że w takiej sytuacji wszyscy się boją, nie są w stanie działać, jest dzika panika. A jest wręcz przeciwnie, ludzie nie panikowali, w większości sytuacji działali w skoordynowany sposób. Mamy pierwotny instynkt przetrwania i go wykorzystujemy.

Czytaj też: Uwaga, redakcje - można pomóc Saszy, kijowskiemu fotoreporterowi

Jak rozmawiałeś z ludźmi, Ukraińcami, którym w domu wybuchła wojna?

W ogóle nie musiałem się nad tym zastanawiać, bo na miejscu wszystko przychodziło naturalnie. Ludzie odczuwali potrzebę rozmowy. Tylko obserwowałem i rozmawiałem. Na przykład: gdy zobaczyłem młodą parę. Na pierwszy rzut oka wyglądali, jakby mieli wziąć ślub, a to był pierwszy dzień inwazji. Zaczepiłem ich wtedy, żeby zapytać o ich historię. Z kolei w schronach wszyscy wzajemnie się pytaliśmy o dalsze plany, o rodzinę. To wszystko naturalnie przychodziło. Ludzie na miejscu mieli świadomość, że jesteśmy w tym razem. Nie dzwoniłem do nich z wygodnego fotela w redakcji. Dlatego też tak ważne jest, aby tam byli dziennikarze. Wtedy widać wyraźniej, co tam się dzieje.

Która sytuacja była dla Ciebie najgorsza?

Stresujące było, jak nad Białą Cerkwią latały rosyjskie samoloty, w tym dwa przeleciały bardzo nisko nad naszymi głowami. Słysząc ten obezwładniający dźwięk, rzuciliśmy się instynktownie na ziemię. Jednak już chwilę potem - gdy wiesz, że wszystko jest ok - jedziesz dalej, nie masz czasu zastanawiać się nad tym, co właśnie się stało.

Powracają do Ciebie te obrazy, które widziałeś w Ukrainie?

Tak. Obserwowanie, jak ludzie z minuty na minutę stają się uchodźcami, zostawiają cały dobytek, mężów, ojców, braci, partnerów, którzy nie mogą wyjechać, było poruszające. Obserwowanie tych pożegnań, które trwają chwilę... Widać było niepokój, czy jeszcze kiedyś się zobaczą. Te momenty stale do mnie wracają.

Press

Mówiłeś, że rosyjscy dywersanci podszywali się pod polskich dziennikarzy. Zgłaszałeś to służbom?

To nie było oficjalne zawiadomienie, ale mieliśmy kontakt z lokalnymi wojskami obrony terytorialnej. Raczej nieformalna rozmowa. Staraliśmy się przekazać też tę informację do Polski, ale bez wzbudzania większego alarmu, bo mieliśmy świadomość, że dywersanci używają różnych metod. Podszywają się przecież też pod ukraińskich żołnierzy. Mieliśmy świadomość, że ich działania są toporne i szybko udaje się ich namierzyć. 

Zamierzasz wrócić do Ukrainy? 

Tak, wracam na pewno, ale nie wiem jeszcze kiedy. Mimo że nie jestem korespondentem wojennym to uważam, że trzeba po prostu tam być, bo jest do opowiedzenia całe mnóstwo historii ludzi, których tam na miejscu zastała wojna. Wojna Putina, która złamała niewinnym ludziom życie. 

Rozmawiała: Barbara Erling

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.