Dziennikarz Onetu z zarzutami za relacjonowanie protestu Strajku Kobiet
Marcin Terlik relacjonuje protesty Strajku Kobiet od końca października ub.r. (fot. Marcin Kula)
Marcin Terlik, dziennikarz portalu Onet.pl, za relacjonowanie protestu Strajku Kobiet usłyszał zarzut wzięcia udziału w nielegalnym zgromadzeniu. - Policji prawdopodobnie chodzi o wywołanie efektu mrożącego - komentuje dla "Press" Dominika Bychawska-Siniarska z zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Sprawa dotyczy policyjnej interwencji podczas demonstracji Strajku Kobiet na placu Powstańców Warszawy 18 listopada ub.r. Terlik był jednym z dziennikarzy Onetu, którzy relacjonowali protest. W jego trakcie funkcjonariusze użyli gazu łzawiącego (poszkodowani zostali wówczas inni reporterzy portalu - Bartłomiej Bublewicz i Krzysztof Sójka), a ubrani po cywilnemu antyterroryści rozpędzili demonstrantów za pomocą pałek teleskopowych. Uczestnicy zgromadzenia zostali otoczeni kordonem, za który policjanci wypuszczali dopiero po spisaniu danych do notatki służbowej. W tym gronie znalazł się Terlik.
- W notatce zapisano, że nie powiedziałem policjantom, w jakim celu biorę udział w demonstracji. To nieprawda, ponieważ kilkakrotnie pokazywałem funkcjonariuszom legitymację prasową i mówiłem, że jestem dziennikarzem - mówi "Press" Marcin Terlik. Funkcjonariusze zapewniali go, że notatka jest formalnością i sprawa nie zostanie skierowana do sądu i sanepidu. Po upływie ponad trzech miesięcy dziennikarz Onetu otrzymał niespodziewanie wezwanie do złożenia wyjaśnień na komendzie w Mińsku Mazowieckim.
- Postawiono mi zarzut złamania artykułu 54 Kodeksu wykroczeń w związku z październikowym rozporządzeniem covidowym dotyczącym zakazu gromadzenia się - wyjaśnia Terlik. Policja może skierować jego sprawę do sądu oraz sanepidu, w celu nałożenia kary administracyjnej. Funkcjonariusze nie mają sobie nic do zarzucenia. - Możliwe, że policjant uznał, że jest on aktywnym uczestnikiem zgromadzenia. Pomimo że jest dziennikarzem. Kluczem jest to, że jeżeli policjanci skierują wniosek o ukaranie do sądu, to ocena będzie należała do sędziego - komentuje nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji, cytowany przez Onet.
Redakcja portalu zdecydowanie potępiła działania służb. - Dziennikarz powinien być tam, gdzie dzieje się coś ważnego. Marcin był tam służbowo. Miał prawo tam być. Pokazał legitymację dziennikarską. I tu powinien nastąpić koniec interwencji - wskazuje Paweł Ławiński, zastępca redaktora naczelnego Onetu.
Dziennikarza w sprawie reprezentuje prawnik z portalu. Przedstawiciele mediów, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji i nie mogą opłacić swojego adwokata, mają szanse zwrócić się o bezpłatną pomoc prawną do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka (HFPC). - Policji prawdopodobnie chodzi o wywołanie efektu mrożącego, żeby zniechęcić dziennikarzy do relacjonowania kolejnych demonstracji - mówi "Press" Dominika Bychawska-Siniarska z zarządu HFPC. Podkreśla, że funkcjonariusze muszą trzymać się standardów i zapewnić przedstawicielom mediów wykonywanie swoich obowiązków, a nie wyciągać wobec nich konsekwencje.
- Podczas spisywania przez policjantów należy pokazać legitymację prasową, wyjaśnić powód znalezienia się w tym miejscu oraz znaleźć świadka czynności podejmowanych przez policję. Warto również zobaczyć, co ostatecznie policjanci napisali w notatce służbowej. Na wyjaśnienia lub zeznania warto udać się z prawnikiem, który pomoże podkreślić argumenty związane z wolnością prasy i obowiązkami dziennikarskimi - wskazuje Bychawska-Siniarska.
Sprawa Terlika to kolejny przypadek, kiedy policjanci stawiają zarzuty przedstawicielom mediów relacjonującym protest Strajku Kobiet. Fotoreporterka Agata Grzybowska, pomimo pokazywania legitymacji prasowej, została zatrzymana 23 listopada ub.r. podczas demonstracji przed siedzibą resortu edukacji. Usłyszała zarzut naruszenia nietykalności cielesnej policjanta. Na początku lutego br. warszawski sąd nakazał jej zapłatę grzywny. Fotoreporterka zapowiedziała odwołanie się od tej decyzji.
(PTD, 09.03.2021)