"Wprost" zredukuje redakcję, zostanie kilkunastu pracowników
- Małym zespołem będziemy budować cyfrową markę tego tytułu – zapowiada Michał Lisiecki (fot. materiały prasowe)
Redakcja "Wprost" zostanie zmniejszona do kilkunastu pracowników. Z funkcji naczelnego odchodzi Marcin Dzierżanowski. Przejście na e-wydania jest ryzykowne, bo doświadczeni zachodni wydawcy odchodzą od tego typu rozwiązań.
- Z redakcji "Wprost" zostanie kilkunastu pracowników. Tym małym zespołem będziemy budować cyfrową markę tego tytułu – zapowiada Michał Lisiecki, członek rad nadzorczych PMPG i AWR Wprost (i ich były prezes). Do tej pory w redakcji pracowało około 30 osób, w tym stali współpracownicy.
⇒ Przeczytaj też: "Wprost" przestaje wychodzić w wersji drukowanej, odchodzi szef redakcji
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że pracownicy redakcji na razie nie wiedzą, kto otrzyma wypowiedzenia i kto pokieruje tytułem w miejsce Dzierżanowskiego. Wydawca miał poinformować ich tylko, że będą redukcje i zmiana umów. - Informacje były niekonkretne, musimy czekać na umowy. Nie wiadomo, kto dostanie nowe aneksy, a kto wymówienia. Czekamy – mówi nam anonimowo jeden z dziennikarzy.
Marcin Dzierżanowski swoje odejście ogłosił na Facebooku: "Nie przyjąłem propozycji pozostania w wydawnictwie w innej roli". Chodziło o stanowisko redaktora naczelnego Wprost.pl.
Przez chaotyczne zmiany zgubiono czytelnika
Sukcesu cyfrowemu "Wprost" nie wróży Bogusław Chrabota, prezes Izby Wydawców Prasy i redaktor naczelny "Rzeczpospolitej". - Wywalczenie sobie miejsca w tym segmencie jest szalenie trudne. To bardzo ryzykowne, zwłaszcza kiedy rynek reklamy internetowej jest zdominowany przez platformy Google i Facebook – mówi. Jego zdaniem błędy popełniono już dawno temu. - Chaotycznie zmieniano naczelnych, koncepcję, linię pisma. To musiało spowodować "zgubienie" czytelnika. Doświadczenie wskazuje, że w tym biznesie konieczne jest utrzymanie konkretnego targetu i całkowita i częsta zmiana profilu czasopisma jest marnowaniem jego aktywów – uważa Chrabota.
Jacek Pochłopień, naczelny tytułu w latach 2016-2019 (obecnie kieruje Samorzad.pap.pl) uważa, że decyzja o postawieniu na e-wydania nie musi oznaczać porażki. - Ale trzeba znaleźć na to pomysł. Nie wystarczy wyprodukować tego, co się dało do papieru, wstawić w plik PDF i wysłać czytelnikom. Trzeba stworzyć wartość dodaną, również w sensie technologicznym – zaznacza Pochłopień.
Jacek Czynajtis, prezes Optizen Lab, nie orzeka, czy przeniesienie się "Wprost" do sieci to efekt rynkowego kryzysu. - Forma, w jakiej wydawca prezentuje treść, w ogóle nie ma żadnego znaczenia. Wydawcy powinni budować ekosystemy wydawnicze oparte na marce i własnych treściach, prezentowane w zróżnicowany sposób: w formie papierowej, wydań cyfrowych bądź strony internetowej, newslettera lub jakiejkolwiek innej, przy odpowiednim konfekcjonowaniu treści, bo nie za każdą treść użytkownik jest skłonny zapłacić – tłumaczy.
Wydawcy przespali ostatnie lata
Roman Imielski, wicenaczelny "Gazety Wyborczej", przyznaje, że ze smutkiem przyjmuje informacje o kolejnym magazynie, który znika z rynku papierowego. - Kryzys, który dotknął wszystkie branże, jasno pokazuje zaniedbania wielu wydawców na polskim rynku. Przespali ostatnie lata, nie budując modeli biznesowych oderwanych od dystrybucji i reklamy papierowej. Opierają się w większości na e-wydaniach, gdzie na zachodzie wydawcy od tego już odeszli – kończy.
Wprost.pl pod względem liczby użytkowników prowadził w grudniu w zestawieniu serwisów tygodników ogólnopolskich i miał najwięcej odsłon. Serwis odwiedziło wówczas 3,89 mln użytkowników (spadek o 1,26 proc. w porównaniu z listopadem), którzy wykonali 30,4 mln odsłon (spadek o 5,23 proc.).
(JSX, MNI, SK, 26.03.2020)