Temat: prasa

Dział: PRASA

Dodano: Kwiecień 22, 2025

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Zdechł pies, umarł autorytet. Profesor Bralczyk naraził się nie tylko miłośnikom zwierząt

Komentowano nie tylko same słowa prof. Bralczyka, ale też poziom internetowej dyskusji. „Jeśli reakcją na opinię pana profesora są komentarze typu »zdechnąć to może już pan profesor«, to znaczy, że coś poszło nie tak” (fot. Jakub Kaczmarczyk/PAP)

Po rozmowie w TVP Info z prof. Jerzym Bralczykiem wyemitowanej 13 lipca 2024 roku o godz. 20 nikt nie spodziewał się burzy. O kontrowersjach, które wtedy zdominowały polski internet za sprawą słów znanego językoznawcy, pisaliśmy w naszym tekście w magazynie „Press”. Teraz po raz pierwszy udostępniamy ten materiał w całości na naszej stronie. Życzymy Państwu przyjemnej lektury.

Afera wokół wypowiedzi prof. Jerzego Bralczyka połączyła miłośników zwierząt i wrogów autorytetów pouczających ex cathedra.

Reaktywowany przez nową TVP, po latach nieistnienia, program „100 pytań do…” w TVP Info nie był dotąd znany z wywoływania emocji. To raczej miła rozmowa, w której szacowny gość – znana i lubiana postać kultury, polityki, nauki czy sportu – odpowiada na pytania grzecznej gospodyni programu oraz kilkunastu, tak samo grzecznych, zaproszonych dziennikarzy z różnych mediów.

Dlatego po rozmowie z językoznawcą prof. Jerzym Bralczykiem, wyemitowanej 13 lipca o godz. 20, nikt, łącznie z zadającą wtedy pytanie, nie spodziewał się burzy. Justyna Dżbik-Kluge z Czwórki Polskiego Radia zapytała: „Pies jako osoba nieludzka – to profesorowi pasuje czy umiarkowanie?”. Ten odpowiedział wprost i bez krygowania się: „Nie, nie pasuje mi. Tak samo jak nie pasuje mi np. adoptowanie zwierząt. Też mi nie pasuje. Jednak co ludzkie, to ludzkie. Jestem starym człowiekiem i te tradycyjne formuły i tradycyjny sposób myślenia, nawet mówienie, że choćby najulubieńszy pies umarł, będzie dla mnie obce. Nie. Pies niestety zdechł. Bardzo lubię zwierzęta. Naprawdę. Staram się świadomie...”. Pytająca o to Justyna Dżbik-Kluge zaczęła kiwać potakująco głową.

Bralczyk dopytywany przez komentatora i publicystę Kazimierza Sobolewskiego, „dlaczego zdechł, a nie umarł”, odparł z charakterystyczną dla siebie swadą: „Dlaczego żre zwierzę? I dlaczego ma mordę czy paszczę? A dlaczego ma sierść, a nie włosy?”.

JAK UMIEJĘTNIE PODŁOŻYĆ OGIEŃ

Zarzewie pod ogólnopolską dyskusję nad słowami prof. Bralczyka podłożyła sama Telewizja Polska, wyczuwając potencjał akurat w tym fragmencie prawie godzinnej rozmowy z językoznawcą. Już wieczorem 13 lipca po emisji programu w serwisie tvp.info pojawiło się krótkie podsumowanie tego odcinka programu, zatytułowane „»Pies zdechł, a nie umarł«. Prof. Jerzy Bralczyk zaskoczył dziennikarzy w studiu TVP Info”, wzmocnione postami na profilach w mediach społecznościowych TVP Info. Na X (dawniej Twitter) pierwszy post TVP Info na temat słów Bralczyka, wrzucony późnym wieczorem, ma 200 tys. wyświetleń, 3 tys. reakcji i 241 komentarzy. Został podany dalej 265 razy. Wyniki grubo powyżej średniej na X-owym profilu TVP Info. Na TikToku telewizji publicznej poszło jeszcze lepiej – 286 tys. zasięgu, ponad 2 tys. komentarzy, ponad 9 tys. reakcji. Też lepiej niż większość poprzednich tiktoków TVP Info.

Komentujący na kanałach TVP Info internauci od razu podzielili się na dwie grupy. Jedni z ulgą przyznawali: „W końcu normalny Profesor! Zwierzęta to zwierzęta. Ludzie to ludzie. Rośliny to rośliny itd.” czy „Brawo profesorze!!! Ja też kocham zwierzęta, ale bez przesady”, „Zaskoczył, bo powiedział kilka słów prawdy”, „Piękna orka na psich mamusiach”.

Inni jednak krytykowali słowa naukowca: „Jeszcze 10–15 lat temu był moim autorytetem. Sama jestem językoznawcą i pomimo braku strachu do języka, uważam, że w delikatnych sytuacjach najlepiej sprawdzają się eufemizmy. W kontekście śmierci zwierząt są piękne. Np. odejść za tęczowy most”.

Sporo komentarzy dotyczyło tego, o czym w odpowiedzi wspomniał sam prof. Bralczyk – jego wieku. „Stary, głupi i bez sumienia”, „Weźcie już nie pokazujcie tych żenujących dziadersów jak Miodek czy Bralczyk. 40 lat okupują media. Ile można? Zlitujcie się i zacznijcie zapraszać młodych językoznawców. Czas pożegnać tę geriatrię w mediach”, „Bujaj się stary dziadu!”, „Nikogo nie interesuje zdanie tego dziada, który zatrzymał się mentalnie w ubiegłym wieku. Może wtedy coś znaczył”.

NIE O SŁOWNIK CHODZI

W kolejne dni dyskusja rozlewała się na inne media. O aferze wokół słów Bralczyka napisały Onet, Wirtualna Polska, Interia, RMF FM, Gazeta.pl i „Gazeta Wyborcza”, Wprost.pl, naTemat.pl, media plotkarskie, a także media lokalne. Sprawę komentowali dziennikarze i publicyści od prawa do lewa. W „Rzeczpospolitej” bronili go Łukasz Warzecha („Profesor Bralczyk ma rację, mówiąc, że zwierzęta zdychają”) i Jacek Wasilewski („Próba »scancelowania« Bralczyka pokazuje, że nie o język tu chodzi”).

Damian Maliszewski pisał: „Pewne osoby nie dostosowały się do zmian, jakie zaszły na świecie. Nie rozumieją, że ich świat, świat patriarchatu, pogardy dla zwierząt, już nie istnieje”, a Agnieszka Gozdyra z Polsat News: „Do profesora Bralczyka mam gigantyczną pretensję nie o to, że jest (jak mówi) stary. O to, że zasłania się swoim wiekiem i wykorzystuje niekwestionowany autorytet, by zaistnieć, uderzając w zwierzęta, których pozycja jest i tak bardzo podła”.

W „Polityce” Michał R. Wiśniewski swój felieton na ten temat zatytułował „Pies zdechł, czyli ośli upór profesora Bralczyka”. Językoznawcza dyskusja przetoczyła się też przez polski YouTube, temat podjęli m.in. Włodek Markowicz i Karol Paciorek z kanału Lekko Stronniczy czy Marcin Meller w swojej „Mellinie” w Esce Rock, do której zaprosił znaną psycholożkę, dr Ewę Woydyłło. Ta zauważyła: „Ludziom nie o słownik chodzi. Przecież wszyscy, którzy naskoczyli na profesora Bralczyka, zrobili to dlatego, że poczuli coś, jak ich pies umierał. I to nie był jakiś przybłęda zdychający, na którego można splunąć. Batalia na Facebooku jest moim zdaniem słuszna. Temu panu należy się troszeczkę pokory”.

Oburzenie słowami językoznawcy wyrażały też organizacje pomagające zwierzętom. Otwarte Klatki grzmiały na dawnym Twitterze: „Nie mówimy tu »tylko« o braku empatii do zwierząt, ale także do osób, które empatię do zwierząt mają. Skoro osoby opiekujące się adoptowanymi zwierzętami mówią o umieraniu i adopcji, to powinien pan to uszanować”.

Do chóru zbulwersowanych dołączył też cytowany przez Onet weterynarz, dr Wojciech Borawski, który zaapelował wprost do prof. Bralczyka: „Tymi słowami obraził pan opiekunów, zwierzę (chociaż to dla pana profesorze mniej ważne, bo odmawia mu niejako godności umierania), ale i mnie. Dlaczego mnie? Bo jest też coś, czego pan nigdy nie poczuje. Nigdy nie poczuje pan tego, co ja czuję, kiedy ten znany mi pacjent (mam nadzieję, że tak według profesora mogę mówić) żegna się ze mną zmęczonym wzrokiem, a opiekunowie wychodzą z gabinetu już tak bardzo sami”.

Do prof. Bralczyka list otwarty wystosowała Krystyna Zachwatowicz-Wajda, scenograf teatralna, wdowa po Andrzeju Wajdzie. Pisała w nim: „Słowo zdechło nie jest żadną tradycją, jest słowem pogardliwym, wykluczającym, niegodnym”.

„SAMI ZACZĘLIŚMY SIĘ ZACHOWYWAĆ NIELUDZKO”

Komentowano nie tylko same słowa profesora, ale też poziom internetowej dyskusji. Polonista Marcin Makselon nawoływał na swoich profilach w mediach społecznościowych do szacunku: „(…) Pan profesor powiedział to, co powiedział. Przedstawił pogląd, do którego ma prawo. Z tym poglądem oczywiście nie trzeba się zgadzać. I jeżeli traktujemy wypowiedź profesora jako punkt wyjścia do ciekawej dyskusji (na przykład o podejściu do zmieniającego się języka), to fajnie, to super. Ale jeśli reakcją na opinię pana profesora są komentarze typu »zdechnąć to może już pan profesor« (a wylewają się w internecie i takie), to znaczy, że coś poszło nie tak. Że przekroczona została pewna granica. Słowa rzucane w internecie również ważą (…). Szanujmy innych ludzi. Również tych, którzy mają inne zdanie. Bo możemy się pięknie różnić. Super, że rozmawiamy o tym, czy psy mogą umierać, czy tylko zdychać. Szkoda, że równocześnie sami zaczęliśmy się zachowywać nieludzko. Bo bardzo nie chcę wierzyć, że takie zachowanie jest właśnie bardzo ludzkie”.

Językoznawcę broni dr hab. Uniwersytetu SWPS Katarzyna Popiołek. – Wiele słów, używanych dawniej powszechnie, jest dziś nie do przyjęcia ze względu na swój negatywny wydźwięk. Nikt empatyczny nie powie np. o starszej osobie per staruch. Mnie nie podoba się nawet słowo „dziaders”, jakim niektórzy określają prof. Bralczyka. Wiem, że ma być synonimem nie tyle starego człowieka, ile określać pewną postawę społeczną. Można mówić o przebrzmiałych poglądach albo nadmiernie konserwatywnych poglądach, ale dziaderstwo brzmi pejoratywnie i szczerze mówiąc, upokarzająco – uważa.

Wreszcie sam Jerzy Bralczyk, który najpierw zmęczony niespodziewaną wrzawą wokół siebie, pytał dziennikarkę Annę Kruczyńską: „Nie śledzę burzy. Obrazili się na mnie psiarze?”. Jednak dość szybko złagodził stanowisko, choć od swojego zdania nie odstąpił. W Onecie komentował: „Jeżeli [moje słowa – przyp. red.] są szokujące, to za to bardzo przepraszam. Wciąż jednak słowo »umarł pies« czy »umarł kot« wydają mi się nie na miejscu. (…) Sam jestem kociarzem i niestety, koty też zdychają. Przykro, że to robią, ale tak już jest. Dzisiaj nie jest to miłe słowo, ale jest wpisane w polszczyznę”.

W rozmowie z PAP dodawał: „To nie o to chodzi, że nie powinniśmy tak mówić. Możemy, jeżeli ktoś chce. Jednak właściwym słowem, które jest używane w polszczyźnie na określenie śmierci zwierzęcia, jest to, że zdycha. Zdychają i lwy, i komary, i psy, i inne zwierzęta”. Dodał, że jedynym zwierzęciem, które w tradycji języka nie zdycha, a umiera była i jest pszczoła.

ATAK NA ŚWIĘTOŚĆ

Internetową burzę wokół słów prof. Bralczyka podsumowuje dr Krystian Dudek, wykładowca Akademii WSB, specjalista i trener z zakresu zarządzania wizerunkiem i komunikacją kryzysową z Instytutu Publico. – W Polsce żyje ok. 8 mln psów i 7 mln kotów. Według CBOS 36 proc. badanych Polaków posiada psa, a 52 proc. – inne zwierzę. W wielu domach pies czy kot są traktowane jak członkowie rodziny, dlatego wypowiedź językoznawcy została potraktowana jako atak na świętość i pożar gotowy, podlewany, niczym benzyną, nośnymi tytułami medialnymi. A że w sezonie ogórkowym łatwiej się przebić w mediach, mamy cały mechanizm tej sytuacji widoczny jak na dłoni. Smutne jest to, jak mało osób, w tym komentujących i autorów publikacji, wysłuchało ze zrozumieniem całej wypowiedzi prof. Bralczyka i do niej się odnosiło. Profesor zaznaczył przecież, że lubi zwierzęta, a w wypowiedzi odnosi się do warstwy językowej, a nie emocjonalnej. Ale nawet tu zadziałała polaryzacja, bo ometkowano go jako wroga zwierząt.

Doktor Dudek żałuje, że w trakcie dyskusji nie pytano o zdanie innych językoznawców i autorytety językowe, by rozstrzygnąć spór. – Inna sprawa, że anonimowy użytkownik internetu zareagowałby pewnie, z ironią pytając, co taki autorytet wie o psach, albo wskazałby, gdzie może sobie umieścić swoją opinię. A przecież po to mamy specjalistów i autorytety, by w dobie szerzącej się bylejakości do nich sięgać. Ale w dyskusjach ogólnospołecznych idziemy na skróty, upraszczamy, wyciągamy zdania i sytuacje z kontekstu, dodajemy emocje i klikamy. A gdy się coś klika, to się niesie i napędza. Tu widać dużą rolę i odpowiedzialność mediów. Polacy mają spory problem z komunikowaniem i prowadzeniem sporów. Od razu wytaczamy najcięższe działa i atakujemy. Nie szukamy wspólnych mianowników. Na szkoleniach z komunikacji zawsze powtarzam: „Pamiętajmy, że prawie zawsze będziemy mieć czas, żeby wyjąć broń cięższego kalibru”.

Ekspert z Instytutu Publico wskazuje, że w przypadku afery z wypowiedzią prof. Bralczyka zadziałała niechęć Polaków do przyjmowania twierdzeń ex cathedra. – Lubujemy się w uderzaniu w autorytety, sprowadzaniu ich na ziemię, a dodatkowo rośnie w nas skłonność do hejtowania. Widać to było choćby po reakcji niektórych pseudokibiców na słabsze występy polskich sportowców na zakończonych niedawno igrzyskach, podczas której hejt lał się strumieniami.

MĘŻCZYŹNI PŁACZĄ NAD ŚWINKĄ MORSKĄ

Internetową burzę obserwowali też specjaliści, na co dzień zajmujący się zwierzętami i przyrodą. – Dyskutowaliśmy o tym w środowisku weterynaryjnym, jeszcze zanim to się tak rozniosło. Byliśmy poruszeni tym, co powiedział profesor Bralczyk – mówi Paulina Jasińska, lekarka weterynarii z siedmioletnim stażem, autorka profilu doktor_nieludzka na Instagramie. – W moim słowniku słowo „zdychać” nie istnieje i ma wydźwięk negatywny. Większość z nas nie oznajmiłaby osobie, która przychodzi do nas np. z nieuleczalnie chorym psem, że „zdechnie” za trzy dni. Jednak widzę, że jako społeczeństwo mamy ogromną trudność z mówieniem o śmierci. Unikamy nawet słowa „umarł”. Właściciele zwierząt mówią „odszedł”, czy „przeszedł przez tęczowy most”. Często to my jako lekarze weterynarii musimy przyjąć na siebie ciężar mówienia o śmierci zwierzęcia – przyznaje Jasińska.

– Stosunek ludzi do zwierząt w ostatnich latach bardzo się zmienił – ocenia lekarka weterynarii. – Dziś codziennie jestem świadkiem deklaracji, że zwierzę, z którym ludzie przychodzą do gabinetu, jest członkiem ich rodziny. Niektórzy mówią o sobie jako o rodzicach swoich pupili, co nie do końca mi się podoba. Generalnie właściciele są coraz bardziej zaangażowani w opiekę i w proces leczenia swoich zwierząt, poświęcają na to coraz więcej pieniędzy i czasu. Nieraz się spotykam z wyznaniem: „Przychodzę z psem częściej do lekarza, niż przychodziłam ze swoim dzieckiem”. To nie dotyczy tylko psów i kotów. Zajmuję się też gryzoniami, królikami i widziałam już mężczyzn płaczących nad świnką morską, co jeszcze kilkanaście lat temu byłoby nie do pomyślenia.

– To nie jest kwestia biologii – komentuje wrzawę o słowa prof. Bralczyka prof. dr hab. Piotr Skubała z Instytutu Biologii, Biotechnologii i Ochrony Środowiska Wydziału Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu Śląskiego. – Tylko naszego stosunku do zwierząt, generalnie do życia, do przyrody. Dla mnie jest oczywiste, że zwierzę jako żywa istota umiera. W naszym języku wyraża to szacunek do tej istoty. Słowo „zdycha” ma negatywne konotacje i używanie go świadczy o traktowaniu istoty żywej jak rzeczy. A mamy wiele dowodów naukowych o bogactwie przeżyć psychicznych zwierząt, które cierpią, odczuwają radość, szczęście czy ból.

Jego opinię popiera specjalistka psychologii społecznej prof. Uniwersytetu SWPS dr hab. Katarzyna Popiołek. – Dziwię się, że jako językoznawca prof. Bralczyk nie bierze też pod uwagę negatywnego znaczenia słowa „zdechnąć”. Jeśli życzymy komuś piekła, to mówimy: „Zdechnij!”. Podtrzymywanie opinii, że do zwierząt powinno się dalej pewne słowa odnosić, a pewnych nie, bo one są zarezerwowane dla człowieka, to błąd w odczytywaniu trendów społecznych. Ludzie opiekują się zwierzętami domowymi też po ich śmierci, szanując ich zwłoki tak jak ludzkie. Powstają cmentarze dla zwierząt, które odpowiadają na bardzo ważną potrzebę człowieka. Gdy odeszły moje dwa koty, to nie wyobrażałam sobie, że wyrzucę je na śmietnik albo zostawię ich zwłoki u weterynarza. Pochowałam je w swoim ogrodzie. Wiele badań pokazuje, jak cudowne jest współbrzmienie człowieka ze zwierzętami, jak poprawia nasze zdrowie i stan psychiczny. Jak zwierzęta potrafią okazywać czułość i nawet w pewnym sensie opiekować się nami. Że relacja między człowiekiem a zwierzęciem stała się czuła i bliska. Oczywiście są nadal ludzie, którzy zwierzęta dręczą, ale prawo idzie w tym kierunku, żeby coraz wyraźniej ich karać, by im na to nie pozwalać.

„STARSI BRACIA”, A NIE ZWIERZĘTA

– Wciąż jest to dopiero początek drogi, bo ciągle mamy żywe rozróżnienie między zwierzęciem domowym a hodowlanym – mówi prof. Piotr Skubała z Wydziału Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu Śląskiego. Przywołuje sytuację, gdy prowadził spotkanie z dziećmi z klas 1–3 połączone z projekcją filmu o zwierzętach. – Zadałem im pytanie, oczekując oczywistej dla mnie odpowiedzi, czy człowiek jest zwierzęciem. Myślałem, że będzie to początek pięknej rozmowy o naszych przyjaciołach, a tu połowa sali zaczęła krzyczeć, że nie, człowiek nie jest zwierzęciem. Czyli jednak szkoła czy rodzice dają dzieciom przekaz, że człowiek i zwierzę to coś zupełnie innego. Dużą luką w edukacji szkolnej jest brak problematyki praw zwierząt. Nawet studenci pierwszych lat biologii niewiele wiedzą o ustawie o ochronie zwierząt czy Światowej Deklaracji Praw Zwierząt z 1979 roku.

Według prof. Skubały język powinien nadążać za zmianami w rozwoju moralnym ludzi. – Od pewnego czasu mówię o zwierzętach, że to nasi starsi bracia, niejako w kontrze do naszych „braci mniejszych”, o których mówił św. Franciszek z Asyżu. Historia zwierząt na Ziemi jest znacznie dłuższa od naszej, stąd to określenie „starsi bracia” wydaje mi się bardziej adekwatne i odzwierciedla nasz szacunek dla nich – dodaje naukowiec.

Prof. Katarzyna Popiołek ma dużo wyrozumiałości dla dyskutantów, którzy poczuli się urażeni słowami Bralczyka. – To są wrażliwi ludzie, którzy boleją nad tym, że zwierzęta jeszcze w dalszym ciągu są często źle traktowane i to są ci, którzy doznali szczęścia dzięki zwierzętom.

I dodaje, że mimo to właśnie weterynarze są zagrożeni silnie depresją i zaburzeniami psychologicznymi, gdyż często trafiają do psychiatrów. Dlaczego? Dlatego, że nadal często spotykają się z cierpieniem zwierząt, które za nic mają ich właściciele. Weterynarze bardzo przeżywają sytuacje, gdy przychodzi ktoś i mówi: „Proszę uśpić tego psa, bo jest kłopotliwy”.

– Profesor Bralczyk, z całym szacunkiem dla niego, bo ciągle go lubię i cenię, nie dostrzegł ważnej zmiany, jaka zachodzi we współczesnej etyce – dopowiada Popiołek. – Przykazanie „traktuj życie ludzkie jako cenniejsze od życia zwierząt” współcześnie już oburza. Wywodzi się ono jeszcze z tradycji biblijnej, kiedy podległość zwierząt i bezwzględne panowanie nad nimi człowieka było jednym z ważnych elementów funkcjonowania świata. Filozof Peter Singer, autor książki „Wyzwolenie zwierząt”, sformułował na nowo to przykazanie: „Nie dyskryminuj na podstawie przynależności do gatunku”. Sama przynależność gatunkowa nie pozwala na etyczne uzasadnienie nierównego traktowania różnych istot. Kiedyś przecież dzieci też nie miały praw, co się słusznie diametralnie zmieniło w ciągu ostatnich stuleci.

PROFESOR NA EKRANY!

Prof. Bralczyk, dotąd uważany za sympatycznego sędziwego naukowca, ze swadą i humorem opowiadającego o zawiłościach językach, stracił wiele w oczach miłośników zwierząt. Czy nadal będzie uznawany za autorytet?

– Dla osób, dla których był autorytetem, nadal nim zostanie – uważa dr Krystian Dudek. – Dla tych, którzy kontestowali jego wiedzę albo w ogóle uważają, że po co nam tacy fachowcy – autorytetem nie był i nie będzie. Trudno być ekspertem, w zgodzie ze swoją wiedzą, a jednocześnie tak uniwersalnym, by dogodzić wszystkim. Specyfika i etapy sytuacji kryzysowej podpowiadają, że czas i cisza leczą. Pojawią się kolejne tematy, kolejne afery i świat pójdzie dalej. Choć oczywiście ta wypowiedź będzie pamiętana profesorowi do końca świata – jak premierowi Cimoszewiczowi ta o powodzianach czy minister Bieńkowskiej – o klimacie. Niemniej ten kryzys medialnie mu nie zaszkodzi, bo skala rozpoznawalności i umiejętności przyciągania uwagi jest dzisiaj kompetencją. Przy odpowiednim zarządzaniu tę sytuację można przekuć nawet w coś dobrego – kończy.

Coś dobrego przyszło do profesora wcześniej, niż opadł kurz po internetowej wrzawie. Jerzy Bralczyk wspólnie ze znaną ze „Szkła kontaktowego” w TVN dr filozofii Katarzyną Kasią poprowadzi w TVP 2 nowy program „Jak to się mówi – Kasia u Bralczyka”. Pierwszy odcinek – 9 września. – Będziemy przyglądać się temu, w jaki sposób się mówi w mediach, a także językowi propagandy. Sięgniemy do bogatych archiwów TVP z ostatnich ośmiu lat – obiecuje prowadząca. – Jest sporo materiałów, które chcielibyśmy skomentować. Pewnie też nie unikniemy takich kontrowersji, jak te, które ostatnio wywołały burzę wokół profesora Bralczyka – dodaje Katarzyna Kasia.

Nawet jeśli prof. Bralczyk nie ma wysokich kompetencji w empatii, to w języku oraz przyciąganiu uwagi ma kompetencje najwyższe.

***

Ten tekst Katarzyny Pachelskiej pochodzi z magazynu Press  wydanie nr 9-10/2024. Teraz udostępniliśmy go do przeczytania w całości dla najaktywniejszych Czytelników.

„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.

Czytaj też: Nowy "Press": Haszczyński, konsekwentna Zetka, wspomnienia o Tymie i Pytlakowskim

Press

Katarzyna Pachelska

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.