Dział: WYWIADY

Dodano: Luty 16, 2004

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Pierwszy taki skok

rozmowa z Markiem Rusieckim, dyrektorem zarządzającym firmy Ad.net (broker reklamy internetowej)

W ubiegłym roku wartość rynku reklamy internetowej w Polsce wzrosła o blisko 50 procent. To dowód obecnej siły czy raczej wcześniejszej słabości tego rynku?
Wartość (ok. 50 mln złotych) rzeczywiście jest niska i nieporównywalna z innymi mediami. Na pewno łatwiej o spektakularne wzrosty z poziomu kilkunastu milionów niż kilku miliardów. Wzrosty takiego rzędu powinniśmy obserwować co roku. A to był dopiero pierwszy taki skok od początku istnienia reklamy internetowej w Polsce.

Dzięki czemu stał się możliwy?
Po pierwsze, klienci wreszcie zaczynają rozumieć Internet. To efekt pracy edukacyjnej sprzedawców. Po drugie, w wyniku przeładowania bloków reklamowych w telewizji klientom zostały budżety do wykorzystania. Część z nich spróbowała reklamy w Internecie. A kto raz jej spróbował, później korzysta z niej nadal, bardziej świadomie.

Dlaczego przekonanie klientów zabrało aż kilka lat?
Po załamaniu rynku dotcomów w 2001 roku Internet się źle kojarzył. Teraz coraz więcej firm zarabia na Internecie, więc i reklamodawcy zaczynają wierzyć w ten kanał komunikacji. Nie spodziewamy się jednak gigantycznych wzrostów wydatków. Internet nie zdominuje rynku reklamowego, ale stabilny wzrost o 20-30 procent rocznie jest możliwy. Spodziewamy się, że w tym roku rynek będzie wart ok. 57-60 mln złotych.

Co może w tym przeszkodzić ?
Nawet jeśli ktoś znajdzie sposób na blokowanie pop-upów albo spammerzy zniechęcą ludzi do czytania maili reklamowych, to najwyżej wymyśli się inne formy reklamy. Jedynym zagrożeniem jest brak internautów. To może się przydarzyć, gdy wprowadzane będą dodatkowe podatki i opłaty podnoszące koszty dostępu do Internetu.

Większość pieniędzy na reklamę internetową pochodzi z zaledwie kilku branż. W razie kryzysu w którejś z nich gwałtownie skurczą się budżety promocyjne...
Trudno mi sobie wyobrazić kryzys w telekomunikacji albo finansach. Poza tym reklamodawcy z tych branż należą do najdłużej (nawet od 1999 roku) korzystających z Internetu. Wielu z nich widząc skuteczność takiej promocji, co roku zwiększa swoje budżety. Z kolei np. koncern Procter&Gamble wszedł do Internetu dopiero w 2002 roku i pewnie wysoki poziom wydatków osiągnie dopiero za kilka lat.

Jakich reklamodawców najbardziej jeszcze brakuje w Internecie?
Biur podróży. Zarówno tych klasycznych, dla których sieć jest tylko jednym z kanałów komunikacyjnych, jak i biur internetowych. Tymczasem zachodnie doświadczenia pokazują, że Internet to świetny kanał sprzedaży ofert turystycznych.

Kto najwięcej zyska na wzroście rynku reklamy internetowej?
Mamy tylko pięć dużych portali i więcej raczej nie będzie. Rośnie natomiast liczba witryn specjalistycznych. Zarabiają one oczywiście głównie dzięki uczestnictwu w sieciach reklamowych, a te nigdy nie będą większe od portali. W tej chwili ok. 25 procent wydatków trafia do witryn niszowych, a 75 procent do portali. Może w tym roku uda się zmienić te proporcje na 30 do 70. Ale to chyba byłby już próg nieprzekraczalny.

Rozmawiał Tomasz Jastrzębowski

(TJ, 16.02.2004)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.