„Wprost” wraca do sprawy Durczoka. „Pisemne uzasadnienie miażdżące”
Tygodnik opisuje fragmenty pisemnego uzasadnienia wyroku w sprawie Durczok kontra "Wprost"
Tygodnik „Wprost” w okładkowym materiale z najnowszego wydania wraca do sprawy Kamila Durczoka, tekstów o mobbingu i molestowaniu oraz sądowego finału. Opisuje fragmenty pisemnego uzasadnienia wyroku, podkreślając, że jest ono „miażdżące” dla byłego szefa „Faktów” TVN.
Chodzi o wyrok warszawskiego sądu z maja tego roku, który oddalił powództwo Kamila Durczoka przeciwko „Wprost”. Tygodnik, w artykułach „Ukryta prawda” i „Nietykalny”, zarzucił ówczesnemu szefowi „Faktów” TVN mobbing i molestowanie seksualne.
W najnowszym wydaniu „Wprost” pisze o sporządzonym przez sąd pisemnym uzasadnieniu wyroku w tej sprawie. Zastrzega, że ze względu na dobro ofiar nie może opisać zeznań świadków. Przytacza jedynie fragmenty uzasadnienia, które mają potwierdzać ustalenia dziennikarzy tygodnika.
Według „Wprost” sąd uznał, że Durczok molestował. „Zdaniem sądu należy stwierdzić, że z punktu widzenia definicji molestowania zawartej w kodeksie pracy zachowanie powoda miało znamiona molestowania, wobec czego przytoczone wypowiedzi powoda wpisywały się w kontekst publikacji poświęconych temu problemowi” – cytuje tygodnik pisemne uzasadnienie.
W opisywanych przez tygodnik fragmentach uzasadnienia sąd odniósł się też do prac komisji, którą do wyjaśnienia sprawy powołał TVN. „Według opinii komisji Kamil Durczok był winny popełnienia dwóch zarzucanych czynów molestowania seksualnego. Jeden czyn odbył się w formie wysyłania do pracującej z nim w redakcji kobiety serii SMS-ów, w tym zaproszeń na prywatne spotkania i zaproszeń do zaangażowania w romans. Drugi przypadek polegał na jednorazowym zaproszeniu koleżanki z pracy na prywatne spotkanie. Według komisji Kamil Durczok był winny popełnienia czterech zarzucanych czynów niestosownego zachowania wobec współpracowników, z których co najmniej jeden może stanowić mobbing”.
Jak opisuje „Wprost”, sąd odniósł się też do wyników prywatnego badania na wykrywaczu kłamstw, które Durczok miał przedstawić w sądzie. „Zdaniem sądu walor poznawczy tej opinii jest znikomy. Pytania, które postawiono powodowi w trakcie testu, nie były identyczne ze stwierdzeniami, które padały w artykule, tak więc odbiór emocjonalny tych pytań i udzielone odpowiedzi odnoszą się jedynie ogólnie do sytuacji, co może uzasadniać zaprezentowane w opinii wnioski” - cytuje „Wprost”.
Sąd miał też zwrócić uwagę, że autorzy tekstu próbowali skontaktować się z Durczokiem przed publikacją drugiego tekstu, ale szef „Faktów” nie chciał komentować sprawy i „pozbawił się możliwości przedstawienia swojej wersji wydarzeń i skomentowania zarzutów”.
Z Kamilem Durczokiem nie udało nam się skontaktować.
Sprawa Durczok kontra "Wprost"
W maju Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że AWR "Wprost" i byli dziennikarze tygodnika nie muszą przepraszać Kamila Durczoka. Chodziło o dwa teksty z początku 2015 roku, w których opisano przypadki molestowania i mobbingu w redakcji "Faktów" TVN. Wyrok nie jest prawomocny, a Durczok zapowiedział apelację.
Sprawa dotyczyła artykułów: "Ukryta prawda" z 9 lutego i "Nietykalny" z 23 lutego 2015 roku, w których opisano m.in. anonimową relację "znanej dziennikarki", która miała być molestowana przez byłego przełożonego, "bardzo popularną twarz telewizyjną, szefa zespołu w jednej ze stacji". W publikacjach mowa była również o mobbingu i dyskryminacji (nazwisko Durczoka pojawiło się w drugim tekście).
Autorami obu publikacji są: Sylwester Latkowski, Michał Majewski, Olga Wasilewska i Marcin Dzierżanowski (tylko Dzierżanowski pracuje jeszcze we "Wprost").
Kamil Durczok domagał się przeprosin na łamach tygodnika "Wprost" i 2 mln zł odszkodowania. Proces o ochronę dóbr osobistych toczył się za zamkniętymi drzwiami. 14 maja sąd ogłosił, że powództwo zostało oddalone. Przed uzasadnieniem wyroku sędzia Anna Tyrluk-Krajewska poprosiła dziennikarzy o opuszczenie sali.
– Nie będę komentował wyroku, choć muszę przyznać, że zdumiała mnie argumentacja sędzi. Z całą pewnością będę się od tego wyroku odwoływać – powiedział dziennikarzom, opuszczając sąd, Kamil Durczok. "Wszystkich, którzy we mnie wierzyli i wierzą, zapewniam: przegraliśmy bitwę, ale nie przegraliśmy wojny. Przyjdzie czas na sprawiedliwy, prawomocny wyrok. A kłamstwo doczeka się kary" – napisał później na Twitterze Durczok.
Zadowolony z wyroku był wydawca. AWR "Wprost" twierdzi, że powództwo Durczoka było bezzasadne, a teksty były napisane z zachowaniem staranności i rzetelności dziennikarskiej. – Sąd ocenił zeznania świadków i przyznał, że informacje w materiale prasowym są prawdziwe. Uznał, że był też interes społeczny – powiedziała radca prawny Paulina Piaszczyk, pełnomocniczka wydawcy "Wprost". – Nie będziemy wnosić apelacji, poczekamy na kroki prawne drugiej strony – dodała.
Sąd zdecydował, że Kamil Durczok musi zapłacić łącznie ponad 14 tys. zł zwrotu kosztów zastępstwa procesowego.
Jednocześnie, w ramach tzw. powództwa wzajemnego, "Wprost" i dziennikarze domagali się przeprosin od Durczoka za jego wypowiedzi w mediach na temat tej sprawy i tygodnika. Sąd oddalił także i to powództwo.
Po tekstach we "Wprost" TVN powołał wewnętrzną komisję, która ustaliła, że w redakcji "Faktów" dochodziło do przypadków molestowania i mobbingu. Trzem poszkodowanym osobom stacja zaoferowała zadośćuczynienia. TVN po dziewięciu latach, w marcu 2015 roku, rozstał się z Kamilem Durczokiem, szefem "Faktów", formalnie za porozumieniem stron. - Nigdy nie molestowałem żadnej kobiety. Czym innym jest styl zarządzania. Ja jestem cholerykiem, czasem wybuchałem w pracy - mówił potem Durczok w Tok FM.
19 kwietnia 2018 roku, w innej sprawie, Sąd Apelacyjny w Warszawie nakazał AWR "Wprost" i byłym dziennikarzom tygodnika "Wprost" (Latkowskiemu, Majewskiemu i Wasilewskiej) przeprosić Durczoka i zapłacić mu 150 tys. zł zadośćuczynienia. Sprawa dotyczyła tekstu "Kamil Durczok. Fakty po faktach" z 16 lutego 2015 roku. Napisano w nim m.in., że Durczok, wtedy szef "Faktów" TVN, "został przyłapany przez policję, jak ucieka z mieszkania, w którym znaleziono biały proszek". Do tekstu dołączono zdjęcia rzeczy znalezionych w tym mieszkaniu, m.in. filmów pornograficznych, damskiej bielizny, korespondencji do dziennikarza. Wyrok jest prawomocny. Wydawca "Wprost" zapowiedział kasację do Sądu Najwyższego.
RAQ