Dział: TELEWIZJA

Dodano: Styczeń 25, 2016

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Czuchnowski i Machała bojkotują media publiczne, ich koledzy niekoniecznie

Tomasz Machała (fot. Wojciech Artyniew/archiwum Press)

Oświadczenia Wojciecha Czuchnowskiego i Tomasza Machały, że nie będą już przyjmować zaproszeń do mediów publicznych, nie zyskały wielkiego poparcia wśród dziennikarzy.

W piątek w programie TVP Info "Po przecinku" Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej", zamiast wziąć udział w dyskusji, niespodziewanie odczytał oświadczenie, w którym sprzeciwiał się zwolnieniom w mediach. "Nie zgadzam się na niszczenie ludzi, łamanie wolności słowa i robienie z wolnych mediów propagandowej tuby władzy. Nie mogę obecnością w studio firmować haniebnych praktyk. Dlatego dziękuję i do zobaczenia wkrótce, w demokratycznej Polsce" - zakończył i wyszedł ze studia. Dziennikarz przeczytał to z kartki, szybko i niewyraźnie, z czego tłumaczył się potem na swoim blogu: "chyba nie mógłbym tego wygłosić z głowy, nie tylko dlatego, że było tam sporo nazwisk, ale cała sytuacja była na tyle trudna, że bałbym się mówić z głowy".
Z kolei w sobotę Tomasz Machała, redaktor naczelny NaTemat.pl, opublikował tekst, w którym tłumaczył, dlaczego nie przyjmuje ostatnio zaproszeń od mediów publicznych: "Im chodzi o to, żeby codziennie legitymizować PiSowską propagandę, jaką wyświetlają na ekranach. Potrzebni są do tego pożyteczni idioci typu Machała. Machała byłby wręcz idealny, bo jest synem posłanki Platformy. Skoro więc syn posłanki PO komentuje w TVP wydarzenia polityczne, to jest to wspaniały i przekonujący dowód, jak pluralistyczna jest TVP" - napisał Machała, oświadczając: "Nie pomogę kłamstwom na antenie".
Oba wystąpienia nie były pierwszymi tego typu - do bojkotu mediów publicznych przejętych przez PiS namawiały kolegów już wcześniej Ewa Wanat i Paulina Młynarska.
Jednak na bojkot się nie zanosi. - Decyzja o bojkocie jest trudna, ponieważ zawsze istnieje argument, że oddaje się pole do dyskusji wyłącznie prawicowym publicystom – tłumaczy Renata Kim z "Newsweek Polska". - Rozumiem Wojciecha Czuchnowskiego i traktuję jego decyzję jako akcję mającą zwrócić uwagę na to, jak brutalnie zostały przejęte media. Rozumiem także Tomasza Machałę, ponieważ w wielu przypadkach przedstawiciel tak zwanego centrum czy lewicy miał być listkiem figowym po to, by móc zaprosić jeszcze trzy osoby o przeciwnych poglądach i mieć czyste ręce – mówi Kim. Ona sama zaproszenia z mediów publicznych będzie nadal przyjmowała - ale postanowiła ostrożniej dobierać programy. Gdy gościła ostatnio w "Świat się kręci", na antenie doszło do ostrej wymiany zdań pomiędzy nią a siedzącym na widowni Przemysławem Babiarzem. - Na pewno już do tamtego programu nie pójdę. Mam poczucie, że zostałam zmanipulowana. Nikt mi nie powiedział, że w studiu będzie Przemysław Babiarz, o którym pisałam tekst – mówi Renata Kim. Nie wyklucza przyjęcia zaproszenia do innych programów, np. do "Głosu mediów" Jacka Cholewińskiego w TVP Info. - Za każdym razem, gdy zadzwonią do mnie z TVP Info, najpierw dowiem się, kto prowadzi program, kto został zaproszony i kto jest jego wydawcą, a dopiero wtedy podejmę decyzję. Wydaje mi się, że ludziom, którzy oglądają tylko publiczną telewizję, należy się inny niż prawicowy punkt widzenia - wyjaśnia Kim.
Dzień po oświadczeniu Czuchnowskiego na temat mediów publicznych jego redakcyjna koleżanka
Dominika Wielowieyska wypowiedziała się dla "Wiadomości". Jej zdaniem każdy dziennikarz ma prawo protestować na własnych zasadach. I przedstawia swoje: - Będę uczestniczyć w debatach telewizji publicznej, nawet jeśli przeciwko sobie będę miała trzech publicystów, bo uważam, że wciąż warto prezentować swoje stanowisko i wierzę w mądrość Polaków, którzy dostrzegą, że media stały się stricte rządowe. Wielowieyska zaznacza, że swój protest przeciwko działaniom nowej władzy wyraziła już, rezygnując ze współpracy z TVP Info.
W mediach publicznych zgodzi się też występować Jacek Czarnecki z Radia Zet. - Mimo wszystko jest to telewizja publiczna. Jeśli dziennikarz idzie przedstawiać swoje poglądy, idzie tam nie dla "tej" telewizji, tylko dla ludzi, który ją oglądają – tłumaczy. Natomiast
Sławomir Sierakowski, redaktor naczelny "Krytyki Politycznej", zauważa: - Rozmowy o bojkotowaniu mediów zaczynać należy od widzów, bo oni są najważniejsi. W sytuacji bojkotu to ich zostawia się sam na sam z dziennikarzami bezkrytycznymi wobec władzy. Sierakowski podkreśla, że aby bojkot był skuteczny, musi być "zorganizowany i wspólny". - To co PiS robi z tym państwem i z publicznymi mediami, podporządkowując je bezpośrednio rządowi, może być powodem uzasadnionego bojkotu i wtedy na pewno wezmę w nim udział - deklaruje.

(IKO, 25.01.2016)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.