Wydanie: PRESS 11/2006
Ranking
Dzień zaczynam od mszy św., dopiero potem są gazety. Spośród czterech dzienników, które regularnie czytam, na pierwsze miejsce zdecydowanie wysunął się „Dziennik”. Ma tyle dziennikarskich gwiazd, że zaczynam się obawiać, by nie dotknął go syndrom Realu Madryt. Klub ma gwiazdy pierwszej wielkości, lecz nie ma zespołu. Ale „Dziennik” ma jednak dobre wyniki. To on wyznacza obecnie kierunki i główne tematy debaty publicznej. Spośród tego gwiazdozbioru wyróżniłbym Jana Wróbla – za dowcip, dystans i za muszkę. Maciej Rybiński dobry jest wszędzie, ale na drugiej stronie „Rzeczpospolitej” smakował mi najlepiej. Odkąd przeprowadził się do konkurencji, ta szacowna gazeta trochę straciła. Jej sobotni „Plus Minus” jest dla mnie zdecydowanie na plus. Wśród publicystów tego dodatku chciałem szczególnie pochwalić Szymona Hołownię, ale właśnie dowiedziałem się o jego odejściu. Szkoda. Oczywiście dla „Rzeczpospolitej”. Czy dla autora, tego nie wiem. O Kościele pisze coraz lepiej, widzi i potrafi pokazać go od środka, ponieważ czuje się i – jak sądzę – jest wiernym synem tego Kościoła. „Gazeta Wyborcza” już dawno przestała mnie interesować. Oczywiście wertuję ją, ale nie jest mnie w stanie nawet zirytować, co jeszcze jakiś czas temu dosyć często się zdarzało. Dzisiaj jest mi obojętne, czy w „Wyborczej” coś napiszą, czy nie napiszą. „Gazeta” już chyba niczym nie jest mnie w stanie zaskoczyć. Od wielu miesięcy dryfuje bez kapitana. Inaczej rzecz ma się z „Naszym Dziennikiem”. Choć niekoniecznie jest on mój, to jednak zwracam na niego uwagę. Małymi krokami i zapewne skromnymi środkami zdobył sobie prawo obywatelstwa wśród potentatów. Choć od paru lat nie czytam już „Najwyższego Czasu”, to jednak muszę o nim wspomnieć. Jako młody człowiek przeczuwałem, że spór o model państwa nie może się toczyć tylko pomiędzy pobożnymi i niepobożnymi socjalistami. Że musi być jeszcze jakaś inna propozycja. „Najwyższy Czas” mi ją pokazał. To w tym tygodniku po raz pierwszy spotkałem się z nazwiskami takich gigantów myśli liberalnej, jak Ludwig von Mises, Friedrich August von Hayek czy Milton Friedman. Było to jak powiew świeżego powietrza. Coraz mniej ciekawy jest „Newsweek Polska”. O wiele więcej tekstów czytam we „Wprost”. Oczywiście prawie nigdy nie mijam Zalewskiego i Mazurka. Z niecierpliwością czekam na najbrzydszy graficznie tygodnik na rynku, czyli na „Gazetę Polską”. Jacka Kwiecińskiego lubię za jego sympatię do USA. Europejski antyamerykanizm jest dla mnie nie do przyjęcia. Rafał Ziemkiewicz, którego można spotkać w co drugim tytule prasowym, prawie zawsze bywa świeży, ale na „Ringu” w TVP 1 traci formę. „Przekrój” z kolei dobrze wygląda, choć nie zawsze, i na tym koniec. Może tylko poza rozmowami Piotra Najsztuba. Pytać to on potrafi. Dokładnie przeglądam „Niedzielę” i poznański „Przewodnik Katolicki”. To nasza bezpośrednia konkurencja. Chcę wiedzieć, w czym są lepsi. Regularnie zaglądam na strony internetowe KAI-u, Radia Watykańskiego i oczywiście Wiara.pl. Szkoda, że upadł „Ozon”. Czytałem go niejednokrotnie z zazdrością i – by tak rzec – ze sportową złością. Niejeden kościelny temat potrafili zrobić lepiej, a przecież to my powinniśmy być w tej dziedzinie bezkonkurencyjni. W „Tygodniku Powszechnym”, poza małymi wyjątkami, interesują mnie krótkie formy na początkowych stronach. Przeglądam „Więź”, „Znak” i „Śląsk”. Znakomicie, że Dariusz Karłowicz wpadł na pomysł wydawania rocznika „Teologia Polityczna”. Najnowszy, poświęcony Janowi Pawłowi II, przeczytałem jednym tchem. Karłowicz jest obecnie jednym z najciekawszych katolickich publicystów. Szkoda, że wciąż jeszcze zbyt rzadko pojawia się w mediach. A może właśnie dlatego ma coś ważnego do powiedzenia, że mniej mówi, a więcej myśli? Nie mogę pominąć „Frondy”. Niektóre numery bywają znakomite, a poświęcony aborcji wstrząsnął mną. Cieszę się na polskie wydanie amerykańskiego miesięcznika „First Things”. W Stanach Zjednoczonych to jedno z najważniejszych pism chrześcijańskich intelektualistów. Rzucam się na każdy tekst o. Jacka Salija OP. Nikt tak jak on nie potrafi pisać o Kościele, o wierze, o moralności. Radia słucham tylko w samochodzie. I zawsze jest to Jedynka. Inne stacje nie miały i nadal nie mają u mnie szans. To zasługa odpowiedniej proporcji muzyki i rzeczowego słowa mówionego, a także wieloletniego przyzwyczajenia. TVN 24 włączam niezależnie od pory dnia, ale tylko wtedy, gdy dzieje się coś wyjątkowo ważnego. Za to wieczorem oglądam prawie wszystkie programy publicystyczne. Szkoda, że „Warto rozmawiać” w TVP 2 nie trwa, jak kiedyś, dwie godziny. Zaczynam doceniać Telewizję Trwam. Skacząc po kanałach i widząc wzbierającą falę głupich i szkodliwych moralnie programów wylewających się z ekranu, myślę, że dobrze, iż jest stacja, która trwa przy innych wartościach i przypomina chociażby o wieczornej modlitwie. Dzień nie może zaczynać się i kończyć polityką. Autor jest redaktorem naczelnym tygodnika „Gość Niedzielny”
brak
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter