Wydanie: PRESS 06/2006
Koniec wieńczy dzieło
Na liście 20 najbardziej wpływowych dziennikarzy na świecie „The Financial Times” umieścił w maju br. Adama Michnika. Jego przedłużająca się nieobecność na stanowisku redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” rodzi pytanie, kto może go zastąpić. Pytanie ważne, bo w tym przypadku nie chodzi o zajęcie fotela redaktora naczelnego największego dziennika opinii w kraju, ale o schedę po postaci pomnikowej. To problem, którego rozwiązanie odsuwają od siebie władze Agory SA, łudząc się, że nieobliczalny Michnik może jeszcze wrócić do redakcji. Tymczasem jesienią miną dwa lata, od kiedy nie bierze on udziału w redagowaniu „Gazety Wyborczej”. Powodem odsunięcia się od redakcji była choroba. I choć ostatnio redaktor naczelny czuje się lepiej i coraz częściej udziela się publicznie, na jego powrót do dziennika raczej się nie zanosi. Poza kieratem Podczas jednego ze spotkań związanych z promocją swojej ostatniej książki Adam Michnik powiedział, że nie interesuje go już powrót do redakcji „Gazety” na starych zasadach. Choć nie redagował on całej gazety, a jedynie publicystykę i „Gazetę Świąteczną”, w aktualne sprawy redakcji zawsze się angażował. – Był pracowity, czytał wszystko, co mu podlegało, i miał doskonałą pamięć. Potrafił godzinami spierać się z autorem o tekst. To jednak prawda, że jak ktoś raz się z tego kieratu wyzwoli, nie ma już ochoty do niego wracać. Wierzę więc, że Michnik może nie być zainteresowany powrotem na poprzednich warunkach – mówi były komentator „Gazety Wyborczej” Ernest Skalski. Ci, którzy znają Michnika bliżej, informują, że z jego kondycją wciąż nie jest najlepiej, a do codziennej pracy w „GW” trzeba mieć końskie zdrowie. Oprócz tego jego powrót nie jest konieczny, bo z „Gazetą” nie dzieje się nic złego. – Pod jego nieobecność publicystyka nie traci, a resztę gazety i tak redagują ci, którzy robili to wcześniej. Michnik ma świadomość, że nie zrobią mu żadnego świństwa – stwierdza Skalski. Przedłużająca się nieobecność Michnika w redakcji nie jest komentowana jednoznacznie. Obserwatorów zastanawia, że Michnik nie zajmuje już na łamach „GW” stanowiska w ważnych, aktualnych kwestiach. – Ogromnie go brakuje, gdy chodzi o komentarze dotyczące bieżących wydarzeń, choć sama gazeta w zasadzie od chwili pojawienia się „Dziennika” jest lepsza niż wcześniej – mówi Jerzy Baczyński, redaktor naczelny „Polityki”. Obserwatorów dziwi, że Michnik nie zabrał głosu nawet w chwili, gdy do rządzenia Polską został dopuszczony Andrzej Lepper. Wprawdzie złośliwi w redakcji „GW” twierdzili, że niezwykle odważny i mocny komentarz Heleny Łuczywo pt. „Dajmy im czerwoną kartkę” pisał właśnie Michik, ale nie zmienia to faktu, że tekst przeszedł prawie niezauważony. – Chociaż jakość merytoryczna „Gazety” się nie zmieniła, to wartość emocjonalna tak. „Gazeta” już nie dyktuje obrazu świata. Jest to również wynik zmiany ideowych orientacji Polaków, ale nie tylko – mówi Jacek Żakowski, publicysta „Polityki”. Nieobecności Michnika w bieżącej pracy redakcji „GW” nie dostrzega za to Janusz Majcherek, publicysta „Rzeczpospolitej”. – Nie jest ona zauważalna w tym sensie, iżby zmieniła się linia ideowa gazety, jej profil światopoglądowy. Michnik nie wygłasza jak dawniej opinii, publikuje tylko eseje historyczne, ale ja jako czytelnik „Gazety Wyborczej” wciąż odczuwam w niej jego obecność jako twórcy – mówi Majcherek. – Odsunięcie to także wynik choroby duszy. On musi cierpieć, że III RP jego pomysłu przegrała. Stał się chłopcem do bicia i pewnie nie chce, aby ataki na niego przenosiły się na „Gazetę”. Zachowuje się jak Wałęsa, odsuwa się i zostawia pole rządzącym, wychodząc jednak z założenia, że porządzą do czasu – mówi Jerzy Baczyński. Rola Michnika w „GW” jest teraz określana jako rola patrona dziennika. Nigdy nie był szefem odpowiadającym za sprawy organizacyjne – tym zajmowali się jego zastępcy, w największej mierze Helena Łuczywo. Choć nie zagląda on często do redakcji, jednak dzwoni do redaktorów i komentuje, co mu się podoba, a co nie. Najczęściej ma ponoć zarzuty dotyczące nadmiernej tabloidyzacji „GW”. Choć Michnik jest w kraju postacią kontrowersyjną, cieszy się uznaniem za granicą, co Agorze bardzo odpowiada. Naczelny pełni więc swoistą rolę reprezentacyjną, co może się przydać w perspektywie zagranicznych inwestycji Agory – prezes spółki Wanda Rapaczyńska w wywiadzie dla dziennika „Parkiet Gazeta Giełdy” przyznała, że w kręgu zainteresowań wydawcy jest rynek ukraiński. W maju br. Michnik aktywnie uczestniczył w rocznicowych obchodach „GW” i wręczeniu tytułu Człowieka Roku Zbigniewowi Brzezińskiemu. Zarząd spółki lakonicznie wypowiada się o przedłużającej się nieobecności Michnika w redakcji. Prezes Agory Wanda Rapaczyńska odpowiada tylko: – Adam Michnik jest redaktorem naczelnym „Gazety” i jest w niej stale obecny, na jej łamach i podczas jej uroczystości. Jest współtwórcą sukcesu czytelniczego i rynkowego „Gazety”, a pod jego nieobecność redakcją kierują jego zastępcy i zespół, który wraz z Adamem i pod jego przywództwem budował pozycję i markę „Gazety”. Rapaczyńska zwraca uwagę, że jego wkład w debatę publiczną jest nadal ceniony nie tylko w kraju, ale i na świecie, o czym świadczą przyznawane mu nagrody. Gdy zadzwoniłem do domu Adama Michnika, usłyszałem tylko: – Rozumiem, że to sprawa służbowa. Proszę dzwonić do redakcji. Nikt ze ścisłego kierownictwa redakcji nie zgodził się na wypowiedź do tego tekstu. Rządy triumwiratu Nieobecność Michnika nie odbija się na bieżącej pracy redakcji. Wszystko dlatego, że choć on był szefem, większość codziennych obowiązków spoczywała i nadal spoczywa na barkach jego zastępców, głównie Heleny Łuczywo, której Michnik oddał swój głos na kolegium redakcyjnym. Często mocno się z nią kłócił, ale zawsze w końcu dogadywał. Wspierają ją dwaj kolejni zastępcy: Piotr Stasiński i Piotr Pacewicz. Rośnie rola szefa ds. projektów Pawła Ławińskiego, który wcześniej odpowiadał za gospodarkę. Helena Łuczywo, tak jak dawniej, nie udziela się publicznie, gdyż woli pracę z autorami i nad tekstami. Zdaniem niektórych z racji coraz większego odosobnienia w redakcji chciałaby powrotu Michnika. Tak mówiła też w wywiadzie udzielonym Piotrowi Najsztubowi do „Przekroju”. Stwierdziła w nim, że namawia Michnika, by znowu stał się głosem „Gazety”. Jednak Łuczywo nie jest sama, w debatach publicznych „Gazetę” prezentują solidarnie Stasiński i Pacewicz. Pod wodzą tego triumwiratu „GW” staje się coraz bardziej obyczajowo-społeczna. Michnik, jeżeli sprzeciwiał się w czymś wizji Łuczywo, to właśnie w tym, że według niego „GW” powinna być bardziej opiniotwórcza niż newsowa. Wielokrotnie powtarzał, że dla niego liczy się tylko opiniotwórczość i „GW” może sprzedawać się nawet w 100 tys. egz., jeżeli z jej opinią będą się liczyć w kraju. Tymczasem Agora coraz częściej musi się liczyć z opiniami akcjonariuszy, których interesują jedynie wyniki finansowe jej sztandarowego produktu. – „Wyborcza” bez Michnika to jak „Tygodnik Powszechny” bez Jerzego Turowicza czy „Kultura” bez Jerzego Giedroycia. Czyli co innego. „Wyborcza” stoi przed dylematem zmiany sposobu kierowania dziennikiem. Adam Michnik jest nie do zastąpienia. Jak mało kto miał moralne prawo do zajmowania stanowiska w sprawach mających znaczenie dla Polski. Dlatego jego ewentualne odejście wymaga zredefiniowania roli, jaką ma pełnić „Gazeta”, i jej misji – uważa Jacek Żakowski. Agora, a także sama redakcja „GW”, przy ewentualnym wyborze nowego naczelnego musiałaby określić, czy dalej realizować ambitne plany pozostawania instytucją życia publicznego, czy zdecydować się na przełom i stać się jeszcze bardziej produktem rynkowym, w którym opiniotwórczość byłaby tylko jednym i wcale nie najważniejszym elementem oferty. – Na świecie charyzma redaktora naczelnego dziennika nie jest wartością szczególnie ważną. Koncepcja charyzmatycznego naczelnego ukształtowała się raczej w Polsce. Na Zachodzie liczy się bardziej, kto podpisuje się pod tekstem, a sami naczelni często zmieniają swoje poglądy, przechodząc z jednego tytułu do drugiego – mówi Leopold Unger, publicysta „Le Soir” i „Gazety Wyborczej”. Jego zdaniem Michnik coraz częściej będzie się pojawiał na łamach „Gazety”, bo w obecnej sytuacji politycznej trudno będzie mu utrzymać pióro w spokoju. Łuczywo na emeryturze? Według osób z redakcji, jeżeli Michnik zdecyduje się zrezygnować ze stanowiska naczelnego, będzie chciał wskazać swojego następcę. Gdyby to miało nastąpić dziś, tą osobą byłaby zapewne Helena Łuczywo. Po pierwsze, tylko ona gwarantowałaby prowadzenie „Gazety” po takich torach, jakich chciałby sam Michnik. Po drugie: – Ci, którzy znają realia redakcji i charakter Heleny Łuczywo, wiedzą, że Piotr Pacewicz i Piotr Stasiński w przypadku obecności Łuczywo mogliby być tylko formalnymi naczelnymi. Faktycznie ona rządziłaby nadal – mówi dziennikarz „GW” chcący zachować anonimowość. Ostatnio jednak w redakcji krążą pogłoski, że Łuczywo rozważa możliwość przejścia na emeryturę. Jest rówieśniczką Michnika – ma 60 lat. Wraz z nim zakładała „GW” i od początku była jego zastępczynią. Do 2004 roku była też członkiem zarządu Agory. – To, że jest rówieśniczką Michnika, gwarantuje im pokoleniowe zrozumienie, ale jednocześnie powoduje, że w podobnym czasie muszą myśleć o ustąpieniu miejsca młodszym – mówi jeden z redaktorów. Dodaje, że na ewentualnej decyzji Łuczywo może zaciążyć świadomość prywatnego majątku, którym dysponuje z racji posiadanych akcji Agory. Do przejścia na emeryturę mogłaby ją także skłonić decyzja Wandy Rapaczyńskiej, która już zapowiedziała odejście w roku 2007. Obie od lat stanowią zgrany tandem. Sama Łuczywo wielokrotnie podkreślała jednak, że życie ma dla niej sens tylko, jeżeli jest za coś odpowiedzialna. Musiałaby więc znaleźć ten sens poza „Gazetą Wyborczą”, co po 17 latach pracy tam może nie być łatwe. Według osób znających stosunki w gazecie Łuczywo przez ostatnie dwa lata oswajała się raczej z obowiązkami szefa gazety i w przyszłości przejmie je również formalnie. Jej ewentualne odejście na emeryturę stworzyłoby z kolei szansę na przejęcie obowiązków naczelnego przez młodszych: Piotra Pacewicza lub Piotra Stasińskiego (obaj mają po 53 lata). W Agorze ludzie większe szanse dają Pacewiczowi. Zakładał „GW” i – podobnie jak Michnik i Łuczywo – uczestniczył w 1989 roku w obradach Okrągłego Stołu. Zastępcą naczelnego „GW” jest od 11 lat. Jest pomysłodawcą wielu redakcyjnych akcji promocyjnych, które budują wizerunek „Gazety” użytecznej czytelnikom. Stasiński jest zastępcą od pięciu lat, a wcześniej kierował działem krajowym i publicystyką. Do „GW” przyszedł w 1993 roku z „Nowego Dziennika” wydawanego w Nowym Jorku. Najpierw prezes Konkurenci raczej wątpią, aby Agora zdecydowała się powierzyć stanowisko naczelnego komuś z zewnątrz, choć za takim posunięciem przemawiałaby chęć definitywnego odcięcia się od afery Rywina. – Gazety opiniotwórcze mają swój profil, nad którym pracują wiele lat. Człowiekowi wynajętemu z zewnątrz trudno byłoby się odnaleźć w zestawie wartości i ideałów obowiązującym w tytule – mówi Janusz Majcherek. – Chyba nie przy- padkiem sprawa poszukiwania nowego naczelnego dla mojej macierzystej „Rzeczpospolitej” skończyła się fiaskiem – dodaje. W spekulacjach jako ewentualnych następców Michnika wymieniano Jacka Żakowskiego i Tomasza Lisa. Obaj zaprzeczają, żeby ktokolwiek z Agory rozmawiał z nimi na ten temat. Nasi rozmówcy jako ewentualnego następcę Michnika wymieniają Jerzego Baczyńskiego. Należy on do tej grupy naczelnych, którzy wciąż wierzą, że media powinny jednak kierować się misją społeczną, a nie tylko gonić za zyskiem. – Na takie ryzyko, jakim jest kierowanie „Gazetą Wyborczą”, może sobie pozwolić ktoś, kto ma do czego wrócić – mówi redaktor naczelny jednego z dzienników. Sam Baczyński nie chce tych spekulacji komentować. – Zmiana naczelnego nastąpi dopiero wówczas, gdy zmieni się zarząd Agory, bo obecny może nie chcieć stawiać swoich następców przed faktem dokonanym – stwierdza Ernest Skalski. „Puls Biznesu” podał niedawno, że Agora szuka już za pośrednictwem Korn/Ferry International, jednej z największych firm headhunterskich na świecie, następcy Wandy Rapaczyńskiej. – Z punktu widzenia akcjonariuszy zapowiadane zmiany w zarządzie spółki są oceniane jako wzrost ryzyka, bo mimo kilku niepowodzeń obecny zarząd Agory był postrzegany jako jej silny element. Jeżeli chodzi o Adama Michnika, jego odejście i ewentualną zmianę profilu politycznego „Gazety”, nie ma to znaczenia dla wyceny akcji dopóty, dopóki dziennik nie traci czytelników – mówi Grzegorz Lityński, analityk giełdowy z KBC Securities N.V. Wielu naszych rozmówców uważa, że na naczelnego nieobecnego w redakcji na dłuższą metę dziennik opiniotwórczy nie może sobie pozwolić. Dodają jednak, że przypadku Michnika i „GW” nie można rozpatrywać według podręcznikowych zasad prowadzenia biznesu wydawniczego. Twórca musi bowiem sam zdecydować, kiedy kończy dzieło. Grzegorz Kopacz
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter