Wydanie: PRESS 04/2006
Mieszanie ról
Nie pamiętam już, kto mi polecił Kingę Rusin i Katarzynę Wende. Wiem tylko, że byłam z tej współpracy bardzo zadowolona, tak bardzo, że sama poleciłam ich firmę, Idea Media Wende Rusin, do Hyatta – mówi Anna Woźniak-Starak, która w warszawskich Łazienkach prowadzi restaurację Belvedere. Zleciła Idea Media zorganizowanie otwarcia restauracji po zmianie wystroju w 2002 roku. – Zależało mi, by na otwarcie Belvedere przyciągnąć młodych ludzi. Kinga i Kasia znakomicie wywiązały się z zadania. Dziś, choć mam własną agencję PR, czasami dzwonię do Kingi i proszę o radę – mówi Woźniak-Starak. Na Macieju Brzozowskim, dyrektorze PR Wydawnictwa Bauer, który był gościem na pokazie mody i loterii hotelu Hyatt, organizacja imprezy i same organizatorki zrobiły wrażenie. – Wszystko przemyślane, żadnego chaosu. I, co najistotniejsze, zaproszeni goście to nie był zbiór przypadkowych ludzi. Dlatego dwa lata temu poleciłem naszym działom promocji zaproszenie do przetargów na organizację imprez Idea Media – przyznaje Brzozowski. Mówi, że się nie zawiódł. Pamięta, że podczas jednej z gal Doskonałości Roku „Twojego Stylu” Rusin ratowała gospodarzy z opresji. – Przy tego typu imprezach, mimo że wszystko wcześniej jest zaplanowane, dochodzi do nieprzewidzianych sytuacji – nie ukrywa Brzozowski. – I tak się stało. Wskazaliśmy naszym gościom miejsca, ustawiając karteczki z ich nazwiskami przy stolikach. Niestety, nie wszyscy chcieli się temu podporządkować i zajmowali wybrane przez siebie miejsca, podsiadając innych. Kinga próbowała łagodzić sytuację i w taktowny sposób przekonywała gości do zajęcia wskazanych miejsc – kończy Brzozowski. To, że jako organizatorka eventów Kinga Rusin sprawdza się bardzo dobrze, podkreślają wszyscy moi rozmówcy. Ale niektórzy pamiętają, że zdarzają się sytuacje, gdy Kinga Rusin myli role. Podczas ostatniej gali Doskonałość Roku „Twojego Stylu”, ubrana w balową suknię, niczym gospodyni wieczoru witała przybyłych gości, stojąc o krok przed Witoldem Woźniakiem, prezesem Wydawnictwa Bauer, i Jolantą Pieńkowską, redaktor naczelną pisma. Warszawska restauratorka Magda Gessler, zatrudniając agencję Idea Media, oczekiwała, że firma zadba o wizerunek i wypromuje restaurację Tsarina, której Gessler była wówczas współwłaścicielką. Za jej przyzwoleniem Rusin i Wende zapraszały do restauracji znane osoby, które później miały rozpropagować lokal i jego rosyjską kuchnię. – Zamiast promować mnie i restaurację, panie Rusin i Wende robiły PR sobie – twierdzi. Kinga Rusin dziwi się: – My, niestety, do współpracy z panią Magdą Gessler również miałyśmy zastrzeżenia. Klienci z polecenia Rusin i Wende mają to szczęście, że klienci polecają sobie ich agencję. W ten sposób do Idea Media trafił także lobbysta Marek Dochnal, podejrzany o łapówkarstwo i pranie brudnych pieniędzy. To swego czasu bardzo wypominano mężowi Rusin – Tomaszowi Lisowi – którego media uczyniły potencjalnym kandydatem na prezydenta. Nazwisko Rusin pojawiło się w stenogramach komisji śledczej ds. PKN Orlen. „Newsweek Polska” w styczniu 2005 roku, pisząc o wizerunku Lisa i jego szansach w wyborach, podał, że agencja prowadzona przez żonę Lisa doradzała Markowi Dochnalowi. Lis tłumaczył, że nie widzi konfliktu interesów, bo „gdyby kiedyś chciał wchodzić w politykę, każdy mógłby zajrzeć do dokumentów tej firmy”. Żona Marka Dochnala nie pamięta już, kto polecił Kingę Rusin jej mężowi. – Cała współpraca trwała bardzo krótko, może dwa tygodnie – wspomina Aleksandra Dochnal. – Rusin i jej agencja miały się zająć media relations koncernu LNM Holding NV (obecnie Mittal Steel Company AG – przyp. red.) – dodaje. Międzynarodowy koncern, producent stali, zabiegał o przejęcie Polskich Hut Stali i wynajął m.in. firmę Dochnala, by dla niego lobbowała. Sama Rusin pytana o Dochnala odpowiada: – Rozumiałabym zastrzeżenia, gdybym doradzała Markowi Dochnalowi, kiedy siedział w areszcie. Ale to zlecenie zdobyłam w czasach, kiedy nawet Imperium Brytyjskie i jego wywiad pozwoliły na sfotografowanie królowej wręczającej puchar panu Dochnalowi, a zdjęcia z tej uroczystości były publikowane w wielu polskich magazynach. I nikt wtedy w Polsce nie miał zastrzeżeń co do jego działalności. Zresztą z samym Dochnalem rozmawiałam może dwa razy telefonicznie. Nie tworzyłam jego wizerunku i nie mam powodu, by wstydzić się tej współpracy. Nie był moim znajomym. Co prawda z polecenia Dochnala, ale wynajął mnie koncern LNM. Poza tym Kasia Wende jest prawniczką. Skrupulatnie sprawdza naszych klientów. W realizacji tego zlecenia byłyśmy rzetelne i uczciwe do bólu. I dodaje po chwili: – Jesteśmy w stanie wytoczyć proces każdemu, kto posądzi nas o nieuczciwość. Firma Idea Media działa od kwietnia 2001 roku. Kinga Rusin była wtedy na urlopie wychowawczym i miała za sobą kilkuletnie doświadczenie z pracy na wizji. Była w telewizji od początku lat 90., a już w 1994 roku, jako młoda prezenterka TVP, otrzymała Wiktora – jury konkursu uznało, że jest największym odkryciem roku. W tym samym roku poślubiła Tomasza Lisa. Zaraz potem wyjechali na trzy lata do USA, gdzie on był korespondentem „Wiadomości” TVP 1. Kiedy w 1997 roku wrócili, Lis otrzymał propozycję prowadzenia „Faktów” w TVN-ie, a Rusin programu „Wizjer” w tej samej stacji. Po ponad dwóch latach odeszła na urlop wychowawczy, podczas którego, pięć lat temu, wpadła na pomysł założenia Idea Media. – Do TVN-u nie bardzo mogłam wrócić, bo „Wizjer” zdjęto z ekranu – opowiada. – Miałam różne pro- pozycje pracy, między innymi objęcia posady redaktor naczelnej w jednym z wydawnictw. Jednak ze względu na małe dzieci i czas, który trzeba było temu poświęcić, przyjęcie tej posady nie wchodziło w grę. Jak narodził się pomysł na agencję? – Znałam Kasię Wende od wielu lat, organizowała bale i spotkania towarzyskie. Uważałam, że robi to świetnie. Sama też miałam na koncie epizod w PR: w 1998 roku Marek Kondrat poprosił mnie o prowadzenie biura prasowego filmu „Operacja Samum”. Pomyślałam, że mogę to wykorzystać i namówiłam Kasię na współpracę. Jako dziennikarka wiedziałam, jak sprzedać dziennikarzom informacje, by chcieli o nich pisać. Natomiast Kasia jest po studiach prawniczych, więc zajęła się pilnowaniem terminów, umów i całej dokumentacji firmy – opowiada Kinga Rusin. Dzień dobry Rusin Wiosną ub.r. Rusin wybierała się do USA, by szukać inwestora dla agencji. – Ale wówczas przyszła do mnie propozycja współpracy z TVN-em. I już nie musiałam się martwić o swoją przyszłość. Widać los nade mną czuwa – mówi Rusin. Na pomysł zatrudnienia jej jako prowadzącej „Dzień dobry TVN”, porannego weekendowego pasma, wpadł Piotr Walter. Polecił zadzwonić do Rusin Edwardowi Miszczakowi, wiceprezesowi TVN-u. Od lat znają się prywatnie. – Zatrudniam ją już po raz któryś z kolei – mówi Miszczak. – Koledzy śmieją się, że się w niej podkochuję. Bardzo cenię Kingę jako dziennikarkę. Ludzie ją lubią. Jej program ma prawie 20 procent udziałów w rynku w swoim paśmie, podczas gdy cały TVN tylko 17 procent – argumentuje. Kiedy zadzwonił do Rusin, ta zrazu miała wątpliwości. Po tym, jak po konflikcie z władzami TVN-u ze stacji odszedł Tomasz Lis, spekulowano, że propozycją złożoną Rusin TVN odgrywa się na Lisie. – Nie zrobiliśmy tego z zemsty. Już wcześ-niej planowaliśmy ją zatrudnić, tylko nie mieliśmy dla niej odpowiedniej formuły. Kinga wahała się. Powiedziałem, że nie odmawia się samej „górze”. To ją przekonało – kończy Miszczak. Od początku kojarzenie Kingi Rusin z mediami pomagało w prowadzeniu agencji. Ewa Wojciechowska redagująca rubrykę towarzyską w „Gali”: – Swego czasu wiadomo było, że jak Kinga Rusin robi imprezę, to będzie na niej na przykład Hanna Smoktunowicz. Stałymi bywalcami jej imprez są wszyscy znani koniarze. Jeździectwo to pasja Rusin, od kilku lat organizuje zawody na warszawskim Torwarze. Na jej imprezach można spotkać innych miłośników koni, choćby Katarzynę Dowbor czy aktora Andrzeja Nejmana. W tym środowisku to nic zdrożnego. Marcin Meller, redaktor naczelny „Playboya”, który wraz z Rusin prowadzi program „Dzień dobry TVN”: – Kinga kilka razy zapraszała mnie na różne imprezy. Jestem osobą publiczną, więc mnie to nie dziwi. Nie mówiąc o tym, że znamy się prywatnie od kilkunastu lat. Na eventach Idea Media bywa śmietanka towarzyska Warszawy, nawet jeśli w tym samym czasie ma miejsce równie interesująca impreza. Tak było w przypadku pokazu kolekcji włoskiej marki Les Copains w warszawskim hotelu Hyatt, w listopadzie 2003 roku. Zapewne niejedna agencja PR pozazdrościłaby gości, których udało się ściągnąć organizatorom. Na pokazie zjawiły się m.in. Aldona Wejchert, Katarzyna Frank-Niemczycka, Anna Woźniak-Starak, Iwona Büchner. Kiedy ostatnie modelki zeszły z wybiegu, lecz jeszcze zanim rozpoczął się bankiet, niektóre z zaproszonych pań chwyciły za komórki i wezwały szoferów. Nie chciały przegapić pokazu ekskluzywnej biżuterii marki Ortenberg, który w pałacu Sobańskich organizowała była Wicemiss Polonia Bogna Sworowska, współwłaś- cicielka konkurencyjnej agencji Brochocka & Sworowska (dziś już nie istnieje, Sworowska z nową wspólniczką prowadzi agencję BIS). – Następnego dnia, kiedy przeglądałam zdjęcia z imprez, rzuciły mi się w oczy te same twarze, te same stroje – mówi Ewa Wojciechowska z „Gali”. Opowiada, że Sworowska i Rusin są postrzegane jako konkurentki. Obie znane, piękne, organizują najważniejsze imprezy w stolicy. – To był czysty przypadek, że zrobiłyś-my z Bogną Sworowską imprezy w tym samym czasie – wyjaśnia Rusin. – Wchodzenie sobie w paradę nie było naszym celem. Obopólne niedogadanie się. Zresztą już po fakcie wyjaśniłyśmy to sobie z Bogną i wiem, że żadna z nas nie żywi urazy. Zorientowałyśmy się za późno: zaproszenia poszły, lokale zarezerwowane. Nie było możliwości odkręcenia. Klienci często sami szukają kontaktu z jej agencją. – Oprócz pomysłu, który zaprezentowała Idea Media, zależało nam na znanych nazwiskach – przyznaje Monika Litwin, kierownik ds. komunikacji Schering Polska. – Między innymi na naszej konferencji pojawiły się Mariola Bojarska-Ferenc, aktorka Małgorzata Lewińska, a imprezę prowadziła Anna Popek. Katarzynie Wende to, że wspólniczka gra pierwsze skrzypce w agencji, nie przeszkadza. – Zupełnie mi na tym nie zależy – mówi. – Mam wystarczająco dużo satysfakcji z tego, co robię. To, jaką rolę pełnię w agencji, wiedzą sami klienci, i to najważniejsze. – Znam ludzi z przeróżnych, nie tylko zawodowych sytuacji. Nie ukrywam, że mój notes z telefonami jest bardzo gruby i to również mój kapitał. Nie wstydzę się tego. Moje know-how to moje dziennikarskie doświadczenie – stwierdza Kinga Rusin. Sylwia Borowska, dziennikarka „Gali”, potwierdza profesjonalizm Rusin: – Konkretnie informowała, jaki jest cel spotkania z dziennikarzami, kto się tam pojawi. Zachowywała się bardzo profesjonalnie. Czuła, czego oczekują kolorowe czasopisma i jak je przyciągnąć. Być może dlatego, że sama bywa bohaterką kolumn towarzyskich. PR i dziennikarstwo Przez środowisko PR Kinga Rusin nie jest już oceniana tak pozytywnie. Trudno się dziwić. – Wraz z Katarzyną Wende opanowały taki segment rynku, do którego my nie mamy dostępu – mówi szefowa dużej sieciowej agencji PR. – W ogóle nie staramy się o takie projekty, bo nie mamy szans. To zamknięty krąg. Nie każdy może być panią z telewizji i korzystać ze sławy i kontaktów, które dają występy na szklanym ekranie. Nie chcę, by brzmiało to jak zarzut zazdrosnej konkurencji, bo nie widzę nic zdrożnego w tym, że Rusin to wykorzystuje. Po prostu mówię o tym, co stanowi jej przewagę nad nami. Piotr Czarnowski, prezes agencji First PR, wyjaśnia, jak działa ten mechanizm: – Wizerunek dziennikarki i osoby publicznej przekłada się na jej agencję. Pytanie tylko, czy jest to etyczne. Moim zdaniem – nie. Albo jest się dziennikarzem, albo PR-owcem. Natomiast Rusin w działalności na styku dziennikarstwa i PR nie widzi problemu: – Opinie naszej konkurencji mnie cieszą, bo to znaczy, że jesteśmy skuteczne. Uważam, że zachowuję się bardzo fair. Niektóre znane osoby dzwonią do mnie i też zapraszają na różne imprezy. Zatajają jednak, że wynajęła je firma PR-owska i to, że za pieniądze zapraszają gości w jej imieniu. Ja nie dzwonię przecież do znanych ludzi i pod pretekstem swoich urodzin nie zapraszam ich na imprezę, która ma promować mojego klienta. – Tacy dziennikarze jak Kinga Rusin czy Krzysztof Ibisz wykorzystują wizerunek znanej osoby oraz to, że ludzie, telewidzowie im ufają. Jednocześnie dziennikarze ci mogą stać się narzędziami w promocji swoich klientów – ocenia Paweł Trochimiuk, prezes Partner of Promotion i prezes Związku Firm Public Relations. – Łączenie czynnego dziennikarstwa z pracą PR-owską stwarza płaszczyzny do zarzutów o etykę obu zawodów, godzi w ludzi wykonujących nie tylko zawód PR-owca, ale także dziennikarza. Mam obawę, że w świetle tego, co się mówi o działalności pani Kingi Rusin, PR staje się sztuką kontaktów towarzyskich. To psucie wizerunku naszej branży – kończy. Obok rynku Być może z powyższych powodów agencja Rusin istnieje na peryferiach branży PR. – Nie jest aktywna w środowisku. Nie zetknąłem się z nią. Oczywiście słyszałem, że Kinga Rusin prowadzi agencję PR, ale niewiele poza tym – mówi Norbert Ofmański, dyrektor zarządzający On Board PR. Podobne opinie słyszę od kilku szefów dużych agencji PR. Agencja Rusin i Wende, oprócz organizacji, doboru gości i nagłaśniania imprez, zajmuje się PR firm, osób publicznych i prywatnych oraz szkoleniami medialnymi – uczy wystąpień publicznych. Szkoliła np. menedżerów firmy Arthur Andersen. – Współpracujemy w tym zakresie z logopedą medialnym, psychologiem i specjalistą od wizerunku i mowy ciała – wyjaśnia Rusin. Oprócz właścicielek agencję Idea Media tworzą tylko trzy osoby: asystentka, sekretarka, grafik-scenograf, a do konkretnych projektów zatrudniane są kolejne. Agencja niedawno przeprowadziła się do 50-metrowego lokalu przy ul. Nowolipki w Warszawie, wcześniej nie miała biura z prawdziwego zdarzenia, siedzibą firmy było małe mieszkanie. W portfolio Idea Media są imprezy na tysiące gości. Agencja wprowadzała także na rynek nowe marki, np. zapach Coty „Life by Esprit” i środki antykoncepcyjne Schering Polska. Do grona stałych klientów agencji należy Wydawnictwo Bauer. Pracownicy PR mają wątpliwości, czy to, co robi Idea Media, można nazwać pełnym PR. – Public relations nie jest jedynie organizacją eventów. To złożone i długookresowe budowanie strategii marki klienta – mówi Paweł Trochimiuk. Katarzyna Przewuska, dyrektor zarządzająca agencji Sensors PR, ma inne obiekcje: – Kiedy dziennikarze telewizyjni prowadzą warsztaty szkoleniowe, występują w roli moderatorów, którzy odpytują naszych ekspertów, nie widzę problemu. Potrafią poprowadzić rozmowę, zdyscyplinować rozmówcę, bo robią to także na wizji. I za taką pracę otrzymują gażę. Uważam jednak, że dziennikarz nie powinien w roli PR-owca przekazywać informacji innym dziennikarzom podczas konferencji prasowej. Przewuska przyznaje, że współpracowała z Maciejem Orłosiem czy Jolantą Fajkowską z TVP. – Ale nie przyszłoby mi do głowy, by Orłoś mógł odpowiadać za merytoryczny przebieg konferencji. Nie można mieszać ról PR-owca i dziennikarza. Jednak od pewnego czasu obserwujemy taki trend i przyznam, że trudno go zatrzymać – stwierdza. Dziennikarze poza pracą Działalność PR prowadzona przez dziennikarzy wzbudza wiele kontrowersji. Od dawna pisze się o działalności firmy PR Macieja Orłosia. Sprawy innych dziennikarzy, ostatnio np. Katarzyny Dowbor, która na zlecenie agencji PR uczestniczyła w przetargu na obsługę PTK Centertel, trafiają do Komisji Etyki TVP. Bo jej statut wyraźnie mówi: prezenterzy, reporterzy i publicyści telewizji nie mogą podejmować pracy podważającej ich dziennikarską niezależność, np. w biurach prasowych, reklamie i firmach public relations. Etatowi dziennikarze telewizyjni mają zazwyczaj zakaz takiej działalności zastrzeżony w kontrakcie. Większość z nich sama dba, by ich nazwiska nie były wykorzystywane w celach promocyjnych. Dorota Warakomska, wicedyrektor TVP 1 (w której pracuje Orłoś), mówi o potencjalnym konflikcie, do którego może prowadzić zatrudnianie przez stację dziennikarza, który zajmuje się działalnością PR: – Szczegóły, takie jak działalność agencji PR Kingi Rusin czy zasady, na jakich jest zatrudniona w TVN-ie, nie są mi znane. Może zajść w podobnej sytuacji podejrzenie, że osoba prowadząca firmę PR mogłaby, poprzez pracę w stacji telewizyjnej, mieć większy dostęp do dziennikarzy czy łatwiej ich przekonywać, by relacjonowali imprezy, które ta osoba obsługuje jako agencja PR. Natomiast Michał Karnowski, dziennikarz „Newsweek Polska”, uważa, że dziennikarstwo uprawiane przez Rusin jest specyficzne. – Jest bliższe show, a nie publicystyce, reporterce czy dziennikarstwu informacyjnemu. Celem programu „Dzień dobry TVN” jest obudzenie i zabawienie widza. To, co robi Rusin, w USA nazywa się info entertainment, czyli rodzajem rozrywki informacyjnej. Postać Rusin można zestawić raczej z dziennikarzami w szerokim sensie, jak Kuba Wojewódzki, Marcin Prokop, Dorota Wellman. Uważam, że środowisko poważnych dziennikarzy – prawdziwych publicystów, dziennikarzy informacyjnych – powinno przeciwko myleniu tych pojęć protestować. Nasze dziennikarstwo jest rodzajem pewnego szlachectwa – mówi Michał Karnowski. U szefostwa TVN-u działalność PR Kingi Rusin nie budzi emocji. Edward Miszczak twierdzi, że wiedział o tym i nawet zdarzyło mu się być gościem na jednej z organizowanych przez nią imprez. – Ona w ten sposób zarabia na życie i robiła to długo przed tym, zanim zaczęła pracować dla nas. Zresztą nie jest u nas zatrudniona na etacie. Ma swoje biuro, stronę internetową, działa jawnie i ciężko pracuje – mówi Miszczak. Zapytany o ewentualne zagrożenia wynikające z tego, że właścicielka agencji PR prowadzi dość luźny w formule program, odpowiada: – „Dzień dobry TVN” nie jest jej autorskim programem. Tworzy go cały zespół. Wykluczone, żeby Kinga decydowała, których gości zaprosić, i by zdarzyło się, że będzie to ktoś, dla kogo pracuje jej agencja. Zresztą, jak w każdej komercyjnej stacji, nie możemy na to pozwolić. Zależy nam, by zarabiać na tym, że inni chcą się u nas promować. Program, który prowadzi Kinga Rusin, to rozrywka. Ona nie przekazuje widzom informacji – wyjaśnia Miszczak. Zapytany, czy nie jest kłopotem to, że Idea Media obsługiwała Dochnala, stwierdza: – Nie wiedziałem. Ale po chwili dodaje: – Pani pytanie pachnie tabloidami. Myślę, że swego czasu współpracowało z nim pół Warszawy. Skąd pani wie, że jutro to ja nie okażę się przestępcą? Osądzanie Kingi Rusin przez pryzmat takiej współpracy nie wy-daje mi się sprawiedliwe. Kinga nie była przecież sponsorowana przez Dochnala – dodaje. Po naszym spotkaniu wiceprezes TVN-u dzwoni do Rusin i relacjonuje naszą rozmowę. Nie on jeden. Zanim mnie samej udaje się dotrzeć do Kingi Rusin, o przygotowywanym tekście informują ją również Maciej Brzozowski i Marcin Meller. Podczas rozmowy Kinga Rusin kilkakrotnie podkreśla, że agencja Idea Media to ważny dorobek jej życia. – To nasze: moje i Kasi Wende, pot, krew i łzy – nie ukrywa emocji. – Agencja nie powstała w czasie, kiedy byłam czynną dziennikarką. Nie założyłam jej, kiedy byłam na topie. TVN wiedział, zatrudniając mnie, co jest dla mnie źródłem utrzymania. Zostałam kupiona z dobrodziejstwem inwentarza. Praca w telewizji, choć jest moją pasją i uwielbiam ją, jest bardzo niepewna. Wiem to z własnego doświadczenia – kończy. Magdalena Łukasiuk
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter