Wydanie: PRESS 02/2006

Ranking

Czytam? „Ja nie czytam, ja piszę” – mawia pewien znany dziennikarz… A ja? Koło 6 rano otwieram drzwi wejściowe, na wycieraczce leżą już „Corriere della Sera” i „La Repubblica”. To w poprzednim życiu. W obecnym bardzo brakuje mi „Corriere”. Pamiętam, jak 30 lat temu guru teatrologów, prof. Zbigniew Raszewski, na któryś z wykładów przyniósł nam stertę zagranicznych gazet: „Która najlepsza?” – zapytał. Uznaliśmy, że wśród „Timesa”, „Neue Zürcher Zeitung”, „Le Monde”, „El País” i kilku innych bezkonkurencyjna jest „Corriere”. Mediolańska gazeta miała swoje wahnięcie w dół na początku lat 90., ale od pięciu, sześciu lat jest niedościgniona. W Polsce brak czegoś równie kompletnego, prestiżowego, godnego zaufania i jednocześnie ciekawego. Brak mi też doskonałego layoutu „Corriere”. Stara się jej dorównać „Rzeczpospolita”, często z dobrym skutkiem, ale przy możliwościach finansowych włoskiej gazety jest kopciuszkiem. Łyżka dziegciu? „Corriere” nie ma przyzwoitego specjalisty od Europy Wschodniej. Ale podczas niedawnej wizyty w redakcji na Via Solferino w Mediolanie dyrektorzy zapewniali mnie, że im to też spędza sen z powiek i prędko ten brak nadrobią. Najmniej brakuje mi „Repubbliki”: bezwstydnie stronnicza, manipulatorska, mami czytelnika wspaniałymi stronami wewnętrznymi z najlepszymi publicystami włoskimi i zagranicznymi. Nie brakuje mi jej, bo jej imitacje bez trudu znajduję w Polsce. Trochę mi też brak gazet na wycieraczce – czekają w redakcji. Tylko najważniejsze, bez kolorowych tabloidów. Nie znajdę w nich niczego, co mogłoby mi się przydać w pracy nad sprawami zagranicznymi. Uważam zresztą, że inteligent ma obowiązek przeznaczyć swoją złotówkę na inteligencką gazetę: to swojego rodzaju wojna o poziom umysłowy społeczeństwa i liczy się w niej każda kula. Czytam cztery najważniejsze tygodniki, poczynając oczywiście od rodzimego „Wprost”, z którym współpracuję już od 11 lat, potem „Newsweek Polska”, „Tygodnik Powszechny” i „Politykę”. Niepokojąco rośnie sterta książek, które planuję przeczytać, ale na razie nie znajduję na nie czasu. Słucham oczywiście Radia Jazz. Bardzo mi takiej rozgłośni brakowało w Rzymie. Żałuję, że sygnał się urywa na rogatkach Warszawy, ale co zrobić: pewnie takie niszowe radio nie ma pieniędzy na nowe przekaźniki, a może podania utknęły gdzieś w zakamarkach najmniej potrzebnego organu państwowego – KRR... i coś tam jeszcze, bodaj TV… Hm, czasami – wyznaję – z pewną wściekłością wyłączam moją ulubioną stację: nigdy nie zrozumiem, dlaczego wydawca wpuszcza do szacownego studia jakichś chuliganów, którzy katują miłośników jazzu muzyką z jazzem niemającą nic wspólnego, jakieś rapy (brr!!!), hip-hopy, heavy metale, czy jak się ten chłam nazywa. Niespecjalnie udane wydają mi się też próby przeszmuglowania na antenie tego radia brazylijskiego popu, a nawet muzyki ludowej i innych etnicznych nieudacznictw. Kiedy zostaję tak brutalnie zdradzony przez Radio Jazz, przełączam odbiornik na publiczną Dwójkę albo na RMF Classic, chociaż repertuar tej rozgłośni jest też bękartem, zrodzonym przez kogoś przekonanego, że dla publiczki należy klasykę „wspierać” muzyką filmową czy etniczną. Czy naprawdę istnieją jakieś badania rynkowe wskazujące, że ktokolwiek zdecyduje się słuchać muzyki klasycznej, jeśli przerwie mu się utwór po „najżywszym” fragmencie i podleje syczeniem Lorda Vadera z „Gwiezdnych wojen”? Żałuję, że konkurent RMF Classic – któremu mimo wszystko niech będzie chwała, że próbuje nowej drogi, odmiennej od nieznośnego, zwykłego pitu-pitu – Radio Classic, padł pod ciężarem rynkowej rzeczywistości. Oglądam zaś dokładnie to samo co w Rzymie, za pomocą tego samego dekodera. Od świtu dalejże z wiadomościami w następującej kolejności: Euronews, BBC World, CNN, francuską TV 5, która rankiem nadaje ramówkę France 2, i na koniec zostawiam sobie najlepsze: hiszpański Canal 24 Horas, za Aznara najlepsza europejska all-news TV, dzisiaj bezpardonowo opanowana przez zapaterystów, ale mimo to nadal z dużą klasą i przede wszystkim z ogromnym obszarem operowania, począwszy oczywiście od całej Ameryki Południowej. Potem przez większość dnia biurowy telewizor ustawiony jest na TVN 24. W domu, jeśli w ogóle przed zaśnięciem zdążę odpalić to urządzenie, też pozostaję wierny korporacji i bardziej słucham, niż oglądam TVN Turbo. Tyle razy w superlatywach mówiłem o TVN 24, że już nie będę powtarzał, tym bardziej że od samego sedna redakcji nie dzielą mnie już tysiące kilometrów, lecz metry, i nie bardzo mi wypada. Przygotowując się do programów, korzystam często z angielskojęzycznych audycji nadawanych z krajów dość egzotycznych, Świetny jest np. egipski Nile TV, Russia Today, a i angielski kanał chiński CCTV9, jeśli wziąć poprawkę na komunistyczną propagandę, okazuje się bardzo pożyteczny. Jacek Pałasiński, dziennikarz TVN i TVN 24, prowadzi program „Bez granic”, przez wiele lat korespondent m.in. Radia Zet w Rzymie

Jacek Pałasiński

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.