Odpowiedź Andrzeja Skworza na List otwarty w sprawie tekstu „Była naczelna”
Andrzej Skworz, redaktor naczelny magazynu "Press"
List otwarty jest apelem o etyczne dziennikarstwo. Przyłączam się do niego. W dziennikarstwie nie wolno „manipulować, dezinformować i pisać z tezą”. Niestety autorki i autorzy listu nie przestrzegają wartości, na które zwracają uwagę.
Dziesięciostronicowy materiał Mariusza Kowalczyka „Była naczelna”, zamieszczony w ostatnim numerze „Press”, jest krytycznym – to prawda – ale tekstem dziennikarskim, nie paszkwilem.
Nie jest więc utworem anonimowym, ośmieszającym kogoś w sposób oszczerczy i obelżywy, jak każe definicja paszkwilu. Nie jest to nawet pamflet, który – jak chcą słowniki – jest utworem „złośliwie satyrycznym, mającym za temat osoby lub wydarzenia”. A już na pewno nie jest materiałem śledczym, jak niektórzy chcieliby go czytać.
Przyjmuję zarzuty, że tekst ten mógł być skrócony i lepiej zredagowany, ale nie zgadzam się z tym, by czynić z jego autora człowieka „gorszego od Jacka Kurskiego”, jak wprost twierdzi dziennikarz WP, który moralnie pobudzony wezwał do krucjaty i ataku na naszego dziennikarza.
A podczas tego ataku nie wszyscy miarkowali siłę swoich uderzeń. Określano więc tekst i autora „dziennikarskim dnem” i „szambem”, a to wcale nie najgorsze epitety.
Media i ludzie kultury od lat upominają się o walkę z mową nienawiści, zadziwiające więc, że nieanonimowi autorzy postów i komentarzy autoryzują takie treści wokół tej sprawy – lub sami takiego języka używają.
Natalia Waloch z „Gazety Wyborczej” pisała o hejcie wobec naszego autora: „Nie widziałam w postach, które czytałam niczego powyżej ostrej krytyki i sarkazmu”. Zrobiła to pod wpisem Pawła Sołtysa, który pisał do naszego redakcyjnego kolegi: „Najgorsze skurwysyństwo. I oto jesteś. I jeszcze teraz skamlesz, bo świat dostrzegł kim jesteś w istocie”.
Dziennikarstwo to zawód, który wymaga stałej autokontroli oraz kontroli z zewnątrz – zarówno tej sprawowanej przez czytelników, jak i konkurentów. Nie uchylamy się przed nią. Jesteśmy normalnymi dziennikarzami i jak każda redakcja mamy lepsze i gorsze teksty. Nie boimy się do tego przyznać. Dlatego do najbliższego „Press” zaprosimy medioznawców, by przeanalizowali nasz krytykowany tekst i zweryfikowali słuszność merytorycznych zarzutów. Oddamy też łamy Magdalenie Kicińskiej – jeśli tylko będzie tego chciała – by mogła odnieść się do „manipulacji i nieprawd zawartych w publikacji”.
Właśnie po to powstał „Press”, by dyskutować o dziennikarstwie. Wierzę, że będzie to dyskusja, a nie jednostronna komunikacja, w której nie słucha się głosu drugiej strony, a jedynie prezentuje własny punkt widzenia.
W apelu o przestrzeganie etyki dziennikarskiej autorki i autorzy piszą „czego w tym zawodzie robić nie wolno: manipulować, dezinformować i pisać z tezą”. Zgadzam się, tym bardziej więc mi przykro, że postulując o zasady, sami ich nie przestrzegają.
Jak wiadomo, od prawie dwóch lat nie uczestniczę w jury Grand Press ani w pracach Fundacji Grand Press, która teraz organizuje największy dziennikarski konkurs. Dlatego zdanie z Państwa listu „bojkot nagród firmowanych przez periodyk i jego redaktora naczelnego” nie jest podprogową manipulacją, ale gorzej – właśnie dezinformacją i pisaniem z tezą.
Wielu sygnatariuszy listu zostało najwyraźniej wmanipulowanych w nieprawdy i zapewne nieintencjonalnie dało się ponieść poetyce internetowych burz.
Magazyn „Press” od prawie trzydziestu lat publikuje krytyczne sylwetki ludzi mediów, ale także osób z branży społecznej komunikacji, reklamy, public relations i technologii. Nie robimy tego, by komukolwiek dopiec, zaszkodzić czy kogoś ukarać – jak sugerują niektórzy. Do każdej z opisywanych branż mamy równy dystans i stosujemy ten sam dziennikarski krytycyzm, pisząc bez owijania w bawełnę. Nawet jeśli czasem sprowadza to na nas kłopoty.
Dziękuję tym, którzy dyskutowali merytorycznie.
Andrzej Skworz
redaktor naczelny „Press”
(07.01.2025)