Andrzej Skworz: Ulegli. Giganci od mediów społecznościowych robią wszystko, by nie płacić
Andrzej Skworz, redaktor naczelny magazynu "Press"
„Politycy, nie zabijajcie polskich mediów” – apelowaliśmy w akcji kilkuset redakcji, by nas wsparli i poprawili prawo, zmuszając big techy do płacenia za treści kopiowane w sieci. Sam protest się udał – okazaliśmy solidarność, a premier spotkał się z dziennikarzami i w końcu stanął po naszej stronie. Czy to da cokolwiek? Oby, choć patrzę na to sceptycznie.
Giganci od mediów społecznościowych i wyszukiwarek robią wszystko, by nie płacić – ograniczają cytowanie mediów, zmniejszają im zasięgi w sieci, a nawet wszczynają spory sądowe, mimo – jak to już się dzieje na świecie – podpisanych wcześniej umów.
Przed prawie 30 laty Stefan Bratkowski, wielki dziennikarz i jeszcze większy zwolennik pracy pozytywistycznej, namawiał mnie, byśmy w „Press” edukowali np. właścicieli niewielkich sklepów, jak się reklamować, by mieć większe obroty. Uwielbiałem jego pomysły, ale ten wydał mi się nie z tego świata. Przecież nasza najlepsza reporterka latała wtedy od Waszyngtonu po Japonię i opisywała standardy pracy w największych globalnych mediach, a ja mam zamawiać tekst o reklamowaniu lokalnego sklepu?
Kilka lat potem twórcy Google’a, Google Maps czy Facebooka nie byli takimi idiotami. Nie tylko znaleźli odpowiedź na pytanie Bratkowskiego, ale jeszcze wyciągnęli z Kalifornii ręce po pieniądze każdego sklepikarza na świecie. Z hasła „Myśl globalnie, działaj lokalnie” wycisnęli każdego centa, kopiejkę, rupię. Nas wydawców zostawiając bez grosza.
Jeszcze dziesięć lat temu firmy technologiczne stały tylko na czele rankingów pokazujących znajomość marki, a większe od nich były te od realnej gospodarki: paliwowe, lotnicze, zbrojeniowe czy handlowe. Dziś Apple, Microsoft, Nvidia, Google, Amazon i Facebook są już najdroższymi firmami na świecie. Gdy do tej listy dodać paliwowe Saudi Aramco – dopiero na szóstym miejscu – to otrzymamy ranking podmiotów o największej kapitalizacji rynkowej w kosmosie.
Ci giganci są bogatsi niż niejedno państwo, wiedzą o nas więcej niż najlepsze wywiady świata, i w dodatku dysponują mocą decydowania o wyborach nawet w dużych krajach demokratycznych.
Dlatego zdumiewa mnie, że politycy są tak ulegli i niefrasobliwi. Naprawdę są po naszej stronie? Przypominają mi taksówkarzy z początków ekspansji Ubera, którzy liczyli, że gdy kilka samochodów zostanie oblanych farbą, to problem sam zniknie.
Tymczasem giganci robią swoje. Pozornie zgadzają się na negocjacje, stawiają się na komisje senackie, ba, sami zapraszają na wizyty studyjne polityków do Kalifornii. A ci grzecznie tam jeżdżą i jeszcze się tym chwalą, jak minister ds. cyfryzacji Krzysztof Gawkowski. Oczywiście na Instagramie, Facebooku i portalu X.
Gawkowski będzie zdumiony, gdy tradycyjne media już padną, a on skrzywdzony hejtem w sieci napisze do któregoś z gigantów, że Polska takiego postępowania sobie nie życzy. Odpowiedź z anonimowego konta będzie krótka: „Ta opinia jest niezgodna z naszą polityką treści. Jeśli uważasz, że to pomyłka, możesz odwołać się od tej decyzji”.
***
Ten tekst Andrzeja Skworza to wstępniak z magazynu "Press" – wydanie nr 09-10/2024. Teraz udostępniliśmy go do przeczytania dla najaktywniejszych Czytelników.
„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.
Czytaj też: Nowy „Press” – Katarzyna Kasia, Solorz, odejścia szefów RMF, a także TVP PiS Bis
Andrzej Skworz