Ukraińscy dziennikarze zatrzymani w Polsce. Na dłużej i z zakazem wjazdu
Redakcja Rayon.in.ua w wydanym oświadczeniu zwróciła się "do organów władzy państwowej w Ukrainie i Polsce, żeby odpowiednio zareagowały na ten incydent" (screen YouTube.com/Rayon.in.ua)
Ekipa ukraińskiej agencji informacyjnej Rayon.in.ua została zatrzymana w Braniewie pod zarzutem stwarzania zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa. Do Polski przyjechali zbierać materiały o tym, jak do naszego kraju swobodnie wjeżdżają towary z Rosji, m.in. zboże i skroplony gaz. Na posterunkach policji i straży granicznej siedzieli od 7 do 9 marca. Zabrano im sprzęt i deportowano z Polski z zakazem wjazdu do krajów strefy Schengen na pięć lat.
Reporter Jurij Konkewycz i operator Ołeksandr Piljuk przyjechali do Braniewa w czwartek 7 marca. - Przyjechaliśmy w okolice polskiej granicy z rosyjskim obwodem królewieckim, żeby zebrać materiały. Chcieliśmy zrobić publikację o tym, że podczas gdy polsko-ukraińska granica blokowana jest przez polskich rolników w proteście przeciwko wwożeniu do Polski ukraińskich towarów, głównie zboża, z Rosji do Polski, a więc też Unii Europejskiej, w ogromnych ilościach wjeżdżają zboże i skroplony gaz – tłumaczy Jurij Konkewycz.
Dziennikarze obserwowali i nagrywali, jak do Polski wjeżdżają całe składy rosyjskich wagonów ze skroplonym gazem i ciężarówki ze zbożem. W czwartek 7 marca, około godziny 13 zostali zatrzymani przez policję w Braniewie.
- Kręciliśmy ujęcia na ulicy, gdy podeszło do nas kilku policjantów. Poinformowali nas, że filmujemy coś, czego nie można filmować. Zabrali nas na komisariat. Po około trzech godzinach poinformowali nas, że zostaniemy zatrzymani - mówią dziennikarze.
W protokole zatrzymania Konkewycza aspirant Paweł Miernicki jako powód zatrzymania wpisał: „Osoba podejrzana o to, że w dniu 7.03.2024 r. w Braniewie, woj. warm-mazur gromadziła wiadomości w sposób fotograficzny miejsc infrastruktury krytycznej". Dodał też, że "zachodzi obawa zatarcia śladów przestępstwa".
- Po kolejnych kilku godzinach przyjechali funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Pytali, czy przypadkiem nie prowadzimy działalności szpiegowskiej na rzecz Rosji. Na początku nie zdradzałem, że jestem dziennikarzem, bo myślałem, że dzięki temu szybciej mnie wypuszczą i dokończymy pracę. Gdy powiedziałem, że przyjechaliśmy jako dziennikarze i wyjaśniłem, na czym polega temat, nad którym pracujemy, nie zrobiło to na nich żadnego wrażenia – mówi Konkewycz.
Z relacji ukraińskiego dziennikarza wynika, że w czasie, gdy był przesłuchiwany w siedzibie policji, funkcjonariusze bez jego wiedzy przeszukali ich samochody. - Zabrali laptop, mikrofony i smartfony. Do tej pory nie odzyskaliśmy tego sprzętu – mówi.
Dodaje, że prosił o możliwość zadzwonienia do rodziny w Ukrainie i poinformowania, co się z nim dzieje. - Usłyszałem, że o naszym zatrzymaniu został powiadomiony ukraiński konsul, który poinformuje o wszystkim nasze rodziny. Jak się później okazało, nie powiadomili konsula. Nie mogę powiedzieć, żeby wobec nas stosowana była przemoc fizyczna czy psychiczna. Przeciwnie, wszyscy byli mili, potem nawet rozmawialiśmy na temat sytuacji w Ukrainie. Funkcjonariusze przyznali, że pewna nadgorliwość ze strony polskich służb może wynikać też z tego, że w okolicach odbywały się manewry wojskowe NATO. Jednak oburza mnie, że zostaliśmy wprowadzeni w błąd o poinformowaniu o naszej sprawie ukraińskiego konsula – podkreśla ukraiński dziennikarz.
Ukraińcy spędzili noc w siedzibie policji w Braniewie. - Zostaliśmy wypuszczeni następnego dnia około godziny 10. Przy wyjściu stali jednak funkcjonariusze Straży Granicznej, którzy poinformowali nas, że nas zatrzymują, bo muszą sprawdzić legalność naszego pobytu w Polsce – opowiada Jurij Konkewycz.
Z protokołu kontroli legalności pobytu Straży Granicznej wynika, że kontrola była tylko formalnością. Jako godzinę jej rozpoczęcia wpisano 20.20, a zakończenia – 20.29. Tyle wystarczyło, żeby Straż Graniczna wydała ukraińskim dziennikarzom nakaz opuszczenia Polski i zakaz wjazdu na pięć lat. W uzasadnieniu zobowiązania do powrotu wpisano, że decyzję wydano po tym, jak ABW 8 marca poinformowała komendanta Straży Granicznej w Braniewie, że "cudzoziemiec stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa i interesu Rzeczypospolitej Polskiej".
O jakie zagrożenie chodziło, w dokumentach nie napisano, bo informacja z ABW przyszła z klauzulą "poufne".
Polskie służby nabrały wody w usta. Gdy chcieliśmy poznać więcej szczegółów, Komenda Powiatowa Policji w Braniewie odesłała nas najpierw do Warmińsko-Mazurskiego Oddziału Straży Granicznej, a następnie do Delegatury ABW w Białymstoku. Straż Graniczna odesłała nas do Prokuratury Rejonowej w Braniewie, a białostocka ABW do biura prasowego centrali Agencji. Żadna z tych instytucji nie odpowiedziała na nasze pytania.
Redakcja Rayon.in.ua w wydanym oświadczeniu zwróciła się "do organów władzy państwowej w Ukrainie i Polsce, żeby odpowiednio zareagowały na ten incydent".
Dziennikarze z Rayon.in.ua opublikowali swój materiał z polsko-rosyjskiej granicy, pokazując zdjęcia, które udało im się zachować.
- Konsultujemy się z prawnikami. Zależy nam na odzyskaniu sprzętu i cofnięciu decyzji o zakazie wjazdu do Polski i krajów strefy Schengen – mówi Jurij Konkewycz. I dodaje: - Nie mieliśmy zamiaru zaostrzać stosunków między naszymi krajami. Wykonywaliśmy tylko naszą pracę.
To już kolejny przypadek zatrzymania ukraińskich dziennikarzy przez polskie służby. Pod koniec lutego zatrzymano ekipę „Ukraińskiej Prawdy”, która pracowała w pobliżu polsko-białoruskiej granicy. Interweniował wtedy ukraiński ambasador i nie doszło do deportacji dziennikarzy.
(MAK, 14.03.2024)