Odjazdowe życie. Bracia Collins zarabiają dziś dzięki swojej rozpoznawalności
Collinsowie, czyli bracia Chmielewscy, nie mieli łatwego dzieciństwa. Aż tu nagle zrealizowali sen „od zera do milionera” (screen: YouTube/TTV)
Bracia Collins na szerokie wody wypłynęli dzięki pokazywaniu widzom TVN Turbo, jak przerabiają auta. Dziś zarabiają pieniądze, korzystając ze swojej rozpoznawalności.
***
Ten tekst Michała Niedbalskiego pochodzi z magazynu "Press" – wydanie nr 01-02/2024. Teraz udostępniamy go do przeczytania w całości dla najaktywniejszych Czytelników. Przyjemnej lektury!
***
We wtorkowy wieczór włączam TTV, naziemny kanał z grupy TVN Warner Bros. Discovery. Na ekranie dwóch dobrze ubranych mężczyzn przed czterdziestką. Swoim klientom wypożyczają luksusowe auta. Akcja toczy się w Miami, ale też w Dubaju. Część scen nagrywano w Polsce. Mówią do widzów prostym językiem, nie unikają wulgaryzmów, ale też kłótni prowadzonych między sobą.
„Widzę, że jest naprawdę bardzo dużo gości, jedzenie jest na najwyższym poziomie, wiadomo, przecież jesteśmy u braci Collins, k...” – mówi uśmiechnięty od ucha do ucha Rafał Collins, zachwalający widzom swoją restaurację.
Z ekranu do widzów uśmiechają się m.in. prezenterka Klaudia El Dursi, były premier Kazimierz Marcinkiewicz, papież Franciszek i aktor Al Pacino.
Po pięciu odcinkach można już ostrożnie ocenić, że program jest sukcesem stacji – miał średnio 196 tys. widzów, a jego wyniki były wyższe od średniej kanału (według Nielsen Media).
Zanim jednak kilka lat temu bracia Collins związali się z TVN i zaczęli brylować na jego antenach, prowadzili zupełnie inne życie. Mieli też inne nazwisko.
TRUDNE POCZĄTKI
Bracia Chmielewscy: Grzegorz rocznik 1986, Rafał – 1989. Pochodzą z Legnicy. Często podkreślają, że wychowali się w biednej, przez dłuższy czas patologicznej rodzinie, a wszystko, co osiągnęli, zawdzięczają własnej ciężkiej pracy.
Problemy w ich domu miały zacząć się z powodu choroby alkoholowej ojca i jego romansu z młodszą kobietą. W konsekwencji, jak można przeczytać w książce „(Nie)Odjazdowe życie braci Collins” Rafała Collinsa, biznesy ich ojca, np. wypożyczalnia kaset wideo, zbankrutowały, a matka wyjechała za pracą do Włoch, równocześnie tracąc zainteresowanie swoimi dziećmi. Ich sytuacja finansowa była tak trudna, że bracia zaczęli kraść – najpierw na swoje potrzeby, a później na handel.
Pytam Rafała, czy nie bał się ujawnić w książce także ciemniejszej strony swojej przeszłości. – To były gówniarskie błędy, nic, za co mógłbym pójść do więzienia. Jednak najważniejsze, że książkę z naszą historią czytają w poprawczakach i im to pomaga, więc warto było to opisać – mówi.
Przełomowy w życiu braci był wyjazd do Wielkiej Brytanii. Najpierw w wieku 17 lat wybrał się tam Grzegorz. Później dołączył do niego Rafał. Jak wielokrotnie podkreślali, imali się różnych zajęć, m.in. pracowali na budowach.
CHMIELEWSCY ZMIENIAJĄ SIĘ W COLLINSÓW
Ich sytuacja materialna poprawiła się, gdy zdecydowali się na założenie własnej firmy oklejającej auta. „Kiedy siedziałem sam w sklepie komputerowym na Rui-slip, szukając w TV kanału muzycznego, natknąłem się na jakiś program w niemieckiej telewizji, gdzie pokazywali coś o samochodach. Na dole podane były ceny i jeden prosty napis, który odmienił moje życie: »1500€ w 3 dni«. Po niemiecku nie rozumiem, ale ten przekaz był dla mnie aż za jasny. Program był o oklejaniu samochodów. Obróciłem się za siebie i pomyślałem, że w sumie wjechałbym na tył sklepu takim samochodem i mógłbym zacząć wykonywać tego typu usługi u siebie” – tak wspominał to Rafał w książce.
A to dobry biznes, bo okleja się nie tylko stare, ale też zupełnie nowe samochody. Dzięki zastosowaniu folii można zmienić ich kolor, nie ingerując w oryginalny lakier. Folie mogą być nie tylko jednokolorowe, można z nich tworzyć dowolne wzory czy napisy. Poza zmianą wyglądu auta chronią oryginalny lakier przed brudem czy uszkodzeniami.
Pieniądze na rozkręcenie interesu odłożyli – jak zapewniają – pracując w kilku miejscach naraz. Problemem był jednak brak doświadczenia w oklejaniu aut. „Pierwsze dwa auta tak strasznie zepsuliśmy klientom, że nie mogli nawet do nich wejść, bo zablokowały się drzwi i wchodzili bagażnikiem” – mówił Grzegorz w „Uwadze. Kulisach sławy” w TVN w 2019 roku.
Firma nabrała rozpędu dzięki spotkaniu braci z Shane’em Lynchem z popularnego niegdyś irlandzkiego boysbandu Boyzone. „Okleiliśmy mu jeden samochód i poszliśmy na lunch. I zaproponował nam, że będzie wspólnikiem w naszej firmie” – mówił Rafał w „Uwadze. Kulisach sławy”. O kolejnych klientów było już łatwiej.
Wkrótce zmienił się nie tylko stan konta braci, ale też ich nazwisko. Chmielewscy stali się braćmi Collins. Rafał tłumaczył to powodami osobistymi (nie chciał nosić nazwiska ojca) i ułatwieniem w robieniu interesów za granicą.
DROGA DO TELEWIZJI
Zanim bracia pojawili się w TVN Turbo, można było ich oglądać na YouTubie w ramach brytyjskiej serii „Fast, Furious and Funny”, też przedstawiającej przeróbki aut. Dziś tych nagrań w internecie już nie ma.
W międzyczasie budowali sieć kontaktów, niezbędną w prowadzeniu ich biznesu. – Mieliśmy wielkie szczęście, że pracowaliśmy przy programie „X Factor” w Anglii. Początkowo robiliśmy wiele prac za darmo, tylko po to, żeby dali nam bilety za kulisy. Tam mogliśmy poznać znanych ludzi i nawiązać z nimi kontakty – mówi mi Rafał Collins. Bracia mieli tam m.in. oklejać helikoptery na potrzeby produkcji telewizyjnej.
Próbowali też zainteresować sobą TVN w Polsce, wysyłali do stacji e-maile, ale bez efektów. Dopiero gdy samodzielnie nagrali teaser programu, w którym oklejali auto piłkarza Wojciecha Szczęsnego, TVN zaprosił ich na spotkanie.
Osoba, która zna kulisy wprowadzenia programu „Odjazdowe bryki braci Collins” na antenę TVN Turbo, przyznaje, że bracia Collins potrafią się medialnie sprzedać, także nieco koloryzując. – Okazało się, że na miejscu w Wielkiej Brytanii nie wszystko wyglądało tak, jak to nam przedstawiali, choćby wygląd ich warsztatu. Musieliśmy trochę lukrować rzeczywistość. Temat jednak był ciekawy. Wtedy na Wyspach było wielu Polaków, a historia braci „od zera do milionera” na pewno była dla widzów atrakcyjna – mówi. I dodaje: – Gdy zapadła decyzja o produkcji pilota, musieliśmy jednak ich wszystkiego nauczyć i sformatować program. Nie mogliśmy po prostu nagrać tego, co robią, bo nikt by tego nie oglądał.
„Zaczynali od pracy na zmywaku, teraz przerabiają auta Cristiano Ronaldo i Rity Ory” – można było przeczytać w opisie programu.
Rafał Jemielita, niegdyś dziennikarz TVN Turbo, dziś rzecznik prasowy Suzuki, przyznaje, że w telewizji nic nie powstaje od razu. – Każdy, kto trafia przed kamerę, musi się najpierw uczyć. Bracia Collins też się uczyli. Dzięki naturalności przed kamerą ich kariera trwa – mówi.
Sebastian Sewastianowicz, redaktor naczelny nieistniejącego już magazynu „Auto Świat”, wspomina, że „Odjazdowe bryki braci Collins” to był dość udany program. – Bez wątpienia wprowadzili do naszych programów motoryzacyjnych trochę świeżego powiewu. Prezentowali też praktyczne podejście do motoryzacji – mówi.
W programie bracia nie tylko oklejali auta, ale też je tuningowali, zmieniając ich wygląd, także wewnątrz, w tym foteli czy deski rozdzielczej.
Krzysztof Mikulski, prezes nadawcy kanału motoryzacyjnego Motowizja, docenia zasięgi, które generują bracia Collins. Podkreśla jednak, że nie jest to ten typ programów, który ma w swoim kanale. – My poszliśmy w innym kierunku, mniej rozrywkowej, rzetelnej strony motoryzacji i sportów motorowych. Znaleźliśmy swoją niszę, której początkowo nikt nie chciał zagospodarować – stwierdza.
„Odjazdowe bryki braci Collins” debiutowały w 2016 roku i doczekały się pięciu sezonów. Trzy pierwsze były nadawane w TVN Turbo, a dwa kolejne w Discovery.
Rafał Collins wspomina, że po pierwszej serii programu musieli mierzyć się z bratem z falą hejtu: – Ludzie pisali że na pewno rodzice nam wszystko dali, lub że handlujemy narkotykami. Dziś, gdy już nas poznali, inaczej nas oceniają i na więcej nam pozwalają. Teraz luksus, towarzyszący nam czasem w programach, już ich nie irytuje, bo wiedzą, że nie wynika on z chęci lansowania się, a ze specyfiki pracy w telewizji, która rządzi się swoimi prawami – mówi.
KOLEJNE PROGRAMY
Wiosną 2020 roku Collinsowie dali się poznać szerszej publiczności, w tym tej niezainteresowanej motoryzacją, bo pojawili się na głównej antenie TVN, biorąc udział w programie „Ameryka Express”. Według Nielsen Media oglądało go średnio 1,08 mln widzów. Uczestnicy tego reality show muszą przebyć wyznaczoną trasę, dysponując budżetem w wysokości dolara dziennie na osobę.
– To była naprawdę fajna przygoda. Cały czas działaliśmy tam na dużych emocjach, jednocześnie nie dostrzegłem żadnych patologicznych zachowań ani żadnego knucia wśród uczestników – mówi Rafał Collins.
W programie wzięli też udział m.in. aktor Paweł Deląg, piosenkarka Patrycja Markowska czy aktorka Grażyna Wolszczak i jej syn Filip Sikora.
Ostatecznie bracia zajęli drugie miejsce, ustępując tylko modelkom Karolinie Pisarek i Marcie Gajewskiej-Komorowskiej.
Udział w programie zapewnił im trwałe znajomości. – Cały czas mamy kontakt, ostatnio obaj Collinsowie byli na mojej premierze w teatrze. Staramy się też mieć kontakt z innymi uczestnikami – podkreśla Grażyna Wolszczak.
Jesienią 2020 roku dostali kolejny własny program w Discovery „Bracia Collins biorą się do roboty”, powtarzany później też w naziemnym TTV. Tym razem nie zajmowali się już przeróbkami aut. Wyjechali do Indii, gdzie podejmowali się różnych prac, np. w fabryce cukierków czy zbierania kokosów.
Cykl doczekał się tylko jednego sezonu, bo – jak przyznał mi Rafał – jego wyniki nie były dla stacji satysfakcjonujące.
– To był zupełnie inny program, bo pokazywał, jacy bracia są w życiu prywatnym. Ich dotychczasowi widzowie mogli być lekko zdziwieni – Collinsowie mają przecież bogatych klientów, różne biznesy, a pojechali do Indii pomagać i spotykać się z biednymi ludźmi. Oni jednak po prostu tacy są, mają dużą empatię – mówi Mateusz „Big Boy” Borkowski z programu TTV „Gogglebox. Przed telewizorem” (jego uczestnicy oceniają i komentują produkcje telewizyjne), który występował z braćmi w programie „Nasi w mundurach”.
Dlaczego program „Bracia Collins biorą się do roboty” nie porwał widowni? – Ludzie lubią mięcho, czyli afery, łzy. Wielu z nich może myśleć, że taki program, jak „Bracia Collins biorą się do roboty” jest po prostu udawany, choć moim zdaniem tak nie było – stwierdza Mateusz Borkowski.
AMERICAN DREAM
Na kolejny program Rafała i Grzegorza fani musieli poczekać. „Amerykański sen braci Collins” miał premierę dopiero jesienią 2023 roku w naziemnym TTV.
W programie bracia przyjeżdżają do Miami, gdzie wraz ze swoim wspólnikiem, muzykiem Akonem, otwierają studio personalizacji samochodów luksusowych i sportowych.
„Amerykański sen braci Collins” tematów motoryzacyjnych dotyka bardzo powierzchownie i kierowany jest do szerszego grona odbiorców niż „Odjazdowe bryki”. – Od kiedy dostawaliśmy nasz kontrakt w TVN Turbo prawie dekadę temu, bardzo dojrzeliśmy. Zmieniła się nasza percepcja i biznesy, którymi się zajmujemy. „Amerykański sen braci Collins” ma zabarwienie motoryzacyjne, ale to jest program bardziej o naszych biznesach i przygodach – tłumaczy Rafał.
Po raz pierwszy bracia zdecydowali się nie tylko występować, ale też produkować program. Po pięciu odcinkach ma on wyniki powyżej średniej stacji. Jednym z jego wiernych widzów jest Mateusz „Big Boy” Borkowski. – Program wygląda dobrze w obrazku, pokazuje też miejsca, do których ludzie chcieliby pojechać – przecież prawie każdy z nas marzy, żeby wybrać się do Miami czy innych amerykańskich miast. Ponadto bracia mierzą się z tym, co zawiera się w amerykańskim śnie. Mają więc nieco rozkapryszonych klientów, którzy, posiadając dużo pieniędzy, czasami sami nie wiedzą, czego chcą. Bracia muszą to wszystko spinać i spełniać ich oczekiwania, co nie jest łatwe. Dobrze się to ogląda – mówi.
Ostatnio bracia Collins brali też udział w „Naszych mundurach”, programie, w którym osobowości znane z anteny TTV przechodzą szkolenie wojskowe. Według Nielsen Media emitowany jesienią w sobotnie wieczory cykl oglądało średnio 297 tys. widzów, a więc więcej niż „Amerykański sen braci Collins”.
PASJA NA YOUTUBIE
Po tylu latach występowania w telewizji bracia Collins wciąż nie są jednak szeroko znani, nawet w branży motoryzacyjnej. Słabo kojarzy ich Jacek Balkan, dziennikarz motoryzacyjny Tok FM. Zapytałem też o nich dziennikarkę filmową i showbiznesową Karolinę Korwin-Piotrowską. Odpowiedziała, że ich nie zna, choć o jednym z nich chyba kiedyś czytała na Pudelku.
Nie kojarzył ich też dziennikarz Michał Figurski. O braciach nie słyszał również m.in. Marcin Stelmaszyński z firmy producenckiej TFP, do którego zadzwoniłem.
Paulina Koziejowska, dziennikarka showbiznesowa z Red Carpet TV, przypomina, że ludzi telewizji dzieli się umownie na gwiazdy i celebrytów, aby zróżnicować ich ze względu na ich dokonania. – W słowie celebryta nie ma niczego złego, bo wywodzi się ono od angielskiego celebrity, a więc osobowości. W Polsce ma jednak pejoratywny wydźwięk, bo kojarzy się z osobą znaną tylko z tego, że ktoś ją skądś kojarzy – wyjaśnia. Słowo celebryta jest jednak bardzo pojemne i można nim określić wiele osób. – Braci Collins nie wrzucałabym do jednego worka z celebrytami, pozującymi wyłącznie na ściankach – zaznacza Koziejowska.
To, że kolejne formaty braci Collins nie są już typowo motoryzacyjne, nie dziwi Sebastiana Sewastianowicza. – Motoryzacja w ciągu kilku lat bardzo się zmieniła, teraz wszyscy myślą o elektromobilności i samochodach elektrycznych. Odpicowanie auta nie jest już tak interesujące – zaznacza.
Jacek Balkan ogląda już praktycznie wyłącznie zagraniczne programy motoryzacyjne, głównie te internetowe. Jego zdaniem czas telewizyjnych formatów motoryzacyjnych dobiega końca. – YouTube pokazuje, że za 5 procent budżetu można mieć 75 procent efektu. Nie jest do tego potrzebny dźwiękowiec, oświetleniowiec i makijażystka, tylko pasja i jeszcze raz pasja. To absolutnie wystarcza do tego, żeby stworzyć coś, od czego nie można oderwać wzroku, co nie pachnie reżyserią i nie jest pełne inscenizacji. Na YouTubie telewizyjną żenadę zastępuje prawdziwa pasja. Tworzą tak z sukcesem youtuberzy ze Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii – podkreśla.
MIESZANKA WYBUCHOWA
W telewizji bracia Collins to prości, choć nie prostaccy, pewni siebie ludzie. Jacy są poza kamerą? Aktorka Grażyna Wolszczak, która brała z nimi udział w „Ameryce Express”: – To tak naprawdę są dwa chodzące materiały wybuchowe, na ogół zapalające się na szczęście pozytywnie. Z nich dwóch to Grzesiek jest większym nerwusem, jednak te nerwy szybko mu przechodzą.
Według aktorki obaj mają świetną inwencję w żartach sytuacyjnych i nie mogą długo usiedzieć w miejscu. – Posiadają też niesamowitą energię, która jest zaraźliwa – mówi. Zdaniem Wolszczak wpływ na obecne zachowanie braci ma ich przeszłość. – Jak ktoś nie miał w życiu łatwo, to ma więcej empatii i zrozumienia dla różnych sytuacji. Jest to niesamowite, bo przecież czasem dziedziczy się biedę czy ograniczenia, a oni potrafili się od tego odbić i powędrować naprawdę wysoko – mówi.
Mateusz „Big Boy” Borkowski ocenia, że bracia są autentyczni, nikogo nie udają. – Spędziłem z nimi sporo czasu, gdy nagrywaliśmy program „Nasi w mundurach”. Dziś, gdy oglądam „Amerykański sen”, mogę śmiało stwierdzić, że na ekranie są tacy sami jak w życiu. Nie grają – stwierdza.
– Z tej dwójki to Rafał jest osobą, która trzyma ich interesy w ryzach i do perfekcji opanował sztukę sprzedawania marki braci Collins – przyznaje mi z kolei osoba, która pracowała z nimi przy produkcji programów.
KOLEJNE BIZNESY
W Krajowym Rejestrze Sądowym można znaleźć kilka spółek powiązanych z Rafałem i Grzegorzem. Są to np. zajmująca się m.in. działalnością producencką BCLondon czy Prestige Wrap And Customs Warsaw, prowadząca biznes samochodowy. Wyników pierwszej z nich nie udostępniono. Ta druga ostatnie publiczne dane ma z 2019 roku. Wtedy osiągnęła 854 tys. zł przychodów ze sprzedaży i 417 tys. zł zysku.
Rafał Collins twierdzi, że większość ich przychodów pochodzi dziś z zagranicy. – Praktycznie wszystko mamy zarejestrowane w Wielkiej Brytanii. Bardzo kocham Polskę i życzę jej jak najlepiej, ale w biznesie trzeba myśleć logicznie i racjonalnie – mówi. Z kolei w swojej książce wyjaśniał, że koszty działalności w Polsce są wysokie, a utrudnienia dla przedsiębiorców bywają absurdalne.
Ostatnio ogłosił otwarcie manufaktury luksusowych zegarków pod nazwą TisMO (skrót od Time is Money). Wcześniej założył też wytwórnię muzyczną.
Sprawdzam. W brytyjskim rejestrze jest kilka spółek braci, które zakończyły już działalność, m.in. Prestige Works London Ltd. Ta spółka nadal jednak jest wpisana na stronie Prestigewrap.co.uk, przedstawiającej ich brytyjski biznes motoryzacyjny. W rejestrze pojawiły się jednak nowe spółki, w tym wspomniana TisMO oraz wytwórnia muzyczna Smack That Records. Jednym ze wspólników tej drugiej – zgodnie z zapowiedziami Rafała – jest amerykański raper Akon.
Ale to nie wszystkie aktywności braci. Istnieje też Fundacja Braci Collins, pomagająca głównie dzieciom. Na jej stronie można przeczytać, że na cele społeczne przekazała już 2,4 mln zł.
– Jak pomagasz głośno, to ludzie piszą, że się popisujesz. A jak mało się chwalisz, to mówią, że nic nie robisz. Ciężko to wypośrodkować – mówi Rafał Collins.
Bracia mają też dwie restauracje. Chcą ponadto wprowadzić do sprzedaży produkty spożywcze sygnowane swoją marką, a w tym roku ma ukazać się druga książka Rafała, wydana w modelu self publishing.
Po co zatem braciom obecność w telewizji? Paulina Koziejowska ocenia, że jeśli ktoś jest znany tylko z danego programu telewizyjnego, to im więcej jest go w mediach, tym dla niego lepiej. Zwiększa to zainteresowanie nim odbiorców i reklamodawców. – Collinsowie mają jednak konkretne osiągnięcia i pomysł na siebie. Tutaj biznesy i telewizja idą dwutorowo – zauważa Koziejowska.
Choć bracia regularnie pojawiają się na antenie, rzadko bywają na eventach. Ich social media również nie są mocno rozbudowane i nastawione na pokazywanie swojego życia prywatnego. Rafał ma żonę Sylwię i z nią dwójkę dzieci. Z kolei Grzegorzowi córka urodziła się, gdy miał zaledwie 18 lat. Od lat nie jest związany z jej matką, ale podkreślał, że mają dobre relacje. Ostatnio media rozpisują się o jego związku z Sylwią Bombą, influencerką i uczestniczką „Gogglebox. Przed telewizorem”. Nowa para w show-biznesie sama generuje to zainteresowanie, publikując w social mediach wspólne nagrania.
Rafał Collins przyznaje, że są biznesy, które potrzebują ciszy. – To co robimy na przykład w nieruchomościach, dzieje się po cichu i w zasadzie nikt o tym nie wie. Ale są biznesy, które robią rozgłos. I takim interesem było oklejanie aut. Tutaj program telewizyjny bardzo nam pomógł – wyjaśnia.
We wrześniu Rafał Collins ogłosił w mediach społecznościowych, że rezygnuje z motoryzacji. „Kiedy mieliśmy z Grzegorzem po dwadzieścia kilka lat, motoryzacja była czymś, co chcieliśmy robić i co dawało nam satysfakcję. Potem przyszedł program w TV i poszło, jednak ten płomień już dawno zgasł, przynajmniej u mnie, nie widziałem już nowych ekscytujących celów do pokonania. Przyszedł czas przemeblować swoje życie i zająć się czymś, co znowu nie pozwoli zasypiać w nocy, co otworzy kolejne drzwi” – napisał.
Jak tłumaczy mi Rafał, z motoryzacji już z bratem wyrósł. – To, co robiliśmy, dało nam trampolinę, żeby przez kolejne 10 lat móc zajmować się czymś innym – mówi.
***
„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.
Czytaj też: Nowy "Press": Chrabota o redakcji i muzyce, maestro Kącki, sylwetka Pacewicza i transkrypcja
Michał Niedbalski