Tomasz Lis u Smokowskiego w Kanale Sportowym: "Jestem byłym dziennikarzem"
Spotkanie Tomasza Smokowskiego z Tomaszem Lisem trwało prawie 3 godziny. Rozmowa z kierownictwem RASP w sprawie zwolnienia naczelnego "Newsweek Polska" podobno "ze 20 minut" (screen: YouTube/Kanał Sportowy)
Tomasz Lis w piątkowy wieczór był gościem Tomasza Smokowskiego w programie "Hejt Park" Kanału Sportowego na YouTube. Odniósł się m.in. do swojego odejścia z redakcji "Newsweek Polska" i funkcji naczelnego w maju 2022 roku. – To była nasza wspólna decyzja – powiedział. Stwierdził też, że na razie nie zamierza wracać do dziennikarstwa.
– Zaprosiłem dziennikarza, PR-owca, lobbystę, polityka? – pytał Tomasz Smokowski.
Czytaj też: Projekt lex pilot wycofany z Sejmu. "PiS wie, że nie zdąży przed wyborami"
– Przedsiębiorcę, pisarza, wydawcę, można powiedzieć – byłego dziennikarza. Człowieka, który założył wydawnictwo i stara się z tego żyć. Trzeba trochę pomóc tej książce – stwierdził Tomasz Lis, przyznając, że jego rajd po mediach ma na celu m.in. promowanie najnowszej książki "Tomasz Lis. Na żywo".
Tomasz Lis o prokuratorskich zarzutach
Wcześniej, w związku z tym, Lis odwiedził już kanał Żurnalisty. Był też gościem Kuby Wojewódzkiego, z którym rozmowę TVN wyemituje w najbliższy wtorek o godz. 22.30. – Ja siebie nie nazywam dziennikarzem. Korzystam z braku ograniczeń, które kiedyś miałem. Nie lubię niczego wykluczać – zaznaczył, że nie wyklucza kiedyś powrotu do dziennikarstwa. A dziennikarstwem nie nazywa swojej obecności na YouTube, gdzie prowadzi własny kanał.
Wśród odpowiedzi na telefony odbiorców mówił też o niedawno postawionych mu zarzutach za naruszenie ustawy zabraniającej reklamy alkoholu. Powiadomił, że sprawa dotyczy dodatku do tygodnika wydanego pięć i pół roku temu.
Czytaj też: Fundacja Wysokich Obcasów kończy działalność. "Nieaktywna od kilku miesięcy organizacja"
Według niego kontrolowanie treści dodatków nie należało do obowiązków naczelnego pisma. A cała sprawa wynikła stąd, że komuś zależało przynajmniej na sprawieniu mu przykrości, o ile nie kłopotów. Ponieważ jest zwolennikiem opozycji – wiadomo, komu na tym mogło zależeć.
"Dałem sobie wejść na głowę"
Smokowskiemu z kolei zależało, aby porozmawiać o newralgicznym odejściu z "Newsweek Polska" i zarzutach o mobbing. Lis stwierdził, że zarzuty były niesłuszne, a gdyby naprawdę działo się coś złego, to ktoś choć raz nagrałby, jak przebiegało redakcyjne kolegium, co zdarzało się w innych redakcjach. Do zarzutów o ewentualny mobbing odniósł się w sposób następujący: – Dałem sobie wejść na głowę. Zbyt długo znosiłem fochy. Nie mam sobie nic do zarzucenia.
Stwierdził też, że o odejściu zadecydował wspólnie w kierownictwem Ringier Axel Springer Polska. – Podobna sytuacja była w 2018 roku, kiedy TVP wysyłała do wszystkich maile, czy były jakieś sytuacje mobbingowe. Czteromiesięczne postępowanie wykazało, że absolutnie nie. Wiele miesięcy wcześniej zapowiadałem dziennikarzom, że to już jest końcówka i nastąpi rozstanie. Nie miałem chęci na powtórkę z rozrywki. Cała rozmowa z kierownictwem trwała ze 20 minut. Powiedziałem pas – zadeklarował Lis.
Rozmowa z Tomaszem Smokowskim, przerywana telefonami odbiorców, trwała prawie 3 godziny.
Czytaj też: Mimo konfliktów i braku koncesji telewizja narodowców podtrzymuje plany startu
(MAC, 24.04.2023)