Dział: PRASA

Dodano: Marzec 14, 2022

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Publicyści: wojna w Ukrainie nie oznacza, że należy przestać krytykować rząd

Jeśli rząd jest nieudolny, nie widzę powodu, by z racji wojny w Ukrainie nie pisać o tym krytycznie – mówi Dominika Wielowieyska, publicystka i dziennikarka "Gazety Wyborczej" (fot. Pawel Wodzynski/East News)

Publicystyka przygasła w obliczu wojny w Ukrainie na rzecz newsów. Jednak zdaniem dziennikarzy nie można jej porzucać, szczególnie w kontekście komentowania działań rządzących. – Nie uważam, że z powodu wojny w Ukrainie należy zapomnieć o błędach i złych czynach tej władzy – mówi Dominika Wielowieyska, publicystka "Gazety Wyborczej". - Polakom potrzebna jest solidarność, lecz jej budowanie nie jest zadaniem publicysty, ale władz – zauważa Bogusław Chrabota, redaktor naczelny "Rzeczpospolitej".

– Rola publicystów się nie zmienia. Oni mają objaśniać rzeczywistość, kształtować opinię w debacie publicznej. Od tego, jak zrozumiemy tę wojnę, bardzo wiele zależy – mówi publicysta "Polityki" Jacek Żakowski. 

Bogusław Chrabota, redaktor naczelny "Rzeczpospolitej", tłumaczy, że mamy szczególny moment dla publicystyki, gdyż żyjemy w epoce fake newsa. – Informacje płynące zarówno ze strony ukraińskiej, jak i rosyjskiej są podawane tak, by pasowały do ich narracji. Informacja w tej wojnie jest taką samą bronią jak granaty czy bomby. Skoro mamy tak intensywny element wojny hybrydowej w sferze informacji, to tylko publicystyka jest w stanie wytłumaczyć, co się właściwie dzieje i włączyć krytyczne myślenie – mówi Chrabota.

Węglarczyk: Odsiewać i tłumaczyć, co tak naprawdę ma znaczenie

Redaktor naczelny Onetu Bartosz Węglarczyk dodaje: – W czasie wojny rzeczywistość jest bardziej przerażająca i nieznana. Publicystyka, podobnie jak i w czasie pokoju, powinna tłumaczyć rzeczywistość odbiorcom. To tłumaczenie jest o tyle istotne, że informacji nieprawdziwych, sprzecznych, jest bardzo, bardzo dużo - trzeba je odsiewać i tłumaczyć, co tak naprawdę ma znaczenie. W dodatku musimy dużo większą uwagę zwracać na używane sformułowania, by nie straszyć i nie podkręcać atmosfery.

Tymczasem w sieci pojawiło się wiele negatywnych komentarzy wobec publicystów, którzy krytycznie komentowali brak niezbędnych poczynań ze strony polskiego rządu. Jednym z najbardziej atakowanych był dziennikarz WP Patryk Słowik, który skrytykował rząd za przywłaszczanie sobie zasług społeczeństwa obywatelskiego, zajmującego się organizacją pomocy dla uchodźców z Ukrainy, oraz za wykorzystywanie specustawy uchodźczej do przepchnięcia przepisów o bezkarności władz.

Wielowieyska: Nie można uciekać od racjonalnej oceny każdej decyzji władz

– Nie uważam, że z powodu wojny w Ukrainie należy zapomnieć o błędach i złych czynach tej władzy. Nie znam też nikogo, kto by to unieważniał – mówi Dominika Wielowieyska, dziennikarka i publicystka "Gazety Wyborczej".

Dodaje, że naturalny jest lęk niektórych publicystów, że społeczeństwo skupi się wokół rządzących i PiS zacznie zyskiwać kolejne punkty w partyjnych sondażach. - Martwi to tych, którzy uważają PiS za partię szkodliwą, ale nie można uciekać od racjonalnej oceny każdej decyzji władz z osobna - mówi Wielowieyska.

Podobnego zdania jest Bogusław Chrabota: – Publicystyka to jest wyrażenie stanowiska. Szczególnie w tak trudnej chwili dla państwa i jego bezpieczeństwa, publicysta ma moralny obowiązek powiedzieć, co myśli. Oczywiście, Polakom potrzebna jest solidarność i jedność, lecz jej tworzenie nie jest zadaniem publicysty, ale władz – mówi Chrabota. 

Janicki: Tej atmosferze "świętego PiS" ulega wielu

Już 1 marca Mariusz Janicki z "Polityki" w tekście "Święty PiS na wojnie, nie tykać" napisał: "Wojna w Ukrainie to już nie »polityczne złoto«, jak władza nazywała sytuację z uchodźcami na granicy polsko-białoruskiej, ale polityczne diamenty. (...) Tej atmosferze »świętego PiS« ulega wielu ludzi z tzw. drugiej, niepisowskiej strony. To oni mówią: już dajcie spokój z tymi wewnętrznymi wojenkami, trzeba szukać kompromisu, wybaczyć sobie dawne winy, nie donosić na PiS w Brukseli. Ci, którzy »w takiej sytuacji« krytykują święty PiS, to »ruskie onuce«, moskiewskie trolle itp.".

– Z mojego punktu widzenia sytuacja publicystów się nie zmienia. Jeśli rząd jest nieudolny, nie widzę powodu, by z racji wojny w Ukrainie nie pisać o nim krytycznie – mówi Dominika Wielowieyska. – Z kolei w polityce zagranicznej i dyplomacji powinien obowiązywać pewien konsensus, który jest respektowany przez niemal całą klasę polityczną i media - stoimy po stronie Ukrainy. W tej materii atakowanie PiS jest bez sensu. Zupełnie inną kwestią jest krytykowanie rządu za słabą organizację pomocy dla uchodźców. To społeczeństwo obywatelskie - wolontariusze i firmy - dało czas rządowi, by pozbierał się w tej sprawie. I irytujące jest to, że teraz rząd przypisuje sobie cudze zasługi. Tymczasem słyszę od wicepremiera Henryka Kowalczyka, że każde słowa krytyki rządu w tej materii to przekaz z Moskwy. To myślenie kuriozalne. 

Żakowski: Myślenie, że wszyscy będziemy się zgadzali jest naiwne

Jacek Żakowski nie podziela opinii w sprawie konsensusu dotyczącego spraw zagranicznych: – Gdy słyszę, że w sprawach polityki zagranicznej musimy mówić jednym głosem, pytam: czyim konkretnie? Przecież polityka zagraniczna jak każda inna jest strefą niepewności. Myślenie, że wszyscy będziemy się także w tej kwestii zgadzali, jest naiwne i błędne – zaznacza Jacek Żakowski. 

Bartosz Węglarczyk w tekście "Polska jest w najbardziej niebezpiecznym momencie od 1939 roku. Musimy skończyć z polskim piekłem" namawia do zjednoczenia, ale stwierdza, że inicjatywa pojednania narodowego musi wyjść od rządzących, bo to oni narzucają tematy i atmosferę debaty publicznej. "Przez najbliższe dni, tygodnie, miesiące i lata nowa zimna wojna zdominuje europejską geopolitykę. Rosjanie zrobią wszystko, by osłabić polską demokrację oraz europejską jedność. Naszą tarczą jest silne NATO. Naszą tarczą jest zjednoczona Europa. Naszą tarczą jest to, że wszyscy jesteśmy Polakami" – napisał naczelny Onet.pl. 

– Mogę się zgodzić z Bartkiem Węglarczykiem, że inicjatywa w sprawie pojednania powinna należeć do rządzących – mówi Wielowieyska. – Uważam jednak, że dyskusja o narodowym pojednaniu jest w tej chwili jałowa. Rządzący go nie chcą. Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się w telewizji rządowej, która atakuje opozycję, łamiąc wszelkie standardy, w tym nawet standardy przyzwoitości.

(BAE, BCY, 14.03.2022)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.