Żołnierze zaatakowali fotoreporterów w okolicy Michałowa? MON zrzuca winę na dziennikarzy
Fotoreporterzy zapowiadają, że złożą zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa (fot. Pixabay.com)
We wtorek grupa osób w mundurach Wojska Polskiego miała zaatakować trzech fotoreporterów: Macieja Nabrdalika ("New York Times"), Macieja Moskwę (kolektyw Testigo) i Martina Diviska (European Pressphoto Agency) w czasie, gdy wykonywali oni obowiązki dziennikarskie. Ministerstwo Obrony Narodowej zaprzecza, stwierdzając, że dziennikarze nie byli odpowiednio oznaczeni i próbowali uciekać.
Fotoreporterzy relacjonują, że chcieli wykonać zdjęcia dokumentujące obecność wojska w rejonie miejscowości Wiejki koło Michałowa, znajdującej się poza obszarem obowiązywania stanu wyjątkowego. Przed przystąpieniem do pracy przedstawili się wartownikowi jako dziennikarze i uprzedzili go, że będą robili zdjęcia.
Agresywni "żołnierze"
Po wykonaniu fotografii wsiedli do samochodu i chcieli wrócić do Michałowa. Wtedy drogę mieli zastąpić im ludzie w mundurach Wojska Polskiego, którzy następnie "wyciągnęli ich z samochodu, szarpiąc ich przy tym i używając wulgaryzmów". Osoby te odmówiły zidentyfikowania się.
- Koledzy mówili, że poziom agresji i wulgaryzmów był całkowicie zaskakujący - relacjonuje Press.pl Marcin Lewicki z Press Club Polska, który poinformował o sprawie.
PILNE: Atak na fotoreporterów w miejscowości Wiejki
— Press Club Polska (@pressclubpolska) November 16, 2021
We wtorek, 16 listopada ok. godziny 16:00 grupa osób w mundurach Wojska Polskiego zaatakowała trzech fotoreporterów: @MaciekNabrdalik, Macieja Moskwę i @martin_divisek podczas wykonywania przez nich obowiązków dziennikarskich. pic.twitter.com/MDHBkqW928
Fotoreporterów skuto kajdankami i przetrzymywano ponad godzinę. Mundurowi mieli przeszukać ich samochód i przejrzeć zawartość kart pamięci w aparatach fotograficznych dziennikarzy.
Po przyjeździe policji fotoreporterów uwolniono, ale funkcjonariusze nie podjęli próby ustalenia tożsamości osób w mundurach, które w tym czasie zaczęły się rozchodzić. Policjanci poinformowali fotoreporterów, że mogą złożyć zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Samym dziennikarzom nie postawiono żadnych zarzutów.
"Popychanie i poturbowanie trzech fotoreporterów, którzy próbują relacjonować nie ze strefy stanu wyjątkowego, tylko z okolic tej strefy jest skandaliczne. Czekam na jasną odpowiedz ministra Błaszczaka na temat tego, co tam się wydarzyło" - powiedziała w Poranku TOK FM dziennikarka Magdalena Rigamonti z "Dziennika Gazety Prawnej".
MON zaprzecza
W przekazanym Press.pl oświadczeniu Centrum Operacyjne Ministra Obrony Narodowej napisało, że "wojskowi nie stosowali przemocy". Z kolei fotoreporterzy mieli mieć na twarzy "białe maski, założone kaptury na głowach, nie posiadali żadnych oznaczeń zewnętrznych świadczących o tym, że są dziennikarzami". "Na wezwanie do zaprzestania fotografowania Panowie udali się do pojazdu i próbowali odjechać. W międzyczasie zostały powiadomione odpowiednie służby, w tym policja. Żołnierze otrzymali polecenie zatrzymania tych osób do wyjaśnienia sprawy przez uprawniony organ. Osoby te okazały dokumenty potwierdzające tożsamość, jednak legitymacje prasowe okazały dopiero po pewnym czasie" - podało CO MON.
Wojskowi nie potwierdzają, że przed wykonaniem zdjęć dziennikarze się przedstawili i uprzedzili, że będą wykonywać fotografie. W oświadczeniu podkreślono, że wojskowi mają prawo do interwencji, a żołnierze pełnią służbę w warunkach eskalacji napięcia.
Fotoreporterzy zapowiadają, że złożą zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa.
(MNIE, 17.11.2021)