Policja zaatakowała gazem dziennikarzy relacjonujących protest
Policja otoczyła protestujących kordonem (fot. Piotr Molecki/East News)
Operator i reporter Onetu, dziennikarz OKO.press, dziennikarz obywatelski Włodzimierz Ciejka oraz fotoreporterzy "Gazety Wyborczej" i "Gazety Polskiej Codziennie" znaleźli się wśród poszkodowanych po tym, jak podczas środowych protestów policja użyła gazu pieprzowego. Dominika Bychawska-Siniarska z HFPC podkreśla, że obowiązkiem policji jest wyznaczenie dziennikarzom bezpiecznego miejsca do relacjonowania wydarzeń.
W środę odbyły się kolejne protesty po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zakazu aborcji. Przed siedzibą TVP na pl. Powstańców Warszawy w stolicy kordon policji otoczył protestujących. Gdy grupa osób próbowała przerwać kordon, funkcjonariusze użyli gazu pieprzowego. W mediach były też relacje o nieumundurowanych policjantach z pałkami teleskopowymi.
Bandyci zaatakowali gazem manifestantówBandycii zaatakowali manifestantów gazem i pałami. Niektórzy z nich nosili policyjne opaski. *** Wspieraj media pobywatelskie. Wpłać na zrzutkę zrzutka.pl/z/WlodekCiejkaTv
Opublikowany przez Włodek Ciejka Tv Czwartek, 19 listopada 2020
Gazem zostali potraktowani operator Onetu Krzysztof Sójka, reporter Onetu Bartosz Rumieńczyk, fotoreporter "Gazety Wyborczej" Jędrzej Nowicki, fotoreporter "Gazety Polskiej Codziennie" Konrad Falęcki, dziennikarz obywatelski Włodzimierz Ciejka i reporter OKO.press Maciej Piasecki. Jak podkreśla Towarzystwo Dziennikarskie, większość z nich miała kamizelki z napisem "Press".
Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny Onet.pl, mówi "Press", że dwie osoby z jego redakcji zostały poważnie poszkodowane. – Operator Onetu Krzysztof Sójka dostał gazem prosto w twarz. Policjant najprawdopodobniej celował w kamerę, którą ten miał przy twarzy. Jeszcze na demonstracji zaopiekowali się nim sanitariusze, ale jest poparzony gazem. Inna osoba z ekipy Onetu ma wybity bark, przez co trafiła do szpitala. Została ranna w czasie ratowania reszty załogi przed atakiem policjantów – mówi Węglarczyk. Poszkodowany został również dziennikarz Bartosz Rumieńczyk.
– Nasi ludzie mają kamizelki z napisem "prasa", więc są oznakowani jako dziennikarze, ale to nie ma znaczenia dla policjantów, co było widać w środę. Zmieniła się taktyka pracy policjantów i ich zachowanie wobec tłumu i dziennikarzy. Stali się dużo bardziej agresywni, a ich celem są pracownicy mediów – podkreśla Węglarczyk.
– Nasza dziennikarka została w sposób nielegalny zatrzymana przez policję. Mimo że legitymowała się jako dziennikarka, otoczył ją kordon policji i nie chciał jej wypuścić – mówi Bartosz Wieliński, wicenaczelny "Gazety Wyborczej". Gazem dostał z kolei fotoreporter dziennika. Wieliński przekonuje, że było to działanie mające utrudnić pracę dziennikarzy. - Lista naruszeń robi się długa. Będziemy o tym informować organizacje międzynarodowe, domagając się interwencji wobec polskiego rządu – zapowiada Wieliński.
Poszkodowany został też reporter OKO.Press: – Dostałem trzy razy gazem. To nie były sytuacje, gdy działo się coś niebezpiecznego i mogłem zostać postronną ofiarą. Policjanci mocno starali się, żebym oberwał, bo widzieli, że filmuję. Z tego, co wiem, to inni dziennikarze też byli tak traktowani. To pokazuje, w jaki sposób pracuje teraz policja – mówi Maciej Piasecki. – W tłumie łatwo mnie rozpoznać: mam telefon na statywie, mikrofon, odblaskową kamizelkę, legitymację na szyi, kask oblepiony odblaskową taśmą z napisem "press". Wszystko to, co policja zalecała na szkoleniu dla reporterów, kiedy tłumaczyli, że w sytuacji chaosu trudno im odróżnić, kto jest kim. Policja nie chciała, żeby dziennikarze filmowali tę akcję. Jak się oberwie w twarz gazem, to nie można normalnie funkcjonować – relacjonuje Piasecki.
Fotoreporter "GPC" Konrad Falęcki również dostał gazem, gdy tłum próbował przerwać kordon. - W pewnym momencie policjanci zmienili się na tych szturmowych w kaskach, było ich kilkuset. Byłem może w czwartym czy piątym rzędzie od nich, oni nie dali sobie rady, użyli gazu - mówi. - Robiłem zdjęcie i dostałem chmurą gazu prosto w oczy. Po sekundzie człowiek nic nie widzi, jakieś dziewczyny wyprowadziły mnie, przemyły oczy. 30 czy 40 minut dochodziłem do siebie, żeby móc widzieć cokolwiek – opowiada "Press".
Policja informowała, że "w związku z agresją skierowaną wobec policjantów użyto środków przymusu bezpośredniego m.in. w postaci gazu". W jednym z tweetów pisała: "Popychanie policjantów, szarpanie, uderzanie drzewcem od flagi, a nawet (...) atakowanie funkcjonariuszy miotaczem gazu to wczorajsze zachowania części protestujących. Później takie osoby mówią o agresji ze strony policjantów".
Dominika Bychawska-Siniarska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka podkreśla, że policja ma specjalne obowiązki w stosunku do dziennikarzy. - Jeśli funkcjonariusze wiedzą, że mają do czynienia z dziennikarzami, powinni wyznaczać im miejsca do relacjonowania, które byłyby wystarczająco blisko, ale w takiej odległości, żeby dziennikarze nie zostali zatrzymani albo potraktowani jak protestujący. Policja powinna wyciągać takich ludzi z kotła, na pewno nie spisywać – zaznacza Bychawska-Siniarska.
- W momencie, kiedy osoba mówi, że jest z prasy i relacjonuje wydarzenia, wszystkie czynności dotyczące zatrzymania powinny być wobec niej wstrzymane. Na pewno pomogłoby, gdyby był obowiązek szerszej identyfikacji dziennikarzy, żeby byli lepiej widoczni. Kamizelka z napisem "press" może ułatwić pracę policji i pozwolić na szybkie wypuszczenie z tłumu osób realizujących zadania dziennikarskie – dodaje.
Oświadczenie w sprawie środowych wydarzeń wydało Towarzystwo Dziennikarskie, które zwraca uwagę, że "do gazowania i pałowania dziennikarzy wysłano policjantów w cywilu". Zdaniem stowarzyszenia "policja atakuje dziennikarzy, żeby pozbyć się niewygodnych świadków". TD prosi poszkodowanych dziennikarzy o kontakt.
(BAE, JSX, 20.11.2020)