Wiktor Bater o pracy korespondenta w Rosji
Wiktor Bater zmarł 7 kwietnia 2020 roku (fot. archiwum "Press")
Nawet materiału o wystawie kotów rasowych nie można w Moskwie zrobić z marszu - pisał Wiktor Bater w 2006 roku w „Press”, gdy był korespondentem TVN w Rosji. Potem relacjonował wydarzenia w tym kraju dla Telewizji Polskiej i Polsatu. Był też szefem newsroomu Superstacji. Ostatnio współpracował z Halo.Radio, Polityka.pl i „Rzeczpospolitą”. Zmarł 7 kwietnia 2020 roku w wieku 53 lat.
Być korespondentem zagranicznym w Moskwie - stolicy imperium - to wielki przywilej, ale też ogromne wyzwanie. Lata komunizmu zostawiły w psychice i mentalności ludzi niezatarte piętno. Biurokracja, służby specjalne, policyjne rygory, korupcja, strach przed kamerą nie ułatwiają życia dziennikarzowi. W Moskwie nie można wymyślić tematu z minuty na minutę - choćby o wystawie kotów rasowych - i zrobić go z marszu: wziąć kamerę i pojechać na zdjęcia. Zawsze wymaga to uruchomienia biurokratyczno-organizacyjnej machiny: telefonów i faksów do organizatorów wystawy, zezwoleń na zdjęcia, akredytacji itd.
DOSTRZEC DZIWNOŚĆ
Podstawowym źródłem informacji i pomysłów są tutejsze gazety i telewizja. Jeżeli ukaże się w nich reportaż o dziewczynce piszącej do Putina, o sobowtórze rosyjskiego przywódcy czy też o piosenkarkach, które ułożyły pieśń o prezydencie - można wykorzystać te przykłady jako ilustracje do większego materiału o kulcie jednostki. To samo dotyczy plotek: gdy mówi się na przykład, że gdzieś tam w kawalerce mieszka facet z lamą - trzeba to sprawdzić i jeśli się potwierdzi, nakręcić np. w kontekście praw zwierząt w Rosji. Można dodać do tego walki psów, handel zwierzętami z czerwonej księgi wymierających gatunków - i jest fajny temat.
Co może widza zainteresować? Wszystko, czego nie ma w Polsce: prostytutki ustawiające się w kilkudziesięcioosobowych rzędach przed samochodem; parkowe altanki, w których w niedzielne ranki staruszkowie z medalami z II wojny światowej tańczą walca; zbieranie kartofli przez śpiewające czastuszki emerytki, którym pomaga wojsko. Największy kłopot polega na tym, że po spędzeniu tu ośmiu lat tej dziwności się już nie dostrzega. Jakże pomaga wtedy wizyta przyjaciół z Polski i ich świeże spojrzenie.
Informacje agencyjne są mniej przydatne, tym bardziej że te same doniesienia mają koledzy w Warszawie. Zdarza się, że coś podsuną - niestety, niekiedy są to kosmiczne pomysły, np. wywiad z szefem Lukoila Wagitem Alegpierowem - to tak, jakby prosić o wywiad z prezydentem Putinem.
Dwuminutowy materiał powstaje w pędzie i nerwach w ciągu jednego dnia ("Fakty" zaczynają się o 21 czasu moskiewskiego). Delegacje zdarzają się niezbyt często. Nawet na dwa dni trzeba brać z sobą wszystko, bo nigdy nie wiadomo, co się zastanie na miejscu. Czasem problemy zaczynają się już przy kupowaniu biletów: bywa to niewykonalne i trzeba czekać dwa dni na lotnisku na wolne miejsca w samolocie, zanim uda się dotrzeć z łapówką do właściwej osoby. Tak było w przypadku lotów do Murmańska, gdy zatonął Kursk, tak było w Jakucji czy w Tadżykistanie po wybuchu wojny w sąsiednim Afganistanie.
Wiktor Bater
Pozostałe tematy weekendowe
Kup dostęp poprzez SMS wysyłając treść KOD.PRESS na numer 7355 (koszt 3,69 zł). Otrzymasz kod, który należy wpisać w pierwsze okno poniżej. Na koniec wciśnij "Prześlij". Więcej informacji w regulaminie.
Tu wpisz kod jeśli dostałeś go mailem kupując dostęp w redakcji „Press”. Więcej informacji w regulaminie.