Zaprzyjaźnione osoby prowadzą konta polityków na FB. "To oburzające"
Mateusz Morawiecki ma na Facebooku 61 tys. fanów. Konto prowadzi jego znajomy (screen Facebook/@MorawieckiPL)
Przez błąd Facebooka wyszło na jaw, że profile polityków prowadzą nie agencje PR czy pracownicy resortów rządu, lecz zaprzyjaźnione osoby. Zdaniem ekspertów ten proceder oburza. - To nie ma nic wspólnego z rzetelnym PR. System się degeneruje - uważa Adam Łaszyn, prezes agencji Alert Media Communication.
"Jak oceniacie rzetelność śledztwa prowadzonego przez szeregowego prokuratora ws. człowieka odpowiadającego za wizerunek prokuratora generalnego?" - dopytywała w mediach społecznościowych Kataryna, blogerka polityczna współpracująca z "Wprost", nawiązując do tego, że profil Zbigniewa Ziobry redaguje prowadzący blog "Stop Islamizacji Europy". Ekspertów zaskoczyła też informacja, że profil premiera Mateusza Morawieckiego prowadzi jego znajomy, specjalista od marketingu sportowego w PKO BP.
- Dziwne jest, że osoba odpowiadająca za marketing banku ma czas na prowadzenie profilu premiera. A niedopuszczalne wręcz, że ksenofob prowadzi profil resortu - ocenia Agnieszka Bajur, partner w Marketing & Communications Consultants.
W wyniku awarii systemu Facebooka w piątek po południu można było zobaczyć, kto edytuje i publikuje posty na profilach w tym medium społecznościowym (wystarczyło wyświetlić dane admina, po sprawdzeniu edycji wpisu). Informacja szybko rozniosła się w mediach społecznościowych, których użytkownicy - w tym dziennikarze - sprawdzali, kto prowadzi fanpage'e polityków. Zanim Facebook naprawił błąd, do sieci trafiły screeny z kont znanych osób, ujawniając, kto obsługuje ich media społecznościowe.
Okazało się, że w przypadku wielu polskich polityków moderatorami nie są agencje PR czy social mediowe. Niektóre z ujawnionych w ten sposób znajomości wywołały oburzenie. Na jaw bowiem wyszło, że konto na Facebooku premiera Mateusza Morawieckiego prowadzi Mariusz Chłopik, dyrektor ds. marketingu sportowego PKO BP, który w przeszłości był dyrektorem biura komunikacji korporacyjnej i marketingu w Agencji Rozwoju Przemysłu oraz wicedyrektorem Centrum Informacyjnego Rządu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Jawna stała się również informacja, że na profilu Szymona Hołowni, byłego dziennikarza, a obecnie kandydata na prezydenta RP, znajdują się m.in. wpisy autorstwa Karola Wilczyńskiego, publicysty serwisu Deon.pl i prowadzącego Islamistablog.pl. Z kolei na profilu byłego ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza publikuje posty Edmund Janniger (cztery lata temu został zatrudniony jako doradca Macierewicza w MON).
Na profilach Zbigniewa Ziobry i Ministerstwa Sprawiedliwości posty umieszcza Dariusz Matecki, radny PiS w Szczecinie, który prowadził też profil "Stop Islamizacji Europy" (Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych złożył w ub.r. zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w związku z prowadzoną na tym profilu mową nienawiści).
Adam Łaszyn, prezes agencji Alert Media Communication, komentuje: - Cała ta sprawa nie tyle dziwi, co smuci, bo po raz kolejny pokazuje brak profesjonalizmu komunikacyjnego w kręgach politycznych. To nie ma nic wspólnego z rzetelnym PR. Po farmach trolli w Ministerstwie Sprawiedliwości potwierdza też, jak wiele jest nietransparentności w działaniach wizerunkowych, nawet na najwyższych szczeblach władzy. To psuje wizerunek nie tylko polityki, ale i idei public relations.
Jakub Bierzyński, prezes Grupy OMD, a w przeszłości doradca polityczny Ryszarda Petru i Roberta Biedronia stwierdz: - Powszechnie wiadomo, że politycy nie prowadzą sami kont w mediach społecznościowych, jednak może bulwersować fakt, że na przykład profil premiera prowadzi szef marketingu PKO, bo nasuwa się od razu pytanie, czy nie jest to nielegalne finansowanie partii politycznej przez ten bank - dodaje Bierzyński. Chłopik w rozmowie w serwisem Konkret24.tvn24.pl przyznał, że prowadzi konto Morawieckiego ze względu na "starą znajomość". Zaznaczył jednak, że jest to konto prywatne premiera i obsługuje je za darmo.
- Politycy w Polsce wciąż boją się zatrudniać profesjonalne agencje, posiłkują się zwykle takim "spółdzielczym" wsparciem osób w zamian liczących na dobre stanowiska. No i "znajomi królika" są zazwyczaj tańsi oraz nie trzeba ich uwzględniać w sprawozdaniach finansowych, z których należałoby potem się tłumaczyć. I tak kółko się zamyka, a system public relations degeneruje - podsumowuje Adam Łaszyn.
(IKO, 13.01.2020)