„Borderline. Dwanaście podróży do Birmy”
Grzegorz Stern
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2019
Ta książka jest efektem reporterskiej upartości. Mogłoby się wydawać, że Birma to idealny kraj dla dziennikarzy, którzy chcą szybko zabłysnąć, opisując jeden z najbiedniejszych krajów na świecie, rządzony do niedawna przez dziwaczną juntę wojskową, przez lata zamknięty przed światem. Grzegorz Stern jeździł tam, ale wracał z pustym reporterskim notatnikiem. Trudno mu było znaleźć rozmówców, którzy pomogliby mu zrozumieć Birmę i jej mieszkańców.
Stern, zamiast się poddać i znaleźć inny temat, żeby nie tracić czasu i pieniędzy, kompulsywnie podróżował do Birmy. Szukał kontaktów do ludzi, którzy mogą mu coś ciekawego powiedzieć, siadał w herbaciarniach, jeździł przepełnioną komunikacją publiczną. I zaczęło mu się udawać. Porozmawiał m.in. z naukowcem więzionym i bestialsko torturowanym przez oprawców reżimu, mnichem buddyjskim, który chciał uciec do Stanów Zjednoczonych, nienawidzącymi się wzajemnie opozycjonistami, którzy w Tajlandii przy granicy z Birmą marzyli o obaleniu władzy generałów. Udało mu się nawet wjechać do Naypyidaw – wybudowanego od podstaw miasta dziwadła, dokąd generałowie w tajemnicy przed światem i samymi Birmańczykami nagle przenieśli stolicę z Rangunu.
W Birmie władza się zmieniła. Ale historia nie pozwoliła Grzegorzowi Sternowi zakończyć książki happy endem. Wielu do niedawna prześladowanych opozycjonistów, z którymi Stern wcześniej rozmawiał, gdy znaleźli się w orbicie nowej władzy, nie miało już ochoty na spotkania z nim. Natomiast sami Birmańczycy znaleźli sobie szybko wrogów – muzułmanów z ludu Rohingja. Stern stara się zrozumieć, skąd w Birmie bierze się tyle zła.
(MAK, 08.11.2019)