Wygląd i to coś. Dziś już nie robi się rankingów urody dziennikarskiej

Poza nielicznymi wyjątkami kobiety na wizji mają sylwetkę zbliżoną do modelek, choć szefowie lokalnych stacji zdają się mniej zwracać na to uwagę (fot. Mohammad Hoseini Rad/Unsplash.com, screen: kobieta.onet.pl)
Na portalu Onet Kobieta można przeczytać i obejrzeć sporządzony dekadę temu ranking najatrakcyjniejszych polskich dziennikarek. Dziś podobny pomysł budzi oburzenie.
W starym rankingu Onet Kobieta znalazły się między innymi: Agata Młynarska, Beata Tadla, Hanna Lis, Magda Mołek, Karolina Szostak, Martyna Wojciechowska, Anna Popek, Beata Chmielowska-Olech, Grażyna Torbicka, Agnieszka Szulim, Monika Olejnik i Justyna Pochanke.
– Wiem, że tego typu publikacje miały miejsce kilka lat temu, co niektórzy skwitują słowami: „było, minęło” albo „to były inne czasy”, ale dla mnie – osoby z młodego pokolenia – istnienie zestawień dotyczących urody dziennikarek jest absurdalne, niedorzeczne i skandaliczne – komentuje Katarzyna Pruszkiewicz, redaktorka portalu Noizz. Dodaje, że nie rozumie, czemu takie rankingi miały służyć. – Wątpię, aby którakolwiek dziennikarka chciała być oceniana ze względu na swoją urodę, a nie pracę, i znaleźć się w tego typu tekstach. Przez takie działania kobiety ze zdwojoną siłą musiały udowadniać, że mają warsztat, wiedzę, że nie są gorsze od swoich kolegów – stwierdza. Pruszkiewicz jest przekonana, że teraz, gdy głośno się mówi o seksizmie, takie zestawienia by nie przeszły, a nawet jeśli ktoś wpadłby na podobny pomysł, to żaden wydawca nie zgodziłby się na ich publikację.
Zgadza się z tym dr Małgorzata Bulaszewska, medioznawczyni z Uniwersytetu SWPS, która analizuje polską blogosferę w obszarze wizualnym. Na pytanie, czy dziś byłoby w mediach miejsce na takie zestawienie, odpowiada bez namysłu, że nie. Dodaje jednak: – Nie ukrywajmy tego, że stereotypy dalej funkcjonują i jednym z nich jest ocenianie kobiety ze względu na to, jak wygląda. Nadal w przestrzeni publicznej pojawiają się komentarze na ten temat – zauważa.
Innego zdania jest Kamila Glińska, szefowa Onet Plejady, której nie oburzyłyby zestawienia typu „najatrakcyjniejsze dziennikarki” lub „najprzystojniejsi polscy prezenterzy”. Traktowałaby je jako komplement, a nie próbę podważenia kompetencji. – Nie dajmy się zwariować, przecież każdy z nas lubi od czasu do czasu usłyszeć, że ładnie wygląda – stwierdza. Dodaje jednak, że atrakcyjność nie jest dziś poczytywana za podstawę funkcjonowania w branży. I być może nigdy nie była.
NIE NOGI PROWADZĄ PROGRAM
– Byłoby hipokryzją, gdybyśmy mówili, że wygląd nie ma znaczenia – stwierdza Agata Młynarska, która znalazła się w zestawieniu sprzed 10 lat. Rankingi atrakcyjności nie były jednak dla niej ważne. – Może miałam piękne nogi, ale to nie nogi prowadzą program. I nie z powodu pięknych nóg byłam zatrudniona w redakcji telewizyjnej Dwójki, nie z powodu nóg ani figury dostałam Order Kawalera Uśmiechu czy Wiktora – mówi. Pamięta też jednak, jak w pewnym momencie opinię publiczną bulwersowały nogi Elżbiety Jaworowicz – no bo jak ktoś może tak eksponować nogi i jednocześnie zajmować się poważnymi tematami?
Agata Młynarska stwierdza po latach, że uroda ani jej nie pomagała, ani nie przeszkadzała w pracy. Uważa zresztą, że to nie uroda, tylko osobowość była jej największym atutem. Od operatorów czy realizatorów, uważanych za realnie oceniających atrakcyjność prezentera w telewizji, wiele razy słyszała: „kamera cię kocha”, „przechodzisz przez szkło”.
– Bez talentu, osobowości, wdzięku, umiejętności, klasy, stylu, charyzmy sama uroda w tej pracy ci nie pomoże – podkreśla Młynarska.
Co więcej – może przeszkadzać.
ZA ŁADNA DO TELEWIZJI
Beata Tadla, prowadząca „Pytanie na Śniadanie” w TVP, wspomina Małgorzatę Szelewicką, którą w latach 90. zwolniono z „Wiadomości”, bo jej uroda miała rzekomo odciągać uwagę od prezentowanych informacji. – Wtedy w telewizji chciano raczej, żeby kobieta była przezroczysta – mówi Tadla. Wydawało się, że każda z prowadzących musi stać się trochę facetem. – Królował styl: garnitur, koszula, krótkie włosy. Wyglądałyśmy wszystkie jak od jednego tapicera – wspomina. Kiedy zaczęła pracować w „Wiadomościach”, stawiała na rozpuszczone włosy i sukienki, by kobiece atrybuty prezentować też w studiu telewizyjnym. – Bo dlaczego nie? Proszę zobaczyć, jak wyglądają np. programy informacyjne we Włoszech. Tam kobieta zawsze ma piękne rozpuszczone włosy, długie kolczyki, dekolt – zauważa Tadla.
Raz zdarzyło się jej usłyszeć od jednego z polityków, że jeśli ładnie się do niego uśmiechnie, to wcześniej poda jej dane, o które pytała. – Żenujące. Do faceta nigdy by tak nie powiedział – podsumowuje dziennikarka.
DEKOLT ROZPRASZA
Jakiś czas temu jeden z tabloidów poprosił Beatę Tadlę o skomentowanie sytuacji z jedną z dziennikarek, która mocno eksponowała biust, co zdaniem internautów było niestosowne. Ta jednak upierała się, że nie zmieni stylu ubierania się. – Zdziwiłam się, że coś takiego może być w ogóle problemem i grozi za to fala hejtu – wspomina Tadla.
Także Karolinie Szostak widzowie zarzucali w komentarzach, że trudno się skoncentrować na tym, co mówi, gdy widać jej spory dekolt. Za bardzo się tym nie przejęła. Dzięki urodzie, jak przyznaje, bywało jej łatwiej w życiu, ale współpracownicy nie traktowali jej inaczej z powodu jej fizycznej atrakcyjności. Gdy zaczynała 30 lat temu pracę w telewizji, zdarzyło się jej kilka nieprzyjemnych sytuacji z rozmówcami. Wówczas niewiele kobiet zajmowało się tematyką sportową, weszła w męskie środowisko, więc trenerzy i sportowcy pozwalali sobie na niewybredne żarty, komentarze albo składanie niechcianych propozycji. – Szybko się zorientowali, że sobie na to nie pozwolę, ucinałam temat – wspomina. – Dziś takie propozycje lub komentarze dotyczące biustu zostałyby od razu uznane za seksistowskie – stwierdza. Czy na pewno?
NIE KAŻDA MISS SPROSTA
I tak, i nie. Chociaż przez media przetaczają się dyskusje o tym, co wypada, a czego nie wypada, jak nie zwracać uwagi na fizyczność, to wciąż kwestie takie jak wygląd lub ubiór w mediach się komentuje.
Kamila Glińska, szefowa serwisu Onet Plejada, widzi pozytywną zmianę, choć do ideału, jak przyznaje, sporo jeszcze brakuje. – Nie da się ukryć, że wygląd w przestrzeni publicznej, w mediach, w show-biznesie zawsze odgrywał i pewnie w pewnym stopniu wciąż odgrywa istotną rolę – zauważa.
– Jeżeli zrobilibyśmy sondę, czy w telewizji chcemy mieć konkurs chopinowski, to pewnie każdy powie, że tak. Ale wyniki badań oglądalności są bezlitosne i pokazują, że chętniej oglądamy jednak Zenka Martyniuka. Deklarujemy co innego, a realna prawda jest inna – odpowiada porównaniem Agata Młynarska. Jej zdaniem zawsze istniał pewien niepisany kanon urody w mediach, a zwłaszcza w telewizji. Pod uwagę brane są dziewczyny efektowne, które się dobrze prezentują przed kamerą. – Jednak uroda i wygląd muszą iść w parze z osobowością – podkreśla Młynarska. – Widz jest bezlitosny i od razu napisze w komentarzach, że zamiast dziennikarki jest „paprotka”, co czytałam wiele razy – dodaje.
Dlatego chociaż do pracy w mediach w charakterze np. prowadzących programy lifestyle’owe zgłasza się sporo miss, to tylko niektóre zdają egzamin z pracy na wizji. – W pracy przed kamerą liczy się przede wszystkim profesjonalizm, wiedza o świecie, znajomość języków, umiejętność formułowania pytań, słuchania, poprawnego mówienia, nienaganna dykcja, dobrze ustawiony głos. W pracy na żywo dochodzi refleks, umiejętność natychmiastowego reagowania na to, co się dzieje, i podzielność uwagi – podkreśla Młynarska. Zaznacza, że mówi o prezenterkach lub prowadzących programy, bo od dziennikarzy wymaga się znacznie więcej.
– Jak w życiu. Najpierw odruchowo oceniamy czyjś wygląd zewnętrzny, a potem to, czy ta osoba ma coś ciekawego do powiedzenia – dodaje Karolina Szostak. Stąd jej zdaniem w internecie znajdziemy wiele chwilowych gwiazd, które pojawiają i szybko znikają, bo oprócz wyglądu niewiele mogą zaoferować widzom. – A Grażyna Torbicka? Jest piękna, ale przede wszystkim zawsze świetnie przygotowana merytorycznie, ma klasę i to pozwala jej trwać w mediach – daje przykład Szostak.
Poza tym, jak mówi, często jest tak, że na ulicy nie zwrócimy na kogoś uwagi, a przed kamerą ta osoba dostaje nowe życie. I odwrotnie: ktoś superatrakcyjny fizycznie w kamerze gaśnie.
Agata Młynarska do dziś pamięta sytuację, gdy w czasie castingu, który prowadziła do jednego z programów, do studia weszła niewysoka, niespecjalnie zgrabna dziewczyna, na której nagle skupiły się wszystkie oczy. Przed kamerą była błyskotliwa, dobrze przechodziła przez szkło obiektywu. Po niej weszła laureatka konkursu na miss. Wszyscy wstrzymali oddech, bo jej uroda była oszałamiająca. Niestety, gdy zaczęły się próby kamerowe, okazało się, że cały czar prysł. Odbiór w kamerze nie pozostawiał złudzeń. Nie ten głos, zero osobowości.
– Czy Barbara Walters była piękną kobietą? W pojęciu kanonów miss zapewne nie, ale została ikoną dziennikarstwa. Swoją klasą, inteligencją, błyskotliwością stworzyła ponadczasowy styl dziennikarski – atrakcyjnej kobiety. Sama uroda nie miała tu znaczenia, tylko osobowość – podkreśla Młynarska. Za dobry przykład, że czasem da się połączyć urodę, talent i osobowość, uważa Anitę Werner z TVN.
KANON URODY W MEDIACH
Po sylwestrze, który prowadziła w cekinowej mini, następnego dnia rano na pierwszej stronie „Faktu” Agata Młynarska przeczytała: „Babcia w mini? Czy to wypada?”. – Jedynym stereotypem, w jaki zostałam wciśnięta, był ageizm. Według niektórych mój wygląd nie komponował się z moim wiekiem. Stereotyp babci nie pasował do mojego wyglądu. Dało to początek dyskusji o tym, co przystoi, a co nie przystoi dojrzałej kobiecie – wspomina.
Dr Izabela Desperak, socjolożka zajmująca się socjologią gender i transformacji, umieściłaby wiek jako jedno z podstawowych kryteriów kanonu urody w mediach. Niezależnie od tego, ile ktoś ma lat, musi się starać wyglądać młodo. – Nie ma w polskich mainstreamowych mediach kobiet, które mają siwe włosy, zmarszczki i inne atrybuty wiążące się z upływającym czasem – zauważa badaczka. Przyznaje, że w mediach w PRL-u lub w latach 90. kobieta mogła występować w tej samej roli przez kilkadziesiąt lat, jak Stanisława Ryster i Edyta Wojtczak, ale z drugiej strony starały się one wyglądać przez cały czas tak samo. – Dziś kobiety 50 plus muszą podkręcać swoją atrakcyjność, zarówno urodową, jak i ekspercką, po to, żeby pozostać w tym samym miejscu – mówi socjolożka.
Kolejnym kryterium z kanonu jej zdaniem jest waga. Poza nielicznymi wyjątkami kobiety na wizji mają sylwetkę zbliżoną do modelek, choć szefowie lokalnych stacji zdają się nieco mniej zwracać na to uwagę.
ZBÓJECKIE PRAWO
Najbardziej niepokojącą zmianą jest zdaniem dr Desperak przyzwolenie społeczne i brak reakcji ze strony moderatorów lub administratorów na mieszanie z błotem w mediach społecznościowych osób występujących publicznie. – Jeżeli są to występujące publicznie kobiety, dziennikarki, 90 proc. tego mieszania z błotem będzie dotyczyć tego, jak rzekomo źle wyglądają i jak bardzo są zaniedbane – podkreśla.
Według Beaty Tadli częściej komentuje się wygląd kobiet niż mężczyzn. Tadla przypomina historię dziennikarza z USA, który w ramach eksperymentu przez rok nosił na wizji ten sam garnitur i nikt tego nie zauważył. Zmieniał tylko koszule i krawaty. – Kiedyś przez przypadek ja i prowadząca inny program w TVP założyłyśmy taką samą sukienkę. Zaraz posypały się komentarze, że pożyczamy od siebie ubrania – chociaż miałyśmy różne rozmiary – że telewizja bieduje, że nie stać jej na stylistę – opowiada.
Agata Młynarska na korytarzach lub wprost od kolegów i koleżanek wielokrotnie słyszała krytyczne komentarze odnoszące się do jej fryzury albo stroju. – Ale słyszałam też, jak o mężczyźnie, i to na zebraniu, powiedziano, że jest starym, zaniedbanym dziadem i nie powinien występować na antenie. W stosunku do kobiet komentarze dotyczące wyglądu i aparycji zdarzały się jednak znacznie częściej i nie zawsze były eleganckie – wspomina Młynarska.
Dziennikarka zwraca uwagę, że w mediach obowiązuje pewien kanon relacji międzyludzkich, który rozluźnia sposób rozmowy. Inaczej rozmawiają ze sobą lekarze, inaczej policjanci, inaczej ludzie mediów. – Często bardziej wprost, jeszcze częściej bez szacunku dla uczuć innych. Trudno się więc było oburzać na jakieś komentarze, bo wychodziło się na dziwadło – analizuje.
Szef czy producentka, jak podkreśla Młynarska, wciąż mają swoje zbójeckie prawo powiedzenia ci, że nie wyglądasz dobrze, że coś nie pasuje. – Wymaga to delikatności i znajomości osoby, pod której adresem kieruje się uwagi. Gwiazdy miewają swoje delikatności i szybujące pod niebo ego. Trzeba wiedzieć, jak z nimi rozmawiać– zauważa Młynarska.
Nie tylko w mediach szefowie sprawują kontrolę nad wizerunkiem pracownika. Jak przypomina dr Desperak, z góry ustalonym wizerunkowym zasadom podlegają też np. stewardesy albo strażniczki graniczne, które mają szczegółowy regulamin określający np., jakiej długości mogą mieć włosy.
KOBIECO CZY NIE, ALE MODNIE
Beata Tadla nie ukrywa, że cieszy się z większej dowolności w kwestii wyglądu. Jako przykład podaje dziennikarkę TVP Info Karolinę Opolską z charakterystycznymi mocnymi tatuażami na szyi. – Jesteśmy coraz bardziej świadomi i uwalniamy się od stereotypów, odrzucamy myślowe kalki, coraz rzadziej oceniamy przez pryzmat wyglądu. To także widać w mediach – komentuje Tadla.
– Każda kobieta mediów bez względu na to, czy chce ukrywać swoją seksualność, czy nie, swój wygląd, włącznie z makijażem i fryzurą, ma dostosowany do aktualnej mody – godzi różne zdania dr Bulaszewska i wspomina np. dziennikarki z lat 60. – w wąskich spódniczkach za kolana, w butach typu kaczuszka na słupku z niedużym noskiem. W latach 80. królowały z kolei natapirowane fryzury. – Teraz moda trochę się unifikuje, chociaż są elementy kobiece, np. sukienki – mówi medioznawczyni. Nie bez znaczenia według niej są też platformy czy wideopodcasty, w których panuje większa swoboda, jeśli chodzi o wygląd i urodę, i które zarażają tym telewizję.
Karolina Szostak uważa, że obecnie nie znalazłaby się w rankingu atrakcyjności dziennikarek, bo wiek robi swoje. To tym bardziej utwierdza ją w przekonaniu, że fizyczność nie powinna być najważniejszym kryterium.
Uważa jednak, że kobiety niepotrzebnie się usztywniły w kwestii przyjmowania komplementów. Nie chcą, żeby ktoś im powiedział, że są atrakcyjne, bo uważają, że to je uprzedmiotawia i czyni z nich obiekt seksualny. – Tylko tu nie o to chodzi. Co jest złego w urodzie i jej docenieniu? Na chamskie żarty i komentarze nie można sobie pozwolić, ale drobne subtelności, komplementy i uprzejmości nie powinny nas oburzać. Nie widzę nic w tym złego – mówi. I ubolewa, że teraz mężczyzna czasem boi się podać rękę albo otworzyć drzwi, żebyśmy nie pomyślały, że to ma jakiś podtekst .
Zdaniem dr Bulaszewskiej wpływ na to ma cancel culture. Zgadza się z tym, że w niektórych przypadkach poszło to zbyt daleko, bo dochodzi do tego, że się samocenzurujemy. – Czy mężczyźni starają się ukrywać wysportowane ciało? Wręcz je podkreślają koszulami i marynarkami typu slim – stwierdza i przekonuje, że można zachwycić się kimś, bo po prostu pięknie wygląda. Tak jakbyśmy patrzyli na dzieło sztuki lub piękny obraz. Oczywiście trzeba to zrobić bez żadnych podtekstów, nachalności i deprecjonujących określeń, po prostu można wyrazić zachwyt. – Kobiety, ale i mężczyźni, lubią usłyszeć komplementy dotyczące swojego wyglądu. Wychodząc w przestrzeń publiczną, przykładamy wagę do tego, jak wyglądamy. Inaczej nie robiłoby się np. make-upu przed wejściem na antenę – uważa medioznawczyni i podkreśla, że nie odbiera to nikomu profesjonalizmu.
Agata Młynarska mówi, że dziś najlepiej przekonuje się o tym, że jej wygląd nigdy nie był i nadal nie jest na pierwszym planie. Gdy ktoś zatrzymuje ją na ulicy albo w sklepie, to słyszy najczęściej: ma pani głos jak Młynarska. – Zbliżając się do sześćdziesiątki, nie mam najmniejszych problemów ze świadomością własnego ciała. Wiem, w czym dobrze wyglądam, co jest moją mocną stroną. Nie piszę się już na prowadzenie sylwestrów, ten etap mam już za sobą. Świadomie budowałam swój wizerunek, osadzając go przede wszystkim na swoich kompetencjach, profesjonalizmie i tematyce, w której zawodowo się poruszam. Upływ czasu działa na korzyść dziennikarza czy dziennikarki. Doświadczenie w moim zawodzie jest bezcennym atutem – stwierdza.
Beata Tadla przyznaje, że zawsze lubiła prostotę i estetykę, a im jest starsza, tym bardziej wierzy w klasykę. – Ma być estetycznie. Nie mam zakazu noszenia dużych kolczyków, koronek, falbanek, ale po co widz ma dostać oczopląsu? – pyta retorycznie.
Teraz oprócz fizyczności i osobowości Agata Młynarska dodałaby jeszcze liczbę obserwujących w mediach społecznościowych. Dziś właśnie to w dużej mierze świadczy o atrakcyjności w mediach.
***
Ten tekst Aleksandry Pucułek pochodzi z magazynu „Press” – wydanie nr 11-12/2024. Teraz udostępniliśmy go do przeczytania w całości dla najaktywniejszych Czytelników.
„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.
Czytaj też: Nowy „Press”: Andrzej Andrysiak, XYZ Nawackiego, była naczelna „Pisma” i odbudowa Trójki
Aleksandra Pucułek
