30 lat "Gazety Wyborczej"
8 maja 1989 roku - pierwszy numer "Gazety Wyborczej"
Listę ponad tysiąca tytułów prasowych, które zarejestrowano u schyłku PRL, od maja do grudnia 1989 roku, otwiera „Gazeta Wyborcza”. Powstanie tego dziennika było jednym z ważniejszych ustaleń Okrągłego Stołu.
Tekst z albumu "Grand Press XX" z 2016 r.
W skład redakcji weszli m.in. Helena Łuczywo, Piotr Niemczycki, Juliusz Rawicz i Ernest Skalski, redaktorem naczelnym został Adam Michnik. Pierwszy numer „Gazety Wyborczej” ukazał się w poniedziałek, 8 maja 1989 roku. Miał 150 tys. egz. nakładu, liczył osiem stron, z czego sześć zajmowały listy kandydatów Komitetu Obywatelskiego w wyborach parlamentarnych. W krótkim tekście redakcja informowała, że „oto, po z górą czterdziestu latach powstaje pierwszy w Polsce, a chyba i w całym bloku normalny, wielkonakładowy dziennik niezależny [...]. Takie gazety znamy dotąd tylko ze słyszenia, teraz zamierzamy je robić. W miarę możności już teraz, będąc jeszcze gazetą wyborczą i w niedalekiej przyszłości, gdy zostaniemy po prostu dziennikiem”.
W słowach tych czuć było zapowiedź zmiany nazwy, którą planowano po wyborach 4 czerwca 1989 roku – a która ostatecznie nie doszła do skutku. Niecały miesiąc wystarczył bowiem do zbudowania marki tak silnej, że jakakolwiek zmiana wydawała się nie do pomyślenia. Poza tym, argumentowali szefowie, tytuł „Wyborcza” ma uzasadnienie o tyle, że w demokracji stale trzeba dokonywać jakichś wyborów.
Już w dwa miesiące po debiucie „GW” opublikowała jeden z najgłośniejszych artykułów w całej swojej historii – który pokazał też, że ta redakcja chce nadawać ton debacie publicznej. Tekst Adama Michnika „Wasz prezydent, nasz premier” postulujący wybór prezydenta z rekomendacji PZPR, a premiera z grona polityków opozycyjnych wywołał protesty w obu obozach politycznych. Mimo to został faktycznie zrealizowany: już 19 lipca Wojciech Jaruzelski został wybrany prezydentem PRL i po zaprzysiężeniu desygnował na premiera Tadeusza Mazowieckiego.
Zaangażowanie publicystyczne „Gazety Wyborczej” znalazło oddźwięk również w bieżącej walce politycznej. Gazeta otwarcie sympatyzowała z rządem Tadeusza Mazowieckiego, którego coraz mocniej krytykował Lech Wałęsa wraz z braćmi Lechem i Jarosławem Kaczyńskimi. Przyczyną były kolejne wybory – tym razem prezydenckie – które rozpisano na koniec 1990 roku. Na skutek wyraźnego wsparcia Mazowieckiego przez Adama Michnika Komisja Krajowa NSZZ „Solidarność” we wrześniu 1990 roku zdecydowała o odebraniu „Gazecie” prawa do posługiwania się znaczkiem ruchu i hasłem „Nie ma wolności bez solidarności”. Oba elementy zniknęły wtedy z logo dziennika. Co więcej, Lech Wałęsa wezwał Michnika do dymisji, co ten uczynił, lecz wskutek braku jej przyjęcia przez zespół został na stanowisku. Wtedy redakcję opuściło grono dziennikarzy utożsamiających się ze środowiskiem skupionym wokół Lecha Wałęsy.
Pod względem formy „Gazeta Wyborcza” dokonała rewolucji w pisaniu i redagowaniu tekstów prasowych. Wprowadziła nowy język i styl. Publikowane w niej teksty od początku musiały być krótkie, napisane prostymi zdaniami, co kontrastowało z rozwlekłymi i pozbawionymi treści materiałami w partyjnych organach prasowych. Sam Adam Michnik przyznawał, że wzorami były dla niego gazety takie jak „El País” czy „Libération”. Tytuły i leady odbiegały od sztampy dotychczas ukazujących się dzienników. Biorąc pod uwagę brak doświadczenia wielu osób rozpoczynających pracę w nowym tytule, konieczna była opieka redaktorów. Ich pozycja w tej gazecie przez lata była szczególnie mocna. Wzorem dla wielu była wtedy Helena Łuczywo mająca doświadczenie jeszcze z czasów pracy w KOR-owskim „Robotniku” i późniejszym „Tygodniku Mazowsze”. To ona w 1989 roku stworzyła instrukcję „Jak pisać w »Gazecie Wyborczej«”, powielaną później w innych redakcjach. – Wprowadziła w „Gazecie” nieprawdopodobny etos pracy, dzięki czemu tytuł ten pod względem warsztatu redagowania pełni funkcję wzorca metra z Sèvres – wspominał po latach Mariusz Ziomecki, który pracował w „GW” w latach 90. Również Helena Łuczywo odpowiadała w 2000 roku za stworzenie portalu Gazeta.pl, dziś jednego z największych na rynku. Do grona najlepszych redaktorów „GW” należeli też m.in. Juliusz Rawicz, Ernest Skalski, Małgorzata Szejnert i Seweryn Blumsztajn. Na łamach „GW” publikowali m.in. Ryszard Kapuściński, Teresa Torańska, Leszek Kołakowski czy Stanisław Barańczak. Dzięki „Gazecie” po raz pierwszy masowy czytelnik polski mógł zapoznać się z tekstami autorów takich jak Anne Applebaum, Timothy Garton Ash czy Iwan Krystew omawiających najważniejsze wydarzenia i prądy kulturowe. Takie materiały publikowane są w sobotnim „Magazynie Świątecznym”.
Intrygujące musiały być tytuły, które miały zachęcać czytelnika do sięgnięcia po egzemplarz. Czynniki takie jak sprzedaż i zasięg stały się istotne przy redagowaniu tekstów, ponieważ „GW” musiała walczyć o reklamodawców, by utrzymać rentowność, na której zależało właścicielowi – spółce Agora. Firma ta powstała w 1989 roku, na miesiąc przed startem „Wyborczej”, w żoliborskim mieszkaniu Andrzeja Wajdy. Funkcjonowała później jak każde inne przedsiębiorstwo na rynku: musiała wypracowywać zysk. W 1997 roku zarządzający zdecydowali się na wyjątkowe przedsięwzięcie – wprowadzono wtedy zasady stopniowego poszerzania grona współwłaścicieli poprzez rozdzielenie części akcji wybranym pracownikom. Inna pula rozdzielana była w formie premii w kolejnych latach. Wejście Agory na giełdę uczyniło z niektórych pracowników milionerów. Jako jedyny akcji nie przyjął Adam Michnik.
Redaktor naczelny, określając idee przyświecające pracy redakcji, przyznawał, że „ambicją było być ważną instytucją demokracji polskiej i we wszystkim, co robiliśmy, staraliśmy się bronić tych wartości, które stały u progu naszego istnienia”. Efektem tego były głośne śledztwa dziennikarskie, które elektryzowały opinię publiczną i często wpływały na politykę na najwyższych szczeblach władzy. Pierwszą z nich była „afera żelatynowa” z 1997 roku związana z monopolistą na tym rynku Kazimierzem Grabkiem. W wyniku ujawnienia jego działań i powiązań z politykami kolejnych rządów należących do różnych opcji politycznych, cofnięto zakaz importu tego surowca spożywczego, zmniejszono podniesione wcześniej cła, a sam „król żelatyny” zaczął tracić wpływy i w konsekwencji również pieniądze. Na początku 2002 roku całą Polską wstrząsnęła ujawniona przez Tomasza Patorę, Marcina Stelmasiaka i Przemysława Witkowskiego afera łódzkich „łowców skór”, która nazwę wzięła od tytułu artykułu. Opisano w niej historię wieloletniego procederu uśmiercania pacjentów lokalnego pogotowia i sprzedaży informacji o zgonach firmom pogrzebowym. Czterech przestępców zostało skazanych na kary więzienia, w tym jedno dożywocie. Niewątpliwie najgłośniejszym tekstem opublikowanym przez „Gazetę Wyborczą” – nie tyle o wydźwięku śledczym, co politycznym – był ten z 27 grudnia 2002 roku autorstwa Pawła Smoleńskiego.
W artykule „Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika” opisał propozycję korupcyjną złożoną redaktorowi naczelnemu „GW” przez znanego producenta filmowego. Lew Rywin przyszedł do Michnika, domagając się gigantycznej łapówki w zamian za korzystne dla Agory zmiany w ustawie o radiofonii i telewizji. Powoływał się przy tym na reprezentowanie „grupy trzymającej władzę”. Skandal wywołany ujawnieniem propozycji – mimo że tekst ukazał się pół roku po owej wizycie – doprowadził do utworzenia pierwszej w historii Sejmu komisji śledczej.
Oprócz działów politycznego i śledczego „GW” od początku miała mocny dział zagraniczny, w którym przez wiele lat pracował m.in. Wojciech Jagielski, jeden z najbardziej znanych polskich reporterów. Publicystyka i informacje zagraniczne były przez wiele lat istotną częścią gazety. Z redakcją „GW” łączą się też takie nazwiska, jak Ewa Milewicz, Jacek Żakowski, Jarosław Kurski, Dominika Wielowieyska, Adam Wajrak i wielu innych należących do czołówki polskiego dziennikarstwa. W 20-letniej historii konkursu Grand Press redakcja „GW” zdobyła najwięcej nagród: aż 43.
Od początku fenomenem „Gazety” była troska o reportaż jako formę dziennikarską, rozwijany w dziale reportażu, którym przez 15 lat, od 1990 roku, kierowała Małgorzata Szejnert. Wychowała i szkoliła wielu reporterów, wśród nich: Mariusza Szczygła, Wojciecha Tochmana, Jacka Hugo-Badera, Lidię Ostałowską, Piotra Lipińskiego, Leszka Talko, Beatę Pawlak i wielu innych. W tej redakcji powstała nowa polska szkoła reportażu, który dokumentował zmieniającą się Polskę i jej społeczeństwo. Tekst Mariusza Szczygła „Onanizm polski” wydrukowany w 1993 roku w numerze świątecznym, między esejem Czesława Miłosza a wywiadem z Václavem Havlem, wywołał falę kontrowersji, która doprowadziła do zwracania przez czytelników numeru. Częściej jednak dziennikarze „Gazety” swoimi materiałami z pogranicza reportażu i dziennikarstwa śledczego poruszali opinię publiczną, zwracając uwagę na skrywane patologie. Tak było chociażby ze sprawą molestowania chórzystów Poznańskiego Chóru Chłopięcego nagłośnioną przez Marcina Kąckiego w serii publikowanych przez lata artykułów. Ten sam autor ujawnił słynną „Seksaferę w Samoobronie”, która na przełomie 2006 i 2007 roku rzuciła się cieniem na najważniejszych polityków partii wchodzących w skład koalicji rządzącej, a w kolejnych miesiącach przyczyniła się do usunięcia tego ugrupowania z polskiej sceny politycznej.
„Gazeta Wyborcza” jako pierwszy dziennik doceniła potencjał mutacji regionalnych tworzonych przez lokalne redakcje istniejące obecnie w 20 miastach Polski. Dzięki temu uzyskano wyjątkowe połączenie najważniejszych informacji o charakterze ogólnopolskim i lokalnym. Już w latach 90. rozpoczęto eksperymenty związane z mutowaniem pierwszych stron „GW” rozprowadzanych w regionach, dzięki czemu osiągnięto znakomite wrażenie własnej „Gazety” w różnych miastach.
Swego rodzaju dominacja na rynku prasowym od samego początku wzbudzała wokół „GW” liczne kontrowersje tym bardziej, że redakcja nie ukrywała swego zaangażowania politycznego. Poparcie udzielone Tadeuszowi Mazowieckiemu podczas wyborów w 1990 roku przeniosło się na stworzoną przez niego formację – Unię Demokratyczną, a później Unię Wolności (w 1998 roku „GW” dała 300 tys. zł na kampanię UW). Po jej rozpadzie „GW” wsparła wyrosłą ze środowiska liberalno-demokratycznego Platformę Obywatelską. Na łamach „Gazety” zdarzały się pisane otwartym tekstem wezwania do mobilizacji środowiska politycznego w imię interesu PO czy np. oświadczenie redakcji, na kogo warto głosować w wyborach prezydenckich. Ta postawa, jak też deklaracje polityczne Adama Michnika, od początku budzą oburzenie przeciwnych obozów politycznych, szczególnie konserwatywno-prawicowego.
Dzięki umiejętnie zaplanowanym dodatkom „Gazeta Wyborcza” wymyka się dziś tradycyjnemu zaklasyfikowaniu jako dziennik. Wielu czytelników kupuje jedno albo kilka wydań w wybrane dni tygodnia ze względu na dodawany magazyn. Wśród nich warto wymienić dwa najistotniejsze: reporterski „Duży Format” i kobiece „Wysokie Obcasy”. Pierwszy udostępnia łamy przede wszystkim znakomitym reporterom o dużym doświadczeniu, ale również stał się miejscem debiutu absolwentów Polskiej Szkoły Reportażu. Drugi powstał jako próba odebrania czytelniczek tradycyjnych magazynom kobiecym, lecz z czasem stał się istotnym głosem działaczek feministycznych.
Już w pierwszych latach działalności „Gazeta Wyborcza” inicjowała akcje społeczne, które stały się jednym z ważniejszych wyróżników tego tytułu w polskim świecie prasowym. Wśród wielu wartych opisania na szczególną uwagę zasługuje akcja „Rodzić po ludzku”. W jej ramach w grudniu 1994 roku opublikowano pierwszy „Przewodnik po szpitalach położniczych w Polsce” opisujący 272 placówki opisane na podstawie ankiet czytelniczek. Już w drugim roku trwania akcji zaobserwowano wyraźne zmiany w podejściu do ciężarnych kobiet, takie jak masowe powstawanie szkół rodzenia czy zgody na obecność ojca w sali porodowej. Kampania z 2006 roku „Rodzić po ludzku to nie przywilej!” została po raz pierwszy przeprowadzona z jednoczesnym wykorzystaniem internetu, dzięki czemu na ankietę odpowiedziało aż 40 tys. kobiet. W latach permanentnego kryzysu i bezrobocia lat 90. trafionym pomysłem była akcja „Grasz o staż”, która rozpoczęła się w 1996 roku, mająca na celu nawiązanie współpracy między studentami i pracodawcami, a docelowo zatrudnianie absolwentów. W ciągu dwóch dekad akcji wzięło w niej udział ponad 500 pracodawców i ok. 2500 studentów.
Pierwszy numer „Gazety Wyborczej” obrósł już legendą, a jego egzemplarzy jest w polskich domach więcej niż pierwotne 150 tys. – były wszak masowo kopiowane, a faksymile dodawano do głównego grzbietu przy okazji okrągłych rocznic. To pierwotne zainteresowanie widoczne jest i dzisiaj, bo choć nakład z rekordowego miliona osiąganego na przełomie wieków spadł do ok. 160 tys. egz. obecnie (w 2019 r. 91,5 tys. egz. ), „Gazeta Wyborcza” wciąż umiejętnie bije się o czytelnika. Jednym z narzędzi tej walki jest np. projekt BIQdata, serwis poświęcony analizom i wizualizacji danych. To kolejna witryna uruchomiona w ramach portalu Wyborcza.pl będącego nowoczesną odsłoną tradycyjnej gazety.
Marcin Dobrowolski