"DNA animacji". "Rybia Noc" dla Netfliksa
Twórcy liczą, że liczę na to, że inne platformy streamingowe pójdą za ciosem i będą powstawały kolejne projekty (materiały prasowe)
O kulisach powstawania w warszawskim studiu Platige Image „Rybiej nocy” - jednego z odcinków animowanego cyklu „Miłość, śmierć i roboty” dla Netfliksa, oraz o tym, jak postrzegana jest współczesna animacja rozmawiamy z reżyserem „Rybiej Nocy” Damianem Nenowem i z producentem Arturem Ziczem.
Paweł Dembowski: Animacje skierowane do osób dorosłych chyba nie są tak popularne w Polsce, jak kino familijne. Myślicie, że projekty typu „Miłość, śmierć i roboty” zmienią nasze postrzeganie?
Damian Nenow: To problem nie tylko w Polsce. To, o czym mówisz, to nieprzyjemne zjawisko, które od lat jest widoczne na całym świecie. Animacje automatycznie trafiają do szufladki z napisem „przyjemne filmy familijne”. Mówienie o tym, że animacje są tylko dla dzieci, to swego rodzaju naklejka, którą permanentnie nam się przykleja. Ale to nie jest prawda.
Animacja jest sztuką wizualną i nie powinna służyć jedynie do opowiadania historii narracyjnie, jak w przypadku np. „Minionków”, ale także powinna zachwycać wizualnie, eksperymentować, być odważna, rebeliancka. To jest DNA animacji i myślę, że będzie się ich pojawiać coraz więcej.
W tym roku mieliśmy swego rodzaju koniunkcję. Nagrodzony Oscarem „Spider-Man Uniwersum” zrobił ogromne zamieszanie. Ewenementem było to, że producent filmu, Sony, zaryzykowało, żeby postawić na coś, na co nikt wcześniej nie miał odwagi, czyli na stronę wizualną. Dzięki temu studio otworzyło pewną furtkę. Mój „Jeden dzień życia” to podobny przypadek – to również animacja dla dorosłych, opowiada o ważnym temacie i został bardzo dobrze przyjęty na świecie.
Mam nadzieję, że to, co zapoczątkował „Spider-Man Uniwersum” sprawi, że Miłość, śmierć i roboty” wyważy drzwi na oścież i zrobi przeciąg. Zwłaszcza, że Netflix ma zupełnie inny model biznesowy i może sobie pozwolić na takie ryzyko. Więc ja liczę na to, że inne platformy streamingowe pójdą za ciosem i będą powstawały podobne projekty.
Artur Zicz: Wiadomo, że widz musi się przyzwyczaić. Animacja wciąż się rozwija, filmy kinowe biją rekordy w sprzedaży biletów, więc to również jest dobry trend – widzowie są coraz bardziej wyedukowani. A dzięki temu, że jest coraz większy wybór mają możliwość selekcjonowania treści.
Jednak istotnym problemem jest ilość kontentu. Wystarczy spojrzeć na Netflix – tam jest go za dużo. Ale gdyby palcem wskazać, czego tam nie ma, to nie ma prawdziwych animacji dla dorosłych. Od lat jest to kilka slapstickowych sitcomów typu „BoJack Horseman” czy „Rick i Morty”. Ta animacja jest uproszczona do skrajnego minimum, nie ma nowatorskiej warstwy wizualnej.
Jak zaczęła się współpraca Platige Image z Blur Studios przy tym projekcie?
Nenow: David Fincher wraz z Timem Millerem jakiś czas temu planowali wznowienie kultowego magazynu „Heavy Metal”, który ukazywał się w latach z 1977 – 1992. Pomysł ewoluował i skończyło się na „Miłość, śmierć i roboty”. Netflix otworzył furtkę na tego typu projekt, a efekt możemy oglądać na platformie.
I to nie jest coś, co wysyła się do fabryki robiącej pełne metraże od 20 lat. To są rzeczy, które proponuje się studiom jak Platige Image, które na swoim koncie mają animowane shorty, czyli odważne animacje, które stylizacją i techniką są czymś więcej, niż tylko powielaniem schematu. Sam mam na koncie m.in. „Paths of Hate” i „The Great Escape”.
Dlatego wydaje mi się, że czymś naturalnym było dla Tima Millera, szefa Blur Studios, żeby zaprosić do projektu między innymi Platige Image. Tym bardziej, że studiów, które zajmują się produkcjami tej skali i jakości nie ma na świecie zbyt wiele.
Zicz: Z Blur Studios i pozostałymi uczestnikami antologii „Love, Death & Robots” zdrowo rywalizujemy od wielu lat. To coś w stylu kreatywnych zapasów raczej niż walka na noże. Żyjemy ze sobą w jednym stawie, obserwujemy i inspirujemy się nawzajem.
To taka żywa interakcja z firmami, które robią to co my. W sytuacji, kiedy dowiadujesz się, że masz szansę zrobić coś wspólnie z tymi, którzy cię inspirują albo budzą zazdrość, to od samego początku budzi się w tobie taki hype. Praca nad tym projektem miała znamiona czegoś niezwykłego, dlatego nie zawahaliśmy się ani chwili, żeby do tej grupy dołączyć.
Skąd wziął się pomysł na odcinek „Rybia noc”?
Nenow: Stylizacja filmu wywodzi się z moich poszukiwań artystycznych w trakcie pracy nad drugim filmem krótkometrażowym - „Paths of Hate”. Film powstał 10 lat temu i jest bardzo dobrze znany pośród osób zajmujących się animacją. Zdobył ponad 20 nagród i był na oscarowej shortliście. Ta stylizacja to trochę taka wizytówka moja i całego studia. Podobną stylizację, ale w innym ujęciu, wykorzystałem potem w filmie „Jeszcze dzień życia”. Antologia bazuje na opowiadaniach science fiction, których pierwszej selekcji dokonał Tim Miller.
Jak wyglądała produkcja tego odcinka i ile czasu to trwało?
Nenow: Trwało to niecały rok, czyli przeciętny czas, w którym taki film powinien powstawać, zważywszy na to, że powstaje w studiu, w którym równolegle są produkowane cinematiki do gier, między innymi dla Ubisoftu czy Deep Silver i 4A Games. Odcinek trwa osiem minut, pracowało przy nim około 100 osób. Na początku produkcji zapraszamy do współpracy również aktorów. To jest coś, co lubię robić, nawet niekoniecznie w projektach, w których musi być wykorzystana technologia motion capture. Po prostu lubię projektować choreografię z żywą osobą.
„Miłość, śmierć i roboty” to wspólny projekt reżyserów Tima Millera i Davida Finchera. Antologia krótkometrażowych filmów animowanych dla dorosłych widzów składa się z osiemnastu odcinków. Wszystkie reprezentują inną stylistykę: od fantasy, przez science-fiction po parodie i czarne komedie. Nad każdym odcinkiem pracowało inne studio zajmujące się animacją. Netflix zaprosił do współpracy zespół z warszawskiego Platige Image, który pracował nad odcinkiem „Rybia noc”.
„Rybia noc” to historia dwóch akwizytorów, którym popsuł się samochód na środku pustyni. W nocy są świadkami niespotykanych zjawisk. Scenariusz powstał na podstawie opowiadania "Fish night" Joe R. Lansdale’a z 1982 roku, za jego adaptację odpowiada Philip Gelatt.
(PD, 29.03.2019)