"Gazeta Wyborcza" ma więcej taśm Kaczyńskiego
"Najważniejsze jest drugie dno tej historii, czyli to, dlaczego Jarosław Kaczyński w ogóle angażuje się w biznes spółki Srebrna" – mówi nam Bianka Mikołajewska, wicenaczelna OKO.press (screen: Youtube.com/Prawo i Sprawiedliwość)
"Gazeta Wyborcza" (Agora) będzie publikować kolejne nagrania z udziałem szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Wojciech Czuchnowski zapowiada, że następny materiał ukaże się w czwartek.
Pierwszą część nagranych rozmów opublikowano we wtorkowej „GW”, w tekstach autorstwa Wojciecha Czuchnowskiego i Iwony Szpali. Na stronie Wyborcza.pl nagranie udostępniono w całości. Dotyczy ono planowanej przez spółkę Srebrna (kontrolowaną przez ludzi PiS) inwestycji – dwóch wieżowców, które miały stanąć na warszawskiej Woli. Oprócz Kaczyńskiego w rozmowach bierze udział m.in. Grzegorz Jacek Tomaszewski – kuzyn prezesa PiS i prezes spółki Forum - oraz Austriak Gerald Birgfellner – deweloper, który dla Srebrnej przygotowywał inwestycję i, według „GW”, nie otrzymał zapłaty.
– Można odnieść wrażenie, że najważniejszy jest wątek rozliczeń finansowych między Srebrną, Kaczyńskim a austriackim biznesmenem. Tymczasem najważniejsze jest drugie dno tej historii, czyli to, dlaczego Jarosław Kaczyński w ogóle angażuje się w biznes spółki Srebrna – mówi nam Bianka Mikołajewska, wicenaczelna OKO.press. Podkreśla, że prezes PiS nie jest we władzach spółki, a jako szef partii politycznej nie może zajmować się prowadzeniem działalności gospodarczej.
Wojciech Czuchnowski w rozmowie z "Presserwisem" potwierdza, że głównym celem publikacji było właśnie pokazanie, że Kaczyński zajmuje się biznesem, co jest wbrew prawu i ustawie o partiach politycznych. Podobnie sprawę komentuje Marcin Kącki, który był redaktorem prowadzącym wtorkowe wydanie "GW". – Na tych nagraniach Kaczyński nie jawi się jako sprawny menedżer, ale boss, któremu władza służy do zaspokajania partyjnych interesów – podkreśla.
Dziennikarze, z którymi rozmawialiśmy, zwracali uwagę na kilka wątków wymagających wyjaśnienia. Andrzej Stankiewicz z Onetu mówi o roli mecenasa Romana Giertycha. – Mam pewien problem z tym, że głównym źródłem informacji, i tak naprawdę głównym rozgrywającym, jest właśnie Giertych – mówi Stankiewicz. Giertych jest pełnomocnikiem Geralda Birgfellnera. Stankiewicz zauważa, że "GW" pominęła w swoich publikacjach jego sylwetkę.
Jeśli chodzi o źródło taśm, Czuchnowski mówi krótko: "Nie mogę go ujawnić". Odpiera zarzuty, że celowo nie opisał sylwetki Austriaka. – Wspomnieliśmy w kilku zdaniach o jego relacjach rodzinnych z Kaczyńskim. Nie mogliśmy za dużo rozwijać, bo nie było na to miejsca – mówi i zapewnia, że sprawa nie dotyczy Romana Giertycha. – Birgfellner skontaktował się z nami wiele miesięcy temu, jeszcze zanim Giertych został jego pełnomocnikiem – dodaje.
Brak wytłumaczenia pochodzenia taśm "Wyborczej" nie razi Jacka Żakowskiego z "Polityki", według którego to "techniczna sprawa". Żakowski przekonuje też, że taśm Kaczyńskiego nie można porównywać np. z podsłuchami z restauracji Sowa i Przyjaciele. – Wtedy właściciel nagrań podrzucał redakcjom te taśmy, które chciał i kiedy chciał, a one były drukowane bez żadnej weryfikacji. Czuchnowski dokładnie opisuje, o co chodzi w całej sprawie – dodaje Żakowski.
O jedynkowym tekście "GW" głośno było już dzień przed publikacją. Atmosferę podgrzewał Jarosław Kurski, wicenaczelny "GW". Zachęcał, aby po wtorkowy egzemplarz gazety wybrać się z samego rana, gdyż wydawca nie zdążył zwiększyć nakładu, lub wykupić cyfrową prenumeratę.
Po lekturze tekstu część dziennikarzy i polityków komentowało, że sprawa została rozdmuchana. Malwina Dziedzic z tygodnika "Polityka" zwróciła uwagę na Facebooku: "Szum medialny, jaki wczoraj wygenerowano, zaszkodził dzisiejszej publikacji GW. Osłabił jej efekt, bo oczekiwania niesamowicie wywindowano".
Zdanie to podziela Maciej Myśliwiec, medioznawca z agencji doradztwa reklamowego Social Sky. – Była to bardziej strategia marketingowa niż mediowa, która była o tyle ryzykowna, że spowodowała wyższe oczekiwania czytelników – mówi Myśliwiec. Zaznacza, że gazeta osiągnęła jednak zamierzony efekt, gdyż we wtorek trudno było kupić papierowy egzemplarz gazety.
Jarosław Kurski twierdzi, że nie może być mowy o zmianie strategii "Gazety" wobec promowania jej tekstów. – Informacja o naszej publikacji pojawiła się w internecie wcześniej, chociażby z racji tego, że wysłaliśmy pytania do PiS, spółki Srebrna i Pekao SA – mówi wicenaczelny "GW". Dodaje, że podczas opisywania innych afer, jak chociażby sprawy KNF, również sam zapowiadał teksty na Twitterze.
Kurski nie chce mówić, ilu prenumeratorów cyfrowych przybyło dzięki wtorkowej publikacji. – Mogę powiedzieć jedynie, że mamy powody do zadowolenia – podaje.
Zarówno Dominika Bychawska-Siniarska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, jak i mecenas Maciej Ślusarek z kancelarii prawnej LSW Leśnodorski Ślusarek i Wspólnicy potwierdzają, że dziennikarze mieli prawo opublikować potajemnie nagrane rozmowy, bo przemawiał za tym interes publiczny.
(IKO, KW, PAZ, 30.01.2019)