Dział: WYWIADY

Dodano: Czerwiec 21, 2006

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Porządkowanie

Rozmowa z Lechem Kaczoniem, prezesem Izby Gospodarczej Reklamy Zewnętrznej

Od kilku lat reprezentowane przez Izbę Gospodarczą Reklamy Zewnętrznej firmy outdoorowe ustalają z władzami Warszawy zasady umieszczania w stolicy nośników reklamy zewnętrznej. Dlaczego bez efektów?

Bo ciągle coś się w Warszawie zmienia. Mam tu na myśli przede wszystkim częste zmiany administracyjne, które utrudniają wypracowanie uniwersalnych przepisów. Ostatni taki przypadek miał miejsce pod koniec 2005 roku. Kiedy już wypracowaliśmy ustalenia dotyczące miejsc przeznaczonych pod reklamę, pojawił się projekt studium zagospodarowania przestrzennego, który wyodrębnił nowe strefy w Warszawie. I wiele spraw trzeba było zaczynać od nowa. Dużym problemem miasta jest też zaangażowanie urzędników w setki innych spraw, przetargów, itp. W tej sytuacji kwestia reklamy zewnętrznej jest co najwyżej piętnastorzędna.

Izba obarcza winą za bałagan w Warszawie firmy niezrzeszone w IGRZ.
Jako izba reprezentujemy 95 procent rynku i z bardziej znanych firm niezrzeszone są tylko Jet Line i Hator. Jeśli chodzi o bałagan, to na przykład Dom Handlowy Smyk samodzielnie sprzedaje reklamy na swojej fasadzie, bo w świetle przepisów ma do tego prawo. Nowymi ustaleniami chcemy wyeliminować podobne praktyki oraz tych, którzy działają na dziko oferując swoim klientom umieszczanie reklam na słupach ogłoszeniowych, wiatach przystankowych czy elewacjach nie należących do nich. Na szczęście takich firm jest coraz mniej.

Jakiej wartości jest rynek reklamy zewnętrznej w Warszawie?
W 2005 roku wartość sprzedaży firm reklamy zewnętrznej w całej Polsce wyniosła 0,5 mld zł, w tym w Warszawie wyniosła ona 25 proc. tej kwoty. Wartość całego rynku reklamy zewnętrznej w Polsce szacuje się na 1,5 mld zł lub więcej.

Kiedy można spodziewać się wspólnego stanowiska Warszawy i Izby?
Myślę, że jeszcze w tym roku podpiszemy się pod wspólnym dokumentem. Będzie to dobrowolny kodeks postępowania, który będą respektować obie strony. Taki dokument nie musi mieć dużej siły prawnej, liczą się chęci zainteresowanych. Na podstawie tego kodeksu miasto mogłoby przygotować zarządzenie w sprawie wydawania zezwoleń na umieszczanie nośników.

Czy Izba myśli o podobnych rozwiązaniach w innych miastach?
Nie jest to konieczne, bo w innych dużych miastach istnieją dużo lepsze przepisy. Wzorem dla Warszawy mogą być Gdańsk, Kraków czy Wrocław, gdzie formalności załatwia się w jednym miejscu. Tam inwestor składa potrzebne dokumenty, a miasto we własnym zakresie, po uzgodnieniu z odpowiednimi służbami, wydaje decyzję. Jeśli jest negatywna, miasto wskazuje rozwiązania zastępcze albo informuje o tym, co trzeba poprawić. Ponadto miasta te same wychodzą z inicjatywą wskazując konkretne lokalizacje pod nośniki.

Rozmawiał Tomasz Wiaderek

(TW, 21.06.2006)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.