Wydanie: PRESS 09/2006
Głowy ściąć nie dam
Pani, dziennikarka RMF-u, słucha Trójki. Dlaczego? Słucham jej z sentymentu, bo przy tym radiu się wychowałam. Potrafiłam przez całą noc słuchać Trójki pod kołdrą, kiedy jako pierwsze radio zaczęła nadawać całą dobę. Pomimo zmian, które w niej zaszły, w tej stacji jeszcze coś mówią, słychać tam ludzi. Jest Niedźwiedź (Marek Niedźwiecki - przyp. red.), jest jeszcze Kaczor (Piotr Kaczkowski - przyp. red.). Codziennie budzę się przy żartach Piotra Barona. Muzyka - mimo że to stacja sformatowana - jest jeszcze do zniesienia. RMF jest dla Pani zbyt komercyjny? Tak, ale dla mnie większość dzisiejszego świata jest zbyt komercyjna. To czemu Pani tu pracuje? Bo to największe, najbardziej profesjonalne radio. Tutaj wciąż coś się dzieje, można polecieć helikopterem, żeby zrobić ciekawe wejście antenowe, albo wyjechać gdzieś na koniec Europy - lub jeszcze dalej - żeby zrobić jeden dobry program. Niedawno szefowie wpadli na pomysł, abym pojechała na mundial i przez dwa dni relacjonowała mistrzostwa świata okiem kobiety. No to skąd tęsknota za Trójką? To sposób na oszukanie samej siebie, że istnieje jeszcze radio wrażliwe, które gra na przykład smooth jazz, muzykę, której teraz mało kto słucha, radio, które mówi do człowieka. Alternatywa jest taka: albo godzimy się na radio najbliższe naszym pragnieniom, albo wyłączamy radioodbiornik. Ale tak jak w życiu nie ma idealnego partnera, tak nie ma idealnego radia. Jeśli czerpię z Trójki inspirację, to raczej podświadomie. Tam sposób rozmawiania ze słuchaczami jest taki, jaki najbardziej lubię. Stara się Pani mówić tak samo do swoich słuchaczy? Na antenie jestem od początku do końca sobą. Mam tylko ograniczenie czasowe - wejścia 20- czy 25-sekundowe są wyznaczone odgórnie. Pozostałe elementy zależą od mojego charakteru. Mówię do ludzi ciepło, bo lubię ludzi. Myślę, że to słychać. W radiach komercyjnych brakuje mi naturalności u prowadzących. Boją się mówić coś zwykłego, ludzkiego i po prostu. Może ten strach to skutek formatowania rozgłośni? Może również prowadzący dają się zbytnio sformatować? Każdy prowadzący jest odrębną postacią. Jeśli jest człowiekiem ostrożnym na co dzień i w życiu prywatnym, podobnie będzie pewnie na antenie. Niewychylanie się na wszelki wypadek to głębszy problem i dotyczy nie tylko radiowców. Inni zupełnie świadomie godzą się na reguły stacji, nie próbując nic dodać od siebie, traktują to jako zwykłą pracę, nie powołanie. Są też mocne charaktery. Ci najczęściej mają problemy. Z jakich przyzwyczajeń prezenterskich musiała Pani zrezygnować, przechodząc do RMF-u? Nie musiałam z niczego rezygnować. A RMF raczej szuka wyraźnych osobowości. Ja musiałam się nauczyć bardziej skomplikowanego radia, być gotowa na współpracę z reporterami w czasie programu, pracować z wydawcami, czego w muzycznej stacji nie było. Pracuje Pani w radiu od 14 lat. Jak przez ten czas zmienili się słuchacze? Mam wrażenie, że dawniej słuchacze mieli więcej do powiedzenia. Mieli też pewnie więcej czasu i ochoty na dzwonienie do radia. Rozgłośni było po prostu mniej. Myślę, że czuli się bardziej związani ze swoim radiem, mniej anonimowi. Mogli z prowadzącym porozmawiać. Teraz od słuchacza oddziela nas sito asystentów programu, nie ma też czasu na rozmowę na antenie. Większość słuchaczy nie chce słuchać rozmów, chce muzyki. Dawniej znałam ich lepiej. Czasem boję się, że ci najbardziej inteligentni gdzieś się pochowali, już nie dzwonią, najwyżej czasem piszą listy. Myślę z żalem, że wszystko, również radio i obraz słuchaczy, zależy dzisiaj od badań. A one mówią przecież o większości, wyciągają średnią. Tymczasem jakie są gusta większości, większość z nas wie. Czy na antenie RMF-u bądź Radia Eska zagrała Pani kiedykolwiek jazz? W Esce. Tam miałam możliwość grania na antenie tego, na co miałam ochotę. Skończyło się to dość szybko, bo przez ostatnie moje dwa lata pracy antena była już ściśle sformatowana. Własnych piosenek nie grałam jednak nigdy. Choć robili to koledzy. RMF emitował tylko jedną moją piosenkę, kolędę, którą nagrałam, zanim jeszcze zaczęłam pracę w tej stacji. Z zespołem Ananke mieliśmy hit "Radio, ty i ja", który nadawały wszystkie stacje, łącznie z Radiem Zet. RMF - nie, bo piosenka nie przeszła tu przez badania. Nie przeszkadzało Pani, że w Esce to koledzy grali piosenki, a RMF FM wsparł Pani płytę promocyjnie? Można odnieść wrażenie, że to wszystko odbywa się po znajomości. Miało mi przeszkadzać to, że kolegom podobały się moje piosenki i obrazić się, że je grali bez pytania? Albo że RMF wsparł moją płytę promosami? Chce pan zasugerować, że promowanie własnych dziennikarzy i ich osobowości przez stacje to haniebne działanie po znajomości? To śmieszne. W radiach pracuje wielu utalentowanych ludzi, którzy wydają książki, płyty, podróżują, mają własne programy w telewizji. Nie chodzi chyba o to, by ukrywać, że potrafią coś więcej, niż tylko mówić. Nie ma Pani ochoty na pracę w stacji, w której będzie Pani miała więcej swobody? Mam wyjechać z kraju? (śmiech) Rzeczywiście nie ma w Polsce ciekawych stacji? RMF to jest szczyt, jeśli chodzi o warunki pracy i naukę nowych rzeczy. Może i są w Polsce małe stacje, pochowane, które dają całkowitą swobodę, ale pewnie już wymierają albo mają niewielu słuchaczy. A poza tym pracując w takim radiu, trzeba by się utrzymywać z dziergania serwetek. Nie jestem człowiekiem, który skacze od rozgłośni do rozgłośni. Wielu moich kolegów w krótkim czasie było związanych z różnymi stacjami. Może nie chcą nic innego robić, a może nie potrafią. Ja w radiu jestem trochę przez przypadek, zawsze wydawało mi się, że to jest praca tymczasowa. Równolegle robię to, co jest moją największą pasją - śpiewam. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś z tego utrzymywać. Jestem dziwnym typem dziennikarki, która nie chce być dziennikarką. Jak można robić dobre programy bez dziennikarskiego zacięcia? A kto powiedział, że nie mam dziennikarskiego zacięcia? Może to, że nie zależy mi na pracy dziennikarki za wszelką cenę, sprawia, że jestem bliższa ludziom, słuchaczom, widzom. Bo nie walczę o sensacje ani o wykończenie przeciwnika po to, by pokazać się jako świetna dziennikarka. Chcę po prostu wydobyć z każdego i ze wszystkiego coś dobrego. Dlaczego radiowcy tak bardzo chcą pokazać się na ekranie telewizora, że gotowi są poprowadzić cokolwiek, byleby zaistnieć w telewizji? Nie odnoszę takiego wrażenia. Znam bardzo wielu dziennikarzy radiowych, których w ogóle nie ciągnie do telewizji. A i ci, którzy już tam pracują, nie byliby chyba gotowi, aby prowadzić cokolwiek. Beata Grabarczyk, teraz w Polsacie, pracowała kiedyś w Polskim Radiu, Radiu Zet i RMF-ie. Z RMF-u do TVN-u przeszedł Ryszard Cebula. Poza tym, Roman Czejarek, Michał Olszański, Marek Wałkuski - oni wszyscy mają za sobą programy telewizyjne. Teraz ja powinnam wymienić nazwiska dziennikarzy, którzy pracują w radiu i jest im tam dobrze, tak? Praca dziennikarza często jest przenikaniem się trzech środków przekazu: prasy, radia i telewizji. Zupełnie naturalne jest to, że ludzie się rozwijają, szukają większych wyzwań, może też większych zarobków. Czasem po prostu dostaje się propozycje, można je odrzucić lub nie. Dlaczego Pani zdecydowała się na pracę w telewizji? Nie chciałam w telewizji pracować, chociaż propozycje miałam już kilkakrotnie, pierwszą - gdy tylko zaczęłam pracować w radiu. Zgodziłam się dopiero poprowadzić "TiVi Sekcję" w TV 4, bo ten program stworzyli Tomek Konecki i Andrzej Saramonowicz, autorzy znakomitego filmu "Ciało" i świetnej sztuki "Testosteron". Są tak fajnymi ludźmi, że gdy do mnie zadzwonili i powiedzieli, że szukają takiej właśnie osoby: ciepłej, która potrafi rozmawiać z ludźmi, to natychmiast się dogadaliśmy. To oni mnie przekonali, nie telewizja. Nie żal Pani, że program, który Pani prowadziła, po roku zszedł z wizji? Przyjemność sprawiała mi sama rozmowa. Nie sprawdzałam, jakie były jej skutki, nie dzwoniłam do TV 4, nie pytałam o wyniki oglądalności. Robiłam to tak, jak umiałam, jak chciałam. Ale nie dam sobie ściąć głowy za telewizję. Podobnie jak za radio. Jeśli w radiu usłyszałabym, że niskie kobiece głosy wyszły z mody i to koniec mojej pracy, uśmiechnęłabym się i zajęła czymś innym. Rozmawiał Krzysztof Głowiński
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter