Wydanie: PRESS 11/2005
Koniec misji
7 września 2005 roku, gdy Sekcja Polska BBC obchodziła 66-lecie, wszyscy życzyli jej 100 lat. Te życzenia już się nie spełnią. Brytyjski nadawca publiczny, w ramach największej od 70 lat restrukturyzacji, postanowił bowiem zlikwidować dziesięć zagranicznych redakcji radiowych. Wśród nich jest polska, działająca od 1939 roku. Legendarne „Tu mówi Londyn” po raz ostatni usłyszymy prawdopodobnie pod koniec grudnia. Dziennikarze nie przygotują jednak specjalnej, pożegnalnej audycji. Bo choć dyrekcja BBC World Service wszystkim likwidowanym redakcjom dała możliwość nadawania programu do 31 marca 2006 roku, polscy dziennikarze zdecydowali się rozstać wcześniej. – Ze świadomością, że nie ma perspektyw, zespół będzie pracować gorzej. Poczucie goryczy, nieszczęścia, niedoceniania w którymś momencie dałyby o sobie znać – tłumaczy tę decyzję Marek Cajzner, szef Sekcji Polskiej BBC. Pracują w niej 23 osoby oraz 27 zatrudnionych w Warszawie, w BBC Polska. Ponieważ spółka BBC Polska związana jest umowami prawnymi z partnerami, m.in. siecią telefonii komórkowej Era, dla której dziennikarze przygotowują serwisy informacyjne, może się zdarzyć, że Era zażąda, by dostarczali serwisy zgodnie z warunkami umowy, czyli z uwzględnieniem trzymiesięcznego terminu wypowiedzenia. Jeśli jednak umowy z kontrahentami uda się renegocjować, z początkiem przyszłego roku radiowcy z Londynu i oddziału warszawskiego muszą znaleźć nową posadę. Dla niektórych nie jest to tylko koniec pracy w pewnej firmie. – To koniec jakiejś historii. Lata mojej pracy w BBC przypadły na okres od stanu wojennego po przystąpienie Polski do Unii Europejskiej – wspomina Barbara Terlecka, jedna z najdłużej pracujących w sekcji osób. – To także koniec misji, która szczególnego znaczenia nabrała między innymi w stanie wojennym – zamyśla się dziennikarka. – Przez ostatnie sześćdziesiąt sześć lat tylko kilkadziesiąt osób miało zaszczyt rozpoczynać program od słów „Tu mówi Londyn” – tych samych, którymi Londyn rozpoczynał programy dla Warszawy w czasie powstania warszawskiego i później, w czasach komunistycznych. Cieszę się, że należę do tego elitarnego grona – mówi Grzegorz Adamczyk, od siedmiu lat dziennikarz sekcji. Dla oszczędności Władze BBC uznały, że stosunkowo drogie w utrzymaniu sekcje: polska (2,03 mln funtów rocznie), bułgarska (1,17 mln), chorwacka (724 tys.), czeska (1,27 mln), grecka (925 tys.), węgierska (1,07 mln), tajska (730 tys.), słowacka (1,2 mln), a nawet słoweńska (490 tys.) i kazachska (194 tys.), nie są tak, jak kiedyś potrzebne w państwach, gdzie wolne media już istnieją i „reprezentują podobne wartości jak BBC” – argumentował w oficjalnym komunikacie prasowym Nigel Chapman, dyrektor Serwisu Światowego BBC. Zapewnił, że wszystkie te państwa będą nadal obsługiwane przez inne działy informacyjne BBC Global News: radio Serwisu Światowego, telewizję BBC World i serwis internetowy BBC. Wiadomo, że likwidacja 10 sekcji językowych ma przynieść oszczędności, które umożliwią powołanie przez BBC arabskojęzycznej telewizji, mającej być przeciwwagą dla Al Jazeery. Na jej start potrzeba przynajmniej 24 mln funtów. Może niektórym spośród 246 osób pracujących w likwidowanych sekcjach (147 w Londynie i 99 za granicą) uda się znaleźć zatrudnienie w nowym projekcie BBC. Arabskojęzyczny kanał telewizyjny ma rozpocząć nadawanie na początku 2007 roku. To nie pierwsza taka próba ze strony BBC – podobny kanał zaczął nadawać już w 1994 roku, jednak został zamknięty dwa lata później. Przyczyną były nieporozumienia z saudyjskim partnerem finansowym. BBC wycofało się więc z tego projektu, lecz zespół pozostał i na jego bazie w 1996 roku powstała Al Jazeera, która do dziś chwali się, że działa zgodnie z zasadami BBC. Szkoła BBC Dzień większości dziennikarzy w Sekcji Polskiej BBC rozpoczyna się przed południem. Przygotowują codzienny 45-minutowy magazyn „Reflektor” (wcześniej „Reflektorem po świecie”), transmitowany przez rozgłośnie regionalne Polskiego Radia. Wydawca tego programu to najbardziej odpowiedzialna funkcja w redakcji danego dnia. Ma do pomocy asystenta prowadzącego program oraz producenta. Ten ostatni musi pilnować, by w nadawanej na żywo audycji nie doszło do opóźnień – odpowiada m.in. za połączenia z rozmieszczonymi na całym świecie korespondentami. Oprócz „Reflektora” w Londynie powstają także informacje tekstowe i dźwiękowe do serwisów informacyjnych kupowanych przez rozgłośnie komercyjne w Polsce oraz pięciominutowy serwis poświęcony tematyce europejskiej, który można usłyszeć od poniedziałku do piątku na antenach rozgłośni regionalnych. W soboty i niedziele nadawane są specjalne magazyny: popkulturalny i europejski. Wśród słuchaczy największą popularnością cieszą się program „Reflektor” oraz lekcje języka angielskiego, które w wersji dźwiękowej i tekstowej można pobierać ze strony internetowej. Zdaniem Grzegorza Adamczyka, dziennikarza, który dla polskich słuchaczy BBC relacjonował m.in. wojnę w Kosowie i wybory prezydenckie w USA w 2004 roku, w polskich mediach nie ma pieniędzy na to, by wiele tematów analizować tak rzetelnie, jak robi to BBC. Dzieje się tak m.in. dlatego, że redakcje BBC dysponują ogromnym zapleczem źródeł informacji. – Tu narzędziem pracy są portale intranetowe: Monitoring – czyli nasłuch informacyjnych programów innych stacji radiowych, telewizyjnych i przegląd prasy z całego świata, Neon – elektroniczna wyszukiwarka artykułów prasowych z gazet wydawanych w Wielkiej Brytanii oraz dział Research & Archive – grupa ludzi, którzy wiedzą wszystko, a jak nie wiedzą, to znajdą potrzebne informacje – opowiada Rafał Motriuk, z wykształcenia filolog angielski, który w polskiej sekcji zaczął pracę w maju 1999 roku. – Gdy pobito w Moskwie korespondenta „Rzeczpospolitej” Pawła Reszkę, znalazłem w wyszukiwarce Monitoringu jego wywiad z poprzedniego dnia dla „Echa Moskwy”, w którym mówił, że w Moskwie jest bezpiecznie. By nie skompromitować się na antenie, dziennikarze BBC mogą korzystać także ze specjalnej zakładki w wewnętrznej sieci komputerowej BBC – programu Pronouncer, dzięki któremu wiadomo, jak wymawiać trudne nazwiska. Ci, którzy do BBC przyszli po doświadczeniach z polskimi mediami, podkreślają, że jeśli do nich wrócą, takich narzędzi będzie im brakowało najbardziej. Wielu zastanawia się, czy uda im się pogodzić wyniesioną z BBC precyzję z panującą w Polsce pogonią za newsem. Słuchacz BBC, bardziej niż na bombardowanie nowościami, liczy bowiem na rzetelne i pełne informacje. – Tu dziennikarz uczy się, że lepiej podać informację trochę później, ale dokładnie sprawdzoną – mówi Marek Etgens, który przygodę z BBC rozpoczął sześć lat temu, a wcześniej był dziennikarzem RMF FM w Krakowie. – W BBC przekonałem się, że ludzi interesują nie tylko dziury w drodze, ale także skutki posiadania przez Iran broni jądrowej – wtóruje koledze Ireneusz Prochera, były reporter RMF-u, który do BBC trafił po kilkunastomiesięcznym pobycie w Stanach Zjednoczonych. Dziennikarze, choć zazwyczaj swoją pracę wykonują na telefon lub zapraszając do studia gości, podkreślają, że dopiero w BBC przekonali się, co oznacza profesjonalizm. Jako przykład najczęściej podają tegoroczne zamachy w londyńskim metrze, które polskie telewizje, radiostacje i gazety przedstawiły nie jako tragedię, ale prawdziwą hekatombę. – W niektórych polskich mediach pojawiły się przesadzone doniesienia dotyczące tych wydarzeń – wspomina Rafał Motriuk. – Sam słyszałem o panice na ulicach i całkowitym paraliżu sieci telefonów komórkowych. Dziwiłem się, bo przecież w brytyjskiej telewizji pokazywano ludzi spokojnie wychodzących z korytarzy metra. W BBC nieformalnym, acz obowiązującym hasłem jest „sprawdzaj i jeszcze raz sprawdzaj” – dodaje. Grzegorz Adamczyk pamięta gorące starcia na zebraniach redakcyjnych podczas pomarańczowej rewolucji na Ukrainie, gdy dziennikarze zastanawiali się, czy aby nie są zbyt „pomarańczowi” w sposobie relacjonowania wydarzeń w Kijowie albo jak wiele wysiłku wymagało od nich nieangażowanie się emocjonalne w wojnę iracką. – Ciągle musimy pamiętać, jak ważnym elementem pracy dziennikarskiej jest dbałość o słowo – podkreśla Marek Etgens. – Z perspektywy Londynu znakomicie widać wszystkie grzechy dziennikarskie popełniane w Polsce. Wystarczy spojrzeć na kilka artykułów czy informacji, w których stawiano tezę, że wybory prezydenckie wygra Donald Tusk – przypomina Wojciech Lorenz, wcześniej dziennikarz Polskiego Radia we Wrocławiu, w Sekcji Polskiej BBC od czterech lat. – Tu zawsze wpaja się dziennikarzom, że do wszystkiego trzeba podchodzić z rezerwą, powiedzieć słuchaczowi, że choć wszystko przemawia za opcją A, możliwa jest też opcja B. Tą rezerwą podobno niektórych nawet denerwujemy – dodaje. W polskim studiu BBC często gościli politycy i ludzie z pierwszych stron gazet. – Do dziś pamiętam spotkanie w latach osiemdziesiątych z ówczesnym ministrem do spraw Europy w laburzystowskim gabinecie cieni, późniejszym sekretarzem generalnym NATO, dziś lordem George’em Robertsonem – wspomina Barbara Terlecka. – Gdy w biurze prasowym zgłosiłam prośbę o wywiad z nim, powiedziano: „Dobrze, oddzwonimy, jak uda nam się go umówić”. Czekałam w biurze BBC na telefon, ale ponieważ bardzo długo nikt się nie odzywał, wyskoczyłam po kanapkę i kawę. Gdy wróciłam, zobaczyłam, że przy moim biurku siedzi sobie grzecznie i czeka… sam pan Robertson. I choć do mikrofonu nie powiedział, jak przystało na wytrawnego polityka, niczego więcej niż to, co chciał powiedzieć, rozmowę tę zapamiętałam na zawsze. By dziennikarze nie wpadli w rutynę, w BBC organizowane są wewnętrzne staże w różnych działach. Ich celem jest zapewnienie pracownikom wszechstronnego rozwoju. – Ja trafiłem na przykład do redakcji naukowej radia BBC, gdzie przez trzy miesiące pełniłem funkcję redaktora naczelnego prestiżowej audycji „Science in Action”. Dano mi taką szansę, mimo że nigdy nie specjalizowałem się w dziennikarstwie naukowym – opowiada Rafał Motriuk. Przetrwać w sieci? Właśnie m.in. ze względu na możliwości, jakie BBC oferuje dziennikarzom, Rafał Motriuk nie chce wracać do Polski. Wymienia też inny powód. – W BBC nikt nie kazał dziennikarzom zakładać własnych firm czy płacić im od tak zwanej sztuki, choć istotnie panuje ostatnio trend tworzenia zewnętrznych firm producenckich czy szerokiego outsourcingu. Z drugiej strony wielu z nas miało tu normalny etat. Nie pamiętam, by w redakcji była jakaś walka o tematy, dodatkowe dyżury, układy z wydawcami, nie mówiąc już o podgryzaniu się przez kolegów – opowiada dziennikarz. On i jego współpracownicy wiedzą, że warunki, w jakich pracowało się w sekcji, określano często mianem ciepłej posadki. To dziennikarzy ani nie denerwuje, ani nie obraża. – Jeżeli ciepła posadka oznacza duży komfort i kulturę pracy, bezkonfliktowe stosunki z pracodawcą, a także możliwość pracy w legendarnym budynku w centrum Londynu, gdzie mówi się pięćdziesięcioma językami i nadaje audycje na cały świat – to się zgadzam – stwierdza Grzegorz Adamczyk. – Jeśli wziąć pod uwagę dużą niezależność i dobre warunki finansowe, to prawda: jest to ciepła posadka – przytakuje Marek Etgens. Redukcja najboleśniej uderzy w Polaków, bo to polska sekcja jest najliczniejszym zespołem. Marek Cajzner, który w ostatnich tygodniach niemal cały czas jest w podróży między Londynem a Warszawą, ma jeszcze „cień cienia nadziei”, że choćby cząstkę sekcji uda się ocalić. – Pracujemy nad pomysłem, który – mam nadzieję – uda się zrealizować. Jest jednak za wcześnie, by ujawniać szczegóły. Dotyczy naszego radia w Warszawie – mówi Cajzner. – Jeśli ten zamysł się uda, jakieś zaplecze w Londynie będzie konieczne. Sekcja Polska BBC to nie tylko radio. W przeciwieństwie do malejącej liczby słuchaczy, rosła popularność jej stron internetowych. Miesięcznie stronę www.bbc.co.uk/polish odwiedzało średnio 1,5 mln użytkowników (dane za wrzesień i październik, wszystkie pochodzą z wewnętrzego biuletynu BBC). – Internauci najchętniej korzystali z naszych serwisów informacyjnych i lekcji języka angielskiego. Choć serwisy europejskie mają zniknąć w całości, czyli łącznie ze stronami WWW, będziemy walczyć o utrzymanie witryny – mówi redaktor Cajzner. Co dalej Dziennikarze z Sekcji Polskiej BBC, którzy przyjechali do Londynu kilkanaście lat temu i założyli tam rodziny, z pewnością zostaną. Choć niekoniecznie w zawodzie. Twierdzą, że na ten temat za wcześnie jednak mówić, bo o żadnej konkretnej pracy nie zaczęli jeszcze rozmawiać. – Może wreszcie będę miała czas na zajęcia i zainteresowania, które dotąd musiały zejść na dalszy plan? Chodzą mi po głowie pomysły na różne podróże, zajęcie się fotografią, może podejmę studia? – zastanawia się Barbara Terlecka. – Ja na pewno porządnie odpocznę – stwierdza Grzegorz Adamczyk. Niektórzy jednak myślą o powrocie do Polski. – Przyjechałem tu tylko na roczny kontrakt, żeby zebrać nowe doświadczenia. Dłuższego pobytu nawet nie planowałem – mówi Ireneusz Prochera. Podobne plany ma Marek Etgens. Ze znalezieniem pracy w kraju nie powinni mieć kłopotów. – Były już telefony do Londynu z pytaniami o konkretne osoby. Trudno się dziwić, że oferty nowej pracy się pojawiły, bo nasi dziennikarze to naprawdę zespół specjalistów – twierdzi Marek Cajzner. On sam także nie zamierza zająć się – jak to żartobliwie określa – uprawą pomidorów czy układaniem komputerowych pasjansów. Jak już sobie odpocznie, zainteresuje się polskim rynkiem mediów, na którym – jego zdaniem – jest sporo do zrobienia. Katarzyna Kopacz Londyn Ponadto w "Press" 11/2005: Eugeniusz Smolar i Robert Kozak wspominają dzieje Sekcji Polskiej BBC
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter