Wydanie: PRESS 10/2009
Do REMontu
Krew mi się burzy, jak słyszę o Radzie Etyki Mediów – mówi ostro Grzegorz Indulski z „Newsweek Polska”. Od kwietnia wraz z Piotrem Śmiłowiczem walczą z REM, by wycofała szkalujące ich stanowisko. Powstało, gdy opisali decyzje prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej Anny Streżyńskiej dotyczące niektórych przetargów. – W naszej sprawie Rada złamała wszystkie standardy, których ponoć pilnuje – uważa Indulski. Dlatego kibicuje teraz Annie Marszałek i Bertoldowi Kittelowi w sporze z REM. W oświadczeniu z 26 sierpnia br. Rada bowiem napisała: „Doszło do kolejnej kompromitacji dziennikarstwa śledczego w Polsce. Jej wyrazem jest ostateczne uniewinnienie przez sąd z zarzutów korupcyjnych Romualda Szeremietiewa, za które groziło mu do 10 lat więzienia”. I przypomniała, że były wiceminister obrony został oskarżony po artykule „Rzeczpospolitej” z lipca 2001 roku, a autorzy zniesławiającej publikacji – Marszałek i Kittel – są laureatami najbardziej prestiżowych nagród za „mistrzowskie uprawianie dziennikarstwa śledczego”.
Rada zmienia front
Marszałek i Kittel nagrodę Grand Press dostali za trzy teksty. Ostatni z nich, „Kasjer z Ministerstwa Obrony”, o asystencie wiceministra Romualda Szeremietiewa Zbigniewie Farmusie żądającym łapówek od koncernów zbrojeniowych, stał się przyczyną ataku REM na dziennikarzy.
– Dziennikarze śledczy nie zachowują standardów zawodowych. Nie po raz pierwszy sądy uniewinniają osoby publiczne spostponowane w publikacjach Kittela i Marszałek. Ci ludzie nigdy nie doczekali się publicznych przeprosin – grzmi Magdalena Bajer, przewodnicząca REM. Helena Kowalik, sekretarz Rady, przywołuje też sprawę sędziego Wielkanowskiego, który po ośmiu latach wygrał w sądach wszystkich instancji, łącznie z wniesioną przez Marszałek i Kittela kasacją w Sądzie Najwyższym.
Skąd REM ma pewność, że Kittel i Marszałek nie mieli racji w sprawie byłego wiceszefa MON-u? – Z orzeczeń kilku sądów uniewinniających Szeremietiewa – mówi Bajer. O tym, że część zarzutów umorzono z powodu przedawnienia, nie wspomina. Przyznaje, że REM nie rozmawiała z autorami tekstów, bo „nie było takiej potrzeby”, nie ma też instrumentów ani środków, by prowadzić śledztwo, czy dziennikarze działali zgodnie z regułami sztuki zawodowej. – Zakładamy, że mieli dobre intencje, ale rozliczamy ich z efektów pracy, z 37 tekstów o korupcji w MON-ie. Byliśmy jednomyślni, że w ich przypadku doszło do kompromitacji dziennikarstwa śledczego – oświadcza Magdalena Bajer.
Co się stało, że REM nagle zmieniła front? Wszak w 2003 roku pisała: „Dziennikarstwo śledcze od dłuższego już czasu pełni w Polsce rolę głównego czynnika obywatelskiej kontroli nad życiem publicznym. (…) Pragniemy wyrazić uznanie tym, którzy je uprawiają, zachęcając ich do odwagi i wytrwałości – w przekonaniu, że dziennikarstwo śledcze jest jedną z podstawowych powinności mediów”.
Dziennikarze się dzielą
Ostatnie oświadczenie REM podzieliło środowisko. Seweryn Blumsztajn, redaktor naczelny „Gazety Stołecznej”, w komentarzu do informacji o uniewinnieniu Szeremietiewa, stwierdził: „W prasie rzadko ktoś przypomina o straszliwej władzy dziennikarzy skazywania na infamię. W dodatku przy dość ograniczonej odpowiedzialności za słowo. Zwłoki, które zostają na placu boju po wyścigu o »prawdziwą aferę«, to rzadko trupy dziennikarzy”.
Gorzkich słów pod adresem byłych dziennikarzy „Rz” nie brakuje w Internecie: „Jeżeli sąd uniewinnił Szeremietiewa, należało przeprosić. W przeciwnym razie z dziennikarzy staliście się dziennikarzynami” – wpisał Xyz. A w sondzie na stronie Press.pl odpowiedź, że Marszałek i Kittel powinni przeprosić, wskazało aż 77 proc. głosujących.
Jednak wielu dziennikarzy jest oburzonych atakami REM na Marszałek i Kittela. Blisko 50 osób, m.in. z TVN-u, „Faktu”, Radia Zet, „Tygodnika Powszechnego” i Tok FM, podpisało się pod listem w ich obronie. „Członkowie REM nawet nie zadali sobie trudu ponownego przeczytania ich artykułów. W taki sposób powstają stanowiska REM atakujące dziennikarzy wielu polskich mediów. To kompromitacja Rady” – napisali sygnatariusze.
I przeszli do kontrataku: „W dzisiejszym kształcie REM nie spełnia tej roli: nie jest akceptowana jako arbiter przez większość polskich redakcji prasowych, radiowych i telewizyjnych, a sposób wydawania przez nią ocen urąga powszechnie przyjętym zasadom przyzwoitości”. Marek Balawajder, reporter śledczy RMF FM, jeden z sygnatariuszy listu, tłumaczy: – Koledzy wykonali dobrą robotę dziennikarską, zostali za nią nagrodzeni, a teraz napiętnowani, i to bez możliwości obrony.
Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej” od kilku lat obserwuje obniżanie się jakości orzeczeń REM. – Dawniej tak nie było, ale teraz zupełnie oderwali się od rzeczywistości. W ostatnim oświadczeniu widać wszystkie wady działalności Rady, przede wszystkim to, że jej członkowie nie rozmawiają z mediami, reprezentują wyłącznie siebie – stwierdza.
– Członkowie REM nie mają dziś żadnej legitymacji środowiska dziennikarzy, by wypowiadać się w jego sprawach – dodaje Robert Zieliński z „Dziennika Gazety Prawnej”.
– Dziennikarstwo śledcze to ważny element 20-lecia wolnej Polski. Służby śledcze były tak słabe, że media przejęły ich rolę, i to z dobrym skutkiem – przypomina Jerzy Jurecki, wydawca „Tygodnika Podhalańskiego”. Uważa, że w oświadczeniu potępiającym Marszałek i Kittela członkowie REM zabrali głos niczym politycy. – Zapomnieli, że dziennikarze nie mają do dyspozycji takich instrumentów, jakie ma prokurator, a informator zawsze może się wycofać lub zasłonić tajemnicą – podkreśla. Gdyby przed paru laty nie czynił wielu starań, by przekonać swoich informatorów do złożenia zeznań, szefowa Urzędu Skarbowego w Zakopanem zostałaby przez sąd oczyszczona z zarzutów korupcyjnych i do dziś pewnie zbierałaby haracz od podatników. – Czy REM domagałaby się wówczas ode mnie przeprosin dla negatywnej bohaterki tekstów? Przecież to ja miałem rację i żadne orzeczenia sądu tego nie zmienią – mówi Jurecki. Za cykl „Nietykalni” dostał w 2003 roku od REM Nagrodę im. Jerzego Zieleńskiego.
W sprawie Marszałek i Kittela Jurecki wysłał do REM własne oświadczenie: „Pomijając moje wewnętrzne przekonanie, że niesprawiedliwie osądzacie Państwo Anię Marszałek i Bertolda Kittela w tej sprawie, pozwolę sobie przypomnieć, że istnieje Sąd Cywilny. To znakomite miejsce, gdzie każdy obywatel, a ten publicznie spostponowany szczególnie, ma prawo żądać od autora tekstu przeprosin. Niech Szeremietiew to uczyni, a wówczas pewnie zbliżymy się do prawdy. I będzie czas na zadośćuczynienie” – napisał. I już dostał odpowiedź. – Rada tłumaczy mi, że chciała tylko zwrócić uwagę na obniżenie lotów tego gatunku dziennikarskiego, przejawiające się wygranymi sprawami sądowymi negatywnych bohaterów publikacji najbardziej znanych w Polsce dziennikarzy śledczych – relacjonuje Jurecki.
Śledczy kontratakują
Bertold Kittel i Anna Marszałek poczuli się piekielnie pokrzywdzeni stanowiskiem REM. W swoim oświadczeniu napisali m.in.: „Nie po raz pierwszy dziennikarze śledczy znaleźli się pod ostrzałem, ale ten atak jest wyjątkowo perfidny: chcąca uchodzić za »sumienie« środowiska Rada Etyki Mediów, atakuje nas, posługując się kłamstwami i insynuacjami, w dodatku nie znając akt sprawy i odmawiając nam prawa do obrony”.
Zwłaszcza że – jak podkreślają – tekst o Szeremietiewie powstał przy okazji sprawy jego asystenta Zbigniewa Farmusa. – Postanowiliśmy uzyskać komentarz samego Szeremietiewa do zgromadzonych przez nas informacji. Przeprowadziliśmy z nim wywiad, w którym ręczył za asystenta. Zapewniał, że to skromny i uczciwy człowiek. W trakcie rozmowy okazało się, że polityk zajmujący jedno z najwyższych stanowisk w MON-ie, odpowiadający za ogromne przetargi, nie potrafi się wytłumaczyć ze swoich wydatków i pożyczek od Farmusa. Że żyje za pieniądze pożyczone od prywatnych osób, których tożsamości nie zdradza – opowiada Kittel. I dodaje, że jego obowiązkiem było napisać o tych niejasnościach.
Prokuratura po publikacjach wszczęła dwa śledztwa: przeciwko Szeremietiewowi i Farmusowi. Obaj zostali oskarżeni o korupcję, wiceministra uniewinniono, sprawa Farmusa toczy się nadal. – To były jedne z najlepiej przez nas udokumentowanych spraw. Nie mamy wpływu na to, co zrobiły prokuratura i sąd, tym bardziej że wszystko było tajne – zaznacza Kittel. – Postawiliśmy wiceministrowi zarzuty o brak etyki: pożyczanie pieniędzy od nieznanych osób, brak pokrycia na rozliczne wydatki oraz tolerowanie asystenta, który żąda pieniędzy, powołując się na szefa. Nam Szeremietiew się nie przyznał, że sam wziął pieniądze od Farmusa. Za granicą za same prywatne pożyczki politycy tracili stanowiska. Tu tak właśnie się stało. Ponadto prokuratura postawiła Szeremietiewowi własne zarzuty – dodaje Marszałek. Razem z Kittelem była przesłuchiwana w sprawie Farmusa, a w śledztwie dotyczącym Szeremietiewa nie wezwano ich nawet na świadków.
Romuald Szeremietiew potwierdza, że dwa zarzuty: przekroczenie uprawnień przy zakupie centralek telefonicznych i ustawianie przetargu na samochody osobowe uległy przedawnieniu. – Wyrażałem obawę, że wymiar sprawiedliwości działa tak wolno, aby zarzuty przedawniły się, wtedy bym został z nieosądzonymi czynami. Na szczęście w zasadniczej kwestii, czyli tej korupcji, nie było przedawnienia – mówi.
Nie zamierza wytaczać Marszałek i Kittelowi procesu cywilnego. – Zwłaszcza że mamy stanowisko Trybunału Konstytucyjnego wskazujące sądom nie tyle ustalanie, czy dziennikarz pisał prawdę, ile czy w rzetelny sposób zbierał informacje. Sądzę, że można rzetelnie zbierać plotki i pomówienia. Można też zasłonić się tajemnicą dziennikarską i nie ujawnić źródeł – dodaje Szeremietiew. Marszałek i Kittel zapewniają, że nie boją się pozwu z jego strony.
Izba wkracza
Niezadowolenie dziennikarzy z orzeczeń REM jest tak duże, że Izba Wydawców Prasy już rok temu uznała, iż wyczerpała się formuła REM, wyłonionej przez działającą od 1995 roku Konferencję Mediów Polskich. Gdy jednak IWP próbowała wprowadzić ład organizacyjny do prac REM, spotkała się z zarzutem, że chce zdominować Radę. Więc wystąpiła z Konferencji. – Teraz jest szansa, by uzdrowić sytuację, skoro samo środowisko dziennikarskie mówi dość – podkreśla Wiesław Podkański, prezes IWP. Izba postuluje stworzenie szerszej platformy dla mediów, stowarzyszeń, nadawców i wydawców niż Konferencja Mediów Polskich, oraz wyłonienie nowej struktury, która mogłaby się wypowiadać na temat etyki zawodu dziennikarza.
Tyle że – jak to zwykle bywa – dziennikarze są pasywni. Piotr Pytlakowski z „Polityki”, laureat nagród za dziennikarstwo śledcze, nie czuje się kompetentny, by wziąć udział w nowej REM. – Nie ma sensu tworzenie takich bytów. Niech rzetelność dziennikarzy oceniają sądy powszechne, a nie ta czy inna REM. Dlatego nie podpisałem listu w obronie Marszałek i Kittela, uważam bowiem, że wytoczono armaty przeciwko wróblom – mówi. Także Tomasz Sekielski z TVN-u nie widzi siebie w takim gremium, bo sam jako dziennikarz podlega ocenom.
Dlatego do naprawiania sytuacji zabierają się raczej prezesi, a nie dziennikarze. Jerzy Baczyński, wiceprezes zarządu Izby, redaktor naczelny „Polityki”, podkreśla, że funkcjonowanie REM od dawna budzi wątpliwości. – To ciało samozwańcze, działające niezgodnie ze statutem, wybierane w niejasny sposób, żyjące w chaosie organizacyjnym, ferujące oceny bez uzasadnienia, nieprowadzące sprawozdań ze swoich spotkań i głosowań, do rangi sztandaru podnoszące to, że nie rozmawia z mediami – wylicza.
Nową REM miałoby tworzyć 10–12 dziennikarskich autorytetów. Podkański przypomina, że już rok temu prowadzono rozmowy w tej sprawie z szefami mediów elektronicznych i odzew był pozytywny, teraz należałoby tylko powtórzyć kwerendę.
– Liczymy, że im szersza będzie reprezentacja mediów, tym większa siła oddziaływania nowej REM. Bo dotychczasowa Rada cały czas naraża się na zarzut, że jest niereprezentatywna – mówi Baczyński.
– To dobra próba samoregulacji środowiska mediów. Podobna powiodła się już wśród wydawców i w świecie reklamy – uważa Piotr Niemczycki, prezes Agory SA.
Maciej Hoffman, dyrektor generalny IWP, uspokaja, że wydawcy nie chcą zdominować nowej REM. – Na zasadach parytetu kandydatów powinni wytypować wydawcy, nadawcy, a przede wszystkim reprezentanci środowisk dziennikarskich. Może poprosić o głos konferencję rektorów szkół wyższych? Znaleźć prasoznawcę, etyka, specjalistę od prawa prasowego? – zastanawia się.
– Byłbym skłonny uczestniczyć przynajmniej w rozmowach na temat nowej Rady, bo obecną uważam za samozwańczą. Środowisko dziennikarskie powinno coś zrobić w tej sprawie – mówi Adam Pieczyński, dyrektor TVN 24.
Hoffman uważa też, że dobrym pomysłem jest zaproszenie do rozmów Związku Pracodawców Prywatnych Mediów PKPP Lewiatan. – Chętnie przystąpimy do takiej inicjatywy, tym bardziej że w Lewiatanie działa wiele podmiotów medialnych: Agora, Springer, TVN, Onet, Polsat – mówi Zbigniew Gajewski, szef departamentu PR Lewiatana. – Gdyby dochodziło do konfliktu interesów, zachowalibyśmy wstrzemięźliwość w wydawaniu ocen etycznych. Walczylibyśmy o rzetelny obraz sytuacji w relacjach biznes – media, jednak nie na drodze administracyjnej, lecz przez wytyczenie standardów dziennikarzom – dodaje.
Nowa REM niepewna
Dziennikarze do inicjatywy nowej REM podchodzą raczej sceptycznie. – Środowisko dziennikarskie w Polsce jest zbyt rozdrobnione, stąd słabość stowarzyszeń branżowych – obserwuje Cezary Galek z Radia Zachód, laureat wielu nagród, w tym Grand Press.
Marcin Przeciszewski, redaktor naczelny Katolickiej Agencji Informacyjnej, twierdzi nawet, że nie jest dobrym pomysłem, by tworzyć konkurencyjną REM. Wolałby zorganizowanie spotkania z członkami obecnej Rady i wspólne zastanowienie się, co zmienić w jej pracy.
Z kolei Anna Marszałek uważa, że powinno istnieć coś na kształt korporacji zawodowej i sądu koleżeńskiego, który wypowiadałby się o kwestiach etycznych. – To powinni być dziennikarze znający wady i zalety dziennikarstwa śledczego, a nie sensacyjno-przeciekowego – mówi. Nie chce jednak podawać nazwisk.
Wojciech Czuchnowski widziałby w nowej REM Juliusza Rawicza, byłego zastępcę redaktora naczelnego „GW”, i Grzegorza Lindenberga, twórcę „Super Expressu”. Beata Grabarczyk z „Wydarzeń” Polsatu wskazuje Jacka Żakowskiego. On sam – Ewę Milewicz z „GW”. Jerzy Baczyński proponuje laureatów najpoważniejszych nagród dziennikarskich. – Z mojego podwórka pasowaliby Piotr Pytlakowski i Barbara Pietkiewicz – sugeruje. Najczęściej wymieniany jest Stefan Bratkowski. – Nie ma chyba w środowisku dziennikarskim osoby, która mogłaby podważać jego kwalifikacje do uczestnictwa w instytucji wypowiadającej się na tematy etyki – rekomenduje Jerzy Jurecki.
Stefan Bratkowski uważa, że nową Radę powinni tworzyć nie teoretycy mediów, lecz czynni dziennikarze. – Chętnie widziałbym tam Juliusza Rawicza z „Wyborczej” czy Edwina Bendyka z „Polityki”. Gdybym sam został zaproszony, nie powiem nie, choć zdrowie już nie to – mówi. Boi się jednak, że nowa REM, tworzona w końcu z inicjatywy wydawców, będzie powielała błędy poprzedniej. – Musi być zachowana przyzwoitość ocen i obiektywizm prezentowanych stanowisk, by ta instytucja nie ulegała wpływom założycieli, nie stała się miejscem, w którym koncerny medialne załatwiałyby swoje interesy – apeluje. Także Jurecki ma wątpliwości, czy nowa REM ustrzeże się błędów starej.
– Może się stać areną niezdrowej konkurencji dużych koncernów wydawniczych i dlatego IWP powinna zrobić wszystko, by w tej strukturze była jak najszersza reprezentacja środowiska mediów, nie tylko wydawców. Trzeba zadbać, by jej orzeczenia były wydawane według jasno określonych reguł, na przykład po rozmowie z osobami, których mają dotyczyć – precyzuje Jurecki.
– Nie ma obawy, by koncerny walczyły o wpływy i forsowały wygodne dla siebie zasady etyczne. Zbyt wielu członków Izby bierze udział w tej inicjatywie – nie ma wątpliwości Zbigniew Benbenek, przewodniczący rady nadzorczej ZPR SA, jeden z sygnatariuszy oświadczenia IWP.
– Gdyby powstała ta nowa instytucja, odejdę z REM, chociaż wydaje mi się, że dobrze wypełniamy swoją misję. Rocznie trafia do nas 600 skarg na media, a my społecznie zajmujemy się każdą z nich – stwierdza Magdalena Bajer.
Artur Drożdżak, „Polska Gazeta Krakowska”
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter