Wydanie: PRESS 08/2009
Czas matysiaków
Ponad rok temu fotoreporter Bruno Fidrych stracił pracę w dzienniku „Polska”. – Gdy trzeba było rozkręcać gazetę, płacili dobrze. Potem postanowili redukować koszty i zaczęli od najdroższego działu, czyli fotograficznego – opowiada. Dziś Fidrych prowadzi firmę specjalizującą się w produkcji sesji zdjęciowych, właśnie otworzył studio i nie myśli o tym, by, mimo prawie 10 lat przepracowanych w „Życiu Warszawy” i „Gazecie Wyborczej”, wrócić na stałe do gazety codziennej. – Wyleczyłem się z tego – mówi krótko.
Jeszcze zanim go zwolniono, z „Polski” odeszli szef działu Foto Filip Ćwik i fotoreporter Maciej Jeziorek. W ciągu roku w „Polsce” z sześciu fotoreporterów został jeden. To nie jest odosobniony przypadek. W kwietniu br. Wydawnictwo Bauer zlikwidowało swój dział Foto Studio, bo ponad 90 proc. fotografii publikowanych w jego tytułach i tak pochodziło z zewnątrz. Wypowiedzenia dostało pięć osób. W maju pracę stracił szef działu Foto „Dziennika” Wojciech Duszenko. Jednocześnie Axel Springer Polska utworzył agencję fotograficzną Axel Pix, w której mają się znaleźć zdjęcia fotografów pracujących dla wszystkich tytułów wydawnictwa. Muszą oni jednak zrzec się na rzecz agencji praw do swoich zdjęć i ich rozpowszechniania. Redukcje dotknęły obsługującą „Gazetę Wyborczą” Agencję Gazeta – tylko w jej warszawskim oddziale zwolniono sześciu fotoreporterów i dwóch fotoedytorów.
Zredukowana rola
– Rynek jest zupełnie inny niż 10 lat temu. Jest ciasno, nie potrzeba wysokiej jakości zdjęć, bo dla redaktorów w gazetach nie jest ważne, jakie te fotografie są. Ważne, żeby były. A im taniej, tym lepiej. Najlepiej zaś, jak dziennikarz, poza przeprowadzeniem wywiadu albo relacji, zrobi jeszcze zdjęcie komórką – opisuje sytuację na rynku fotografii prasowej Mariusz Forecki, założyciel poznańskiej agencji prasowej i fotograficznej TamTam.
– Z pewnością minęły czasy magazynu „Life”, w którym najpierw edytowano zdjęcia, a potem oblewano je tekstem, odpowiednio go skracając i dopasowując – przyznaje Patrycja Kwas, kierownik Agencji Gazeta. – Informacyjna rola fotografii została zredukowana, a wymuszone oszczędności są dla działów fotograficznych bardzo dotkliwe – dodaje.
Fotoreporterzy utyskują, że o doborze zdjęć decydują redaktorzy, którzy nie mają o tym pojęcia – każą je kadrować tak, by im pasowały wymiarem; wycinają nawet najważniejsze fragmenty, zapominając, że fotoreporter jest również świadkiem danego zdarzenia.
„Fotografia prasowa umiera?” – pyta na forum portalu Fotoreporterzy.net Ludmiła. „Umarła. Ktoś poczuł?” – odpowiedział któryś internauta. Z kolei fotoreporter sportowy Adam Nurkiewicz apeluje na swoim blogu do kolegów po fachu o więcej szacunku „dla samych siebie, swojego talentu i warsztatu”. Gdy się jednak porozmawia z szefami działów fotograficznych lub agencji, słychać odmienne uwagi: to fotoreporterzy nie mają nic do zaproponowania, powielają te same tematy, myślą schematami, nie wiedzą, co tak naprawdę chcą pokazać. Patrycja Kwas z Agencji Gazeta: – Fotografia stała się tak powszechna i dostępna technicznie, że każdemu może się wydawać, że nadaje się na fotoreportera. Materiały, które przysyłają ci młodzi ludzie, są nieskończone, niespójne, źle edytowane i powielają dawne pomysły starszych kolegów w zawodzie – mówi.
Są jednak redakcje, które takich ludzi zatrudniają. W jednym z dzienników miejsce doświadczonych fotoreporterów zajęli młodzi ludzie, którzy – jak wynika z nieoficjalnych informacji – dostają 1–1,5 tys. zł na etacie. Z tego powodu bardziej doświadczeni nazywają ich „matysiakami”, bo „mają tysiaka”. Bywają wysyłani na temat po dwóch, bo redakcja chce mieć zabezpieczenie. – Obserwuję czasem ich pracę, nie znam wszystkich, ale niektórzy pstrykają po tysiąc klatek, zupełnie bez głowy – opowiada fotoreporter Jacek Łagowski.
Za własną benzynę
Właściciel agencji fotograficznej specjalizującej się w zdjęciach z imprez celebrytów narzeka, że nawet rynek paparazzich ogarnęła zapaść. – Kiedyś takie zdjęcie kosztowało dwa i pół tysiąca, teraz 800 złotych. Redakcje są zarzucane zdjęciami od fotografów, których się namnożyło – mówi. Jego zdaniem każdy taki fotograf wytrzyma jakieś dwa lata, bo to ciężki kawałek chleba. By zaskoczyć gwiazdę, trzeba wstać o 5 rano i być pod jej domem na 6. Paparazzi czeka wiele godzin w samochodzie, bo gwiazda może się pojawić w każdej chwili. Jednak czasem fotograf musi np. udać się za potrzebą. Gdy w tym momencie gwiazda wyjdzie z domu – ze zdjęcia nici. Paparazzi często jeżdżą w parach, na dwa samochody. Nikt im nie zwraca za benzynę.
Fotoreporter, który w ub.r. luźno współpracował z „Polską”, a dziś prowadzi firmę specjalizującą się m.in. w zdjęciach typu glamour i sesjach ślubnych, przypomina sobie, jak negocjował z jednym z dzienników cenę zdjęcia popularnej postaci telewizyjnej ćwiczącej w klubie fitness: – Miałem je na wyłączność. Usłyszałem w słuchawce „150 zł i nie więcej”. Zgodziłem się, choć wiem, że jeszcze dwa lata temu to zdjęcie kosztowałoby kilkaset złotych.
Na forum Klubu Fotografii Prasowej Kobieta Fotograf napisała, że pracuje w jednej z gazet na południu kraju – za zdjęcie płacą jej 10 zł. Internauta o nicku Freporter napisał z kolei: „Fotki są wyceniane na poziomie 6–12 zł. Wiem, że jest to śmieszna cena, ale rynek dyktuje ceny, a rynek w moim mieście jest mały, a praktycznie go nie ma”. „Zdziczały rynek, foto po 5 zeta, zabija wenę i chęć do pracy” – skwitował internauta o nicku Rety.
Sterem i okrętem
– Jako freelancer nie szukam klientów, a i tak mam wystarczającą ich liczbę – mówi Bruno Fidrych, który założył własne studio. Tęskni jednak za tym, co przez wiele lat go w redakcjach trzymało – emocjami. – Jesteś w centrum wydarzeń, to nakręca – tłumaczy.
Być może jako freelancer będzie pracować Jacek Łagowski, który w kwietniu, po pięciu latach pracy w Agencji Gazeta, dostał wypowiedzenie i jednocześnie propozycję współpracy. Na razie zdecydował się na tę opcję. – Nie wiem, co będzie później. Myślę o fotografii portretowej, reklamowej – mówi. Jego kolega z redakcji Aleksander Prugar dostał wypowiedzenie w styczniu, po czterech latach pracy. Teraz pracuje nad autorskim projektem „Spinacz – spina” – stroną internetową gromadzącą najwartościowsze, jego zdaniem, zdjęcia opublikowane w dziennikach internetowych przez fotoblogerów. Prugar planuje, że za jakiś czas powstanie z tego wystawa.
Na agencję (chociaż wolą określenie kolektyw przyjaciół) postawili fotoreporterzy: Ewa Meissner, Adam Lach, Piotr Małecki, Filip Ćwik, Wojciech Grzędziński i Maciej Jeziorek. Stworzony przez nich Napo Images ma nie tylko umożliwić realizowanie własnych, długoterminowych projektów finansowanych przez nich samych, ale też ułatwić sprzedawanie zdjęć do prestiżowych tytułów zagranicznych. Zdjęcia Wojciecha Grzędzińskiego z Gruzji opublikowały np. „Time”, „The New York Times” i „Die Zeit”.
Inny sposób na realizację ambicji zawodowych połączoną z zarabianiem znalazł Maciej Nabrdalik, zwycięzca Grand Press Photo 2007. W październiku 2007 roku uczestniczył w USA w warsztatach agencji VII Photo. Po powrocie do kraju zrezygnował ze współpracy z „Super Expressem”. W maju 2008 roku został zaproszony do programu „VII Mentor” – przez dwa lata agencja reprezentuje go na wyłączność na rynku prasowym, a jeden z fotografów VII Photo – Antonin Kratochvil, kilkakrotny laureat World Press Photo – jest jego mentorem. To z nim Nabrdalik konsultuje materiały, nad którymi pracuje. On też odpowiada za ich edycję, zanim trafią na stronę agencji. Nabrdalik w praktyce działa jako freelancer, ma firmę i na własną rękę oferuje materiały redakcjom. Robi też zdjęcia dla działów PR i na potrzeby reklamy. VII Photo zajmuje się powtórną sprzedażą jego zdjęć reporterskich na całym świecie. Jeśli jego zdjęcie opublikuje jakaś gazeta, fotografia trafia potem do archiwum agencji i to ona pośredniczy w dalszej sprzedaży. Udział w projekcie pozwala Nabrdalikowi doskonalić umiejętności pod okiem najlepszych światowych fotografów. – Dzięki temu programowi moje zdjęcia przekroczyły granice. Często spotykam się z Antoninem i innymi fotografami VII Photo przy okazji ich i moich podróży. To bardzo inspirujące – opowiada Maciej Nabrdalik. Sytuację na krajowym rynku fotografów prasowych podsumowuje tak: – Fotografujących jest tak wielu, że praca przy newsach zaczęła polegać głównie na przepychaniu się i walce o podobne zdjęcia z krótkim terminem ważności. Uciekłem od tego.
Katarzyna Rumowska, PAP
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter