Wydanie: PRESS 06/2009
Przetarli szlak
Tegoroczne Pulitzery, najbardziej prestiżowe nagrody dziennikarskie w Stanach Zjednoczonych, wywołały sporo emocji z powodu przyznania nagrody dziennikowi „St. Petersburg Times” i jego internetowej wersji PolitiFact.com. Wielu zinterpretowało to wręcz jako pierwszą w historii Nagrodę Pulitzera dla redakcji internetowej. Tymczasem, jak poinformowano w komunikacie 20 kwietnia, nagroda w kategorii Reportaż krajowy została przyznana dziennikarzom „St. Petersburg Times” za ich inicjatywę sprawdzania faktów podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej. Reporterzy dziennika i jego elektronicznej wersji sprawdzili ponad 750 obietnic kandydatów, oddzielili prawdę od pustych obietnic i – wykorzystując siłę Internetu – poddali je surowej krytyce opinii publicznej.
– Muszę od razu wyjaśnić, żeby nie było żadnych wątpliwości – zaznacza na początku rozmowy Sig Gissler, zarządca Nagrody Pulitzera. – Nie przyznaliśmy nagrody stronie internetowej, tylko tak zwanemu projektowi internetowemu, czyli połączeniu działań redakcji dziennika drukowanego z jego elektroniczną wersją. Doniesienia, że to pierwszy Pulitzer dla mediów internetowych, mijają się z prawdą – mówi Gissler.
Krok w stronę sieci
W 2006 roku po raz pierwszy kapituła przyznająca Nagrodę Pulitzera zdecydowała, by dopuścić materiały ze stron internetowych – jednak pod warunkiem że były one także tekstami z dzienników drukowanych. Inaczej mówiąc, każda gazeta miała prawo zgłosić do konkursu materiały ze swojej witryny, pod warunkiem że ukazały się też w druku i że to dziennikarze redakcji byli ich autorami. Media wyłącznie internetowe mogły startować tylko w dwóch z 14 kategorii: Reportaż na żywo i Fotografia na żywo. Dopiero w 2008 roku kapituła postanowiła dopuścić redakcje tylko internetowe do wszystkich kategorii dziennikarskich, lecz także pod pewnymi warunkami – że jest to redakcja amerykańska, że teksty są publikowane w sieci co najmniej raz w tygodniu, że dana redakcja w większości zajmuje się newsami i sprawami bieżącymi, zachowując przy tym wysokie standardy dziennikarstwa. Jednak to nie taka redakcja Pulitzera dostała.
– Pulitzer w kategorii Reportaż krajowy został przyznany redakcji dziennika „St. Petersburg Times”, która złożyła wniosek w imieniu własnym i swojej wersji internetowej. Nagrodę otrzymali dziennikarze gazety, którzy jednocześnie są twórcami wydania elektronicznego. To bardzo ważne, by zrozumieć tę różnicę, ponieważ mieliśmy ponad 60 zgłoszeń od mediów wyłącznie internetowych i choć jedno z nich, rysunek satyryczny Matta Wuerkera z Politico.com, przeszło do finału, to jednak Pulitzera nie otrzymało – wyjaśnia Sig Gissler.
– Dla nas liczy się to, że zostaliśmy rozpoznani jako medium elektroniczne – mówi jednak Bill Adair, waszyngtoński korespondent „St. Petersburg Times” i twórca internetowej wersji gazety. – Rzeczywiście, oficjalnie to „St. Petersburg Times” otrzymał nagrodę, bo byliśmy nominowani jako kombinacja druku i Internetu. Trzeba jednak pamiętać, że „St. Petersburg Times” i PolitiFact.com to jedno i to samo. Moim zdaniem nasze osiągnięcie jest przełomem, który sygnalizuje wielkie zmiany dla mediów internetowych. Decyzja kapituły nagrody nastąpiła w ważnym momencie, gdy coraz więcej Amerykanów szuka informacji w sieci, a prasa coraz częściej redukuje swoje wersje drukowane na rzecz wydań internetowych – dodaje Adair.
– Decyzja o dopuszczeniu mediów internetowych do wszystkich kategorii dziennikarskich Nagrody Pulitzera rzeczywiście jest krokiem naprzód. Chcemy potwierdzić nasze poparcie dla prasy, ale też pokazać, że jesteśmy skłonni poświęcić więcej uwagi niesamowitemu rozrostowi dzinnikarstwa internetowego – przyznaje Sig Gissler. Jednak zaraz dodaje rzecz najważniejszą, jeśli chodzi o Nagrodę Pulitzera: – Wciąż obowiązuje podstawowa zasada tych nagród: są przyznawane za rzetelne, profesjonalne, wyjątkowe dziennikarstwo. Jeśli więc media internetowe są w stanie konkurować z prasą, nie widzę powodu, dla którego nie mielibyśmy włączyć ich do tego konkursu. Pod warunkiem że dostosują się do obowiązujących standardów dziennikarskich. Kapituła nagrody będzie się temu uważnie przyglądać – kończy Gissler.
Kłamstwa i salta
Co więc wyjątkowego i profesjonalnego ujęło kapitułę Nagrody Pulitzera w projekcie PolitiFact.com? – Zebranie faktów, rzetelność, nowy pomysł i prosty sposób na jego przedstawienie – wyjaśnia krótko Gissler. – Dziennikarze „St. Petersburg Times” i PolitiFact.com wykonali i wciąż wykonują żmudną pracę polegającą na weryfikowaniu i ocenianiu wypowiedzi amerykańskich polityków. Używają przy tym prostej i zarazem skutecznej metody. Kapituła to doceniła – dodaje.
Pomysł na PolitiFact.com zrodził się na początku 2007 roku. Bill Adair, który od ponad 20 lat kieruje waszyngtońskim biurem „St. Petersburg Times”, doszedł do wniosku, że w natłoku codziennych informacji media nie znajdują czasu na szczegółowe rozliczanie polityków z ich przedwyborczych obietnic. – Stwierdziłem, że jest luka na rynku medialnym. Po rozmowie z redakcją skontaktowałem się z Mattem Waite’em, który jest zarówno doświadczonym dzienikarzem, jak i potrafi budować strony internetowe, i w sierpniu 2007 roku uruchomiliśmy PolitiFact.com – opowiada Adair. – Miała to być strona poświęcona wyłącznie kandydatom na prezydenta i ich obietnicom – do jakiego stopnia ich dotrzymali, jakim ulegały zmianom et cetera. Początkowo skupiliśmy się na prawie 800 obietnicach wyborczych, przeglądając materiały medialne, oświadczenia prasowe i przemówienia, porównując je z akcjami podejmowanymi przez kandydatów. Wzrost popularności strony spowodował, że na początku 2009 roku objęliśmy obserwacją także członków Kongresu i przedstawicieli Białego Domu innych niż prezydent – dodaje Adair.
Codzienna praca dziennikarzy gazety i strony polega na uważnym śledzeniu wypowiedzi polityków, a następnie na porównywaniu ich z tym, co zrobili lub powiedzieli wcześniej. Potem wstawiane są im oceny. – Staramy się być obiektywni i wytykać kłamstwa na równi z pokazywaniem tych wypowiedzi, które nie mijają się z prawdą – zaznacza Adair.
W styczniu uruchomiono Obameter, licznik kontrolujący 514 obietnic wyborczych prezydenta Baracka Obamy. Te najważniejsze są na stronie głównej, więc od razu można zobaczyć, jak Obama wywiązuje się z danego słowa. – Dotychczas prezydent złamał sześć obietnic, dotrzymał 29, zwleka z sześcioma, pracuje nad ponad 60, a w stosunku do ponad 400 nie podjął żadnej akcji – relacjonuje szef PolitiFact.com.
Jednym z bardziej popularnych elementów strony jest Truth-O-Meter, czyli licznik prawdy – mierzy, do jakiego stopnia politycy, kandydaci, partie, komentatorzy, lobbyści itd. mijają się z prawdą w swoich oświadczeniach. Truth-O-Meter jest podzielony na sześć kategorii: Prawda, W większości prawda, Częściowa prawda, Mijanie się z prawdą, Kłamstewka i Pełne łgarstwa. Ponadto istnieje też podział na dziedziny, takie jak: Podatki, Ekonomia, Wojny w Iraku i Afganistanie itp. – Ostatnio na pełnym łgarstwie złapaliśmy Nancy Pelosi, przewodniczącą Izby Reprezentantów w amerykańskim Kongresie. Stwierdziła ona, że kilka lat temu CIA wprowadziła w błąd członków Kongresu, nie podając dokładnych informacji o metodach przesłuchiwania więźniów. Sprawdziliśmy więc wypowiedzi Pelosi oraz sprawozdania z przesłuchań członków CIA w Kongresie sprzed kilku lat i na ich podstawie jasno widać, że pani przewodnicząca kłamie – opowiada Adair.
Na stronie codziennie zamieszczanych jest kilka cytatów różnych osób, w różnych kategoriach. Na podstawie tych kategorii redakcja buduje statystyczny obraz danej osoby lub grupy.
Kolejny miernik to Flip-O-Meter – określa, jak zmienia się stanowisko wybranego polityka w danej kategorii. – Tu doskonałym przykładem może być prezydent Obama, który po zapewnieniach, że udostępni opinii publicznej zdjęcia pokazujące maltretowanie więźniów, nagle zmienił zdanie. Według naszego miernika wykonał pełne salto – stwierdza Bill Adair.
Wiatr w żagle
W całym projekcie chodzi o to, by pokazać Amerykanom prawdę o kandydatach, pomóc w zrozumieniu mechanizmów polityki. – Przeciętny wyborca nie ma czasu, aby śledzić każdy krok polityka lub analizować każde słowo kandydata. Robimy to za niego – mówi Adair.
Gdy ubiegłoroczna kampania prezydencka ruszyła pełną parą, stronę Politi.Fact.com odwiedzało dziennie ponad 100 tys. internautów. Podczas konwencji liczba ta przekroczyła 260 tys., a kiedy uruchomiono Obameter – przekroczyła pół miliona dziennie. – Teraz liczba odwiedzających stronę oczywiście spadła, bo zależy to od tego, co się aktualnie dzieje w polityce. Gdy w styczniu prezydent Obama mianował kandydatów do swojego gabinetu, odnotowaliśmy wzrost liczby odwiedzających naszą stronę. Gdy w polityce jest spokojniej, PolitiFact.com notuje 40–60 tysięcy wejść dziennie – mówi twórca witryny.
Oprócz Billa Adaira, redaktora naczelnego PolitiFact.com., nad witryną pracuje jeszcze trzech dziennikarzy. Wszystkie ich teksty ukazują się tam, ale część jest publikowana w „St. Petersburg Times”. Mechanizm działa też w drugą stronę: gdy jakiś news z gazety zaczyna przygasać lub zostaje wyparty przez inne wiadomości, czytelnicy mogą śledzić jego kontynuację w internetowym wydaniu. – Jestem przekonany, że w przyszłości, kto wie – może już w najbliższym roku – media wyłącznie internetowe zdobędą co najmniej jednego Pulitzera. Nasza nagroda przetarła szlak – stwierdza Bill Adair.
Agnieszka Pukniel, Waszyngton
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter