Temat: prasa

Dział: PRASA

Dodano: Styczeń 06, 2025

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Skreślona "Karta". Ośrodek z unikatowymi archiwami stanął na krawędzi

Zbigniew Gluza : – Biorąc pod uwagę nasze doświadczenie, zgromadzone archiwa, skalę i liczbę realizowanych projektów oraz przyjętą filozofię działania, nie jesteśmy zwykłą organizacją pożytku publicznego. Tymczasem resort kultury potraktował nas jak źle zarządzany NGO (fot. Leszek Szymański/PAP)

Ośrodek Karta z unikatowymi archiwami historycznymi przetrwał kryzysy Trzeciej RP i rządy PiS. Gdy stery w Polsce przejęły siły prodemokratyczne, stanął na krawędzi upadku.

Warszawski Stary Mokotów, hall położonego na wysokim parterze lokalu zajmowanego przez Ośrodek Karta. Na regałach wyłożone książki wydawnictwa Karta i liczne numery kwartalnika o tej samej nazwie.

Drzwi po prawej stronie prowadzą do kilku skromnych pomieszczeń zajmowanych przez pracowników Ośrodka. Jedne są szczególne – wiodą do wąskich kręconych schodów, którymi można zejść do położonego w suterenie archiwum.

Tu, na półkach ruchomych regałów w segregatorach i metalowych szafach, znajdują się zbiory największego w Polsce archiwum społecznego. Składa się na nie Archiwum Społeczne XX i XXI w., obejmujące m.in.: kolekcję „Solidarność – narodziny ruchu”, wpisaną na listę UNESCO „Pamięć świata” i Archiwum Wschodnie z m.in. 1220 nagranymi i spisanymi relacjami Polaków i obywateli polskich represjonowanych przez ZSRS.

Do zbiorów Ośrodka Karta należy również Archiwum Opozycji z 6 tys. książek i broszur z drugiego obiegu z lat 1976–1990 oraz unikatowy wykaz 3686 czasopism i gazetek z drugiego obiegu z ok. 35 tys. egz. pojedynczych numerów. Karta ma też Archiwum Fotografii (490 tys. zdjęć) m.in. ze zbiorem zdjęć osób zesłanych w głąb ZSRS oraz Archiwum Historii Bliskiej – plon 20. edycji konkursu dla młodzieży, w którym uczniowie opisywali historię swoich najbliższych ze starszych pokoleń oraz dzieje miejscowości, w których zamieszkiwali.

SIEDEM EGZEMPLARZY

Przy regałach z archiwaliami zlokalizowano czytelnię ze stołami i komputerami stacjonarnymi. Uwagę przyciąga mechaniczna szara maszyna do pisania Rheinmetall z wpiętą kartką formatu A4.

– To pierwszy numer „Karty” – wyjaśnia Alicja Wancerz-Gluza, współzałożycielka Ośrodka Karta, obecnie kierowniczka działu edukacji w Karcie, prywatnie żona Zbigniewa Gluzy, prezesa i redaktora naczelnego Ośrodka Karta. – Został napisany na tej właśnie maszynie. Ukazał się w siedmiu egzemplarzach, bo używając bibułek, można było jednocześnie uzyskać sześć kopii – dodaje.

Pierwszy numer „Karty” został skończony 4 stycznia 1982 roku. Trzy tygodnie wcześniej w Polsce wprowadzono stan wojenny.

– Nazwaliśmy pismo „Karta”, nawiązując do pierwszej kartki papieru, na której została napisana. Również do czeskiej Karty 77, którą byliśmy zafascynowani, do Karty praw człowieka, generalnie do dokumentu istotnego, nie kartki – mówi Wancerz-Gluza.

– Nie mieliśmy narzędzi do robienia gazety informacyjnej. Uznaliśmy, że musimy myślą ogarnąć trudną rzeczywistość tamtego czasu, pokazując wzory zachowań i postaw. W pierwszym numerze Zbyszek [Zbigniew Gluza – red.] napisał, że są możliwe tylko bardzo określone role: można być ofiarą albo sprawcą, być za albo przeciw. Nie można zachowywać neutralności, nie można być człowiekiem biernym – dodaje.

Gdyby nie stan wojenny, w miejsce „Karty” powstałoby zapewne pismo o innym charakterze. – Byliśmy grupą przyjaciół skupionych wokół alternatywnych teatrów: Ósmego Dnia i Nieprasować, oraz nielegalnej biblioteki prowadzonej przy kościele na pl. Grzybowskim w Warszawie – wspomina Wancerz-Gluza. – Każdy z nas był zaangażowany w „Solidarność”, ale na różne sposoby. Nie podobały nam się jednak jej bogoojczyźniana kultura i autorytarne dążenia przywódców. Zaczęliśmy myśleć o założeniu pisma „Odmowa”. Chodziło o odmowę uczestniczenia w zbiorowym ruchu „Solidarności”, który obrał kierunek z naszego punktu widzenia nie do zaakceptowania – dodaje.

Pierwszy numer „Odmowy” miał się ukazać 14 grudnia 1981 roku. Stan wojenny został wprowadzony dzień wcześniej.

– Wtedy stwierdziliśmy, że nasze inteligenckie rozterki nad sposobami samorealizacji muszą zejść na dalszy plan. Szybko włączyliśmy się w działalność podziemną – wspomina Wancerz-Gluza. – Zbyszek był osobistym gońcem Heleny Łuczywo [ukrywająca się przez rok redaktorka „Robotnika”, szefowa Agencji Prasowej „Solidarności”, wkrótce redaktorka naczelna „Tygodnika Mazowsze” – red.]. Nie wiedział, że to ona, bo wszyscy działali pod pseudonimami. Trzeba było przewozić informacje, załatwiać konspiracyjne mieszkania. Czuliśmy niemoc. Zanim udało się dowieźć informację, ta już stawała się nieaktualna. Nie widzieliśmy skutków tego, co robimy. Mieliśmy poczucie jałowego ruchu. Strajki były pacyfikowane. Musieliśmy zapanować myślą nad tym, co się działo – dodaje.

Alicja Wancerz-Gluza wspomina spotkanie w mieszkaniu rodziców Zbigniewa Gluzy 4 stycznia 1982 roku. – Było nas pięcioro: Zbyszek, Katarzyna Madoń [teatrolożka, redaktorka „Karty” – red.], prof. socjologii Aldona Jawłowska, Agata Tuszyńska i ja. W tym gronie sformułowaliśmy pierwszy numer „Karty” – wspomina.

Po kilku numerach napisanych na maszynie mechanicznej zmieniono metodę przygotowywania pisma. – Gdy do naszej grupy dołączył Robert Terentiew [potomek rosyjskich białych emigrantów, dziennikarz, scenarzysta i reżyser telewizyjny, polityk, działacz związkowy i opozycyjny w PRL – red.], nabraliśmy konspiracyjnego sznytu – wspomina. Nauczył nas techniki druku na tzw. ramce. Można ją porównać do sitodruku. Przygotowywało się białkową matrycę, z maszyny do pisania zdejmowało się taśmę. Czcionki maszyny robiły w matrycy dziurki odzwierciedlające litery i znaki. Tak przygotowaną matrycę pociągało się wałkiem umoczonym w farbie. Tą metodą dwójka drukarska była w stanie w ciągu jednej nocy przygotować 500 egzemplarzy „Karty” – dodaje.

Do końca sierpnia 1982 roku „Karta” ukazywała się co dwa, trzy tygodnie. – Wydaliśmy 19 numerów pisma – mówi Alicja Wancerz-Gluza. – Wydawało nam się, że w rocznicę porozumień sierpniowych, 31 sierpnia 1982 roku, 10 mln członków „Solidarności” wyjdzie na ulice i nakryje czapkami ludzi ówczesnej władzy – dodaje.

Przełom jednak nie nastąpił. Grupa wydająca „Kartę” postanowiła zmienić charakter pisma. – Uznaliśmy, że musimy się przygotować na długi marsz – mówi Wancerz-Gluza. – „Karta” stała się pismem szukającym wolności w świecie zniewoleń. Pokazywała postawy ludzi, którzy w różnych dyktaturach umieli znaleźć sposób na zachowanie wolności. Teksty stały się dłuższe. Zmieniła się częstotliwość wydawania „Karty”, ukazywała się raz w roku – wspomina Wancerz-Gluza.

BEZ KONKURENCJI

Przełomowy okazał się rok 1987. W piątym numerze „Karty” z inspiracji wspomnień Polaka, który po zesłaniu wrócił ze Wschodu, podjęty zostaje temat represji sowieckich.

– Temat łagrów sowieckich był w PRL zupełnie nieznany – wyjaśnia Alicja Wancerz-Gluza. – Władze nie pozwalały na jego podejmowanie, ofiary przez lata bały się o tym mówić. Wyszukiwaliśmy ofiary sowieckich prześladowań, zaczęliśmy nagrywać ich relacje na kasety magnetofonowe. To było niezwykłe doświadczenie. Ludzie po raz pierwszy opowiadali o swoich dramatycznych przeżyciach, gromadziliśmy fotografie, dokumenty. Prawie 200 osób pracowało na rzecz Archiwum Wschodniego – dodaje.

Prezes Karty Zbigniew Gluza podkreśla, że uruchomione w latach PRL Archiwum Wschodnie było ruchem społecznym.

– Po obradach Okrągłego Stołu zastanawialiśmy się, czy powinniśmy je prowadzić dalej – mówi. – Szybko się zorientowaliśmy, że państwo w ogóle tej sprawy nie podejmie. Zalegalizowaliśmy się i zaczęliśmy rozszerzać działalność. Struktury opozycyjne gasły, czasem były polityzujące. My zaś wchodziliśmy w historię. Widzieliśmy, jak potwornie jest zaniedbana. Mówiliśmy o powinności państwa w tym zakresie. Nikt na scenie politycznej nie chciał się tym zajmować. Do wykonania był ogrom pracy. Nie było konkurencji, każda rzecz była unikatowa – dodaje.

– W 1990 roku, kiedy wychodziliśmy z podziemia, zdecydowaliśmy, że „Karta” będzie pismem historycznym, bo historia została zafałszowana i odebrana społeczeństwu – mówi Alicja Wancerz-Gluza. – Będzie pismem źródeł, pismem, które przedstawia relacje świadków, historię od dołu. Mieliśmy nagrania tysiąca łagierników. Ten temat stał się bardzo ważny – dodaje.

GROŹBA STRAJKU

Po wyjściu z podziemia „Karta” dostała od miasta pokój przy Krakowskim Przedmieściu 25. Potem ośrodek wynajmował dwupokojowe mieszkanie przy ul. Grzybowskiej.

– Następnie miasto wynajęło nam lokal przy ul. Odolańskiej 10. To była oficyna, w dużej mierze zrujnowana. Odbudowaliśmy ją. Okazało się, że lokal jest objęty prywatnymi roszczeniami. Wynikły z tego ogromne kłopoty. W 1993 roku miasto kazało nam się wynieść – wspomina Alicja Wancerz-Gluza. – Powiedzieliśmy: „Po naszym trupie, jeśli tak, to zrobimy strajk”.

Karta mogła sobie pozwolić na sprzeciw, bo była już znana w Polsce i na świecie. Głównie za sprawą zorganizowanego w kwietniu 1992 roku Tygodnia Sumienia: w Muzeum Niepodległości w Warszawie przyjęto 54-osobową grupę Memoriału z obszaru posowieckiego, która spotkała się z kilkoma tysiącami osób z rodzin polskich ofiar Gułagu i samymi represjonowanymi.

– To było wydarzenie wręcz sensacyjne, relacjonowane przez telewizje – dodaje Alicja Wancerz-Gluza.

Ostatecznie władze warszawskiej dzielnicy-gminy Mokotów przydzieliły Karcie przeszło 300-metrowy lokal, który ośrodek użytkuje do dziś. Jako organizacja pozarządowa płaci preferencyjne stawki czynszu: 6 tys. zł miesięcznie.

– Jednak pieniędzy zainwestowanych w odbudowę Odolańskiej 10 nigdy nie odzyskaliśmy – mówi Agnieszka Gleb, dyrektorka finansowa Karty. – Spore kwoty zainwestowaliśmy w przebudowę obecnego lokalu przy ul. Narbutta. Przebiliśmy strop, aby połączyć archiwum schodami. Nie mamy porozumienia remontowego z miejskim Zakładem Gospodarowania Nieruchomościami. To oznacza, że w razie wyprowadzki zainwestowanych pieniędzy nikt nam nie zwróci – dodaje.

NAJWIĘKSZY W POLSCE

W wolnej Polsce „Karta” była miesięcznikiem, ale wkrótce przeszła na cykl kwartalny. – Szybko się okazało, że pisma na tym poziomie nie da się robić co miesiąc – mówi Agnieszka Gleb. – Mieliśmy bardzo dużo pracy. Otrzymywaliśmy olbrzymie ilości korespondencji, która napływała do indeksu represjonowanych. Do Karty przyszłam w 1995 roku. Wcześniej pracowałam w Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie w dziale informacyjnym. Do ośrodka ściągnięto mnie, żebym nad tym wszystkim zapanowała. Zastałam szafy wypełnione pudełeczkami z nazwiskami, wszystko było robione metodą fiszkową. Pierwsza połowa lat 90. była początkiem komputeryzacji. Utworzyliśmy bazę danych: wprowadzało się metadane z odnośnikiem do sygnatury.

Prowadzony przez Kartę indeks represjonowanych w pewnym momencie zamienił się w projekt badawczy.

– Dzięki współpracy z rosyjskim Memoriałem pozyskiwaliśmy w archiwach posowieckich informację o represjonowanych obywatelach polskich – mówi Agnieszka Gleb. – Tworzyliśmy już kompletne zestawienia drukowane jako tomy z nazwiskami i odsyłaczami do dostępnych źródeł. Zaczęło się od Katynia. Jednocześnie we współpracy z Archiwum Wschodnim tworzone było Archiwum PRL, przemianowane później na archiwum opozycji. Gromadziliśmy zbiory społeczne przekazane przez opozycjonistów oraz zbiory podziemnych wydawnictw. Teraz mamy jeden z największych w Polsce i najbardziej kompletnych zbiorów podziemnych wydawnictw – dodaje.

NEUTRALNI, ZAUFANI

Katarzyna Januszewska, archiwistka Karty, zaznacza, że znaczna część zbiorów jest dostępna w wersji cyfrowej.

– W tej formie mamy relacje spisane z nagrań Archiwum Wschodniego i niektóre wspomnienia – mówi. – Dokumenty w formie papierowej udostępniamy bezpłatnie w czytelni – dodaje.

Januszewska zaznacza, że digitalizację zbiorów wspiera finansowo ministerstwo kultury z programu „Kultura cyfrowa”. – Niestety, na razie mniej niż połowa archiwum jest zdigitalizowana – stwierdza.

Tymczasem archiwum Ośrodka Karta stale się rozrasta.

– Niemal codziennie ktoś dzwoni, mówiąc, że ma wydawnictwa, bibuły, zasoby rodzinne i chce je nam przekazać – mówi Hanna Antos, redaktorka „Karty”. – Cieszymy się zaufaniem zapewne dlatego, że przez lata nie ulegaliśmy wpływom politycznym, byliśmy wobec darczyńców neutralni. Często słyszymy: dajemy wam, bo nie chcemy z tym iść do Instytutu Pamięci Narodowej – dodaje.

Do Karty trafiła spuścizna po tak ważnych osobach jak Jerzy Jedlicki, Jan Józef Lipski i Jan Lityński.

– Do nas została przekazana ogromna korespondencja Jacka Kuronia i większość dokumentacji KOR-owskiej – mówi Katarzyna Januszewska.

METODA KARTY

Agnieszka Gleb podkreśla, że Ośrodek Karta to nie tylko archiwum i wydawnictwo.

– Naszą ideą jest rekapitulacja posiadanej wiedzy. Historia jest kluczowa dla współczesności. Opieramy się na historiach jednostkowych. To sposób na rozwiązywanie najtrudniejszych problemów. Nie głosimy ogólnych sądów, np. dotyczących Polaków i Ukraińców. Gdy się wsłuchamy w świadectwa pani Ireny i pani Iryny, które mieszkały w tej samej wsi, okaże się, że więcej je łączyło, niż dzieliło – mówi Agnieszka Gleb.

Hanna Jaros zaznacza, że Karta działa, aby zmienić coś w teraźniejszości, a nie tylko po to, by powstała baza wiedzy.

Karta przez 20 lat organizowała konkurs dla młodzieży szkolnej pod tytułem „Historia bliska”. – Polegał na tym, żeby młodzież badała historię swojej rodziny, miejscowości za pomocą tego, co było na wyciągnięcie ręki – mówi Hanna Jaros. – Czasem spotykamy ludzi, którzy brali w naszym projekcie udział. Okazuje się, że dla wielu był to konkurs formacyjny, tym doświadczeniem często był warunkowany wybór drogi życiowej – dodaje Hanna Jaros.

– W ciągu 42 lat pracy wypracowaliśmy coś, co nazywamy metodą Karty – mówi Agnieszka Gleb. – To metoda pracy z historią, która ma łączyć, a nie dzielić. To historia jednostkowa, oddolna, z punktu widzenia zwykłego człowieka. Wyłącznie źródła, wysłuchanie wszystkich stron, żadnych interpretacji.

Izabela Kotapska, która zajmuje się w Karcie komunikacją, projektami specjalnymi i foundraisingiem, podkreśla, że publikacje ośrodka nie stawiają tez.

– Ocen ma dokonywać czytelnik. Gdy dochodzi do spotkań z historykami na poziomie międzynarodowym, okazuje się, że łatwiej dojść do porozumienia na poziomie szczegółowym, a nie ogólnym – mówi.

APEL O POMOC

Pierwszego września 2024 roku Karta opublikowała na swojej stronie internetowej apel o wsparcie: „Fundacja Ośrodka KARTA, najstarsza i największa organizacja pozarządowa w Polsce zajmująca się historią, od 42 lat strażniczka pamięci historycznej polskiego społeczeństwa, znalazła się na skraju upadku” – napisano. „Pomimo braku stałego finansowania i pogłębiającej się zapaści finansowej do tej pory Karta kontynuowała swoją misję dokumentowania i popularyzowania historii. Obecnie Fundacja potrzebuje 2 milionów złotych, aby przetrwać do końca roku. Ministerstwo Kultury – jak dotąd – nie znalazło drogi pomocy. Bez natychmiastowego wsparcia finansowego KARTA przestanie istnieć”.

Karta zwróciła się z prośbą o pomoc do wszystkich, którym bliskie są podobne wartości: budowanie społeczeństwa obywatelskiego, ratowanie świadectw historycznych, przeciwstawianie się instrumentalizacji historii: „Wierzymy, że historia nie jest własnością państwa czy jednej opcji politycznej, ale należy do każdego pojedynczego człowieka i społeczeństwa jako całości. Misja, którą realizuje Karta, zawiera się w następujących sformułowaniach: »Odkrywamy, chronimy i upowszechniamy historię widzianą z perspektywy jednostki. Robimy to w taki sposób, że przeszłość staje się źródłem zrozumienia, buduje wspólnotę obywatelską, wspiera pojednanie. Tak naprawiamy przyszłość«” – czytamy w apelu.

Agnieszka Gleb zauważa: – Państwo ma obowiązek wspierania organizacji pozarządowych. NGO długo walczyły, by pomoc publiczna nie była uznaniowa, ale prawo poszło w złym kierunku, doprowadzając do zjawiska tzw. projektozy – dodaje.

Schemat jest następujący: instytucje państwa i samorządy ogłaszają konkursy. Aby wziąć w nich udział, trzeba wystąpić z projektem na konkretny rok. Projekty rozstrzygane są zazwyczaj w maju, pieniądze trzeba wydać do końca roku, ale na początku roku ich nie ma. Ponadto organizacje pozarządowe mogą wnioskować o dofinansowanie, czyli muszą mieć jakiś wkład własny.

– W rezultacie znaczna część naszej działalności nie ma szans na pomoc państwa – dodaje Gleb. – Żeby utrzymać zaplecze: sekretariat, administrację, księgowość, IT, podstawową promocję, musimy mnożyć projekty. Obecnie mamy ich ok. 50, różnej wielkości. Osiągnęliśmy już taki stan, że więcej ich brać nie możemy – dodaje.

– Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego daje granty na duże, konkretne kolekcje archiwalne – mówi Katarzyna Januszewska. – Kolekcja musi mieć 50 tys. stron. Na mniejsze finansowania dostać nie możemy – dodaje.

– Nie mamy żadnej stałej dotacji, nie mamy trwałego majątku, a prowadzimy bardzo rozległą działalność – mówi prezes Karty Zbigniew Gluza. – Nasz budżet składa się z wielu źródeł. Ustawa o działalności pożytku publicznego daje nam możliwość pozyskiwania wyłącznie środków projektowych. Stałych, które dawałyby nam wsparcie systemowe, już nie. Tymczasem teraz nie jesteśmy w stanie działać wyłącznie w ramach budżetów z projektów – dodaje.

BEZ POLITYKI HISTORYCZNEJ

Zbigniew Gluza przewidział, że ubiegłoroczne wybory parlamentarne wygrają partie prodemokratyczne. – Uważałem, że trzecia kadencja PiS nie jest możliwa – wspomina. – Jesienią ubiegłego roku przygotowaliśmy się do zmiany, sądząc, że w nowym roku rząd podejmie nową politykę historyczną, niepartyjną, bo skupioną na historii, a nie na polityce – mówi.

Prezes ośrodka Karta zauważa, że w 2024 roku wypadało kilka ważnych rocznic: 25-lecie wejścia Polski do NATO, 20-lecie Unii Europejskiej i 35-lecie Trzeciej RP.

– Interpretacje według nacjonalistycznej polityki historycznej chcieliśmy zastąpić wspólnotowymi i prospołecznymi – mówi Zbigniew Gluza. – Rozmawiałem o tych celach w siedmiu ministerstwach i kancelariach: premiera, Sejmu i Senatu. Okazało się, że nigdzie nie ma agendy odpowiedzialnej za politykę historyczną. Nikt nie zamierza jej wprowadzać, co w praktyce oznacza pozostawienie opozycji pola do nacjonalistycznego zagospodarowania – dodaje.

Zbigniew Gluza zaznacza, że Karta zrobiła pełną dokumentację wejścia Polski do NATO, opartą na światowej literaturze przedmiotu.

– Przetłumaczyliśmy mnóstwo materiałów. To często nowe rzeczy, unaoczniające, jak niezwykle skuteczną mieliśmy w latach 90. politykę zagraniczną. Ani MON, ani MSZ, ani kancelaria premiera nie były zainteresowane takim dokonaniem – mówi.

W opracowaniu znalazły się relacje 50 Amerykanów, którzy mieli fundamentalne znaczenie dla procesu wejścia Polski do NATO.

– W celu uczczenia rocznicy MON zorganizował galę w Teatrze Wielkim. Wojsko tańczyło i śpiewało. Na scenie byli sami Polacy. Rozdano statuetki polskim politykom. Pokazywaliśmy listę osób fundamentalnie ważnych dla tego procesu: Amerykanów i  Niemców, ale władze nie były gotowe do ich uhonorowania – dodaje Gluza.

W ocenie prezesa Karty rząd nie przygotował obchodów 20. rocznicy wejścia Polski do UE. – Byliśmy przekonani, że po wieloletniej propagandzie antyniemieckiej chociaż relacje z Niemcami uda się trochę poprawić w tym kontekście – mówi. – Tak się nie stało. Chyba w obawie, że taki ruch rozjuszyłby opozycję, padła propozycja szerszego ujęcia rocznicy w formacie trójkąta weimarskiego. Próbowaliśmy, ale wszystko się rozmyło. To pokazuje, jak trudno po latach tendencyjnej polityki historycznej wejść na właściwe tory.

Zbigniew Gluza zaznacza, że poprzednia władza marginalizowała Ośrodek Karta, ale w pewnym sensie go szanowała.

– Minister kultury na nasz wniosek wsparł archiwistykę społeczną, powołując w 2020 roku Państwowe Centrum Archiwistyki Społecznej, które zajmuje się koordynacją tego ruchu, jego wsparciem, opracowaniem i udostępnianiem cyfrowym zbiorów – dodaje.

Prezes Karty zaznacza, że do 2012 roku nie było definicji archiwistyki społecznej. – To zbiory gromadzone przez grupy nieformalne, lokalne społeczności, towarzystwa przyjaciół konkretnych miejscowości, organizacje pozarządowe – wyjaśnia. – W przeciwieństwie do archiwów państwowych archiwa społeczne skupiają się na pamięci zapisywanej oddolnie, nieinstytucjonalnej. Z reguły kolekcje pochodzą z darów lub są wynikiem własnej aktywności. Ludzie w ten sposób zabezpieczają swoje spuścizny. Wspieraliśmy te inicjatywy, z rozproszonych archiwów zaczęliśmy tworzyć sieć. Do 2012 roku było ok. 400 archiwów społecznych. Teraz jest ich dwa razy tyle. Największy zbiór ma nasz ośrodek – 1,5 kilometra samych dokumentów papierowych – dodaje.

WSZYSKO NA KAMPANIĘ WYBORCZĄ

Zbigniew Gluza wspomina, że przez poprzednie lata Karcie udawało się wiązać koniec z końcem. Sytuacja zmieniła się w drugiej połowie ubiegłego roku. – W tym czasie nie dawało się już zdobywać żadnych środków od instytucji związanych z państwem – wspomina. – Wszystkie zawieszały pomoc. Wszędzie słyszeliśmy: nie mamy budżetu (w domyśle: bo jest kampania). Przekreślane były nawet projekty w toku, co zaczęło naruszać podstawy naszej egzystencji – dodaje.

Prezes Karty wspomina, że dochodziło do sytuacji wręcz absurdalnych. Karta przygotowała album poświęcony jednej z gałęzi gospodarki, na przypadającą w ubiegłym roku okrągłą rocznicę od jej powstania. Zamawiający albumu nie wydali, bo wszystko poszło na cele wyborcze.

Po wielu nieskutecznych działaniach w tym roku rada Fundacji Ośrodka Karta wysłała do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego informację o pogłębiających się kłopotach finansowych.

– Biorąc pod uwagę nasze doświadczenie, zgromadzone archiwa, skalę i liczbę realizowanych projektów oraz przyjętą filozofię działania, nie jesteśmy zwykłą organizacją pożytku publicznego. Tymczasem resort kultury potraktował nas jak źle zarządzany NGO – ubolewa prezes Karty.

Zaznacza, że rozmowy o działaniach ratunkowych wobec ośrodka prowadzone w ministerstwie kultury zakończyły się niczym.

– Zalecenie, by najpierw poprawić zarządzanie, a potem resort zastanowi się nad wsparciem, brzmi dziwnie, gdy właśnie stoi się na granicy upadku – wspomina Zbigniew Gluza. – Ogłosiliśmy w mediach, że z tego bagna sami się nie wygrzebiemy. Zmieniamy zarządzanie, ale i tak utoniemy. Komunikaty ze strony władz były tak jałowe, że przestaliśmy się spotykać. Ministerstwo kultury zaprosiło na spotkanie naszą radę z takimi postaciami, jak profesorowie Barbara Engelking, Jerzy Kochanowski, Marcin Kula, Andrzej Paczkowski, Dariusz Stola i Andrzej Friszke. Jednak również te rozmowy nie przyniosły rezultatów – mówi Gluza. Prezes Ośrodka Karta przyznaje, że liczył na wsparcie fundacji spółek skarbu państwa. – Rozmawiałem z nimi, ale we wrześniu priorytetem okazała się powódź, powrotu do rozmów na razie nie ma – dodaje. – Zewsząd słyszę, że mamy problemy systemowe, które sami musimy rozwiązać w pierwszej kolejności, a dopiero potem może dostaniemy jakieś wsparcie. Nasz czas zdaje się kończyć – dodaje.

WSZYSTKO DZIAŁA, DOTACJI NIE BĘDZIE

Ośrodek Karta bierze udział w konkursie dotacyjnym dla czasopism kulturalnych, których organizatorem jest Instytut Książki. – W tym roku za wydawanie kwartalnika „Karta” dostaliśmy najwyższą liczbę punktów i uzyskaliśmy wsparcie w wysokości 135 tys. zł rozłożone na trzy lata. To najwyżej jedna trzecia kosztów naszego kwartalnika, który nigdy nie był komercyjny, nie ma szans na dochodowość – mówi Zbigniew Gluza.

W latach 90. Ośrodek Karta wspierały fundacje działające na rzecz rozwoju demokracji, które teraz koncentrują się na krajach demokracji wschodzących, jak Ukraina lub Mołdawia.

– W związku z wojną i likwidacją Memoriału otworzyliśmy w 2022 roku przy pl. Konstytucji w Warszawie witrynę Domu Wschodniego, która jest miejscem spotkań diaspor ze Wschodu: białoruskiej, gruzińskiej, rosyjskiej i ukraińskiej – mówi Zbigniew Gluza. – Początkowo Ukraińcy nie chcieli uczestniczyć w pracach Witryny ze względu na obecność Rosjan. Przekonywałem, że ci Rosjanie to przyjaciele, a na „Memoriale” można w pełni polegać. Udało się. Tu diaspory rosyjska i ukraińska zaczęły ze sobą współpracować – dodaje.

Pieniądze na działalność Witryny Ośrodek Karta pozyskał od National Endowment of Democracy, amerykańskiej organizacji pozarządowej ze Stanów Zjednoczonych, założonej w 1983 roku w celu promowania demokracji na całym świecie.

– Wiosną zrobili wizytację w Witrynie Domu Wschodniego – wspomina prezes Karty. – Uznali, że wszystko świetnie działa, i zdecydowali, że dalej dotować nie będą, bo muszą wspierać kraje, w których demokracja jest bardziej zagrożona. Po wycofaniu się Amerykanów trzeba będzie zakończyć tę działalność. Skończyły się nam środki na wynajęcie lokalu – dodaje.

W listopadzie Ośrodek Karta miał poprowadzić Kongres Polsko-Ukraiński, mający być próbą zamknięcia rachunków historycznych.

– Przygotowujemy się do tego od dwóch lat. Wsparło nas Ministerstwo Nauki, ale przedsięwzięcie jest dużo droższe – mówi Zbigniew Gluza. – Początkowo Kongres miał uzyskać patronat polityków obu stron. Ostatecznie jednak mają w nim uczestniczyć głównie historycy. Przygotujemy II komunikat polsko-ukraiński (I komunikat był w 1994 roku), który jest porozumieniem badaczy z obu stron co do przebiegu ostatnich stu lat we wzajemnych relacjach. Jest szansa, że przełamiemy dotychczasową obstrukcję – mówi.

Zbigniew Gluza zapewnia, że Ośrodek Karta prowadzi działania w kilku kierunkach.

– Mamy choćby niezałatwione sprawy z Litwą – mówi. – W Polsce panuje przekonanie, że nasza wspólna z Litwinami historia nie wymaga przepracowania. To niemądre. W naszych krajach obowiązują stereotypy oparte na wzajemnych uprzedzeniach i nieprawdach. Brakuje wrażliwości i gotowości do dialogu. Tymczasem wspólny wysiłek na rzecz obrony Ukrainy jest dobrą okazją do naprawienia wzajemnych relacji – dodaje.

DŁUG ROLOWANY

Dyrektorka finansowa Karty Agnieszka Gleb podkreśla, że z powodu trudnej sytuacji finansowej ośrodek zrezygnował z wielu planów publikacji książkowych. – Tegoroczny budżet zmniejszyliśmy do 5 mln zł, choć w zeszłym zakładaliśmy, że wyniesie 6 mln zł – mówi. – Mimo to łączna kwota zobowiązań Karty, na które nie ma pokrycia, sięga 1,6 mln zł – dodaje.

Oprócz lokalu przy ul. Narbutta Karta musi płacić 10 tys. zł miesięcznie za lokal wynajmowany na potrzeby Witryny Domu Polskiego przy pl. Konstytucji w ścisłym centrum Warszawy. Z powodu braku pieniędzy ośrodek nie zapłacił 60 tys. zł za czynsz.

– Podpisaliśmy porozumienie z Zakładem Gospodarowania Nieruchomościami na Mokotowie i Śródmieściu, dzięki czemu dług został rozłożony na raty – mówi.

Z powodu utraty płynności finansowej Karta z miesięcznym opóźnieniem wypłaca pensje 19 zatrudnionym na etacie pracownikom. – Ponieważ mamy też kilkunastu współpracowników, same miesięczne koszty ZUS wynoszą ok. 100 tys. zł. – mówi Agnieszka Gleb. – We wrześniu mieliśmy blisko 400 tys. zł zadłużenia w ZUS. Dzięki podpisaniu porozumienia zostało rozłożone na raty – dodaje.

Po wrześniowym apelu Karcie udało się zebrać 280 tys. zł. – To pozwoliło na zapłacenie rozłożonych na raty zobowiązań wobec ZUS – mówi Zbigniew Gluza.

– Mamy przed sobą poważne zadania. Przy załamaniu finansowym nie da się ich zrealizować – stwierdza.

Projektowy system powoduje, że dług Karty narasta – mówi Agnieszka Gleb. – Nie da się z pieniędzy projektowych utrzymać całości ośrodka. Mamy do czynienia ze zjawiskiem rolowania długu. Gdy przychodzi nowy projekt, spłacamy stare długi. Aby skończyć stary projekt, musimy zacząć nowy. W pewnym momencie nie możemy już wziąć następnego, a mamy do zakończenia stare – dodaje.

Karta współpracuje z fundacją Akademia Organizacji Obywatelskich, która przeprowadziła w ośrodku audyt i wydała rekomendacje.

– Musimy zmniejszyć straty na działalności odpłatnej, przyjrzeć się sprawom pracowniczym, wprowadzić system kontroli realizacji zadań. Podczas kolejnego etapu mamy przygotować plan naprawczy – mówi Gleb.

– Niestety, biznes nie dostrzega potencjału w Karcie – mówi Kotapska. – Działy ESG w firmach nie doceniają roli historii. Sadzenie drzewek – tak, historia w ujęciu społecznym z reguły nie cieszy się żadnym zainteresowaniem.

Media, historycy,

FUNDACJE NA POMOC

– To bardzo smutne, że władze publiczne odmówiły wsparcia Karcie, gdy znalazła się w trudnej sytuacji finansowej – mówi Aleksander Smolar, publicysta, działacz polityczny, prezes Fundacji Batorego w latach 1991–2020. – Karta ma wielkie zasługi. Mimo polaryzacji sceny politycznej i ogromnej roli propagandowej polityki historycznej udało jej się uniknąć skrajności i zachować dystans do każdej ze stron sporu politycznego. Główna zaleta Karty polega na codziennej systematycznej pracy, gromadzeniu świadectw i archiwów, a nie na spektakularnych działaniach – dodaje.

W jego ocenie Karta nie powinna wykazywać się wstrzemięźliwością w wywieraniu presji na władze publiczne w celu udzielenia jej pomocy. – Warto zorganizować spotkanie na najwyższym szczeblu w ministerstwie kultury z przyjaciółmi Karty, aby uświadomić wagę i niebezpieczeństwo powstałej sytuacji dla kultury historycznej i zastanowić się, jak zapewnić ośrodkowi wsparcie w normalnych czasach – mówi Aleksander Smolar.

Jego zdaniem Karta powinna zwrócić się o pomoc do Fundacji Batorego. – Niekoniecznie o bezpośrednie wsparcie. Dzięki kontaktom Fundacja Karta mogłaby szukać wsparcia np. Fundacji Sorosa, Forda czy Rockefellera – radzi.

Aleksander Smolar uważa, że Karcie mogliby też pomóc wybitni historycy z duszą aktywistów. – Można zwrócić się do nich o zwięzłą ocenę znaczenia Karty dla polskiej historii i kultury. Fundacja Batorego ze swoją tradycją organizacji debat mogłaby zorganizować debatę poświęconą dorobkowi Karty oraz budowaniu kultury politycznej i historycznej Polski. Wreszcie wyobrażam sobie inicjatywę czołowych mediów opiniotwórczych: „Rzeczpospolitej”, „Gazety Wyborczej”, „Tygodnika Powszechnego”, które doceniają znaczenie Ośrodka. Na przykład wspólne wystąpienie, które uruchomi wyobraźnię prywatnych osób wrażliwych na sprawy historii i pozwoli docenić wartość takich organizacji jak Karta – proponuje Aleksander Smolar.

O kłopotach Ośrodka Karta chcieliśmy porozmawiać z reprezentantami Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Na przesłane kwestie po kilku dniach odpowiedziało nam na piśmie centrum informacyjne tego resortu, przypominając, że na lata 2019–2026 Karta dostała łącznie 2 270 tys. złotych. – We wrześniu odbyło się spotkanie przedstawicieli MKiDN, m.st. Warszawy, podmiotów wcześniej zaangażowanych w ratowanie Karty z Radą Fundacji Ośrodka Karta. Strony zgodziły się, że opracowanie i wdrożenie strategii naprawczej musi poprzedzić głęboka reforma Fundacji, w tym modelu jej zarządzania, która przełoży się na podjęcie aktywnych działań mających na celu ograniczenie wzrostu posiadanych długów. Po ustabilizowaniu sytuacji w Fundacji i wprowadzeniu przez nią strategicznych zmian podejmowane będą dalsze kroki – podkreśla resort kultury.

Wniosek? Operacja się udała, pacjent odchodzi.

***

Ten tekst Jana Fusieckiego pochodzi z magazynu "Press"  wydanie nr 11-12/2024. Teraz udostępniliśmy go do przeczytania w całości dla najaktywniejszych Czytelników.

„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.

Czytaj też: Nowy „Press”: Andrzej Andrysiak, XYZ Nawackiego, była naczelna „Pisma” i odbudowa Trójki

Press

Jan Fusiecki

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.