Współpracownik Łukaszenki ma biuro w siedzibie Agory. Koncern twierdzi, że nic nie wie
"Po agresji Rosji na Ukrainę, spółka Moszeńskiego otworzyła oddział w Warszawie. Mieści się on w budynku spółki Agora" – ujawniono w materiale "Superwizjera" TVN 24 (fot. materiały prasowe)
W Agorze zapewniają, że nic nie wiedzą o tym, by Aleksandr Moszeński, bliski współpracownik białoruskiego dyktatora Aleksandra Łukaszenki, wynajmował u nich biuro, co ujawnił niedawno "Superwizjer" TVN 24. Sprawdziliśmy. Agora wynajmuje biuro firmie nadzorowanej przez Janę Moszeńską, 29-letnią córkę Aleksandra. Firma działa m.in. w celu omijania sankcji nałożonych przez Zachód na Białoruś i Rosję.
Aleksandr Moszeński jest białoruskim oligarchą, o którym niezależni białoruscy dziennikarze od dawna informują, że należy do ścisłego, wewnętrznego kręgu współpracowników białoruskiego dyktatora Aleksandra Łukaszenki. Moszeński nazywany jest "portfelem Łukaszenki" i "rybnym królem", bo w zamian za zgodę dyktatora na prowadzenie przez niego biznesów wspiera, finansuje białoruski reżim i inwestycje, które są potrzebne Łukaszence. Sam jest jednym z najbogatszych przedsiębiorców na Białorusi. Działa na rynku spożywczym, należy do niego m.in. firma Santa Bremor, która kupuje ryby na Islandii, przetwarza je i sprzedaje m.in. na Białorusi i w Rosji, gdzie Santa Bremor jest dobrze znaną i popularną marką.
Biuro Moszeńskiego w siedzibie Agory
TVN 24 w programie "Superwizjer" 26 października wyemitował reportaż "Człowiek Łukaszenki w Warszawie", którego autor Bertold Kittel ujawnił, że Aleksandr Moszeński od trzech lat, nie niepokojony przez nikogo regularnie spędza przedłużone weekendy w Warszawie. Z materiału wynika też, że Moszeński miał zostać objęty zachodnimi sankcjami już w 2012 roku, ale białoruski reżim w czerwcu 2012 roku kolejny raz aresztował korespondenta "Gazety Wyborczej", mieszkającego w Grodnie Andrzeja Poczobuta, co miało być reakcją na groźby wpisania na listę sankcyjną Aleksandra Moszyńskiego. Ostatecznie Moszeński nie został objęty sankcjami, a Poczobut odzyskał wtedy wolność (obecnie odsiaduje ośmioletni wyrok w białoruskim łagrze).
Czytaj też: Reakcje po odejściu Roberta Mazurka z RMF FM. Chrabota: "Od początku tam nie pasował"
W materiale "Superwizjera" TVN 24 Kittel ujawnił również, że Aleksandr Moszeński ma w Warszawie biuro. "Po agresji Rosji na Ukrainę, spółka Moszeńskiego otworzyła oddział w Warszawie. Mieści się on w budynku spółki Agora, która od kilku lat wynajmuje biura na wolnym rynku" – wybrzmiewa w materiale "Człowiek Łukaszenki w Warszawie". Następnie widać, jak Bertold Kittel wchodzi do głównej siedziby Agory przy ul. Czerskiej w Warszawie. Spotyka się tam z kobietą, która potwierdza, że jest z firmy Santa Trade. Kittel prosi ją o pomoc w zorganizowaniu spotkania z Moszeńskim w siedzibie jego firmy. Kobieta mówiąca z rosyjskim akcentem odpowiada, że Moszeński rzadko bywa w biurze. "Czasami przyjeżdża wieczorem. I tyle" – zapewnia pracownica Santa Trade.
Oligarcha w rozmowie z Kittelem zapewnił, że jego firma nie prowadzi interesów w Polsce. Pytany, dlaczego więc ma tu swoje biuro, odpowiedział: "Bo w Warszawie jest lotnisko. Biuro jest dlatego, żeby robić część pracy marketingowej (...) A po drugie, z Białorusi teraz gdzie polecisz? A z Warszawy można dokąd chcesz".
Agora: "Żaden z najemców nie jest na liście sankcyjnej"
Pytamy biuro prasowe Agory, jak doszło do tego, że białoruski oligarcha, bliski współpracownik Łukaszenki mógł wynająć biuro w siedzibie tego koncernu medialnego. Zamiast odpowiedzi na to i kilka innych wysłanych pytań, rzeczniczka prasowa Agory Anna Marucha przysyła maila, w którym zaznacza, że "na liście najemców powierzchni biurowych w budynku Czerska 8/10 nie występuje żadna firma, w której danych KRS pojawia się nazwisko Aleksandra Moszeńskiego. Nie mamy informacji, aby jakkolwiek był on powiązany z którymś z najemców". Marucha dodaje: "Żaden z najemców powierzchni biurowej w budynku Czerska 8/10 nie znajduje się na liście sankcyjnej, co jest sprawdzane za każdym razem przed podpisaniem umowy najmu".
Czytaj też: Onet: Telewizja Republika przez sześć lat otrzymała prawie 9 mln zł od Polskiej Fundacji Narodowej
Aleksandr Moszeński nie jest objęty sankcjami, bo uchronili go przed tym m.in. politycy z Islandii, gdzie prowadzi intratne interesy. Z danych KRS wynika jednak, że przy ul. Czerskiej 8/10, czyli w centrali Agory, siedzibę ma firma Santa Trade sp. z o.o., oddział w Polsce. Jako jej podstawową działalność podano: "Sprzedaż detaliczna ryb, skorupiaków i mięczaków prowadzona w wyspecjalizowanych sklepach".
Jak wynika z Litewskiego Katalogu Przedsiębiorstw, polski oddział Santa Trade należy do litewskiej firmy Santa Trade UAB. Została ona założona ponad 8 lat temu i zajmuje się przeładunkiem ryb oraz owoców morza w litewskim porcie w Kłajpedzie, a potem wysyłaniem ich na Białoruś. Kieruje nią Robertas Vansevičius. Do maja 2022 roku Santa Trade UAB należała do białoruskiej firmy Moszeńskiego Santa Bremor.
W 2023 roku dziennikarze z litewskich mediów publicznych LRT, islandzkiego tygodnika "Heimildin" i Białoruskiego Centrum Śledczego przeprowadzili międzynarodowe śledztwo, które ujawniło, że w maju 2022 roku, po inwazji Rosji na Ukrainę, zmienił się udziałowiec litewskiej spółki Santa Trade. "Cypryjska spółka Newride Services Limited przejęła wszystkie udziały od białoruskiej spółki Santa Bremor. Kilka dni po rozpoczęciu wojny udziałowcem Newride Services Limited została córka Moszeńskiego, Jana Moszeńska" – czytamy w artykule podsumowującym międzynarodowe śledztwo dziennikarskie, opublikowanym w języku angielskim m.in. w serwisie internetowym publicznego nadawcy na Litwie Lrt.lt. Jego autorzy dodają, że od lipca 2023 roku roku Jana Moszeńska bezpośrednio zarządza litewską spółką Santa Trade, której – przypomnijmy – polski oddział wynajmuje biuro w siedzibie Agory. Dzięki tym pozornym zmianom właścicielskim Moszeński może obchodzić sankcje nałożone na Białoruś i Rosję, a także oszczędzać na podatkach na Litwie.
Wynajmujący z dostępem do dziennikarskich materiałów?
Dziennikarze należącej do Agory "Gazety Wyborczej" zapewniają, że nie wiedzieli o tym, że pracują w budynku, gdzie biuro ma firma oligarchy ze ścisłego otoczenia Aleksandra Łukaszenki. Większość godzi się na rozmowę tylko pod warunkiem zachowania anonimowości. Jeden z dziennikarzy "GW" przypomina, że w budynku Agory działają czołowe polskie media, a dziennikarze przechowują tam swoje materiały. – Wynajmujący powierzchnie na biura dostają wejściówki i praktycznie wszędzie mają dostęp przez całą dobę, mogą tam nawet nocować. W nocy tam raczej nikogo nie ma, więc mogą robić, co chcą – mówi nasz rozmówca.
Czytaj też: Były dziennikarz Telewizji Polskiej Mariusz Pietrasik prezenterem wPolsce24
Portal Gazeta.pl, należący do Agory – powołując się na ustalenia TVN 24, że Moszeński ma biuro swojej firmy w Warszawie – nie poinformował, że mieści się ono w tej samej siedzibie, co jej redakcja.
Wojciech Czuchnowski, dziennikarz "GW", wskazuje, że jeżeli pracownicy Agory nie zorientowali się, komu wynajmują biuro, powinny ich o tym ostrzec służby kontrwywiadowcze. – Zapewne było tak, że przyszli ludzie od Moszeńskiego, podpisali umowę, zapłacili pieniądze i nikt ich nie sprawdzał, bo nazwiska oligarchy nie było w dokumentach. Jednak jego działania i jego ludzi w Polsce powinny być obserwowane przez polskie służby i to one powinny ostrzec Agorę, kto chce wynająć biura w jej siedzibie – uważa Czuchnowski.
Czytaj też: Nowy „Press” – Katarzyna Kasia, Solorz, odejścia szefów RMF, a także TVP PiS Bis
(MAK, 04.11.2024)