Prokuratura: Tomasz Lis nie był mobberem. "Styl zarządzania z lat 90."
W ocenie prokuratury Tomasz Lis zarządzał redakcją "Newsweeka" w sposób władczy, ale nie dopuścił się mobbingu (fot. Piotr Nowak/PAP)
"Tomasz Lis nie był mobberem. Był szefem, którego styl zarządzania zatrzymał się w latach 90." - uznała prokuratura, umarzając dochodzenie w sprawie zachowań byłego redaktora naczelnego "Newsweek Polska”.
Jak poinformował wczoraj portal Wirtualna Polska, wątek naruszenia nietykalności cielesnej dwóch współpracowniczek został umorzony z powodu przedawnienia karalności czynu.
Portal donosi, że prokuratura obszernie opisała przykłady nagannych zachowań byłego naczelnego "Newsweek Polska". Jedna z poszkodowanych kobiet zeznała, że Tomasz Lis miał pójść za nią przyspieszonym krokiem, złapać za twarz, przycisnąć do ściany i pocałować w policzek. Mimo że kobieta próbowała się wyrwać. Inny świadek zeznał, że były naczelny "Newsweeka" podjął próbę pocałowania kobiety w usta, jednak ta zdołała się przed tym uchylić. W materiałach prokuratorskich pojawiają się też relacje o tym, że były szef tygodnika miał dotykać włosów jednej z kobiet wbrew jej woli. Innej włożył palce przez dziury w jej spodniach na wysokości ud.
Prokuratura uznała, że zachowanie Tomasza Lisa wobec współpracujących z nim osób nie może zostać ocenione inaczej niż w kategorii naruszenia nietykalności cielesnej. A tego przestępstwa po upływie roku ścigać już nie można.
Śledczy badali też zachowania Tomasz Lisa w kontekście łamania praw pracowniczych. Zaznaczyli, że większość przesłuchanych dziennikarzy stwierdziła, iż takie zachowania naczelnego, jak opowiadanie homofobicznych i nieprzyzwoitych dowcipów, straszenie utratą pracy, trzymanie nóg na stole, tworzenie nieprzyjemnej atmosfery, mogły nosić znamiona mobbingu. W konkluzji prokuratura stwierdziła jednak, że mobbingiem nie były.
"Tomasz Lis nie był mobberem” - napisała prokuratorka Edyta Dudzińska, podpisana pod umorzeniem sprawy. "Był szefem, którego styl zarządzania zatrzymał się w latach 90. - jego grubiańskie zachowania, dowcipy z seksualnym podtekstem, straszenie utratą pracy, władczy styl zarządzania, budziły coraz większy sprzeciw podległych mu osób”. I dalej: "Do redakcji »Newsweeka« przychodzić zaczęli również ludzie młodzi, wychowani w nowoczesnym społeczeństwie, którzy zupełnie nie rozumieli, że model zarządzania naczelnego »Newsweeka« był kiedyś standardem w mediach i oceniali go jako nieakceptowalny".
Tomasz Lis stracił stanowisko redaktora naczelnego "Newsweek Polska" w maju 2022 roku. Wydawca tygodnika - Ringier Axel Springer Polska (RASP) - nie poinformował oficjalnie o przyczynach rozstania. Miesiąc później Wirtualna Polska opublikowała tekst zatytułowany "Płakałam, miałam ataki paniki”, w którym pojawiły się relacje pracowników "Newsweek Polska”, które miały świadczyć o rzekomym mobbingu w tej redakcji.
Tomasz Lis w reakcji na wczorajszy tekst Wirtualnej Polski napisał na platformie X, że to nic innego jak kolejna próba przykrycia nieprawdy, którą "rozsiewali na mój temat przez 2 lata". "Nie potwierdziły się żadne ze stawianych mi dwa lata temu zarzutów. 1. Nie było, tak jak mówiłem od początku, żadnego molestowania seksualnego. 2. Nie było, jak od początku mówiłem, żadnego mobbingu" - ocenił były redaktor naczelny "Newsweek Polska".
I dalej: "Z tekstu opartego podobno na dokumentach śledztwa, do których nie miałem dostępu, wynika, że mogłem się podobno dopuścić naruszenia czyjejś nietykalności cielesnej, choć i temu stanowczo i kategorycznie zaprzeczam. Na koniec, prokuratura, choć miała na zbadanie sprawy dwa lata, umorzyła sprawę, choć mogła mi przez te 2 lata postawić zarzuty. Państwo z WP nie mieli racji, fałszywie mnie oskarżyli, a dziś nie potrafią się z tym pogodzić i znowu próbują mnie linczować. Z dziennikarstwem to nie ma nic wspólnego. To tylko upokarzający dla nich akt kapitulacji" - oznajmił Tomasz Lis.
(JF, 23.05.2024)