Lokalne media w czasie kampanii nie poprawiły znacząco zasięgów. Ale lepiej będzie wiosną
Żniwa przyjdą w czasie wyborów samorządowych. – Zdarzyło nam się, że ruch całkowicie zablokował serwery – mówi jeden z wydawców (fot. Canva/PAR)
Wybory parlamentarne nie poprawiły znacząco wyników zasięgowych ani finansowych wydawców lokalnych. Tym razem były tylko przetarciem przed wyborami samorządowymi, które odbędą się wiosną przyszłego roku.
W okołowyborczym okresie – obejmującym ostatnie dni kampanii, dzień wyborów i pierwsze dni, w których aktualizowano wyniki – część lokalnych wydawców nie odczuła wzrostu liczby odbiorców.
Wybory parlamentarne nie są atrakcyjne
– W okresie wyborczym nie odnotowaliśmy wzrostu ani też spadku wartości parametrów statystycznych strony, podobnie w przypadku liczby osób korzystających z naszego streamingu – mówi "Presserwisowi" Rafał Kurowski, redaktor naczelny górnośląskiego Radia Piekary.
Czytaj też: Radio Maryja już przed Trójką. Wzrosła słuchalność Radia Zet i radiowej Jedynki
Podobnie wielkich zmian nie odnotował "Tygodnik Podhalański" z Zakopanego. – Wybory parlamentarne nie są dla nas tak atrakcyjne. Ale w czasie wyborów samorządowych widzimy ewidentny wzrost sprzedaży i liczby użytkowników serwisu – mówi wydawca tygodnika Jerzy Jurecki.
– To właśnie u nas czytelnicy szukają informacji o lokalnych kandydatach czy wyników ze swoich komisji wyborczych – mówi z kolei Andrzej Andrysiak, wydawca "Gazety Radomszczańskiej" i szef Stowarzyszenia Gazet Lokalnych. I przyznaje – w przeciwieństwie do kolegów – że w tegorocznych wyborach parlamentarnych portal jego gazety odnotował wzrost. – Było to nawet do 20 proc. więcej ruchu, zwłaszcza w poniedziałek i wtorek bezpośrednio po wyborach – mówi.
"Żniwa" w czasie wyborów samorządowych
Regularny wzrost w okresie wyborów samorządowych potwierdza Tomasz Kuriata, wydawca serwisów Doba i internetowego radia Doba w rejonie Dzierżoniowa na Dolnym Śląsku. – Jednak nie jestem w stanie podać dokładnych statystyk – mówi. Bazuje jednak na danych finansowych. – Na dziewięć dni przed wyborami postanowiłem wyłączyć wszystkie tzw. zewnętrzne reklamy w serwisach – te które pochodzą od zewnętrznych dostawców, m.in. od Google – a lokalnym kandydatom powiedzieliśmy, że jeżeli chcą się reklamować w naszych serwisach, muszą wykupić regularne banery czy rectangle. I właśnie po wynikach finansowych i czasie, w jakim wyświetlały się te reklamy, widzę, że to było bardzo dobre posunięcie – mówi Kuriata w rozmowie z "Presserwisem".
Czytaj też: 78 proc. Polaków uważa, że kampanie profrekwencyjne zachęciły ich do udziału w wyborach
Wszystkie reklamy zewnętrzne wróciły natychmiast po zakończeniu ciszy wyborczej. – Muszę to samo powtórzyć wiosną, przed wyborami samorządowymi – podkreśla Kuriata.
Wydawcy lokalnych mediów są jednak zgodni, że prawdziwe "żniwa" mają w czasie wyborów samorządowych. – Zdarzyło nam się, że ruch całkowicie zablokował serwery, ale wiem, że podobne problemy miewali też wydawcy ogólnopolscy – mówi Tomasz Kuriata. – Na szczęście teraz rozwiązania techniczne i serwery w chmurach są bardziej tolerancyjne dla dużych obciążeń – dodaje.
Czytaj też: "Nigdy was nie zapomnimy". Kowalczyk kreśli ranking propagandystów "Wiadomości" TVP
(PAR, 13.11.2023)