Temat: prasa

Dział: WARSZTAT

Dodano: Listopad 11, 2023

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Media bez granic. O czytaniu w obcych językach bez ich znajomości. Warsztat Piotra Zielińskiego

Warto znać języki obce, ale już nie trzeba. Wystarczy jeden klik na stronie zagranicznych mediów, by czytać je w dowolnym języku. Także polskim (fot. Pixabay.com)

Jeśli nie akceptujesz poziomu polskich mediów, czytaj w obcych językach. Nawet jeśli ich nie znasz.

***

Ten tekst Piotra Zielińskiego pochodzi z archiwalnego wydania magazynu "Press" – nr 09-10/2023. Teraz udostępniamy go do przeczytania w całości dla najaktywniejszych Czytelników. Przyjemnej lektury!

***

Konrad Godlewski napisał w lipcu na swoim Facebooku: „Lata temu z serwisu informacyjnego można się mniej więcej było zorientować co się dzieje w Polsce i na świecie danego dnia, dziś »serwis informacyjny« np. w Tok FM to jakieś dwa, trzy newsy kompletnie od czapy. /…/ Fejsbuk, który kiedyś pozwalał zobaczyć świat mediów z drugiej strony, przefiltrowany przez wrażliwość znajomych, stał się reklamowo-clickbaitowym rzygiem, w którym pożyteczne posty są wyjątkiem, a nie zasadą. /…/ Media miały ułatwiać zrozumienie świata, ale coraz więcej czasu kosztuje filtrowanie sensu z oceanu bezsensu. /…/ Świat rozpada się na kawałki i osobne narracje, coraz mniej konsensusu widać. Pora iść pobiegać”.

Na co Mariusz Ziomecki odpowiedział: „Warto znać języki obce. Za niewielką opłatą można wykupić dostęp do wciąż doskonałych mediów amerykańskich, francuskich, niemieckich czy szwajcarskich. Szczególnie polecam Reuters, »The New York Times«, Bloomberg, AFP, »The Financial Times«, »Frankfurter Allgemeine Zeitung« czy »Neue Zuercher Zeitung«”.

Ziomecki ma rację i jej nie ma. Warto znać języki obce, ale już nie trzeba. Wystarczy jeden klik na stronie zagranicznych mediów, by czytać je w dowolnym języku. Także polskim.

NAJPIERW CZTERY JĘZYKI

Dynamiczny rozwój systemów tłumaczeniowych, dziś coraz częściej wspieranych sztuczną inteligencją, sprawił, że nie ma już bariery językowej, z jaką mierzyli się czytelnicy i dziennikarze jeszcze kilkanaście lat temu.

Paula McLeod, była reporterka „Los Angeles Times”, na łamach serwisu Poynter Institute dzieliła się w 2005 roku wskazówkami związanymi z dziennikarską pracą w języku obcym. Z nieukrywanym entuzjazmem wskazywała serwis Dictionary.com, który „tłumaczy całe zdania, a nawet akapity” z języka angielskiego na różne języki obce. „Żałuję, że nie miałam tego narzędzia w 1994 roku podczas przygotowywania reportażu dla hiszpańskojęzycznego »Timesa«. Chociaż mam praktyczną znajomość języka hiszpańskiego, nie jest to mój ojczysty język. Wtedy słownik musiałam mieć zawsze przy sobie. Zaoszczędziłabym czas dzięki tej stronie, po prostu wycinając i wklejając słowo lub interesujący mnie fragment z języka hiszpańskiego do tłumacza” – pisała.

McLeod nie mogła skorzystać z tłumacza Google’a, który w następnych latach zdominował rynek. Powstał rok później, w 2006. Od tego czasu stał się jednym z najpopularniejszych narzędzi do tłumaczenia tekstu w internecie.

Elżbieta Różalska z Google Polska wyjaśnia: – Na początku obsługiwał tylko cztery języki: angielski, arabski, chiński i rosyjski. Dzisiaj jest ich ponad 130. Oprócz najbardziej popularnych Google Translate zna na przykład język telugu, którym w Indiach posługuje się 70 milionów osób, czy język fryzyjski, w którym porozumiewa się około 700 tysięcy mieszkańców Holandii, Niemiec i Danii. Niedawno dodaliśmy nowe pakiety językowe, między innymi: baskijski, hawajski, hmong, jidysz, korsykański, kurdyjski, luksemburski, łacinę, sundajski i zulu.

Agnieszka Żądło, dziennikarka i reporterka „Newsweek Polska”, zajmująca się tematami śledczymi i społecznymi, przyznaje, że z rozwiązania Google’a w swojej pracy korzysta często w trakcie dziennikarskiego researchu. – Tłumaczenie całych stron internetowych jest bardzo proste. Wystarczy kliknąć w przeglądarce „przetłumacz na język polski” i język obcy nie stanowi już problemu. To narzędzie może nie jest zbyt dokładne, ale na pewno oszczędza czas i pozwala zrozumieć kontekst. Czasem dla pewności niektóre fragmenty tłumaczę w innych translatorach lub samodzielnie, jeśli nie jestem pewna danego fragmentu – przyznaje Żądło. Obecnie jest w trakcie pisania swojej książki reporterskiej, a dokumentując historię głównego bohatera, często musiała zaglądać na witryny w językach norweskim i arabskim.

– Przy zbieraniu materiałów do książki nie mogłabym za każdym razem prosić wydawnictwa o pomoc profesjonalnego tłumacza. W wielu przypadkach chodzi zresztą o jakieś ogólne wyobrażenie o sprawie, a nie zbieranie dokładnych danych wymagających profesjonalnego tłumaczenia. Podobnie w pracy dla macierzystej redakcji – przyznaje Agnieszka Żądło.

By skorzystać ze zmiany języka i automatycznego tłumaczenia stron w przeglądarce Chrome, nie trzeba instalować dodatkowych rozszerzeń. No, chyba że chcemy to zrobić (wystarczy wpisać wówczas w wyszukiwarce frazę „google translate addon”, by przejść do witryny z rozszerzeniem gotowym do instalacji w przeglądarce).

Natomiast jeśli wejdziemy na stronę napisaną w języku, którego nie znamy, z prawej strony paska adresu witryny internetowej wyświetli się nam automatyczne powiadomienie oraz ikona tłumacza (kwadrat z literką G), a pod nią okno z wyborem tłumaczenia (z prawej język polski, z lewej język witryny internetowej). Po wejściu na stronę np. koreańskiego dziennika wyświetli się więc wybór pomiędzy koreańskim a polskim. Wystarczy wówczas kliknąć „polski”, a Chrome błyskawicznie przetłumaczy nam całą stronę internetową.

Google informuje w swoim centrum pomocy, że jeśli opcja ta nie zadziała, należy odświeżyć witrynę (ponownie wciskając enter w pasek z adresem strony internetowej). Jeśli to nie pomoże, należy kliknąć prawym przyciskiem w dowolnym miejscu strony i wybrać opcję „Przetłumacz na język (...)”. Należy jednak przy tym pamiętać, by kursor skierowany był nie na fragment tekstu, ale puste miejsce na witrynie internetowej. Inaczej przetłumaczy wybrany fragment tekstu lub tylko dane słowo. Chcąc z kolei np. przetłumaczyć tylko lead czytanego materiału, powinniśmy zaznaczyć go, a następnie kierując kursor na zaznaczony fragment, kliknąć lewym przyciskiem myszy i wybrać opcję „przetłumacz zaznaczony fragment na (np.) język polski”. Tłumaczenie wyświetli się nam wtedy jako tekst w dodatkowym okienku w górnym fragmencie strony internetowej.

POJAWIŁY SIĘ BŁĘDY

O ocenę poprawności tłumaczeń Google’a poprosiliśmy poliglotę Piotra Kruka, który biegle posługuje się językami: angielskim, niemieckim, chorwackim, serbskim, rosyjskim, włoskim i hiszpańskim. Jest autorem książek „Język obcy w 6 miesięcy” i „Języki obce w karierze polskich prezesów, dyplomatów i mistrzów świata” oraz współtwórcą językowej aplikacji LingoDay. Spośród tekstów do analizy wybraliśmy artykuł dotyczący wojny w Ukrainie („Tužna istina je da se Putin priprema za još veći rat”, tłum. „Smutna prawda jest taka, że Putin przygotowuje się do jeszcze większej wojny”) z chorwackiego serwisu informacyjnego Index.hr, czyli jednej z najczęściej odwiedzanych witryn internetowych w Chorwacji. A także materiał opublikowany w serwisie internetowym niemieckiego „Frankfurter Allgemeine Zeitung” i hiszpańskim dzienniku „El País”.

– Tłumaczenia stworzone przez Google Translate są bardzo dobre. Można powiedzieć, że w 80 procentach są poprawne, a na pewno w 100 procentach zrozumiałe. Dla kogoś, kto nie zna języka, tłumaczenia te oddają treść informacji. Nie mogą jednak jako takie służyć w całości jako cytat i bez stylistycznej korekty być publikowane w mediach. W każdym z analizowanych tekstów pojawiły się bowiem błędy, czasami znaczące, jednak głównie spowodowane charakterystycznymi dla danego języka konstrukcjami gramatycznymi, niewystępującymi w języku polskim. Nie ma to jednak wpływu na zrozumienie treści tych tekstów – mówi Kruk.

Dobrze, choć nie perfekcyjnie, tłumacz Google’a poradził sobie z artykułem po chorwacku. „Na razie Zachód pozostaje zjednoczony we wspieraniu Kijowa, przepływem nowoczesnej broni i pieniędzy wspierających wysiłki wojenne Ukrainy. Wreszcie bunt zaaranżowany przez szefa najemników Wagnera Jewgienija Prigożyna i widoczne walki wewnętrzne wśród wyższych dowódców wojskowych Rosji podsycają nadzieje, że kremlowska machina wojenna się załamie”.

– Zamiast sformułowania „przepływ broni” powinno się raczej mówić o „dostawie” lub „napływie”. Kolejny błąd to odmiana wynikająca z wcześniejszego fragmentu, powinno być „pieniędzmi wspierając wysiłki wojenne”. Nieadekwatne jest też określenie „szefa najemników Wagnera”, polskie media stosują raczej określenie „szefa Grupy Wagnera” – wymienia Piotr Kruk.

Dwa pozostałe teksty to artykuł o płonącym frachtowcu Fremantle Highway u wybrzeży Holandii, opublikowany w serwisie internetowym niemieckiego „Frankfurter Allgemeine Zeitung” („Das wirkt dann wie ein Brandbeschleuniger”), oraz tekst publicystyczny Josefiny Maestu, koordynatorki w Biurze Narodów Zjednoczonych, która w hiszpańskim dzienniku „El País” pisała o suszy i deficycie opadów wynikających z cech klimatu („La sequía es dramática”, tłum. „Susza jest dramatyczna”).

Lead w tekście hiszpańskiej publicystki w jej ojczystym języku brzmiał: „Los datos son tremendos pero nos hemos obstinado durante lustros en mantener cómo usamos el agua y ha llegado el momento de abordar una reducción del consumo de recursos hídricos en la economía” i został przetłumaczony automatycznie jako: „Dane są ogromne, ale przez dziesięciolecia wytrwaliśmy w utrzymaniu sposobu, w jaki korzystamy z wody, i nadszedł czas, aby zająć się zmniejszeniem zużycia zasobów wodnych w gospodarce” (zapis oryginalny – przyp. red.).

Jak wskazuje Piotr Kruk, polskie tłumaczenie co prawda oddaje właściwą treść, nie jest jednak dobrze sformułowane. Translator nie wyłapał np. skrótu myślowego zastosowanego przez autorkę. Zdaniem poligloty prawidłowo przetłumaczony fragment mógłby brzmieć: „Dane są ogromne, ale przez dziesięciolecia upieraliśmy się co do sposobu, w jaki korzystamy z wody, i nadszedł czas, aby zredukować zużycie zasobów wodnych w gospodarce”.

Podobne błędy pojawiały się w kolejnym materiale. Początek artykułu z niemieckiego dziennika „FAZ” został przetłumaczony następująco: „Przyczyna pożaru na Fremantle Highway nie jest jeszcze znana, ale fakt, że ogień na frachtowcu samochodowym rozprzestrzenił się błyskawicznie i załoga nie mogła go powstrzymać, wynika prawdopodobnie z faktu, że statek załadował samochody elektryczne. Jednak statki generalnie nie są w ogóle wyposażone na szczególne niebezpieczeństwo stwarzane przez baterie – ponieważ nie zostało to jeszcze zdefiniowane jako takie”.

Wśród błędów w wyżej wymienionym fragmencie można byłoby wskazać np. zwrot „statek załadował samochody elektryczne” (był załadowany pojazdami elektrycznymi). Dodatkowo niewłaściwie napisane jest zdanie „jednak statki generalnie nie są w ogóle wyposażone na szczególne niebezpieczeństwo stwarzane przez baterie”. Powinno brzmieć np. „statki z reguły nie są wyposażone na wypadek wyjątkowego zagrożenia spowodowanego przez baterie”, czy jak w ostatniej części leadu „nie zostały w ogóle jako takie zdefiniowane” (a nie: „ponieważ nie zostało to jeszcze zdefiniowane jako takie”).

ROLA AI

Dla osób chcących skorzystać z opcji automatycznych tłumaczeń stron internetowych Chrome nie jest jedynym rozwiązaniem. Podobne oferuje chociażby Microsoft w swojej przeglądarce Edge, która korzysta z rozwiązania Microsoft Translator. Działa analogicznie jak Google Translate. Jeśli otworzymy stronę napisaną w innym języku niż preferowane w ustawieniach, przeglądarka automatycznie wyświetli monit o jej tłumaczenie. Swojego tłumacza ma przeglądarka Safari (Apple). W Firefoxie opcja ta nie jest wbudowana automatycznie, by korzystać z tłumaczeń, trzeba pobrać i zainstalować odpowiedni dodatek (możemy go znaleźć poprzez wyszukiwarkę na stronie addons.mozilla.org, np. wpisując „translator”, wówczas wyświetli nam się lista dostępnych rozszerzeń do tej przeglądarki).

To jednak przeglądarka Google’a zdominowała rynek. Według Statcounter Global Stats w Polsce korzysta z niej 69 proc., a na świecie ponad 63 proc. internautów. Chcąc czytać zagraniczne strony internetowe, możemy tłumacza Google’a poprawić, ściągając dodatkowe rozszerzenia.

Jeśli chcemy dostosować przeglądarkę Chrome pod własne wymagania, możemy dodać do niej rozszerzenia z Chrome Web Store (chrome.google.com). Wystarczy otworzyć stronę, znaleźć i wybrać interesujące nas rozszerzenie (tylko po wpisaniu hasła „translator” pokazuje się lista kilkudziesięciu aplikacji), a następnie kliknąć opcję „dodaj do Chrome”. Niektóre rozszerzenia powiadomią nas, jeśli potrzebują określonych uprawnień lub dostępu do danych. By je zatwierdzić, należy kliknąć „Dodaj rozszerzenie”.

Google pozwala też w Chromie instalować rozszerzenia konkurencji, które znajdziemy w Chrome Web Store, np. dodatek DeepL Translator. Użytkownicy tego tłumacza oceniają tłumaczony tekst jako dokładniejszy i bardziej zaawansowany stylistycznie niż tłumacz Google’a (wspiera 27 języków). Aplikacja w bezpłatnej wersji pozwala jednak tłumaczyć fragmenty. Jeśli chcielibyśmy korzystać z funkcji tłumaczenia całych stron internetowych, powinniśmy wykupić abonament DeepL Pro (dostępne są trzy pakiety, za 7,50; 25 i 50 euro miesięcznie).

Wśród popularnych rozszerzeń jest także ImTranslator (można przetłumaczyć całą stronę internetową lub użyć wyskakującego dymku, by przetłumaczyć pojedyncze słowo lub kilka zdań po ich zaznaczeniu). Wśród innych polecanych aplikacji, jakie możemy zainstalować w swoich przeglądarkach, jest Lingvanex (otwiera się w formie dodatkowego okna, a poza standardowymi opcjami tłumaczenia posiada również m.in. funkcję zamiany tekstu na mowę, dzięki czemu można usłyszeć, jak powinna brzmieć wymowa danego słowa w języku obcym), czy pozostałe rozszerzenia, które działają na podobnej zasadzie: Mate Translate, Quick Translator, Reverso Context, Rememberry, TransOver, XTranslate.

Nawet lingwista Piotr Kruk korzysta z dodatkowych bezpłatnych rozszerzeń.

– Jednym z najlepszych rozszerzeń, jakie znam, jest Reverso Context. To internetowy słownik, moim zdaniem inny niż wszystkie. Doskonale radzi sobie z tłumaczeniem nie tylko pojedynczych wyrazów, ale nawet całych fraz. Możemy przetłumaczyć konkretne pytanie lub pełne wyrażenie, a następnie sprawdzić jego poprawną wymowę poprzez umieszczony obok syntezator mowy. Pod tym względem radzi sobie doskonale. Korzystam z niego od wielu lat i nigdy nie miałem wątpliwości, czy wymawia dane wyrażenie prawidłowo. Zawsze było poprawnie, i to w ponad 25 językach, również tak egzotycznych jak koreański, perski czy tajski. Nie mówiąc o tych najbardziej powszechnych, jak angielski, hiszpański czy niemiecki – mówi Piotr Kruk, który jest również współtwórcą aplikacji i rozszerzenia LingoDay do Chrome. Ta aplikacja pozwala tłumaczyć frazy i słowa z obcojęzycznych tekstów, a te warte zapamiętania zapisywać jako fiszki, które przesyłane są do aplikacji na nasz telefon komórkowy, co wspiera np. naukę języków obcych.

Jak dodaje Piotr Kruk, w kwestii tłumaczeń w najbliższym czasie coraz większą rolę zacznie odgrywać sztuczna inteligencja. – Dzięki ChatGPT od OpenAI czy Barda od Google’a w kilka sekund możemy nie tylko przetłumaczyć cały artykuł z dowolnego języka świata na polski, ale również samemu zlecić tłumaczenie własnego tekstu na każdy język, jaki przyjdzie nam do głowy. Testowałem to wielokrotnie i tylko czasami znajdowałem błędy wynikające z inaczej sformułowanych zwrotów. Prawidłowy szyk w zdaniu, a także trudne konstrukcje gramatyczne mogą być jednak nadal wyzwaniem dla sztucznej inteligencji – przestrzega Kruk.

SZUKAJ LEPIEJ

Z opcji automatycznych tłumaczeń w przeglądarkach w trakcie swojej pracy wielokrotnie korzystał Robert Socha, dziennikarz, prawnik, konsultant i były szkoleniowiec Google News Lab. Dla niego jako byłego dziennikarza śledczego (w 2008 roku był nominowany do nagrody Grand Press w kategorii Reportaż telewizyjny – przyp. red.) wiąże się to jednak z umiejętnością korzystania z zaawansowanych funkcji wyszukiwarek.

Tłumaczy to na przykładzie. – Załóżmy, że szukam informacji na temat określonej osoby lub firmy w Rumunii. Jak to zrobić z Polski? Algorytm będzie nas trzymał raczej w Polsce, do tego nie znamy języka rumuńskiego. Oczywiście możemy kogoś wynająć w Rumunii. Pewnie będzie to skuteczne, ale drogie. Tymczasem korzystając z zaawansowanych ustawień wyszukiwarki, możemy zdefiniować obszar poszukiwań.

Po wejściu na główną stronę wyszukiwarki Google.com w dolnej prawej części ekranu wybieramy „Ustawienia”, klikamy „Szukanie zaawansowane”, a otworzy nam się podstrona z dodatkowymi elementami, takimi jak wybór kraju, język, typ poszukiwanego pliku itp.

Dodatkowo zaawansowane ustawienia wyszukiwarek pozwalają na zawężanie czasowe zakresu poszukiwań. W przypadku powyższego przykładu mógłbym zawęzić zakres wyszukiwania w Rumunii w języku rumuńskim na przykład do stycznia 2015, bo akurat wtedy wydarzyło się to, co mnie interesuje. Po znalezieniu interesujących nas informacji wykorzystujemy tłumacza. W podobny sposób można pozyskiwać odpisy z rejestrów korporacyjnych, rejestrów nieruchomości lub komercyjnych baz danych w innych krajach. Nawet jeśli interfejs strony jest dostępny tylko w języku lokalnym, można sobie z tym poradzić, automatycznie tłumacząc kolejne odsłony. Niedawno wykonywałem taki research na zlecenie klienta w pewnym europejskim kraju – opowiada Socha.

Możliwości zaawansowanego researchu i czytania jakościowych tekstów publikowanych w mediach nawet z najodleglejszych miejsc Socha promował także jako szkoleniowiec Google’a w redakcjach. – Jedna z lokalnych redakcji wykorzystała to potem w praktyce. Kiedy polska reprezentacja szykowała się na towarzyski mecz w Norwegii, krótko przed meczem polscy dziennikarze, korzystając z opcji automatycznych tłumaczeń oraz innych zaawansowanych ustawień wyszukiwarki, sprawdzili, co norweskie media piszą na temat zbliżającego się meczu. Przygotowali na ten temat rozbudowaną publikację w języku polskim. Dziś możliwość solidnego researchu w obcych językach czy wykorzystanie narzędzi mocno wspierających dziennikarską pracę jest w zasięgu ręki każdego z nas – przekonuje Socha.

Tak jak teksty wszystkich dziennikarzy na świecie, niezależnie w jakim języku piszą i skąd pochodzą.

***

„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.

Czytaj też: Nowy "Press": Terlikowski o parciu na szkło, misja Schwertnera, Celiński, Soros i Karp

Press

Piotr Zieliński

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.