Kafka Jaworska o Tofifest 2023: Zamknięta, ciemna sala kinowa to uczta
Kafka Jaworska: Od zeszłego roku mamy taką politykę, że nie prezentujemy na festiwalu produkcji oraz koprodukcji rosyjskich, mimo że jest to piękne kino z niezwykłym dziedzictwem, stwierdziliśmy, że nie będziemy prezentować tej kultury - to nasz ukłon w stronę Ukrainy (fot. mat.pras.)
- Nie można przejść obojętnie obok hitów filmowych, które ukształtowały historię kina. Oczywiście dobór najzwyczajniej w świecie wynika również z mojego gustu – mówi nam Katarzyna Kafka Jaworska, dyrektorka Międzynarodowego Festiwalu Filmowego TOFIFEST, na kilka dni przed startem 21. edycji festiwalu.
Katarzyna Jaworska jest dyrektorką MFF Tofifest od 20 lat. W tym czasie od małego festiwalu toruńskie wydarzenie przerodziło się w istotnym lokalny przegląd filmowy, który przedstawia fanom zarówno polskie, jak i zagraniczne produkcje.
Jak wygląda organizacja festiwalu kulturalnego w środku pandemii, a teraz wojny?
Pandemia i wojna mocno dotknęły strefę kultury. Podsumowując te ciężkie lata, mogę stwierdzić, że najciężej było nam podczas trzeciej fali koronawirusa. Wówczas festiwal został zaplanowany na październik. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, natomiast kolejny skok liczby zachorowań pokrzyżował nasze plany. Na szczęście byliśmy przygotowani na każdy scenariusz. Musieliśmy odwołać wielkie gale, niektórzy artyści się rozchorowali, jednak wszystkie filmowe projekcje stacjonarne udało nam się zrealizować. Wtedy też podjęliśmy decyzję, aby część filmów festiwalowych była dostępna w internecie, co było historyczną zmianą, nie tylko dla nas, ale dla wielu innych festiwali filmowych.
Dla części odbiorców festiwal w internecie wystarczył?
Dwa lata temu udało nam się zorganizować festiwal w pełni stacjonarnie, bez żadnych ograniczeń, jednak i tak zostawiliśmy w programie projekcje online. Podjęliśmy wtedy dość odważną decyzję, która zresztą zostanie z nami na lata - zmieniliśmy termin festiwalu. Braliśmy pod uwagę to, że pandemia jeszcze z nami zostanie, a wakacje to czas wychodzenia z pomieszczeń zamkniętych, stąd wziął się przełom czerwca i lipca. Ten rok jest więc pierwszym od dawna, w którym całkowicie zrezygnowaliśmy z kina internetowego. To trochę wynika z mojej wiary w kino, uważam, że nic nie jest w stanie wpłynąć na chłonięcie dzieła, ucztę kinową, jak zamknięta, ciemna sala kinowa, w której później odbywają się spotkania z twórcami filmowymi.
A jak układała się współpraca z partnerami?
Nie mam prawa narzekać na wsparcie naszych partnerów i mecenasów. Mimo tego pandemicznego wyzwania, z którym mierzył się nie tylko sektor kultury, nic się nie zmieniło. Myślę, że jesteśmy w niewielkim gronie szczęśliwców, którym udało się utrzymać świetne stosunki. Ale to też następstwo tego, że jako festiwal jesteśmy bardzo zaufanym partnerem.
Najbliżej współpracujecie z Cinema City, które odczuło pandemię wyjątkowo boleśnie. Zdarza się, że kinomani narzekają, że festiwal jest w multipleksie, a nie w kilku kinach studyjnych?
Cinema City jest jednym z naszych głównych partnerów i bardzo to doceniamy. Jestem przeciwniczką negatywnego szufladkowania: że coś jest bardziej komercyjne albo nie. Uważam, że to kino jest istotne tak samo, jak kina studyjne. Powinniśmy uczestniczyć w kulturze, niezależnie od tego, czy wydarzenie odbywa się w małej, niezależnej galerii, czy w sieci kin.
Czy program festiwalu przewiduje jakiś wątek dotyczący wojny na Ukrainie?
Kino ukraińskie jest obecne na naszym festiwalu od roku 2014, wtedy dużą część programu poświęciliśmy twórczości naszych sąsiadów. W 2019 naszym gościem specjalnym był Oleg Sensov, który miesiąc wcześniej został uwolniony z więzienia. Był to dla nas wielki honor i ponadczasowe wydarzenie. W tym roku ekranizacji ukraińskich nie jest tak dużo, wychodzimy jednak z założenia, że odbiorca festiwalu jest odbiorcą świadomym. Od zeszłego roku mamy taką politykę, że nie prezentujemy na festiwalu produkcji oraz koprodukcji rosyjskich. Mimo że jest to piękne kino z niezwykłym dziedzictwem, stwierdziliśmy, że nie będziemy prezentować tej kultury - to nasz ukłon w stronę Ukrainy.
TofiFest może się pochwalić specyficznym doborem filmów. Są tutaj kultowe horror Wesa Cravena, jest „Powrót do przyszłości”, ale możemy obejrzeć też „Wieloryba” czy premierę dokumentu o dyrygentce Marin Alsop.
Uważam, że festiwal powinien być otwarty na absolutnie wszystkie zjawiska mające miejsce w kinie - pokazujemy klasyki, horrory i debiuty, nie chodzi o rozstrzał, a o wyjście naprzeciw potrzeb widzów. Zależy mi, żeby program Tofifestu był programem środka, nie był hermetyczny. Uważam, że nie można przejść obojętnie obok hitów filmowych, które ukształtowały historię kina. Selekcjonując filmy, szczególną uwagę zwracam na to, żeby były one dla każdego. Oczywiście dobór najzwyczajniej w świecie wynika również z mojego gustu. Wydarzenia kulturalne są i zawsze będą po to, żeby aktywizować jak najszersze grono odbiorców. To ma być wydarzenia dla osób kochających kino i dla tych, które podchodzą do kina z dużą dozą dystansu.
Po przejęciach warszawskich muzeów przez upolitycznionych dyrektorów, CSW w Toruniu wyrasta na jedno z najciekawszych miejsc na mapie polskiej kultury.
Pracowałam w Centrum Sztuki Współczesnej przez wiele lat i odpowiadałam w nim za kino, więc wiem, jak świetnie działa ta przestrzeń. Bardzo się cieszę, że CSW na przestrzeni lat wyrosło na niezwykłą instytucję kulturalną. Mieszkam w Toruniu od 24 lat i kultura była tutaj zawsze obecna. To miasto jest kojarzone turystycznie i to jego wielka zaleta. Nie jest zbyt duże, a jego kompaktowość ułatwia poruszanie się po nim. Toruń nigdy nie miał problemu z tym, żeby przebić się ze swoimi działaniami, mamy wysyp wydarzeń kulturalnych - Festiwal Światła, koncerty Toruńskiej Orkiestry Symfonicznej, wiele wydarzeń teatralnych. Zapraszam na nasz festiwal, do naszego miasta. Toruń to świetnie skomunikowana perełka.
Rozmawiał: Kacper Peresada