Tomasz Kozłowski z "Faktu" wygrał w sądzie z komendantem głównym Policji
- Mój artykuł został napisany w oparciu o prawdziwe źródła i żaden z sądów tego nie zakwestionował na żadnym etapie - podkreśla Tomasz Kozłowski
Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał uniewinniający wyrok sądu I instancji w sprawie z prywatnego oskarżenia komendanta głównego Policji Jarosława Szymczyka przeciwko Tomaszowi Kozłowskiemu z "Faktu". Oskarżenie dotyczyło publikacji Kozłowskiego o sprawie Igora Stachowiaka z maja 2018 roku.
Tekst zatytułowany "Skandal. Szef Policji kłamał", zapowiadany na okładce wydania nagłówkiem "Szef Policji kłamie", ukazał się 25 maja 2018 roku. Dziennikarz pisał w nim, że "Fakt" ma dowody na to, że komendant Szymczyk wiedział o tragedii, jaka rozegrała się dwa lata wcześniej we wrocławskim komisariacie.
Igor Stachowiak został omyłkowo zatrzymany na wrocławskim rynku 15 maja 2016 roku. Policjanci wzięli go za zbiegłego dilera narkotyków. Na komisariacie mężczyzna miał być duszony i rażony prądem z policyjnych taserów. W wyniku obrażeń i niewydolności krążeniowo-oddechowej zmarł. Ówczesny rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar stwierdził, że zachowanie policjantów stanowiło rażące naruszenie praw obywatelskich. Wrocławski Sąd Okręgowy skazał nieprawomocnie w 2019 roku czterech biorących udział w zajściu policjantów na kary więzienia.
Tomasz Kozłowski w swoim tekście na łamach "Faktu" pisał, że Jarosław Szymczyk wiedział o sprawie Stachowiaka już kilka dni po tragedii - co wynikało z podpisanych dokumentów. Pytał w mailu do biura prasowego KGP w czasie przygotowywania materiału, dlaczego rok później komendant główny "przekonywał, że o niczym nie wiedział".
Po publikacji Jarosław Szymczyk złożył sądzie prywatny akt oskarżenia z artykułu 212 k.k., zarzucając Kozłowskiemu działanie "w celu poniżenia w oczach opinii publicznej organu – Komendanta Głównego Policji oraz podważenia zaufania niezbędnego do wykonywania piastowanej funkcji przez Jarosława Szymczyka".
Sąd I instancji uznał, że Kozłowski nie miał wpływu na tytuł artykułu, do którego odnosiły się zarzuty. O jego ostatecznym kształcie zadecydowało kolegium redakcyjne, które odbyło się bez obecności dziennikarza. Według sądu Kozłowskiemu nie można było zarzucić przekroczenia granic krytyki prasowej. Sąd podkreślił również, że Kozłowski przygotował swoją publikację, dochowując należytej staranności.
Decyzję I instancji podtrzymał warszawski Sąd Apelacyjny, wydając 27 lutego wyrok uniewinniający i nakazując Komendantowi Głównemu Policji zapłatę kosztów postępowania odwoławczego.
- Mam satysfakcję z tego wyroku, zwłaszcza że proces ciągnął się prawie pięć lat - mówi "Presserwisowi" Tomasz Kozłowski. - Cieszę się, że sądy obu instancji odrzuciły zarzuty, jakie stawiał mi komendant główny Policji w prywatnym akcie oskarżenia. Na salach sądowych słyszałem wiele nieprawdziwych słów na swój temat, wygłaszanych m.in. przez świadków oskarżenia. Ale najważniejsze, że na podstawie dowodów sądy obu instancji uznały, że nie jestem winny poniżenia komendanta głównego Policji oraz podważenia jego zaufania. Mój artykuł, który zaskarżył komendant Szymczyk, został napisany w oparciu o prawdziwe źródła i żaden z sądów tego nie zakwestionował na żadnym etapie.
(PAR, 02.03.2023)