Kariera Klarenbacha w TVP nie dziwi, a "afera chorobowa" to w sumie drobiazg
„Zaczyna pomału dryfować. Czuje, że jego czas się kończy” – komentowali internauci na Wirtualnej Polsce (screen: YouTube/Forum Media2)
Klarenbacha chwalą za jedno: nie jest hipokrytą. Nie udaje dziennikarza, godzi się ze statusem propagandzisty. Ostatnio jednak internauci na Wirtualnej Polsce komentowali: „Pan dziennikarz zdaje się wyłapał zmieniający się wiatr, już wie, że zmieni się władza i zaczyna inaczej mówić”.
Trwa „Minęła 20”, flagowy program publicystyczny w narodowej TVP Info. 20 lipca br. w studiu siedzą politycy sejmowych ugrupowań. Gdy mowa jest o przyczynach szalejącej inflacji w Polsce, prowadzący Adrian Klarenbach łapie się za głowę, puka dłonią w czoło i wypomina posłom, w tym Prawa i Sprawiedliwości: – To, jak ładowaliście te pieniądze w rynek, żywą gotówkę, było wiadomo i każde dziecko wiedziało, że będzie inflacja!
Cztery dni później, również w programie „Minęła 20”, Klarenbach zaatakował polityka Solidarnej Polski Janusza Kowalskiego. Gdy ten nazwał przewodniczącą Komisji Europejskiej „najbardziej prorosyjską polityk”, Klarenbach stwierdził, że „nie kto inny a posłowie Zjednoczonej Prawicy w Parlamencie Europejskim podnosili rękę za Ursulą von der Leyen”.
Internauci na Wirtualnej Polsce komentowali: „Pan dziennikarz zdaje się wyłapał zmieniający się wiatr, już wie, że zmieni się władza i zaczyna inaczej mówić”, „Zaczyna pomału dryfować. Czuje, że jego czas się kończy”.
– Zachwycać się dziennikarzem, że powiedział prawdę? Wręcz absurdalne. Może za dużo na słońcu przebywał w czasie urlopu? A może ma już pracę w Polsacie – zastanawia się Jan Piński, dziennikarz, od czerwca do października 2009 roku dyrektor Agencji Informacji TVP. To wtedy po raz pierwszy spotkał się z Klarenbachem. – Sprawiał wrażenie kogoś niedowartościowanego. Pamiętam, jak przyszedł do mnie, bo chciał podwyżkę. Zażartowałem wtedy, że jak pójdzie do McDonald’s i znajdzie kogoś, kto go rozpozna, to możemy pomyśleć… – wspomina Piński. – Podwyżki nie dostał – dodaje.
Wie, skąd wieje
Pochodzi z Przemyśla. W dzieciństwie podobno marzył o zostaniu aktorem. Do dziś – jak twierdzi – uwielbia teatr i dobre filmy. Jest absolwentem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. W 1995 roku związał się z Telewizją Polską. W wywiadzie dla TVP Info w 2012 roku twierdził, że warsztatu uczył się od najlepszych. „Pamiętam jak dziś Karola Małcużyńskiego, Manna i Maternę, którzy odgrywali ogromną rolę w moim życiu. Pamiętam Irenę Dziedzic, Jana Suzina, Edytę Wojtczak, Kamila Durczoka”.
Czytaj tu: Adrian Klarenbach przeniesiony z TVP Info do TVP 3
Zaczynał od przeglądów prasy w „Kawie czy herbacie” w TVP 1. Przez dwa lata prowadził nawet ten program. W parze m.in. z Magdą Mołek, Iwoną Schymallą czy Anną Pawłowską.
– Zupełnie go nie pamiętam. „Kawę czy herbatę” prowadzili w tamtych czasach dziennikarze z najwyższej półki. Klarenbach raczej do nich nie należał. Pojawił się raczej przypadkowo i na dość krótko – wspomina jeden z byłych dziennikarzy „Kawy...”.
Był także prowadzącym rolniczej „Agrolinii”. Tam poznała go Joanna Warecha, wówczas prowadząca programy o tematyce rolnej. – Specjalistyczna tematyka i mniejsze niż w innych redakcjach pieniądze sprawiały, że trafiały tu osoby, dla których rolnictwo było pasją. Adrian był dość przypadkową osobą, ale był sprawny antenowo, więc cieszyliśmy się, że ktoś taki będzie z nami pracował – niechętnie wraca do wspomnień Warecha.
I dodaje: – Nie miał przygotowania merytorycznego, ale miał sprawność antenową i potrafił umiejętnie ukrywać niedociągnięcia merytoryczne. Podczepiał się pod ostatnie zdanie rozmówcy i sprawiał wrażenie, że wie, o czym mówi – opowiada była dziennikarka redakcji rolnej w TVP.
W 2007 roku Klarenbach związał się z nowym kanałem informacyjnym publicznego nadawcy – TVP Info. Wspomina były dziennikarz tej stacji: – To były czasy niezwykle burzliwe, pierwszych rządów PiS i wielkich afer. Adrian prowadził serwisy informacyjne. Był sprawny warsztatowo, choć to nie typ intelektualisty, ale miał dużą wiedzę ogólną, co pozwalało mu bez problemu prowadzić rozmowy na różne tematy. Szybko stał się jedną z czołowych twarzy TVP Info.
Dobrych wspomnień o Adrianie Klarenbachu nie ma inny były dziennikarz i wydawca TVP Info Sławomir Matczak. – Egocentryk kochający pieniądze. O ile na przykład prowadząca razem z Klarenbachem programy Edyta Lewandowska podczas tragedii pociągu pod Szczekocinami potrafiła sama przyjechać do studia w środku nocy, by pomóc w pracy, to nie przypominam sobie żadnej podobnej sytuacji w przypadku Adriana. Wszystko przeliczał na korzyści osobiste – opowiada Matczak.
Matczak wspomina, że będąc wydawcą serwisów prowadzonych przez Klarenbacha, starał się, by ten nigdy nie komentował nic od siebie. – Jego uwagi często były infantylne. Był tylko sprawnym prowadzącym. Miewał pretensje, że ktoś źle napisał zapowiedź materiału, którą on miał odczytać. Wiecznie niezadowolony – dodaje.
Zdaniem Matczaka Klarenbach zawsze płynął z nurtem. – Doskonale wiedział, skąd wieje wiatr i jak się ustawić. To nie był ktoś, kto zapraszał danego polityka, by zadać mu trudne pytania. Wolał się nie narażać. Politycy lubili do niego przychodzić, bo najczęściej wychodzili zadowoleni.
W 2009 roku kariera Klarenbacha po raz pierwszy zawisła na włosku. Za sprawą Jana Pińskiego, który pojawił się na placu Powstańców Warszawy – gdzie powstają programy informacyjne TVP – jako dyrektor Agencji Informacji. – Wpisałem go na listę do zwolnień grupowych, bo spiskował przeciwko mnie. Jasno deklarowałem, że nie chcę uprawiać polityki. A on chciał, by do TVP wróciła ekipa PiS, która rządziła tam wcześniej – wspomina Piński. W obronie Klarenbacha stanęły jednak związki zawodowe, w tym Solidarność. Ogłoszono nawet pogotowie strajkowe. – Prosili, bym go nie zwalniał, bo ma dużo dzieci na utrzymaniu – opowiada Piński.
Ostatecznie w październiku 2009 roku, kiedy Piński przestał kierować Agencją Informacji TVP, Klarenbacha i część osób skreślono z list do zwolnienia. – Ekipa PiS wróciła do TVP, bo Jarosław Kaczyński zawiązał koalicję z Włodzimierzem Czarzastym – wyjaśnia Jan Piński.
– Klarenbach zawsze miał dobre kontakty z politykami niemal wszystkich partii. Zarówno Platformy, lewicy, jak i PSL. Był ulubieńcem Mariana Zalewskiego, który zasiadał w zarządzie w czasach, gdy prezesem był Juliusz Braun – opowiada były pracownik TVP.
W 2011 roku, choć szefową TVP Info była jego znajoma z redakcji rolnej Joanna Warecha, Klarenbach został odsunięty od prowadzenia poranków TVP Info. – Jego styl był nie do zaakceptowania. Siermiężny. Rubaszny. Momentami prymitywny. Miał dobry głos, więc został przesunięty do prowadzenia serwisów – wspomina Warecha. – Jak to przyjął? – Był rozczarowany, bo myślał, że skoro wcześniej razem pracowaliśmy, to zgodzę się na bylejakość – odpowiada była szefowa serwisów TVP Info.
To wtedy w obronie Klarenbacha miał interweniować Szewach Weiss, były ambasador Izraela w Polsce, który nazywał dziennikarza swoim wielkim przyjacielem. – Adrian potrafił dosyć szybko skracać dystans. Podobnie wypowiadał się o nim choćby polityk PSL Marek Sawicki – dodaje Joanna Warecha.
Latem 2013 roku Klarenbach przestał prowadzić także serwisy informacyjne TVP Info. Wraz z nim odsunięci zostali Edyta Lewandowska, Danuta Holecka i Małgorzata Żochowska. „Chodziło o odświeżenie formuły i wizerunku stacji informacyjnej” – tłumaczył wówczas Jacek Rakowiecki, rzecznik prasowy TVP. „Firma absolutnie nie chce się z nimi rozstawać. W najbliższych dniach dostaną propozycje innych zajęć w TAI” – zapewniał rzecznik TVP.
Klarenbach został wydawcą i prowadzącym program „Puls Polski”, na który składały się materiały przygotowywane przez dziennikarzy z regionalnych ośrodków Telewizji Polskiej. – Widać było, że czuje się odstawiony na boczny tor. Nie przykładał się w ogóle do pracy. Zero zaangażowania. Materiały musiały za niego zamawiać kierowniczki produkcji – opowiada Kinga Dobrzyńska, która wówczas program nadzorowała. Tego okresu współpracy z Klarenbachem nie wspomina najlepiej. – Gburowaty i arogancki. Kto z nim rozmawiał, miał czuć się gorszy, ocierało się to o słowną przemoc – wspomina dziennikarka.
Odsunięcie od prowadzenia serwisów było początkiem większych kłopotów. Klarenbach stał się bohaterem „afery chorobowej”. Od kwietnia 2010 do lutego 2011 Klarenbachowi zdarzało się pracować, będąc na zwolnieniu lekarskim. Sprawa wyszła na jaw, gdy jedna z pracownic działu kadr TVP przypadkowo zobaczyła program, który prowadził Adrian Klarenbach, a kilka godzin wcześniej trzymała w dłoni dostarczone przez niego zwolnienie lekarskie. „Przez lata w TVP działał taki system: dziennikarz brał przez pierwsze pół miesiąca maksymalnie dużo dyżurów, a w drugiej szedł na zwolnienie lekarskie i brał zasiłek napompowany w pierwszej połowie miesiąca. Niektórzy brali i zasiłek, i dyżury, kiedy byli na zwolnieniu” – opisywała w 2019 roku „Gazeta Wyborcza”. Zasiłek wypłacany był z kasy TVP.
Gdy w czerwcu 2013 roku raport pokontrolny trafił na biurka nowego szefa TVP Info Tomasza Syguta oraz powołanego akurat na dyrektora Telewizyjnej Agencji Informacyjnej Tomasza Sandaka, wybuchła afera, która doprowadziła do zwolnień w Telewizji Polskiej. Adrian Klarenbach stracił pracę i został zobowiązany do zwrócenia całej pobranej kwoty. Jak donosiły media – chodziło o 87 tys. zł. Z oficjalnego oświadczenia TVP, jakie już po powrocie Klarenbacha przesłano „Gazecie Wyborczej”, wynika, że zarówno on, jak i pozostali zamieszani w proceder, zwrócili nienależnie pobrane zasiłki.
Jan Piński takim obrotem sprawy jest zdziwiony. – Dziwi mnie, że przyłapany na przestępstwie wrócił do Telewizji Polskiej. Przecież on okradał swojego pracodawcę – stwierdza były dyrektor Agencji Informacji TVP, który pod koniec stycznia 2022 roku poświęcił Klarenbachowi jeden z odcinków swojego cyklu na kanale YouTube.
Piński przyznaje, że jedno, czego nie można zarzucić Klarenbachowi, to hipokryzja. – Jest wielu propagandzistów typu Magdalena Ogórek, Michał Adamczyk, Jarosław Olechowski, którzy próbują usprawiedliwiać jakoś to, co robią. Przekonują, że przecież każda ekipa w Telewizji Polskiej uprawiała propagandę. Klarenbach do tej grupy nie należy. Nie widzę u niego takiego zadęcia. Ma do tego dystans. Wie, w co wdepnął, i godzi się ze statusem propagandzisty – opowiada były dyrektor Agencji Informacji TVP.
Zdaniem Pińskiego dla Klarenbacha najważniejsze są pieniądze. – Dobrobyt osobisty zależy od utrzymania się PiS przy władzy. Każdy miesiąc rządów PiS to dziesiątki tysięcy złotych. Adrian Klarenbach jest jednym z beneficjentów programu „koryto plus” – mówił Piński w swym cyklu na kanale YouTubie.
Wujek dobra rada
Wyrzucony z TVP Adrian Klarenbach jesienią 2014 roku rozpoczął współpracę z niszową Tele 5. Był gospodarzem talk-show „Bez pardonu”, w którym częstym gościem został polityk Janusz Korwin-Mikke. Nadawca, promując program, głosił, że to „Koniec bojkotu Janusza Korwin-Mikkego przez polskie media!”. Część mediów nie zapraszała go wtedy do swoich programów, po tym jak w lipcu 2013 roku spoliczkował Michała Boniego.
Dr Mirosław Oczkoś, specjalista do spraw wizerunku, który był gościem w Tele 5, wspomina: – Widać było, że Klarenbach miał żal do ekipy, która go wyrzuciła z Telewizji Polskiej. Czuł się tym osobiście dotknięty.
Klarenbach nie poprzestał na rozmowach z Korwin-Mikkem w telewizyjnym studiu. W 2015 roku został jego doradcą w kampanii prezydenckiej. Sprawę opisał w 2018 roku portal NaTemat.pl. Klarenbach miał mieć status niezależnego od partii spin doktora lidera partii Korwin. NaTemat.pl opublikował zdjęcie, na którym widać dziennikarza w busie z logo sztabu polityka. „Był z nim między innymi w Krakowie, w Gdańsku, Malborku, Iławie. Jeździł po całym kraju. Przygotowywał też Korwina do debaty prezydenckiej z Pawłem Kukizem, w której Korwin mocno zaatakował w sprawie ordynacji wyborczej” – donosił portal, powołując się na osobę znającą kulisy kampanii. Współpracy nie zaprzeczał też Janusz Korwin-Mikke. „Znam Adriana Klarenbacha. Nie był związany formalnie z naszą partią, nie był sztabowcem, ale był naszym sympatykiem. Czasami służył dobrą radą” – skomentował. Potem przyznał wprost, że Klarenbach pomagał mu w kampanii. „Doradzał mi” – mówił dziennikarzowi NaTemat.
Przerywał 19 razy
Po zwycięskich dla Prawa i Sprawiedliwości wyborach wraz z pojawieniem się Jacka Kurskiego na stanowisku prezesa do TVP wraca też Adrian Klarenbach. 12 stycznia 2016 roku poprowadził po raz pierwszy program „Minęła 20”. Zdaniem Mirosława Oczkosia Klarenbach musiał wkupić się w nowe towarzystwo. – On nie był ich. To nie był Michał Rachoń, który przychodził z TV Republika, czy Klaudiusz Pobudzin z Telewizji Trwam. Klarenbach nie był z tego rozdania. Dlatego musiał być nawet bardziej radykalny – uważa wykładowca SGH, specjalista do spraw wizerunku.
Przykłady można mnożyć. W lipcu 2016 roku Jan Rulewski, wówczas senator Platformy Obywatelskiej, w skardze do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji zarzucił Klarenbachowi, że prowadząc 4 czerwca 2016 roku program „Minęła 20”, pełnił funkcję sekundanta, a nie gospodarza. TVP przyznała, że dziennikarz uległ emocjom. Krajowa Rada stwierdziła, że Adrian Klarenbach kilkakrotnie przerywał Janowi Rulewskiemu i nie dopuszczał go do wyrażenia pełnej opinii, a we własnych wypowiedziach popierał poglądy przedstawiane przez drugiego gościa – byłego opozycjonistę – Ryszarda Majdzika, któremu nie przerywał nawet wtedy, gdy ten mówił o chęci wsadzenia Jana Rulewskiego do więzienia.
W maju 2022 roku Rada Etyki Mediów uznała, że Adrian Klerenbach, prowadząc 18 marca program „Forum” w TVP Info, naruszył zasady obiektywizmu i uczciwości Karty etycznej mediów. Zdaniem senatora Kazimierza Kleiny z Platformy Obywatelskiej, który złożył skargę, Klarenbach utrudniał mu swobodną wypowiedź przez „nieustanne dygresje i wchodzenie w słowo”. Rada przyznała mu rację. I wyliczyła, że dziennikarz przerywał politykowi opozycji aż 19 razy. A dwóm politykom z koalicji rządzącej w sumie tylko dziewięć razy. Rada Etyki Mediów policzyła też, że aż 31 proc. czasu programu zajęły wypowiedzi samego prowadzącego. Wśród nich takie zdania jak: „Muszę pana zmartwić: Ochojska pisze bzdury wyrwane nie wiadomo skąd”, „A inflacja skąd się wzięła? Nie róbmy ludziom wody z mózgu. Ceny poszły diametralnie w górę”.
W styczniu 2019 roku Klarenbach przepraszał za swoje słowa wypowiedziane w czasie programu „Woronicza 17”. Dotyczyły one zmarłego tragicznie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. „Mówiąc o śmierci, mówimy też o życiu. Co niektórzy powiedzieliby: jakie życie, taka śmierć. Jaka śmierć, takie życie. Być może to jest odważna teza. Jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć po tym mijającym tygodniu? Tym pytaniem rozpoczniemy naszą dyskusję” – zaczął Klarenbach. Potem w czasie rozmowy z politykami stwierdził: „Niedługo powiemy, że Adamowicz był pierwszy na Księżycu”. „Skandaliczne słowa to mało powiedziane” – komentowali internauci na Twitterze. Po kilku godzinach, korzystając z Twittera, Klarenbach przeprosił „wszystkich tych, którzy odczytali słowa jako haniebne”. „Nie były one ani celowe, ani intencyjne. Ś.P. żył szybko z ludźmi i odszedł z ludźmi. To chciałem powiedzieć. Jeżeli źle dobrałem słowa, raz jeszcze przepraszam” – kajał się. Ale nie wszyscy dali się nabrać. Dziennikarz Jerzy Skoczylas ironizował: „Chłopie, nie przepraszaj, nie masz za co! Świetnie dobrałeś słowa. Tak świetnie, że jeżeli ktoś w ogóle zapamięta to, że zużywałeś tlen na tej planecie, to właśnie za te słowa”. Zaś poseł i były dziennikarz Tomasz Zimoch uznał: „Wybrał Pan tchórzliwą formę przeprosin. Jeśli cokolwiek dotarło do Pana z Gdańska, to niech Pan przeprosi za haniebne słowa”.
Klarenbach przepraszał także kilka miesięcy później. Po tym, jak w kwietniu 2019 roku zasłynął wpisem na Twitterze, w którym zwrócił się do ówczesnego ministra spraw wewnętrznych słowami: „Odwal się Pan”. Odpowiadał w ten sposób na wpisy szefa MSW, który krytykował inscenizację polegającą m.in. na biciu kijami i podpaleniu kukły Judasza, stylizowanej na kukłę Żyda. Miało to miejsce podczas wielkopiątkowych uroczystości w podkarpackim Pruchniku. Bicie kukły przedstawiającej Żyda zostało odebrane na świecie jako przejaw antysemityzmu. Skrytykował je także polski episkopat. „Nie znam tradycji zachodniopomorskiej, ale Panie Joachimie Brudziński, odwal się Pan od podkarpackiej. Judasz był żydem, chyba że chcesz Pan zmieniać historię. Strażacy nie mają wątpliwości, a u Pana takowe skąd?” – napisał na Twitterze. Półtorej godziny później przepraszał. „Ja szczerze, tak od serca. Tradycja dla mnie rzecz święta. Ale widzę, że politykę ktoś mi idzie uprawiać. A na to się nie godzę, Panie Joachimie Brudziński, przepraszam za zwrot »...się Pan«, bo widzę, że mi tu tałatajstwo biznes polityczny idzie robić” – napisał. Po tym incydencie przez kilka dni nie pojawiał się na antenie TVP Info.
Tuż za pole position
Głośno o Klarenbachu zrobiło się także przed wyborami samorządowymi w 2018 roku. A to za sprawą jego żony, Lucyny Klein-Klarenbach, która postanowiła ubiegać się o mandat radnej w stołecznej dzielnicy Wawer, startując z list Prawa i Sprawiedliwości.
„Klarenbach to znane nazwisko, które na pewno pomoże w sukcesie. Jesteśmy zadowoleni, że mamy na listach takie osoby jak pani Lucyna” – mówił wówczas Wirtualnej Polsce warszawski działacz PiS.
Rozpoznawalność męża jednak nie pomogła. Żona Klarenbacha uzyskała w wyborach 313 głosów (3,57 proc.) i nie zdobyła mandatu. Zrobiło się o niej ponownie głośno w czerwcu 2020 roku, gdy objęła stanowisko dyrektora zarządu PKP. Adrian Klarenbach bronił żony, podkreślając, że sama pracuje na swoje nazwisko. „Moja żona jest moją żoną, to fakt od 1997 roku. Ale moja żona jest sobą poza domem. Pracuje sama na siebie i swoje nazwisko” – odpowiedział na Twitterze jednemu z internautów. „Kolejny program PiS-u – »rodzina na swoim«, czyli mierni, bierni, ale wierni!” – komentowali użytkownicy Twittera. Ale byli też tacy, którzy bronili dziennikarza i jego żony. „Proszę się nie przejmować. (…) Pan jest najlepszym dziennikarzem i zazdrość ich zżera, że nie mogą Panu podskoczyć. Proszę robić swoje i żona również” – radziła internautka Bogna.
Dziś żona Klarenbacha jest członkinią rady nadzorczej Centrali Zaopatrzenia Hutnictwa – spółki skarbu państwa znajdującej się pod bezpośrednim nadzorem premiera Mateusza Morawieckiego.
W 2020 roku poseł PO Adam Szłapka chciał się dowiedzieć – jak napisał na Facebooku – „ile za szczucie zarabia Danuta Holecka, Michał Rachoń czy Adrian Klarenbach”. TVP odmówiła odpowiedzi, zasłaniając się tajemnicą przedsiębiorstwa. Sprawa trafiła do sądu i, jak mówi dziś poseł Szłapka, wciąż odpowiedzi się nie doczekał. W 2017 roku dziennikarze „Dziennika Gazety Prawnej” ujawnili za to, że na konto Klarenbacha wpływa co miesiąc nieco ponad 30 tys. zł: 4 tys. zł z etatu plus honoraria za prowadzenie programów. Jak udało mi się dowiedzieć w samej TVP, Klarenbach zarabia ok. 35 tys. zł miesięcznie. Do tego trzeba dodać honoraria za prowadzenie audycji w Polskim Radiu: „Komentarza dnia” w Programie I oraz „Rozmów PR24” w Polskim Radiu 24.
Mirosław Oczkoś nie ma wątpliwości, że dziś tacy propagandyści mediów publicznych toczą walkę o życie. – PiS u władzy równa się praca i duża kasa. Więc robią wszystko, by PiS wciąż rządziło – stwierdza.
– Jaki jest wizerunek Klarenbacha? – pytam.
– Układny dziennikarz. Służy w ministerstwie propagandy. I za to musi brać odpowiedzialność. Nie może powiedzieć, że go tam nie było. Może nie stoi na pole position, ale jest w czołówce dziennikarzy tak zwanej dobrej zmiany.
– Pewnie żałuje, że po odejściu Krzysztofa Ziemca z „Wiadomości” to nie on go zastąpił, choć raczej nie z powodów ambicjonalnych, ale dla pieniędzy, które w „Wiadomościach” są największe – mówi mi osoba pracująca przy placu Powstańców Warszawy. Chociaż teraz ustawia się trochę bokiem, cwanie kombinując, że może przetrwa ewentualne zmiany – dodaje nasz rozmówca.
Medioznawca Maciej Myśliwiec nie wyklucza, że Adrian Klarenbach należy do tych dziennikarzy TVP, dla których praca dla przyszłej ekipy kierującej Telewizją Polską nie stanowiłaby wielkiego problemu. – Jeśli pozwala sobie na krytykę polityki PiS jak ostatnio, to zapewne chce pokazać, że nie jest stronniczy. Jednocześnie przykładów temu przeczących nie brakuje. Przyszłość? – Może zostanie rzecznikiem jakiejś partii. Na pewno nie wyobrażam go sobie w mediach. On już dawno przestał być dziennikarzem – podsumowuje były dziennikarz TVP Sławomir Matczak.
***
Tekst Grzegorza Sajóra pochodzi z magazynu „Press”.
„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.
Czytaj też: Nowy "Press": Lachowski o swojej pierwszej wojnie, a także Gugała, Burzyńska, Klarenbach i ekipa Zełenskiego
Grzegorz Sajór