Temat: prasa

Dział: PRASA

Dodano: Luty 28, 2022

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Korespondenci polskich mediów nie wyjeżdżają z Kijowa mimo zagrożenia

Korespondenci polskich mediów w Ukrainie - w obliczu zagrożenia - współpracują ze sobą (fot. archiwum, materiały prasowe, Wojciech Surdziel/Wosu.pl)

Wojciech Bojanowski z TVN, Paweł Pieniążek z "Tygodnika Powszechnego", Mateusz Chłystun z RMF FM, który współpracował też z TVN 24, Zbigniew Parafianowicz z "Dziennika Gazety Prawnej", Piotr Andrusieczko z "Gazety Wyborczej", Jerzy Haszczyński z "Rzeczpospolitej", Patryk Michalski z Wirtualnej Polski i Marcin Wyrwał z Onetu - to tylko kilku najbardziej wyrazistych polskich korespondentów w Ukrainie. Swoich ludzi mają tam też Polsat i Radio Zet. Mimo groźby natarcia na Kijów, nie wyjeżdżają.

"Alarm był w sobotę późnym wieczorem, syreny wyły jakby tuż obok, panowała ponura ciemność – po raz pierwszy rozważałem, czy nie czas na przeniesienie się do schronu. Bomby nie spadły" - napisał Jerzy Haszczyński, przedstawiając sytuację Kijowa i swoją.

Współpraca polskich dziennikarzy

Zbigniew Parafianowicz na pytanie o plany na najbliższe dni, rzuca krótko: - Żeby przeżyć.

Czytaj też: Morderstwa dziennikarzy w Ukrainie. Co jest prawdą, a co fake newsem?

Paweł Pieniążek nie spodziewał się, że tak szybko dojdzie do eskalacji ze strony Putina. Wraca jednak do sytuacji sprzed ośmiu lat i dodaje: - Wtedy było dużo niebezpieczniej, sytuacja była bardziej chaotyczna, wszystko działo się na mniejszym terytorium, było nieprzewidywalne - mówi nam. Czy dzisiaj czuje się bezpieczniej niż w 2014 roku w Donbasie? - Tak, jest spokojniej - ocenia.

Mateusz Chłystun, korespondent RMF FM, sporo czasu oddał też TVN 24, gdzie na bieżąco tłumaczył sytuację. Wczoraj poinformował, że "nie wchodząc w szczegóły", wyjeżdża z Kijowa z matką i dwójką dzieci, które chce bezpiecznie przetransportować do Polski. Być może wróci do ukraińskiej stolicy.

Polscy dziennikarze współpracują ze sobą. Patryk Michalski z WP poruszał się po Ukrainie z Mateuszem Chłystunem, ściśle współpracuje też z Tomaszem Jędruchowem z TVP.  "Tomek to wiarygodne źródło informacji" - chwali Jędruchowa. Na Twitterze nie waha się podawać dalej informacji konkurencji z telewizji publicznej. "Kilkanaście godzin przed ujawnieniem dywersantów w Wasilkowie, którzy podawali się za polskich dziennikarzy, byliśmy w mieście z @tdjedruchow i @MateuszChlystun. Nasze dokumenty zostały sprawdzone przez tajemniczych mężczyzn, którzy podawali się za członków Rady Miasta" - relacjonował Michalski.

"Trzeba opowiedzieć i zinterpretować"

Prof. Jacek Dąbała, medioznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego, zauważa, że praca korespondenta wiąże się z ogromną odpowiedzialnością. - Podana przez nich informacja może przełożyć się na panikę albo na zniszczenie morale strony, która - tak jak w wypadku Ukrainy - jest ofiarą - wyjaśnia. W opinii profesora wielu dziennikarzy mierzy się z dylematem: przekazywać jedynie fakty, czy także je interpretować. - Uważam, że dojrzałe, empatyczne dziennikarstwo musi uwzględniać wpływ, jaki ma na innych - mówi.

Czytaj też: Polskie kanały informacyjne nadają na żywo całą dobę

Z Dąbałą zgadza się Marcin Wyrwał z Onetu, który - w kontekście dezinformacji stosowanej przez Rosjan - uważa, że nie można sobie pozwolić jedynie na przedstawianie faktów. - Trzeba sytuację opowiedzieć i zinterpretować - stwierdza Wyrwał.

Paweł Pieniążek z "Tygodnika Powszechnego" podkreśla, jak ważna jest wiarygodność przekazu korespondenta. Nie wszystkie jednak informacje da się zweryfikować. - Dlatego staram się koncentrować na rzeczach, które sam widziałem. Zwłaszcza na rozmowach z bohaterami, ponieważ od zawsze moje teksty miały antropologiczny charakter - mówi Pieniążek.

W Ukrainie ponad 1000 zagranicznych reporterów

Jacek Dąbała docenia takie podejście: - Korespondent wojenny nie może być nadmiernie emocjonalny, prymitywny w przekazie. Trzeba pamiętać jednak, że oni ryzykują życiem, abyśmy mogli wiedzieć więcej.

Jak informują Reporterzy bez Granic, na terenie Ukrainy przebywa ponad 1000 zagranicznych reporterów. Jeanne Cavelier, szefowa fundacji na Wschodnią Europę i Azję Centralną, podkreśla, że dla Rosji "dziennikarze to cele".

Czytaj też: Media w internecie zdejmują paywalle, by nie ograniczać informacji o wojnie

Według informacji amerykańskiego rządu na Kremlu stworzył listę osób związanych z Ukrainą, które powinny zostać zamordowane albo schwytane, by w ten sposób pokonać "faszystów". Chociaż listy dotąd nie opublikowano, wszystko wskazuje na to, że znajdują się na niej również nazwiska dziennikarzy.

Kacper Peresada

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.