"Gazeta Lubuska" przyznaje się do błędu po zarzutach Szymona Jadczaka
Szymon Jadczak jest dwukrotnym laureatem nagrody Grand Press (screen: YouTube/Kanał Sportowy)
Szymon Jadczak, dziennikarz Wp.pl, zarzucił Januszowi Życzkowskiemu, redaktorowi naczelnemu "Gazety Lubuskiej", kłamstwo i manipulację. Po jego reakcji na Twitterze redakcja przyznała się do popełnienia błędu.
Chodzi o poniedziałkowy artykuł napisany przez Życzkowskiego "Kto? Komu i ile? Polityczna gra sprawą umów i unijnych dotacji". W tekście tym autor zarzucił Jadczakowi, że ten, pisząc swoje teksty dotyczące afery Łukasza Mejzy, współpracował z posłanką Anitą Kucharską-Dziedzic. Życzkowski podawał, że informacje o rzekomych kontaktach Jadczaka i Kucharskiej-Dziedzic przekazał dziennikarz salon24.pl Marcin Dobski. Redaktor naczelny przyznał dzisiaj rano, że potraktował "przekazane przez Pana [Dobskiego przyp. red.] sugestywne wiadomości p. Mielczarka jako twierdzące." Dobski informował jednak jedynie o kontaktach Patryka Milczarka z posłanką, nie wspominał o Jadczaku.
Panie redaktorze @zyczkowski, może pan wskazać, w którym miejscu "przekazałem" taką informację? Przecież to nieprawda!
— Marcin Dobski (@szachmad) December 7, 2021
Chodziło o kontakty pana Mielczarka z posłanką, a pan to źle zinterpretował. pic.twitter.com/0cIbJmxTDk
Jadczak: - Nie znam pani Kucharskiej-Dziedzic, nigdy z nią nie konsultowałem swoich tekstów, a do czasu tej publikacji nawet nie wiedziałem o jej istnieniu, i nie mam pojęcia, skąd Marcin Dobski miałby cokolwiek wiedzieć na temat mojej pracy?
Mejza jest posłem z okręgu lubuskiego i wiceministrem sportu. Pod koniec listopada Wirtualna Polska podała, że założył w przeszłości firmę medyczną, która miała się specjalizować w kosztownym leczeniu nowatorskimi i niesprawdzonymi metodami chorych na raka, alzheimera czy parkinsona. Według portalu interes Mejzy nie wypalił, za to pozostawił po sobie wielu oszukanych pacjentów i ich rodziny.
Jadczak: - Przez tydzień w "Gazecie Lubuskiej" nie pisali o aferze Mejzy, a jak już napisali, to w tekście pomówili dziennikarza, który aferę Mejzy opisał. Nikt z "Gazety lubuskiej" w ogóle się ze mną nie kontaktował, skłamali, a potem napisali, że zaprzeczam ich kłamstwom, i ich zdaniem to sprawę załatwia. Dodam tylko, że wicenaczelnym "Gazety Lubuskiej" jest Marcin Kędryna, były dyrektor biura prasowego w Kancelarii Prezydenta RP, który wiele razy narzekał na rzetelność dziennikarzy. Szkoda, że dziś nie zauważa, co robi jego gazeta.
"Panie red.@SzJadczak oświadczam, że @gazetalubuska przedstawiła informacje, na podstawie wiarygodnych źródeł. Naszą intencją nie było uderzenie w Pana profesjonalizm. Rolą i celem @Polska_Press jest opisywanie i publikowanie materiałów, budzących społeczne zainteresowanie" - włączył się w sprawę Adrian Majchrzak, rzecznik Polska Press Grupa.
Jadczak wczoraj utrzymywał, że nie zamierza domagać się od "Gazety Lubuskiej" sprostowania. - To nie są ludzie, którzy byliby w stanie narazić moje dobra osobiste. To smutna i żałosna historia - podsumowuje.
Dziś okazało się, że "Gazeta Lubuska" ostatecznie opublikowała sprostowanie w pierwotnym artykule, w którym czytamy, że "decyzja o niekontaktowaniu się z Jadczakiem była błędem" ze strony redakcji. "Publikacja w żadnym razie nie miała uderzyć w autora ostatnich głośnych tekstów. Ubolewamy, że Pan redaktor poczuł się nią dotknięty". Redaktorzy zarazem podkreślili, że otwarta krytyka, jaką uprawia Anita Kurska-Dziedziec w stosunku do prezydenta Zielonej Góry "mocno uprawdopodabnia pojawiające się w sieci sugestie".
‼️ Gazeta Lubuska przeprasza, że zamiast rzetelnie zajmować się sprawą Łukasza Mejzy, rozpuszczała fejki na temat dziennikarza, który opisuje tę aferę. https://t.co/eMKMr6ufmk pic.twitter.com/NyrMAYLp3i
— Szymon Jadczak (@SzJadczak) December 7, 2021
(AMS, 07.12.2021)